0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Cezary Aszkielowicz / Agencja GazetaCezary Aszkielowicz ...

14 specjalistów zajmujących się epidemiologią obliczeniową i modelowaniem przebiegu epidemii COVID-19 w Polsce przygotowało rekomendacje na nadchodzący rok. Ostrzegają przed trzecią falą zakażeń na wiosnę i tłumaczą co zrobić, żeby do niej nie dopuścić.

„Chociaż obecnie sytuacja ulega poprawie, nadal obserwowana jest zwiększona umieralność w społeczeństwie” – piszą autorzy dokumentu.

Nasze badania wskazują, że dotychczas tylko ok. 10 proc. populacji przeszło infekcję. Jeśli nie zostaną podjęte odpowiednie środki prewencyjne liczba zgonów może wzrosnąć.

Pojawienie się szczepionki daje nadzieję na opanowanie epidemii, ale proces zaszczepienia wszystkich chętnych w populacji będzie trwał kilka miesięcy.

To oznacza, że potrzebna jest „strategia przetrwania epidemii” na najbliższych kilka miesięcy. Trzecia fala epidemii jest bardzo prawdopodobnym zagrożeniem, zwłaszcza jeśli w okresie Świąt i w styczniu nastąpi rozluźnienie restrykcji.

W optymistycznym scenariuszu stopniowy powrót do normalności może nastąpić dopiero pod koniec 2021 roku zaznaczają eksperci.

Publikujemy poniżej fragmenty tego dokumentu, który w całości dostępny jest na stronie https://mocos.pl/pl/recommendations.html

Monitorowanie epidemii powinno umożliwiać ocenę skuteczności podejmowanych działań, ale obecnie jest to znacznie utrudnione. Przykładowo, w Polsce nie ma danych określających okoliczności, w których najczęściej dochodzi do zakażeń, a co za tym idzie nie ma dobrych argumentów, czy lepiej zamknąć sklepy, czy szkoły, albo jaki minimalny reżim sanitarny wystarczyłby, żeby ich nie zamykać.

Nie jest jasne, jak duży odsetek zachorowań jest rozpoznany i czy w związku z tym strategia testowania jest właściwa.

Na podstawie badań szacujemy, że ok. 15-20 proc. społeczeństwa nie stosuje środków prewencyjnych, a połowa Polaków jest niechętna szczepieniom.

Zagrożeniem jest rozprzestrzenianie się fałszywych i niesprawdzonych informacji związanych z pandemią. Potrzebna jest kampania walcząca z fake-newsami, w której mity będą obalane za pomocą racjonalnej argumentacji i w oparciu o badania naukowe. Konieczne jest zdiagnozowanie przyczyn negatywnych postaw wobec szczepień i ignorowania obostrzeń, oraz przygotowanie w kampanii informacyjnej przekazów skierowanych do różnych grup społecznych.

Przeczytaj także:

Modele, które tu przedstawiamy, udowodniły swoją skuteczność w trakcie bieżącej epidemii. Chcemy podkreślić, że używane przez nas modele wykorzystują wszystkie dostępne rzeczywiste obserwacje, i mimo tego, że są oparte na kilku różnych podejściach (równania różniczkowe zwyczajne, modele sieciowe, modele agentowe, modele oparte o uczenie maszynowe), dają zbliżone wyniki, co uwiarygadnia ich działanie.

W dotychczasowym przebiegu epidemii modele pozwoliły na oszacowanie zagrożenia wiosną 2020 i przewidziały drugą falę epidemii w miesiącach jesiennych 2020.

Obecnie modele jednoznacznie wskazują na niebezpieczeństwo trzeciej fali zachorowań, która nastąpi, jeśli w styczniu 2021 ograniczenia zostaną rozluźnione, zanim liczba nowych zakażeń nie zostanie obniżona do poziomu umożliwiającego efektywne testowanie i śledzenie kontaktów.

Wszystkie [trzy rozważane teoretycznie scenariusze] zakładają znaczne rozluźnienie restrykcji w dniu 15.02.2021, które doprowadza do trzeciej fali epidemii osiągającej swoje maksimum w połowie kwietnia.

