0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot:Andrew Skowron/Otwarte KlatkiFot:Andrew Skowron/O...

Prezydent Donald Trump wycofał USA ze Światowej Organizacji Zdrowia. Sektor zdrowotny powierzył politykowi sugerującemu, że skuteczną metodą w leczeniu odry jest picie tranu. Sektor rolniczy – kobiecie od lat broniącej interesów sektora paliwowego, wcześniej z rolnictwem niezwiązanej, która zachęca ludzi do posiadania kur w ogródkach.

W obu departamentach, podobnie jak w całej administracji federalnej, trwają zwolnienia tysięcy pracowników.

Na kluczowych stanowiskach trudno znaleźć choć jedną osobę, której poglądy nie byłyby antynaukowe. Za jeden z symboli takiego podejścia można uznać decyzję Białego Domu o wycofaniu przepisów, które regulowały uczciwość praktyk w Narodowym Instytucie Zdrowia i miały zapewniać jego polityczną niezależność.

W tym kontekście USA mierzą się z epidemią ptasiej grypy, którą „The Guardian” przedstawia jako „największy w historii kryzys związany ze zdrowiem zwierząt” w Stanach Zjednoczonych.

Naukowcy zastanawiają się coraz głośniej, jak duże jest ryzyko przeniesienia się tej epidemii na ludzi.

Kury giną, jajka drożeją

Wirus grypy H5N1 nie jest niczym nowym. Po raz pierwszy wykryto go w 1996 roku w Chinach (a inne odmiany ptasiej grypy dekady wcześniej). Jego najnowszy wariant zaobserwowano w Kanadzie w grudniu 2021 roku. Niedługo potem w USA rozpoczęła się epidemia. Z jej powodu od początku 2022 roku do połowy marca 2025 zabito lub umarło ok. 170 milionów ptaków, w tym kilkadziesiąt milionów kur niosek (ok. 11 proc.).

To właśnie rozwój tej choroby sprawił, że ceny jajek w USA wskoczyły na rekordowy poziom, stając się jednym z głośnych tematów podczas kampanii prezydenckiej. Sam Trump twierdzi, że wygrał wybory dzięki dwóm rzeczom: granicy (czyli straszeniu migrantami) i coraz droższym zakupom spożywczym.

Przeczytaj także:

„Zacząłem używać słów: artykuły spożywcze. Kiedy kupujesz jabłka, bekon, jajka, ich ceny podwajają i potrajają w krótkim okresie – i na tej podstawie wygrałem wybory” – powiedział Trump w grudniowym wywiadzie dla stacji „NBC News”.

Choć ceny jajek po wyborach nie spadają, niezrealizowane obietnice to tylko część problemu. W tle jest potencjalnie znacznie większe zagrożenie: wirus H5N1 mutuje i coraz łatwiej przenosi się między gatunkami.

Ptasia grypa ewoluuje

Od przynajmniej roku wiadomo, że wirus H5N1 przeniósł się w USA na krowy mleczne. Z danych Departamentu Rolnictwa wynika, że w tym czasie wykryto go w prawie 1000 stadach w 17 stanach. Ale nie tylko krowy ulegają zarażeniu.

Media informowały też o dziesiątkach innych gatunków ssaków, w tym o szopach, lisach, norkach, niedźwiedziach i lwach morskich. Od 2022 roku zdiagnozowano również ponad 100 przypadków zakażenia u domowych kotów. Wiele z nich zachorowało z powodu podawania im surowej karmy i mleka.

„Nie sądziliśmy, że krowy są typowym żywicielem, na którego może się przenieść wirus. Drugą rzeczą, która nas zaskoczyła, było to, że zakażał wymiona krów. Nigdy wcześniej o tym nie słyszeliśmy. Okazało się jednak, że są miejsca na komórkach w wymionach krów, do których wirus może się przyczepić, aby się rozmnażać” – wyjaśnia John Swartzberg, emerytowany profesor ze Szkoły Zdrowia Publicznego Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley.

Zdaniem specjalisty od chorób zakaźnych i szczepień, z punktu widzenia samego wirusa takie działanie jest „genialne”. Bo dzięki temu mleko staje się nośnikiem zakażenia dla innych zwierząt – jak chociażby wspomnianych wcześniej kotów. „Ptasia grypa zmienia się genetycznie, by zarażać inne zwierzęta” – dodaje Swartzberg.

Podobnie przedstawia to Martha Nelson – biolożka badająca ewolucję patogenów w Narodowym Instytucie Zdrowia, która monitoruje epidemię H5N1. „Wirus ewoluuje w sposób, jakiego wcześniej nie widzieliśmy. Dostosowuje się do ssaków i wciąż pokazuje nowe sztuczki” – mówi Nelson portalowi „The Verge”.

