0:000:00

0:00

"Media fałszywych newsów nie są moim wrogiem, są wrogiem Amerykanów!" – napisał Donald Trump na Twitterze kilka dni wcześniej. Za takie uważa – upadające według niego – redakcje New York Times, NBC News, ABC, CBS i CNN. Przypadkiem to dziennik i stacje telewizyjne, które krytycznie piszą o Trumpie i jego administracji.

To nie pierwszy raz, kiedy Trump atakuje media. Na swojej pierwszej konferencji prasowej 16 lutego słowa „fake” użył 22 razy, „news” – 30 razy, a „media” – 19 razy, zarzucając redakcjom, że przedstawiają fałszywy obraz jego i jego prezydentury. Kolejna odsłona walki Trumpa z "wrażymi" mediami miała miejsce 24 lutego: sekretarz prasowy Białego Domu nie wpuścił na nieformalne spotkanie z mediami przedstawicieli redakcji CNN, BBC, "New York Timesa", "Politico", "New York Daily News".

W niemal każdej wypowiedzi podczas konferencji 16 lutego Trump mijał się z prawdą, między innymi mówiąc, że zyskał najwięcej głosów elektorskich od czasów Ronalda Reagana. Jeden z dziennikarzy zwrócił mu uwagę, że to nieprawda. Na to prezydent Trump odpowiedział, że „taką informację otrzymał”.

Dziennikarze natychmiast sprawdzili, które informacje podawane przez Trumpa są fałszywe. Prezydent uznał więc media za wroga publicznego numer jeden, co ogłosił na Twitterze.

View post on Twitter

Wojna Trumpa wpisuje się w tradycję XX-wiecznych dyktatorów i autokratów, którzy rządy zaczynali od prób – często skutecznych – uciszenia czwartej władzy. Współcześnie standardy na tym polu wyznacza Kreml i inne byłe republiki sowieckie, ale też rząd Viktora Orbana, który przejął media publiczne i ucisza media opozycyjne. Tą droga zmierza też rząd PiS w Polsce.

„Każdy prezydent denerwuje się na newsowe media. Ale żaden inny prezydent nie opisałby mediów jako «wroga ludu»" - napisał na Twitterze David Axelrod, były doradca Baracka Obamy.

Trumpa krytykują nie tylko Demokraci.

Republikański senator John MacCain powiedział , że "tak zaczynali dyktatorzy". Alarm podniósł też dziennikarz Fox News, stacji sprzyjającej administracji Trumpa, Chris Wallace, który uznał, że prezydent „przekroczył ważną granicę”.

A Carl Bernstein, słynny reporter od Watergate, ripostował, że najbardziej niebezpieczny "wróg ludu" to prezydenckie kłamstwa. Dodał, że to media chronią społeczeństwo przed "prezydentem o autorytarnych zapędach".

Patrioci Putina na czele mediów publicznych

Administracja Putina od wyborów w 2011 roku, które po raz kolejny dały Putinowi prezydencki fotel, systematycznie zamyka nieprawomyślne media i zwalnia niezależnych dziennikarzy. W 2011 roku stanowisko stracił Maksim Kowalski, długoletni naczelny „ Kommiersanta”. Powód? Publikacja fotografii karty do głosowania, na której obok nazwiska Putina ktoś dopisał niecenzuralne słowo.

9 grudnia 2013 roku dekretem Putina zlikwidowano RIA Novosti, największą agencję informacyjną w Rosji. W jej miejsce powołano Rossija Siegodnia, której szefem został Dmitrij Kisielow, znany propagandysta kremlowski.

Przeczytaj także:

W marcu 2014 roku prokurator generalny zarządził blokadę opozycyjnej gazety grani.ru, która rzekomo publikowała „wezwania do nielegalnych działań”, w tym – nieautoryzowanych wieców politycznych. Wkrótce zablokowano też strony Kasparov.ru i Ezhedvevnyi Zhurnal.

W 2013 roku Putin na konferencji prasowej oznajmił, że szefami państwowych mediów powinni być „patrioci”, „ludzie, którzy staliby na straży interesów Federacji Rosyjskiej”. Dodał, że po to są media państwowe i „że od teraz tak będzie”.

I jest. W 2015 roku Wołodymyr Kyselow, założyciel NGO Federation Foundation – otwarcie wspierającego Kreml – wpadł na pomysł powołania holdingu skupiającego patriotyczne media, który miał powstać z kilku telewizji państwowych i Russian Media Group. Wówczas RMG miało zostać sprzedane Gosconcert, części rosyjskiego ministerstwa kultury.

- Ograniczenia mediów istnieją od 15 lat, od kiedy Putin objął władzę – mówił Alieksiej Venediktow, redaktor naczelny Echa Moskwy, jednej z niewielu niezależnych rozgłośni radiowych, w rozmowie z „The Atlantic”. Dodał, że Putin zwiększył naciski na media po aneksji Krymu, zaś to, co serwują widzom serwisy informacyjne, to propaganda.

