Niechlubny rekord pobiliśmy po raz kolejny. „Coraz mniej kobiet decyduje się na dziecko. Trudno im się dziwić” – mówi prof. Kotowska z Instytutu Statystyku i Demografii SGH. Skutki mogą być porażające. Ale na poprawę demografii jest nadzieja
To najgorszy wynik po II wojnie światowej. W Polsce w kwietniu 2021 roku
urodziło się 21 tysięcy dzieci.
Niechlubny rekord pobiliśmy po raz kolejny. Wcześniej w lutym 2023 roku urodziło się 21,7 tys. dzieci. A w grudniu 2022 roku GUS odnotował 22,3 tys. urodzeń.
Po raz pierwszy w historii pomiarów Głównego Urzędu Statystycznego suma urodzeń z ostatnich dwunastu miesięcy – od maja 2022 do kwietnia 2023 roku włącznie – spadła poniżej 300 tys. Według danych, które GUS opublikował w Biuletynie Statystycznym Nr 5/2023 – wynosi 298,6 tys.
Liczba urodzeń maleje w Polsce od lat. Chwilowy wzrost urodzeń po wprowadzeniu 500 plus pojawił się w 2017 roku. To wynik odroczonych decyzji prokreacyjnych kobiet z wyżu lat 80., które – w warunkach stabilizacji rynku pracy i spadku bezrobocia – zdecydowały się urodzić najczęściej drugie lub trzecie dziecko. Widać to na wykresie poniżej:
„Tendencja spadkowa urodzeń wynika z tego, że coraz mniej kobiet jest w wieku rozrodczym oraz w tych grupach wieku, w których najczęściej zapadają decyzje o urodzeniu dziecka” – mówi OKO.press prof. Irena E. Kotowska z Instytutu Statystyki i Demografii SGH, honorowa przewodnicząca Komitetu Nauk Demograficznych PAN.
Tymczasem do 2030 roku – jak oszacował Eurostat – spadnie liczba kobiet w wieku 20-39 lat, czyli tych, które są newralgiczne dla prokreacji:
Obecna dekada jest szczególnie ważna. Daje możliwości spowolnienia spadku liczby urodzeń. Bo grupa kobiet w wieku 25-39 jest jeszcze stosunkowo liczna. Ale wymagałoby to wzrostu dzietności. A dane GUS pokazują, że współczynnik dzietności maje. W 2022 roku wyniósł 1,26 wobec 1,32 rok wcześniej oraz 1,39 w 2020 roku. Możemy się obawiać, że kolejne lata przyniosą dalszy spadek dzietności.
"Uważam, że przyczyniła się do tego nie tylko sama ustawa antyaborcyjna, ale również sposób rozmowy o jej skutkach dla kobiet. Pełen lekceważenia dramatów kobiet i ich rodzin. Na spotkaniu komisji sejmowej po śmierci Doroty z Nowego Targu w wyniku braku odpowiedniej pomocy medycznej, nie było nikogo z PiS, by wysłuchać racji przedstawicieli organizacji społecznych i ekspertów. Lekarze nie wykonują obowiązków zawodowych, bo się boją. Państwo karze jedną kobietę za to, że pomogła dokonać aborcji drugiej kobiecie, której zdrowiu ciąża zagrażała.
I to jest to porażające"
– mówi demografka.
„Trudno się dziwić, że potencjalne matki, ich partnerzy i rodziny boją się zdecydować na dziecko. To krzywdzące i upokarzające, w jaki sposób mówi się o ważnych i osobistych sprawach. Decydujących dla życia poszczególnych osób i ich rodzin, które mają ogromne znaczenie społeczne i ekonomiczne”.
Demografowie od lat starają się wytłumaczyć, jak ważne są decyzje o dziecku. Poczucie bezpieczeństwa jest kluczowe, by kobieta i jej partner mogli się o nie starać. Wsparcie dla wychowania dzieci i sprzyjanie decyzjom prokreacyjnym to zadanie dla polityków. Powinni uwzględniać zidentyfikowane bariery i zmniejszać je, aby ułatwić decyzję.
Po wyroku TK Julii Przyłębskiej kobiety bardziej boją się, że jeżeli w trakcie ciąży wydarzy się coś złego, nie otrzymają odpowiedniej pomocy. Boją się, że lekarz czy lekarka nie będą się kierować dobrem pacjentki (pisaliśmy o tym tutaj, tutaj i tutaj). I odkładają decyzję o posiadaniu pierwszego czy kolejnego dziecka.
„Obawiam się, że coraz więcej kobiet będzie odraczać decyzję o dziecku. Młodsze kobiety mogą w przyszłości zdecydować się na macierzyństwo. Ale dla starszych może być za późno” – mówi prof. Irena E. Kotowska.
Badania CBOS z drugiej połowy 2022 roku pokazały, że zamierzenia prokreacyjne kobiet w wieku 30-39 lat były większe niż w podobnym badaniu z 2017 roku. Pisaliśmy o tym tutaj.
