Wyrok nie mógł być inny, bo tak stanowi Konstytucja; termin nie mógł być inny, bo takie są procedury; Polki protestują, bo nie rozumieją orzeczenia, a TK jest niezależny od polityki. Julia Przyłębska odlatuje w wywiadzie u Karnowskich
Mija już szósty tydzień od wyroku Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej w sprawie aborcji. Wyrok jest nadal nieopublikowany, Trybunał nie sporządził pisemnego uzasadnienia, a przez ulice nadal przetaczają się protesty.
Spekuluje się, że PiS oczekuje od Trybunału pozostawienia furtki dla dalszych prac nad ustawą, które polegałyby na przykład na dopuszczeniu aborcji w przypadku śmiertelnych wad płodu. "Gazeta Wyborcza" podawała, że w tej sprawie istnieją nawet bezpośrednie naciski polityków Prawa i Sprawiedliwości.
To przeciąganie struny wymagało najwyraźniej wyjaśnień uspokajających prawicowy elektorat. W zeszłym tygodniu wpolityce.pl, portal braci Karnowskich powiadomił, że uzasadnienie wyroku z 22 października jest już na ukończeniu. I wbrew pojawiającym się do tej pory pogłoskom nie ma być "łagodniejszy" niż uzasadnienie ustne. 7 grudnia tygodnik "Sieci" (nr 50/2020) opublikował z kolei wywiad z Julią Przyłębską, w którym prezeska opowiada o perypetiach związanych z wyrokiem i uspokaja, że wszystko odbyło się praworządnie, niezawiśle, a kobiety nadal cieszą się w Polsce pełnią praw.
OKO.press wybrało najbardziej absurdalne cytaty.
"Była to decyzja wynikająca z prawa, a nie polityki. Podkreślam: jedyne, co liczy się w tym gmachu, niezawisłym od polityki, odpornym na wszelkie presje i naciski, jest Konstytucja RP, wiedza prawnicza i sumienia sędziów – wszystkich sędziów, bo nie jest to Trybunał Julii Przyłębskiej, ale niezależny Trybunał Konstytucyjny składający się z 15 niezawisłych sędziów" - powiedziała Julia Przyłębska, przyjaciółka Jarosława Kaczyńskiego, prezeska Trybunału, w którym 14 z 15 zasiadających sędziów zostało wybranych przez rządzącą partię, w tym trzech z naruszeniem prawa. By podkreślić, jak bardzo Trybunał jest niezawisły od polityki, zdecydowała się wywiadu udzielić medium, które należy do senatora Grzegorza Biereckiego.
"Nad wnioskiem pochyliło się kilkunastu sędziów. Czynili to z najlepszą wolą prawidłowego odczytania konstytucji. Już w uzasadnieniu ustnym sędzia sprawozdawca podkreślił, że to nie jest decyzja odnosząca się do światopoglądu, ale rozstrzygnięcie czysto prawnicze. Mamy konkretne przepisy konstytucji o ochronie godności człowieka, ochronie życia i sędziowie musieli odpowiedzieć na pytanie, czy ten konkretny przepis ustawy jest z nią zgodny. To było prawnicze rozstrzygnięcie, a nie działanie wynikające z analizy politologicznej czy politycznych kalkulacji", wyjaśnia dalej Julia Przyłębska. Za komentarz do tego, jak bardzo decyzja Trybunału nie odnosi się do światopoglądu, może posłużyć okładkowe zdjęcie "Sieci", na którym prezeska prezentuje naszyjnik z pokaźnym krzyżem.
W OKO.press pisaliśmy o tym, że wyciągnięcie sprawy aborcji miało być dla Jarosława Kaczyńskiego elementem politycznej rozgrywki w koalicji. Polityczne konsekwencje tej decyzji są na tyle poważne, że nawet na prawicy pojawiło się pytanie: dlaczego teraz?
Julia Przyłębska w wywiadzie dzielnie opowiada, że to wszystko bzdury, a TK w swoich pracach nie może oglądać się na naciski polityczne, ani sytuację społeczną. Twarde prawo, ale prawo. Wyciągać aborcję w październiku trzeba było, bo po prostu nastąpił taki czas, że okazało się to konieczne:
Formalnie w TK obowiązuje rozpatrywanie spraw w kolejności ich wpływu, ale od zasady istnieje szereg wyjątków, a także sposobów na jej obejście. W praktyce, w sprawie niecierpiącej zwłoki TK może obsłużyć rząd w tempie ekspresowym. Tak było właśnie w pierwszej połowie 2020 roku, gdy w styczniu premier zwrócił się z prośbą o rozstrzygnięcie rzekomego sporu kompetencyjnego między Sądem Najwyższym, a rządem i Sejmem. Wyrok po swojej myśli otrzymał już w kwietniu.