Kiedy w 2010 roku Fidesz, ultraprawicowa partia, z której wywodzi się premier Węgier Viktor Orban, wygrała wybory, zyskując większość w parlamencie, rząd natychmiast zabrał się za porządki w mediach. Fidesz zaczął rządzić w kwietniu, a już w grudniu parlament (w którym Fidesz miał 263 głosy na 368) przegłosował nową ustawę medialną.

Na jej mocy powołano Radę ds. Mediów, której szefa powołuje premier (na 9-letnią kadencję), zaś członków wybiera parlament. W przypadku materiałów w mediach, które nie są „zrównoważone politycznie”, Rada ma prawo wymierzania kar finansowych, a także zarządzenia kontroli dokumentów przed stwierdzeniem wykroczenia. Dziennikarze muszą ujawniać swoje źródła w sprawach dotyczących bezpieczeństwa narodowego (ten zapis usunięto po protestach).

Ustawę oprotestowała opozycja, jej przyjęcie spowodowało masowe protesty Węgrów, zaś OBWE i Unia wyraziły obawy, że przyjęte regulacje będą ograniczać wolność mediów.

Dziennik "Nepszabadsag" napisał krótko dzień po głosowaniu: wolność prasy na Węgrzech przeżyła 21 lat. Krytyka i zaskarżenie ustawy do Trybunału nie opłaciły się gazecie, którą zamknięto pięć lat później, rzekomo dlatego, że przynosiła straty.

Faktem jest, że mediom prywatnym zaczęło się powodzić gorzej. To dlatego, że ogłoszenia rządowe, Narodowego Banku Węgier czy poczty zaczęły pojawiać się w mediach przyjaznych rządowi, powodując kryzys w tych opozycyjnych. „Rynkowa rywalizacja wśród mediów jest wyraźnie zaburzona” – wynika z raportu Mertek Media Monitor z 2014 r.

Orbanizacja Polski

W lutym przedstawiciele organizacji dziennikarskich z krajów Grupy Wyszehradzkiej spotkali się w Pradze, by przedyskutować coraz trudniejszą sytuację mediów w krajach regionu. Polskę reprezentowało Towarzystwo Dziennikarskie. Seweryn Blumsztajn powiedział OKO.press po spotkaniu:

„Mamy poczucie wspólnego losu, choć sytuacja w naszych krajach wygląda różnie. Najgorzej jest w Polsce i na Węgrzech”.

„Obserwujemy, jak za pomocą narzędzi ekonomicznych i politycznych ograniczana i likwidowana jest niezależność mediów” – napisali dziennikarze w oświadczeniu.

(…) Nie chcemy w Europie Środkowej powrotu reżimów autorytarnych, głoszących hasła narodowe i uzasadniających swą politykę rzekomą obroną bezpieczeństwa narodowego. W związku z tym powołujemy Środkowoeuropejski Komitet «Wolność dla mediów», który będzie bronić niezależności mediów w naszych krajach. W społeczeństwie demokratycznym wolne, pluralistyczne i niezależne media są niezbędnym środkiem kontroli władzy. Bez nich wolność i demokracja w naszych krajach nie przetrwają”.

Rok wcześniej sytuacji w Polsce uważnie przyjrzało się Europejskie Stowarzyszenie Dziennikarzy, dochodząc do wniosku, że zagrożeniem dla wolności prasy w Europie najpierw były Węgry, a teraz – Polska.

Zaniepokojenie wywołała nowa ustawa medialna, podpisana 7 stycznia 2016 roku. Komisarz UE nazwał ustawę „zagrożeniem dla wspólnych europejskich wartości”.

Głównym celem przygotowanej przez rząd ustawy jest przekształcenie Telewizji Publicznej, Polskiego Radia i Polskiej Agencji Prasowej ze spółek prawa handlowego w instytucje mediów narodowych. Kto we władzach owych mediów? Wybierana przez Sejm, Senat i prezydenta Rada Mediów Narodowych. Obecnie przewodniczącym Rady jest Krzysztof Czabański z PiS, a w jej skład wchodzą Elżbieta Kruk (PiS), Joanna Lichocka (PiS), Juliusz Braun (z rekomendacji PO) oraz Grzegorz Podżorny (z rekomendacji Kukiz’15).

Ustawa przewiduje także wprowadzenie opłaty audiowizualnej w wysokości 15 zł, obowiązkowej niezależnie od faktu posiadania odbiorników, plany wieloletnie, utrata części kompetencji przez Krajową Radę Radiofonii i Telewizji oraz społeczne rady programowe. Istotnym elementem jest misja mediów narodowych, której najważniejszym celem jest „kultywowanie tradycji narodowych oraz wartości patriotycznych i humanistycznych, przyczynianie się do zaspokajania duchowych potrzeb słuchaczy i widzów”.

Jak TVP zaspokaja "duchowe potrzeby"

Za media publiczne PiS zabrało się, jak Orban, zaraz po wyborach.