Zalecenia do optymalnej kontroli epidemii

  • Testowanie i śledzenie kontaktów
  • Testowanie i kwarantanna dla osób powracających z zagranicy
  • Redukcja kontaktów i dystans
  • Szczepienia: jak najszybciej i jak najszerzej
  • Strategia zbierania i udostępniania danych
  • Wskaźniki monitorowania epidemii

Redukcja do minimum kontaktów i dystans społeczny

To bardzo skuteczna broń wobec rozwoju epidemii. Rekomendacja ta jest obecnie wdrożona, powinna być zachowana i przestrzegana aż do osiągnięcia bezpiecznego poziomu zaszczepienia ludności. Rekomendujemy:

  • tworzenie ,,baniek społecznych” (ang. social bubble), czyli stałych grup osób składających się maksymalnie z kilku gospodarstw domowych, które chcą utrzymywać ze sobą regularny kontakt, co zostało wdrożone w innych krajach: m.in. Nowa Zelandia, Wielka Brytania, Kanada),
  • bezwzględne noszenie maseczek (na nos i usta), dezynfekcja, bezpieczny dystans wobec osób nie należących do social bubble,
  • regularne testowanie grup społecznych, gdzie utrzymanie odizolowania baniek nie jest w pełni możliwe (np. testowanie uczniów w szkołach, pracowników restauracji).

Strategia zbierania i udostępniania danych

Postulujemy stworzenie otwartego repozytorium zanonimizowanych danych:

  • o społecznych wzorach i uwarunkowaniach zakażeń, w tym strukturze kontaktów społecznych, stopniu przestrzegania i akceptacji restrykcji,
  • o objawach, przebiegu choroby i chorobach towarzyszących osób zdiagnozowanych i hospitalizowanych,
  • o sekwencjach genetycznych krążących szczepów wirusa,
  • o wynikach badań (m.in. obrazowych) i historii pacjentów zdiagnozowanych z chorobą COVID jako monitoring panelowy,
  • o stanie zaszczepienia poszczególnych.

Autorzy i podpisani:

Aneta Afelt UW, Przemysław Biecek PW, UW, MOCOS, Marcin Bodych PWr, MOCOS, Anna Gambin UW MIMUW, Tyll Krüger PWr, MOCOS, Agata Migalska MOCOS, Rafał Mikołajczyk Universität Halle-Wittenberg, Krzysztof Gogolewski, UW MIMUW, Barbara Pabjan UWr, MOCOS, Franciszek Rakowski UW, Magdalena Rosińska NIZP-PZH, Jędrzej Nowosielski UW, Jakub Zieliński UW, Piotr Szymański PWr, MOCOS

UW- Uniwersytet Warszawski, PW- Politechnika Warszawska, MOCOS – MOdelling COronovirus Spread, MIMUW – Wydział Matematyki, Informatyki i Mechaniki Uniwersytetu Warszawskiego, UWr – Uniwersytet Wrocławski, PWr – Politechnika Wrocławska, NIZP-PZH – Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego – Państwowy Zakład Higieny.

Rozmawiamy z jednym autorów dokumentu prof. Tyllem Kruegerem z Politechniki Wrocławskiej i grupy MOCOS.

Sławomir Zagórski: Od naszej ostatniej rozmowy upłynęło parę miesięcy. Jak się czujesz?

Prof. Tyll Krueger*: Dziękuję, dobrze. Jesteśmy zdrowi. Wciąż pracujemy w tym samym intensywnym rytmie – 7 dni w tygodniu po 12 godzin dziennie. Jeden dzień podobny do drugiego. Jestem w pracy od 9-10 do 21-22. Biorę udział w konferencjach, spotkaniach online. Próbuję wygospodarować trochę czasu, by popracować nad artykułami, które chciałbym opublikować.

Ze złych wiadomości to zdarzyły się przypadki śmierci na COVID w rodzinach naszych pracowników. Zmarł np. mężczyzna liczący zaledwie 35 lat. Choroba zaczyna uderzać w młodych ludzi. To się zdarza znacznie rzadziej, ale oni też nie są całkowicie zabezpieczeni przed COVID-em.

W dokumencie, w którego powstaniu miałeś udział, czytamy: „Obecnie modele jednoznacznie wskazują na niebezpieczeństwo trzeciej fali zachorowań, która nastąpi, jeśli w styczniu 2021 ograniczenia zostaną rozluźnione, zanim liczba nowych zakażeń nie zostanie obniżona do poziomu umożliwiającego efektywne testowanie i śledzenie kontaktów.” Nie precyzujecie jaki to powinien być poziom.

Nasza teza brzmi: Zanim nie zaszczepimy wystarczająco dużej grupy osób, to będziemy mieli stosunkowo wysokie ryzyko 3 fali zakażeń, jeśli zniesiemy za szybko restrykcje.

