0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Krzysztof Ćwik / Agencja Wyborcza.plFot. Krzysztof Ćwik ...

To najgorszy wynik po II wojnie światowej. W Polsce w kwietniu 2021 roku

urodziło się 21 tysięcy dzieci.

Niechlubny rekord pobiliśmy po raz kolejny. Wcześniej w lutym 2023 roku urodziło się 21,7 tys. dzieci. A w grudniu 2022 roku GUS odnotował 22,3 tys. urodzeń.

Po raz pierwszy w historii pomiarów Głównego Urzędu Statystycznego suma urodzeń z ostatnich dwunastu miesięcy – od maja 2022 do kwietnia 2023 roku włącznie – spadła poniżej 300 tys. Według danych, które GUS opublikował w Biuletynie Statystycznym Nr 5/2023 – wynosi 298,6 tys.

Rekordowo niska liczba urodzeń

Liczba urodzeń maleje w Polsce od lat. Chwilowy wzrost urodzeń po wprowadzeniu 500 plus pojawił się w 2017 roku. To wynik odroczonych decyzji prokreacyjnych kobiet z wyżu lat 80., które – w warunkach stabilizacji rynku pracy i spadku bezrobocia – zdecydowały się urodzić najczęściej drugie lub trzecie dziecko. Widać to na wykresie poniżej:

„Tendencja spadkowa urodzeń wynika z tego, że coraz mniej kobiet jest w wieku rozrodczym oraz w tych grupach wieku, w których najczęściej zapadają decyzje o urodzeniu dziecka” – mówi OKO.press prof. Irena E. Kotowska z Instytutu Statystyki i Demografii SGH, honorowa przewodnicząca Komitetu Nauk Demograficznych PAN.

Spada liczba kobiet w wieku 20-39 lat

Tymczasem do 2030 roku – jak oszacował Eurostat – spadnie liczba kobiet w wieku 20-39 lat, czyli tych, które są newralgiczne dla prokreacji:

Eurostat

Obecna dekada jest szczególnie ważna. Daje możliwości spowolnienia spadku liczby urodzeń. Bo grupa kobiet w wieku 25-39 jest jeszcze stosunkowo liczna. Ale wymagałoby to wzrostu dzietności. A dane GUS pokazują, że współczynnik dzietności maje. W 2022 roku wyniósł 1,26 wobec 1,32 rok wcześniej oraz 1,39 w 2020 roku. Możemy się obawiać, że kolejne lata przyniosą dalszy spadek dzietności.

Rząd PiS wpłynął na decyzje prokreacyjne

"Uważam, że przyczyniła się do tego nie tylko sama ustawa antyaborcyjna, ale również sposób rozmowy o jej skutkach dla kobiet. Pełen lekceważenia dramatów kobiet i ich rodzin. Na spotkaniu komisji sejmowej po śmierci Doroty z Nowego Targu w wyniku braku odpowiedniej pomocy medycznej, nie było nikogo z PiS, by wysłuchać racji przedstawicieli organizacji społecznych i ekspertów. Lekarze nie wykonują obowiązków zawodowych, bo się boją. Państwo karze jedną kobietę za to, że pomogła dokonać aborcji drugiej kobiecie, której zdrowiu ciąża zagrażała.

I to jest to porażające"

– mówi demografka.

„Trudno się dziwić, że potencjalne matki, ich partnerzy i rodziny boją się zdecydować na dziecko. To krzywdzące i upokarzające, w jaki sposób mówi się o ważnych i osobistych sprawach. Decydujących dla życia poszczególnych osób i ich rodzin, które mają ogromne znaczenie społeczne i ekonomiczne”.

Lęk opóźnia decyzję o posiadaniu dziecka

Demografowie od lat starają się wytłumaczyć, jak ważne są decyzje o dziecku. Poczucie bezpieczeństwa jest kluczowe, by kobieta i jej partner mogli się o nie starać. Wsparcie dla wychowania dzieci i sprzyjanie decyzjom prokreacyjnym to zadanie dla polityków. Powinni uwzględniać zidentyfikowane bariery i zmniejszać je, aby ułatwić decyzję.

Po wyroku TK Julii Przyłębskiej kobiety bardziej boją się, że jeżeli w trakcie ciąży wydarzy się coś złego, nie otrzymają odpowiedniej pomocy. Boją się, że lekarz czy lekarka nie będą się kierować dobrem pacjentki (pisaliśmy o tym tutaj, tutaj i tutaj). I odkładają decyzję o posiadaniu pierwszego czy kolejnego dziecka.

Przeczytaj także:

„Obawiam się, że coraz więcej kobiet będzie odraczać decyzję o dziecku. Młodsze kobiety mogą w przyszłości zdecydować się na macierzyństwo. Ale dla starszych może być za późno” – mówi prof. Irena E. Kotowska.

Badania CBOS z drugiej połowy 2022 roku pokazały, że zamierzenia prokreacyjne kobiet w wieku 30-39 lat były większe niż w podobnym badaniu z 2017 roku. Pisaliśmy o tym tutaj.