W dyrektorskich fotelach mediów publicznych zasiedli prawicowi publicyści, a „Wiadomości”, sztandarowy program informacyjny TVP 1, informacje, owszem, podawał, ale zmanipulowane. OKO.press opisało mnóstwo przypadków przeinaczeń, propagandy i oszczerstw w Wiadomościach:

Ostatni przykład: "Wiadomości" przemilczały nagrodę Srebrnego Niedźwiedzia dla Agnieszki Holland.

W lutym 2016 r. medioznawcy prof. Maciej Mrozowski i Tatiana Popadiak-Kuligowska przygotowali na zlecenie KRRiT analizę trzech największych serwisów informacyjnych w kraju: "Wiadomości", "Faktów" i "Wydarzeń". Cel? Sprawdzenie, czy prowadzona przez Marzenę Paczuską redakcja "Wiadomości" spełnia, w zakresie pluralizmu i bezstronności, obowiązki nadawcy publicznego.

Nie spełnia. Autorzy raportu uznali, że program informacyjny TVP koncentruje się na podkreślaniu, także wątpliwych, sukcesów rządu, rozliczeniami z przeszłością, a kryzys uchodźczy używany jest w politycznej rozgrywce do budowania w społeczeństwie strachu. Podkreślali, że brakuje obiektywnego przekazu, a informacje traktowane są wybiórczo.

TVP zareagowała, wydając oświadczenie, w którym uznała, że ekspertyza KRRiT to „brutalny, motywowany wyłącznie politycznie, atak na obecne władze Telewizji Polskiej”, KRRiT nazwała "skompromitowanym gremium", prosząc o zaprzestanie udziału w "agresywnej kampanii politycznej". Władze TVP podkreśliły, że poprzednia ekipa rządząca jest "odpowiedzialna za dramatyczne obniżenie poziomu zaufania społecznego do mediów publicznych", które teraz jest "z mozołem odbudowywane".

Zmiany zaczęły się, kiedy w styczniu 2016 r. zaczęła obowiązywać tzw. mała nowelizacja ustawy medialnej. W wyniku jej wprowadzenia szefem TVP został Jacek Kurski, a PR – Barbara Stanisławczyk. Z wyliczeń KRRiT wynika, że zmiany nie ograniczyły się do zarządów i rad nadzorczych, ale objęły też dziennikarzy i wydawców – w sumie ponad 80 osób.

Na 48 członków rad nadzorczych mediów publicznych aż 28 to działacze partii rządzących, w tym 13 z nich pełni obecnie funkcje radnego czy starosty.

"Jest to godne krytyki", mówił na konferencji prasowej poświęconej zmianom w mediach szef Krajowej Rady Jan Dworak. Dodał, że takiej skali zwolnień z powodów politycznych „ nie było w historii mediów publicznych po 1989 roku”.

Fakty alternatywne, rzeczywistości równoległe

W grudniu 2016 r. marszałek Sejmu Marek Kuchciński zakazał pracownikom mediów, także tym, którzy mieli ważne akredytacje, wstępu do Sejmu. Sprawa trafiła na czołówki zagranicznych mediów.

Na początku 2017 r. Reporterzy bez Granic wraz z kilkoma międzynarodowymi organizacjami wydali bezprecedensowy apel, w którym twierdzą, że działania polskiego rządu „podważają wartości Unii Europejskiej” i wzywają Komisję Europejską do reakcji.

W 2016 roku Polska spadła aż o 29 miejsc w indeksie wolności prasy i zajmuje teraz 47. miejsce na 181 państw.

„Obywatele są ofiarami naruszania przez rząd prawa do niezależnej informacji” - mówił podczas spotkania w Warszawie Christophe Deloire, sekretarz generalny Reporterów bez Granic.

„Stale wzrasta presja polskiego rządu na media” – mówiła Pauline Adès-Mével odpowiedzialna za europejskie biuro RSF.

Deloire patrzy w skali globalnej. „Kto mógł się spodziewać, że w USA dojdzie do władzy prezydent, który kłamie na potęgę, atakuje i obraża dziennikarzy? Że w Turcji tyle czasopism zostanie zamkniętych, a dziennikarze pójdą do więzienia? I wreszcie – że ponad 200 dziennikarzy w ekspresowym tempie wyleci w Polsce z mediów publicznych z powodów politycznych? To, co dzieje się u was nasuwa już skojarzenia z Rosją, gdzie media stały się narzędziem propagandy”.

Deloire i Ades-Mevel są również zaniepokojeni zapowiedzią Jarosława Kaczyńskiego „repolonizacji mediów”. I biznesowym dyskryminowaniem przez rząd mediów prywatnych, „Newsweeka”, „Polityki” czy „Gazety Wyborczej”.

Tymczasem posłanka Barbara Bubula właśnie zapowiedziała, w rozmowie z portalem Wirtualne Media, przyspieszenie prac nad ustawą o repolonizacji mediów. „Jeśli będzie trzeba, znajdzie się sposób na odbieranie gazet zagranicznym grupom medialnym” - powiedziała. Te zapowiedzi to echa działań Fideszu: Orban remadziaryzował, Kaczyński - chce repolonizować.

;

Komentarze