Dla porównania wniosek o zbadanie zgodności z Konstytucją przesłanki embriopatologicznej leżał w TK od 2017 roku i zdążył się "niechcący przeterminować" w poprzedniej kadencji Sejmu. Odnowiono go jesienią 2019, ale znowu przeleżakował rok, zanim uznano, że nadeszła jego chwila.
Julia Przyłębska odniosła się także do tego, dlaczego pomimo upływających tygodni nie ma pisemnego uzasadnienia orzeczenia. Dla porównania - sądy powszechne mają co do zasady dwa tygodnie na sporządzenie pisemnego uzasadnienia. Również w świetle przepisów dotyczących TK ta zwłoka nie jest bez znaczenia. Art. 108 punkt 3 ustawy o organizacji i trybie postępowania przed Trybunałem Konstytucyjnym stanowi bowiem, że
Trybunał jest obowiązany, nie później niż w ciągu miesiąca od dnia ogłoszenia orzeczenia, sporządzić jego uzasadnienie w formie pisemnej. Uzasadnienie podpisują sędziowie Trybunału, którzy głosowali nad orzeczeniem.
To nie pierwszy raz, gdy TK Julii Przyłębskiej przekracza ustawowy termin. W 2017 na przykład zwlekano z uzasadnieniem do wyroku w sprawie ustawy o zgromadzeniach. Zasłaniano się jednak tym, że pisemne uzasadnienie było gotowe w ciągu miesiąca, opóźniła się jednak sama jego publikacja, która pod reżimem wprowadzonej przez PiS ustawy nie jest już terminowo określona.
Oczywiście, jak przekonuje prezeska TK, i tym razem nie chodzi o żadne kluczenie, czy pertraktacje z politykami. "To jest czas doprecyzowania argumentacji prawniczej. Nie jest to ani wolniej, ani szybciej niż zwykle. Pamiętajmy też, że mamy czas pandemii. Sędziowie i pracownicy również chorują, są kwarantanny" - uspokaja prezeska.
Wiemy już, że wyrok pojawił się wtedy, kiedy musiał. Innej możliwości po prostu nie było. Julia Przyłębska przekonuje też usilnie, że wyrok nie mógł być inny:
Przyłębska powtarza interpretację, że prymat ochrony płodów nad prawami kobiet wynika z konstytucyjnej zasady ochrony życia człowieka. Takiego zapisu tam nie ma, choć do takiego sformułowania artykułu 38 prawica wielokrotnie robiła podchody.
Wielu prawników potwierdzić może za to, że wyrok TK, który zmusza kobiety do donoszenia ciąży, gdy płód nie ma szans na przeżycie lub jest obciążony ciężkimi wadami, stanowi nieludzkie i poniżające traktowanie w świetle Europejskiej Konwencji Praw Człowieka (art. 3), Międzynarodowego Paktu Praw Obywatelskich i Politycznych (art. 7) oraz Konwencji w sprawie zakazu stosowania tortur oraz innego okrutnego, nieludzkiego lub poniżającego traktowania albo karania (art. 2 i art. 16).
Fakt, że ludzie nie zrozumieli sensu wyroku, który zdaniem Przyłębskiej daje kobietom wybór, każe im protestować pod jej oknami. Jest to oczywiście niedopuszczalny zamach na niezawisłość niezależnej sędzi:
Prawdziwie niezależną sędzię można poznać jednak po tym, że atakowana jest przez wszystkich uczestników sporu. Julia Przyłębska wspomina bezpardonowe ataki środowisk prolajfowych, które nie rozumiały, że Trybunał musiał się trzymać swoich ważnych terminów orzeczniczych, co już wyjaśnialiśmy:
"Ataki związane z wnioskiem grupy posłów w sprawie aborcyjnej nie zaczęły się przecież po wyroku. Trwają one od momentu, kiedy pierwszy wniosek w tej sprawie wpłynął do Trybunału. Jednak wtedy demonstrowali przede wszystkim obrońcy życia, którzy – wspominam to ze smutkiem – też nie przebierali w środkach. Porównywano mnie do Hitlera, uważano, że mam krew na rękach, bo w ich ocenie sprawa była rozpoznawana zbyt długo".