Co to oznacza dla człowieka?

Wirus mniej śmiertelny

„Ptasia grypa od dawna jest głównym kandydatem na rozpoczęcie kolejnej pandemii” – pisze na łamach „New York Times” dr Caitlin Rivers, epidemiolożka i autorka książki „Kryzys zażegnany: ukryta nauka o zwalczaniu epidemii”.

Jak wspomina Rivers, w latach 2003-2023 odnotowano prawie 900 przypadków „ptasiej grypy” u ludzi na całym świecie, a śmiertelność wynosiła oszałamiające 50 proc. Nowa epidemia w USA jest jednak znacznie mniej śmiertelna.

Od 2022 roku potwierdzono około 70 przypadków zakażenia wirusem H5N1 u ludzi, ale tylko jedna osoba zmarła. Był to 65-latek z Luizjany, który miał stado kur na podwórku (ptaki też umarły). Innym poważnym przypadkiem była 13-latka, którą przez miesiąc trzymano pod respiratorem. W zdecydowanej większości kończyło się jednak na delikatnych objawach, takich jak zapalenie spojówek i kaszel.

„To wzór, który zastanawia epidemiologów” – przyznaje Rivers. Równie zastanawiające jest także to, że większość chorych ludzi (ponad 40 osób) zaraziło się ptasią grypą nie od ptaka, lecz krowy. Byli to zazwyczaj pracownicy gospodarstw rolnych.

Co jednak najważniejsze – choć wirus coraz skuteczniej rozprzestrzenia się między zwierzętami, transmisji z człowieka na człowieka jak dotąd nie wykryto. Czy to oznacza, że zagrożenie pandemią jest znikome? Odpowiedź na tego typu pytania nigdy nie może być zero-jedynkowa – i teraz też nie jest.

Ptasia grypa wywoła pandemię?

Na stronie Harvard Medical School pojawiła się sesja „pytań i odpowiedzi” z ekspertami. Pytano ich m.in. o to, jak bardzo obawiają się pandemii wywołanej przez wirusa H5N1. Ich odpowiedzi w skali od 1 do 10 znalazły się pomiędzy 4 a 7.

„Obecnie jesteśmy w przedziale od 4 do 5. Myślę, że powinniśmy mieć zdrowy niepokój w sprawie H5N1, ale ryzyko dla ludzi w tej chwili pozostaje niskie” – powiedział Robert Goldstein, komisarz Departamentu Zdrowia Publicznego stanu Massachusetts.

„Prawdopodobnie dałbym 6, ale w dość krótkim czasie awansowałem z 2 lub 3. Daję również 9 lub 10, jeśli chodzi o wirusa grypy, który w przyszłości stanie się pandemią” – ocenił prof. Jonathan Runstadler, dziekan wydziału chorób zakaźnych i zdrowia globalnego na Tufts University.

„Dałbym 6 lub 7. Myślę, że żyjemy obok wulkanu, który może wybuchnąć lub nie. Ale na możliwość pandemii musimy się przygotować” – dodał dr Jacob Lemieux z Harvard Medical School, specjalista chorób zakaźnych w Massachusetts General Hospital.

W osobnej rozmowie John Swartzberg, przestrzega przed paniką. „Ważne jest, aby zdać sobie sprawę, że wiemy o szczepach ptasiej grypy od blisko 30 lat. Od tego czasu śledzimy je bardzo uważnie. Zabiły może 900 osób, a żaden z tych przypadków nie doprowadził do masowej epidemii” – zauważa specjalista ds. chorób zakaźnych i wakcynologii (dziedziny zajmującej się szczepionkami).

Dlatego według Swartzberga jedyna uczciwa odpowiedź na pytanie o ryzyko pandemią brzmi: lekarze martwią się o to, co się dzieje wśród bydła i ptaków. „Z pewnością martwimy się możliwością, że [wirus] może rozprzestrzenić się na ludzi i doprowadzić do pandemii. Chociaż z pewnością nikt z tego powodu nie powinien panikować” – twierdzi.

„Proszenie się o katastrofę”

Warto przy tym wyjaśnić, że do tej pory w tym tekście omawiamy głównie dwa warianty wirusa H5N1. Ten pierwszy, występujący powszechnie u amerykańskich krów, to B3.13. To on odpowiada za większość łagodnych przypadków przejścia choroby przez ludzi. Ten drugi, znany jako D1.1, występuje głównie u dzikich ptaków oraz drobiu hodowlanego i odpowiada za wspomniane ciężkie przypadki choroby u człowieka (w tym śmierć 65-latka).