„Ale te w wieku 30-34 lata myślały częściej o dłuższej perspektywie, a starsze – o najbliższych 3-4 latach. Dla nich rezygnacja z dziecka w najbliższym czasie może przekształcić się w rezygnację posiadania dziecka w ogóle” – mówi demografka.
Nie możemy też pomijać tego, że coraz więcej osób ma kłopoty z poczęciem dziecka. Maleje potencjał reprodukcyjny populacji.
"Negatywny wpływ środowiska, niezdrowy styl życia i złe odżywianie, a także stres wpływa na nasze zdrowie. Nie ma wątpliwości co do tego, że coraz większa część populacji ma kłopoty z prokreacją wskutek biologicznych ograniczeń” – mówi prof. Irena E. Kotowska.
I dodaje: "Komponent zdrowotny jest coraz ważniejszy, ale pary, które chcą być rodzicami, nie otrzymują systemowego wsparcia w postaci diagnostyki i leczenia niepłodności. Także kobiety w ciąży skarżą się na trudności z dostępem do badań prenatalnych”.
Zdrowie reprodukcyjne nie znajduje należytego miejsca w polityce rodzinnej władz.
"Komitet Nauk Demograficznych alarmował o stanie zdrowia Polek i Polaków i zaniechaniach dotyczących zdrowia prokreacyjnego. Uprzedzaliśmy też przed zagrożeniami dla prokreacji wynikłymi z decyzji TK Julii Przyłębskiej. Teraz za te zaniechania i lekceważenie opinii demografów płacimy wysoką cenę społeczną. Rodzi się mniej dzieci, niż by mogło”.
W pierwszych czterech miesiącach 2023 roku liczba urodzeń wyniosła około 92 tysiące, a zgonów – około 143 tysiące. Zmarło o 50 tys. więcej osób, niż się urodziło. Już teraz osiągnęliśmy wynik, który Eurostat przewidział dopiero na 2025 rok. Nadwyżka zgonów nad urodzeniami, czyli ujemny przyrost naturalny będzie cechą zmian ludnościowych w Polsce w najbliższych dekadach. A to oznacza spadek liczby ludności.
Pod koniec kwietnia 2022 roku liczba Polaków wynosiła 37,841 mln. A na koniec kwietnia 2023 roku – 37,717 mln. To o około 124 tys. mniej. Projekcje ludności Eurostatu wskazują, że do 2050 roku wielkość populacji zmniejszy się do około 34 mln.
"Cały czas rośnie dług zdrowotny państwa, a uzyskanie świadczeń zdrowotnych, którego potrzebujemy, jest coraz trudniejsze. Obawiam się, że trwanie życia nie będzie wydłużać się tak mocno, jak przewidywaliśmy przed pandemią koronawirusa i jak to zakładają projekcje ludności.
Zgonów będzie więcej, a spadek liczby urodzeń będzie silniejszy.
Zatem ujemny przyrost naturalny będzie silną determinantą liczby ludności" – mówi prof. Irena E. Kotowska.
Oprócz depopulacji będzie coraz mniej osób w wieku produkcyjnym oraz będzie szybko powiększać się grupa osób w wieku 65 lat i więcej. Prezes ZUS Gertruda Uścińska mówiła 13 maja 2023 roku: „My w tej chwili (...) wiemy, że do 2030 roku mamy w miarę zaopatrzone zasoby osób, które będą pracowały, które zapewnią w znacznym stopniu stabilność rynku pracy. Ale od 2030 roku rozpocznie się absolutnie duży spadek populacji”.
Deficyt pracowników na rynku pracy częściowo mogą wypełnić imigranci. I przyczynić się do osłabienia przewidywanego spadku.
„Polska przeinacza się w kraj imigracyjny. Jeżeli migranci czasowi z Ukrainy, których liczba szybko rosła po 2014 roku, zdecydują się zostać na stałe, mogą poprawić się możliwości reprodukcyjne mieszkańców Polski. Rośnie także liczba imigrantów zarobkowych z innych krajów. Ich osiedlenie się w Polsce jest korzystne nie tylko dla rynku pracy, ale może przełożyć się też na urodzenia i zmniejszyć przyszły spadek” – mówi prof. Irena E. Kotowska.
Tak może wydarzyć się w Niemczech. Więcej imigrantów oznacza wyższy wskaźnik urodzeń i wyższy odsetek czynnych zawodowo. Z przewidywań Federalnego Urzędu Statystycznego wynika, że do 2070 roku populacja w Niemczech może wzrosnąć nawet do około 90 mln. Wszystko zależy od wskaźnika urodzeń i migracji. Zamiast oczekiwanego spadku Niemczy mogą liczyć na wzrost.
Dziennikarka, absolwentka Filologii Polskiej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, studiowała też nauki humanistyczne i społeczne na Sorbonie IV w Paryżu (Université Paris Sorbonne IV). Wcześniej pisała dla „Gazety Wyborczej” i Wirtualnej Polski.
Dziennikarka, absolwentka Filologii Polskiej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, studiowała też nauki humanistyczne i społeczne na Sorbonie IV w Paryżu (Université Paris Sorbonne IV). Wcześniej pisała dla „Gazety Wyborczej” i Wirtualnej Polski.
Komentarze