Emocje sięgają zenitu, ale właściwie dlaczego? Wiemy już, że niesłusznie, bo wyrok niezawisłych sędziów wydany w niezależnie wyznaczonym terminie przez niezależny i cieszący się ogromnym autorytetem Trybunał Julii Przyłębskiej po prostu nie mógł być inny. Tak stanowi PRAWO. Skąd zatem to powszechne oburzenie i protesty, które popiera większość Polek i Polaków? Okazuje się, że ktoś ich wszystkich po prostu wprowadził w błąd. Nic to, że dla wszystkich jest zrozumiałe, że aborcje ze względu na przesłankę embriopatologiczną stanowiły większość wykonywanych legalnie aborcji. Julia Przyłębska wyjaśnia zagubionym, że Polki nadal mają wybór:
"To była duża fala dezinformacji. Trybunał Konstytucyjny zajmował się tylko jedną przesłanką pozwalającą na przerywanie ciąży, której dotyczył wniosek grupy posłów. Ustawa o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży
nadal dopuszcza możliwość przerywania ciąży w przypadku, gdy stanowi ona zagrożenie dla życia i zdrowia kobiety, a także gdy zachodzi uzasadnione podejrzenie, że ciąża jest skutkiem czynu zabronionego, m.in. gwałtu. To jest właśnie wybór".
Wyrok jest zgodny z prawem i humanitarny, zatem, jak spieszy wyjaśniać dalej Julia Przyłębska, nie ma żadnej potrzeby, by cokolwiek w nim zmieniać. A przeciągające się w nieskończoność tworzenie uzasadnienia i brak publikacji samego wyroku, to po prostu konsekwencja nabożnego skupienia nad literą prawa:
"Nie chcę się w tej kwestii wypowiadać, bo to jest sprawa ustawodawcy, nie Trybunału.
Uzasadnienie powstaje dokładnie tak samo jak wyrok – w oderwaniu od presji politycznej, w skupionej refleksji nad konstytucją i ustawodawstwem.
Uzasadnienie pisemne jest zawsze szersze od motywów ustnych orzeczenia. Podstawowa wykładnia pozostaje ta sama, którą już znamy. Inna sprawa, że niewielu uważnie wysłuchało ustnego uzasadnienia wyroku, za to wielu wyległo w amoku na ulice. Im dłużej to trwa, tym wyraźniej widać, że protest dotyczy nie tylko wyroku Trybunału, ale może być również wynikiem niedawnych wyborów parlamentarnych i prezydenckich, czyli spraw, z którymi TK naprawdę nie ma nic wspólnego".
W całej tej nagonce na niezależny Trybunał i niezawisłych sędziów Julię Przyłębską boli jednak odkrycie, że Polki i Polacy, by wyrazić swoje niezadowolenie, używają słów wulgarnych. Prezeska TK, która sama posiada tytuł magisterski, szczególnie rozczarowana jest postawą osób, które zdobyły tytuł profesorski, a klną jak szewc:
"Nie potrafię ukryć zażenowania na wspomnienie pani profesor literaturoznawstwa, która w sposób ekstremalnie wulgarny wyrażała swoje emocje. Zawsze sądziłam, że ktoś, kto jest profesorem, ma na tyle bogaty zasób słów, że potrafi opisać emocje w sposób dosadny, ale nie wulgarny".
Dużo mówi się o tym, że Polacy na Zachodzie muszą się tłumaczyć z szokujących zachowań swojej klasy politycznej - a to jakieś strefy wolne od LGBT, a to weto za praworządność. Julia Przyłębska ma inne problemy. Nie wie, jak przetłumaczyć niemieckim sąsiadom, co rodacy krzyczą pod jej oknami:
"W rozmowach z sąsiadami i w odpowiedzi na ich pytania mąż nakreślił kontekst sprawy. Jednej z sąsiadek powiedziałam: Dobrze, że nie zna pani języka polskiego, bo byłaby pani zawstydzona, że można się takim językiem w miejscu publicznym posługiwać.
Mój mąż ocenił, że to taki rynsztok językowy, że trudno byłoby go nawet przetłumaczyć na niemiecki".
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Komentarze