Niższy niż oczekiwano wskaźnik śmiertelności w USA, nie umknął uwadze sekretarza zdrowia. Mianowany na to stanowisko Robert F. Kennedy Jr. ocenił, że wariant B3.13 „nie jest bardzo niebezpieczny dla ludzi”. Według niego Departament Rolnictwa powinien więc dopuścić do „przebiegania” wirusa przez stada, zamiast je wybijać.

Według wspomnianej dr Rivers taka propozycja jest jednak „proszeniem się o katastrofę”.

„Ten pomysł jest nie tylko niebezpieczny, ale również niepraktyczny. Kiedy wykryje się ognisko choroby, rolnicy nie mogą czekać dniami na wyniki testów. Muszą działać szybko, aby zapobiec dalszemu rozprzestrzenianiu się wirusa” – pisze epidemiolożka na łamach „New York Times'a”. I wyjaśnia, że pozwolenie wirusowi na szerokie rozprzestrzenianie się wśród zwierząt zwiększa jego szanse na ewolucję w tym kierunku. A im więcej wirusa wśród zwierząt, tym większe ryzyko, że zmutuje tak, by transmisja z człowieka na człowieka stała się możliwa.

„Możliwe, że H5N1 nigdy nie przemieni się tak, by rozprzestrzenić się z człowieka na człowieka. Jeszcze tego nie zrobił. Ale nie powinniśmy dawać mu takiej możliwości”

– przestrzega Rivers.

„Szaleństwo” Bidena czy Muska?

Elon Musk widzi to inaczej. Bliski współpracownik Trumpa, odpowiadający za cięcia etatów w administracji federalnej, oskarżył poprzedniego prezydenta o niepotrzebne zabijanie milionów ptaków i w efekcie wyższe ceny jajek. „To prawda. Administracja [Joe] Bidena zarządziła szaloną rzeź 150 milionów kur znoszących jaja” – napisał na platformie X, której jest właścicielem.

„Forbes” zwraca jednak uwagę, że sam Departament Rolnictwa potwierdza brak możliwości leczenia ptasiej grypy. Dlatego też stwierdza, że „jedynym sposobem na powstrzymanie choroby jest depopulacja całego dotkniętego i narażonego drobiu”.

Z kolei portal „Fact Check” zauważa, że ubój zakażonych ptaków to strategia, która realizowana jest również podczas drugiej kadencji Trumpa. Tylko od stycznia do połowy marca zabito 30 milionów ptaków.

Fermy sprzyjają wirusom

Jak informuje ONZ, 75 proc. wszystkich współczesnych chorób zakaźnych to choroby odzwierzęce. Oznacza to, że są przenoszone na ludzi przez inne zwierzęta.

Eksperci od dawna przestrzegają, że straszne warunki, w jakich trzymane są zwierzęta hodowlane, sprzyjają rozwojowi kolejnych chorób. Rozprzestrzenianie się wirusów na fermach jest łatwe z jednej strony dlatego, że „inwentarz” jest mocno ściśnięty. Z drugiej dlatego, że osłabione zwierzęta stają się łatwiejszymi ofiarami. Tymczasem w USA około 98 proc. kurczaków żyje na fermach przemysłowych, które są podatne na zarażenie.

„Ponad 81 proc. amerykańskich kur niosek żyje w stadach liczących 30 tys. lub więcej ptaków, a największe pomieszczenia mieszczą setki tysięcy kur pod jednym dachem. Te kryte obiekty nie chronią przed dzikimi ptakami, myszami i innymi zwierzętami, a infekcje w zatłoczonych warunkach rozprzestrzeniają się szybko” – wyjaśnia Karen Stillerman z Unii Zaniepokojonych Naukowców, która zrzesza ponad 100 tys. członków.

W rozmowie z OKO.press Małgorzata Szadkowska przypomina, że epidemia w Stanach doprowadziła już do śmierci 160 milionów ptaków. „To tylko pokazuje, że system produkcji żywności jest niestabilny i niezrównoważony” – komentuje prezeska organizacji Compassion In World Farming Polska.

I podkreśla, że problem nie dotyczy to tylko Stanów Zjednoczonych. „Dla porównania Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności podał w swoim raporcie dotyczącym Polski liczbę 19 ognisk ptasiej grypy z ostatnich miesięcy ubiegłego roku. Tylko dwie z nich posiadały wolny wybieg. W pozostałych przypadkach ptaki nie miały dostępu na zewnątrz. Czas przyjąć do wiadomości, że bez poważnych reform w rolnictwie i odejścia od chowu przemysłowego nie będzie po prostu możliwe powstrzymanie rozprzestrzeniania się ptasiej grypy” – uważa Szadkowska.