Zwróć uwagę, że mówię tu o ryzyku. To nie znaczy, że tak się na pewno stanie, ale że jest to bardzo, bardzo prawdopodobna możliwość.

Liczba nowych zakażeń może się znów zwiększyć - szybciej, wolniej. To zależy od znoszenia restrykcji. Problemem jest to, że nigdy nie wiesz, kiedy osiągasz punkt krytyczny, powyżej którego epidemia może znów się rozkręcać.

Jaki poziom zakażeń jest wystarczająco niski, by efektywnie testować i śledzić kontakty?

Niedawno w „Lancecie” ukazała się publikacja zgodnie, z którą w Polsce powinno być to ok. 300-400 nowych przypadków dziennie.

Tyle właśnie mieliśmy w kraju przez dłuższy okres i - jak widać - nie zabezpieczyło nas to przed tym, co nastąpiło na jesieni. Jeśli coś pójdzie źle, zakażenia szybko pną się do góry. Dlatego zwłaszcza w okresie zimy nie możemy wrócić do łagodnych restrykcji, jakie mieliśmy w lecie.

Pogoda odgrywa tu istotną rolę. Zmusza nas do pozostawania w pomieszczeniach, gdzie zakazić się dużo łatwiej niż na świeżym powietrzu.

Dochodzi jednak nowy element – szczepienia.

Ale to wymaga czasu! Może będziemy w stanie zaszczepić milion osób w ciągu miesiąca. To zależy od logistyki, ale wydaje się możliwe. Milion zaszczepionych w miesiąc oznacza, że po kwartale masz 3, może 4 mln takich osób, czyli 10-15 proc. populacji. Może to pójdzie nieco szybciej.

W Niemczech jest mowa o tym, że minie ok. pół roku, by mieć tylu ludzi zaszczepionych, że epidemia wejdzie w fazę wygasania, a jednocześnie będzie można znieść wszystkie restrykcje.

Więc w Polsce prawdopodobnie w ciągu 2-3 najbliższych miesięcy trzeba będzie utrzymać obostrzenia. Nacisk na polityków, by je znosić może być duży.

Tymczasem każda dodatkowa aktywność społeczna, na którą pozwalasz, generuje więcej kontaktów między ludźmi. Co gorsze, nie wiesz dokładnie która z nich powoduje, że wskaźnik reprodukcji wirusa zaczyna znów przekraczać wartość 1, co oznacza przejście epidemii w fazę wzrostu.

Zanim pomyślimy o jakichkolwiek zmianach w obostrzeniach, zjedźmy najpierw do poziomu zakażeń z lata albo sprzed lata. Warto też pamiętać, że po takim spadku dalsze utrzymanie epidemii na stabilnie niskim poziomie to iluzja. Niestety, to tak nie działa. Idziesz albo w górę, albo w dół. Nam zależy na tym drugim, na utrzymaniu się w fazie wygasania epidemii.

Moim zdaniem to zresztą nie wystarczające.

To, czego brakuje zarówno w naszym dokumencie jak i w publikacji w „Lancecie”, to jasne określenie, że zależy nam na doprowadzeniu do całkowitej eliminacji choroby, do ekstynkcji wirusa. Z momentem wprowadzenia szczepionki mamy taką możliwość.

A my raczej mówimy, że mamy szczepionkę, że jej użyjemy, zobaczymy, jak ona zadziała. Tymczasem trzeba od samego początku podkreślać, że zmierzamy do eliminacji COVID-u.

Na razie, mimo opadania 2 fali, nikt nie mówi o ekstynkcji wirusa.

Uważam, że to niezbyt mądre. Jeśli masz szczepionkę, możesz zejść ze stosunkowo wysokiego poziomu zakażeń nawet do zera. A utrzymanie epidemii w fazie wygasania może doprowadzić do jej zakończenia

Liczy się tu też szybkość działania. Czas gra przeciwko nam, działa za to na rzecz wroga. Mogą się bowiem pojawiać nowe warianty wirusa, jak to już się dzieje w Anglii czy RPA. Być może w związku z tym będą potrzebne nowe szczepionki. Ponadto szczepionki nie działają bez końca. Jeszcze nie wiemy jak długo. Może 6, może 9 miesięcy, rok, może dłużej.

Co na jesieni poszło u nas nie tak?

Jeszcze w lecie stosunkowo efektywnie śledziliśmy kontakty, mieliśmy też nie najgorsze wyniki testowania (mam na myśli stosunek wykonanych testów do tych, w których wykrywano zakażenie). Wszystko szło naprawdę nieźle.