„Ale te w wieku 30-34 lata myślały częściej o dłuższej perspektywie, a starsze – o najbliższych 3-4 latach. Dla nich rezygnacja z dziecka w najbliższym czasie może przekształcić się w rezygnację posiadania dziecka w ogóle” – mówi demografka.

A co z leczeniem niepłodności?

Nie możemy też pomijać tego, że coraz więcej osób ma kłopoty z poczęciem dziecka. Maleje potencjał reprodukcyjny populacji.

"Negatywny wpływ środowiska, niezdrowy styl życia i złe odżywianie, a także stres wpływa na nasze zdrowie. Nie ma wątpliwości co do tego, że coraz większa część populacji ma kłopoty z prokreacją wskutek biologicznych ograniczeń” – mówi prof. Irena E. Kotowska.

I dodaje: "Komponent zdrowotny jest coraz ważniejszy, ale pary, które chcą być rodzicami, nie otrzymują systemowego wsparcia w postaci diagnostyki i leczenia niepłodności. Także kobiety w ciąży skarżą się na trudności z dostępem do badań prenatalnych”.

Zdrowie reprodukcyjne nie znajduje należytego miejsca w polityce rodzinnej władz.

"Komitet Nauk Demograficznych alarmował o stanie zdrowia Polek i Polaków i zaniechaniach dotyczących zdrowia prokreacyjnego. Uprzedzaliśmy też przed zagrożeniami dla prokreacji wynikłymi z decyzji TK Julii Przyłębskiej. Teraz za te zaniechania i lekceważenie opinii demografów płacimy wysoką cenę społeczną. Rodzi się mniej dzieci, niż by mogło”.

Liczba zgonów wyższa niż urodzeń

W pierwszych czterech miesiącach 2023 roku liczba urodzeń wyniosła około 92 tysiące, a zgonów – około 143 tysiące. Zmarło o 50 tys. więcej osób, niż się urodziło. Już teraz osiągnęliśmy wynik, który Eurostat przewidział dopiero na 2025 rok. Nadwyżka zgonów nad urodzeniami, czyli ujemny przyrost naturalny będzie cechą zmian ludnościowych w Polsce w najbliższych dekadach. A to oznacza spadek liczby ludności.

Pod koniec kwietnia 2022 roku liczba Polaków wynosiła 37,841 mln. A na koniec kwietnia 2023 roku – 37,717 mln. To o około 124 tys. mniej. Projekcje ludności Eurostatu wskazują, że do 2050 roku wielkość populacji zmniejszy się do około 34 mln.

"Cały czas rośnie dług zdrowotny państwa, a uzyskanie świadczeń zdrowotnych, którego potrzebujemy, jest coraz trudniejsze. Obawiam się, że trwanie życia nie będzie wydłużać się tak mocno, jak przewidywaliśmy przed pandemią koronawirusa i jak to zakładają projekcje ludności.

Zgonów będzie więcej, a spadek liczby urodzeń będzie silniejszy.

Zatem ujemny przyrost naturalny będzie silną determinantą liczby ludności" – mówi prof. Irena E. Kotowska.

Nadzieja w ukraińskiej migracji

Oprócz depopulacji będzie coraz mniej osób w wieku produkcyjnym oraz będzie szybko powiększać się grupa osób w wieku 65 lat i więcej. Prezes ZUS Gertruda Uścińska mówiła 13 maja 2023 roku: „My w tej chwili (...) wiemy, że do 2030 roku mamy w miarę zaopatrzone zasoby osób, które będą pracowały, które zapewnią w znacznym stopniu stabilność rynku pracy. Ale od 2030 roku rozpocznie się absolutnie duży spadek populacji”.

Deficyt pracowników na rynku pracy częściowo mogą wypełnić imigranci. I przyczynić się do osłabienia przewidywanego spadku.

„Polska przeinacza się w kraj imigracyjny. Jeżeli migranci czasowi z Ukrainy, których liczba szybko rosła po 2014 roku, zdecydują się zostać na stałe, mogą poprawić się możliwości reprodukcyjne mieszkańców Polski. Rośnie także liczba imigrantów zarobkowych z innych krajów. Ich osiedlenie się w Polsce jest korzystne nie tylko dla rynku pracy, ale może przełożyć się też na urodzenia i zmniejszyć przyszły spadek” – mówi prof. Irena E. Kotowska.

Tak może wydarzyć się w Niemczech. Więcej imigrantów oznacza wyższy wskaźnik urodzeń i wyższy odsetek czynnych zawodowo. Z przewidywań Federalnego Urzędu Statystycznego wynika, że do 2070 roku populacja w Niemczech może wzrosnąć nawet do około 90 mln. Wszystko zależy od wskaźnika urodzeń i migracji. Zamiast oczekiwanego spadku Niemczy mogą liczyć na wzrost.

;
Na zdjęciu Julia Theus
Julia Theus

Dziennikarka, absolwentka Filologii Polskiej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, studiowała też nauki humanistyczne i społeczne na Sorbonie IV w Paryżu (Université Paris Sorbonne IV). Wcześniej pisała dla „Gazety Wyborczej” i Wirtualnej Polski.

Komentarze