Ptasia grypa i złe wiadomości

Najważniejsza wiadomość jest na ten moment również tą najlepszą. Wirus H5N1 wciąż nie przenosi się z człowieka na człowieka, a niemal wszystkie przypadki zachorowań w USA przez ludzi przebiegają łagodnie.

Najgorsza wiadomość jest taka, że cała reszta to złe wiadomości.

Eksperci może i nie biją na alarm, że jesteśmy w przededniu globalnej pandemii. Informują jednak, że choć dotychczasowy rozwój wirusa wskazuje na podążanie „pandemiczną ścieżką”, to robi się zaskakująco niewiele, by z niej zejść. Bo nieustanne lekceważenie głosu nauki przy jednoczesnym niepohamowanym wspieraniu rolnictwa przemysłowego to gra niezwykle ryzykowna.

„Prognozy dotyczące chorób są jak prognozy pogody: nie możemy przewidzieć szczegółów konkretnego wybuchu epidemii lub konkretnej burzy, ale często jesteśmy w stanie rozpoznać moment pojawienia się tych zagrożeń i odpowiednio się przygotować” – pisze Ron Barrett, profesor antropologii, Macalester College w USA.

Zdaniem Barretta, który jest współautorem książki o ewolucji chorób zakaźnych przez ostatnie 10 tys. lat, taki moment w przypadku ptasiej grypy właśnie nadszedł. „Patrząc z tej głębokiej perspektywy czasowej, staje się oczywiste, że H5N1 wykazuje powszechny wzorzec stopniowej inwazji z populacji zwierzęcej na ludzką. Podobnie jak wiele pojawiających się wirusów, H5N1 dokonuje stopniowych zmian ewolucyjnych, które mogą pozwolić mu na przenoszenie się między ludźmi” – wyjaśnia ekspert.

Ptasia grypa jak COVID?

Również analiza opublikowana w „New York Times” wykazuje, że wiele dotychczasowych wydarzeń to „klasyczne etapy” w kierunku pandemii. „Ale tam, gdzie miały one wywołać naprawdę przyspieszone i wzmocnione działania na szczeblu federalnym, stanowym i lokalnym, my po prostu wzruszaliśmy ramionami, gdy każdy kolejny próg bezpieczeństwa został przekroczony” – ocenia dr James Lawler, dyrektor Światowego Centrum nad Bezpieczeństwem Zdrowotnym na Uniwersytecie w Nebrasce.

Można jednak uznać, że „wzruszenie ramionami” jest tu sporym niedopowiedzeniem. Administracja Trumpa realizuje konsekwentną strategię lekceważenia głosu nauki. Jednym z takich przykładów jest wstrzymanie briefingów, w czasie których przedstawiciele rządu i grupy ekspertów wymieniali się danymi i spostrzeżeniami na temat wirusa

„Bez aktualnych informacji wirusolodzy, epidemiolodzy i urzędnicy państwowi zajmujący się zdrowiem publicznym są pozostawieni w ciemności i nie mają wiele do powiedzenia. Jednocześnie instytucje badawcze stoją w obliczu rzeczywistych i grożących poważnych cięć budżetowych i przeprowadzają szeroko zakrojone zwolnienia” – zauważa „The Verge”.

Ale wiedza i narzędzia, które przyniosła chociażby pandemia koronawirusa, nie są wykorzystywane.

„Flirtujemy z ogromną globalną pandemią, która może być równa lub większa niż COVID-19. To jak oglądanie wykolejenia pociągu w zwolnionym tempie”

– komentuje biolożka Martha Nelson, która monitoruje przebieg H5N1.

Tymczasem przedstawiony przez administrację Trumpa pięciopunktowy plan walki z ptasią grypą zakłada m.in. poluzowanie regulacji. W praktyce oznacza to zachęcanie hodowców do trzymania zwierząt w jak najgorszych warunkach, by mogli „odbudować” utracone stada.

Jeszcze przed ogłoszeniem planów Białego Domu na podobny krok zdecydowała się Nevada. Stan podjął decyzję o zawieszeniu przepisów nakazujących sprzedaż jajek wyłącznie od kur z wolnego wybiegu.

„Wirus nie potrzebuje śmiertelności na poziomie 50 procent, aby zniszczyć społeczeństwo. Niektórzy naukowcy szacują, że śmiertelność pandemii grypy z 1918 roku [która zabiła kilka procent światowej populacji] wynosiła najprawdopodobniej tylko około 2 lub 3 proc.” – przypomina dr Rivers.

;
Na zdjęciu Szymon Bujalski
Szymon Bujalski

Redaktor serwisu Naukaoklimacie.pl, dziennikarz, prowadzi w mediach społecznościowych profile „Dziennikarz dla klimatu”, autor tekstów m.in. dla „Wyborczej” i portalu „Ziemia na rozdrożu”.

Komentarze