Co zatem się stało we wrześniu? Podjęto niezbyt mądre decyzje. Zmieniono np. zasady testowania i przez jakiś czas obowiązywał u nas przepis, że trzeba mieć aż 4 symptomy choroby, żeby wysłano cię na testy. To znaczyło, że nie testujemy ludzi z lekkimi objawami, a wyłącznie tych poważniej chorych. To natychmiast pogorszyło sytuację i liczby zakażeń podskoczyły.

Zwiększenie liczby zakażeń z kolei od razu utrudnia śledzenie kontaktów. Do tego doszło otwarcie szkół, no i zaczęła się chłodniejsza pogoda, o czym już była mowa. Kiedy to wszystko weźmiemy pod uwagę, to nic dziwnego, że epidemia mocno przyspieszyła.

Teraz, żeby móc znów porządnie śledzić kontakty musimy zejść do kilkuset, powiedzmy do poniżej 1000 przypadków dziennie. Ale poza tym trzeba jednocześnie monitorować liczbę zgonów, liczbę osób hospitalizowanych i liczbę osób, które wymagają respiratora.

Jest jeszcze wciąż wiele do zrobienia, jeśli chodzi o organizacyjną stronę tych badań, ale Polska w porównaniu do innych krajów europejskich i tak nieźle dawała sobie radę.

Kiedy twoim zdaniem zejdziemy poniżej tego oczekiwanego tysiąca zakażeń dziennie?

To zależy. Jeśli sprawy będą szły dobrze, może to nastąpić pod koniec stycznia 2021.

Przemawia do mnie argument, że szczepienia nie zadziałają od razu, ale dlaczego nie można w miarę postępu szczepień powoli zmniejszać obostrzeń?

Bo poluzowanie restrykcji nie działa w sposób ciągły. To raczej skakanie z jednej epidemiologicznej sytuacji do drugiej.

Zwróć uwagę, że sklepy w Polsce są nadal otwarte, możesz normalnie kupować. Inne kraje mają pod tym względem trudniej.

A kiedy zobaczymy wpływ szczepień?

To się będzie zmieniać stopniowo. 10 proc. zaszczepionych osób odpowiada mniej więcej za 10-procentowy spadek wskaźnika reprodukcji.

Ten wskaźnik we wrześniu, kiedy zaczęła się druga fala, wahał się między 2 a 2,5. A ludzie nadal używali maseczek, testowali się. Żeby skompensować tę wrześniową sytuację poprzez szczepienia, potrzebujesz szczepić ok. połowę społeczeństwa!

Jak szczepisz 20 proc., możesz teoretycznie poluzować restrykcje o 20 proc. i obserwować co będzie dalej. Ale to swego rodzaju gra. Ja bym był bardzo ostrożny, żeby nie wpaść w tę 3 falę. W marcu nie będzie jeszcze zbyt wielu szczepionych ludzi. Może da się już wychodzić więcej na zewnątrz.

A co z tak długim zamknięciem szkół? Od dawna mamy z tym wielki problem.

Tak, to bardzo wrażliwy element.

To, co powinniśmy zrobić, to zaszczepić nauczycieli, zaszczepić cały dorosły personel szkolny. To powinien być jeden z priorytetów szczepień i wtedy, po podjęciu dodatkowych środków higienicznych, można myśleć o otwieraniu szkół. W każdym razie na pewno otwierałbym szkoły przez otwarciem restauracji.

Może mogłoby to nastąpić w lutym. Może powinno się najpierw szczepić starszych nauczycieli?

Szkoły oznaczają niebezpieczeństwo dla osób starszych. Małe dzieci to mały problem. Jest teraz dużo wyników badan, że młodsze dzieci nie przekazują wirusa, ale te powyżej 10-14 lat, już tak.

Oprócz pewnych higienicznych wymogów rekomendowałbym też w szkołach regularne szybkie testowanie. To nie wymaga większych nakładów finansowych. Niedługo będą dostępne nowe, szybkie testy znacznie przyjemniejsze niż te, które mamy teraz.

Na czym one będą polegać?

Na wypłukaniu gardła i następnie zbadaniu tego płynu. Nie trzeba już będzie grzebać głęboko w nosie. Intensywne prace nad nowym testem trwają m.in. w Niemczech.

Akceptujesz obecne polskie restrykcje? Wielu z nas nie rozumie, dlaczego wprowadza się je właśnie teraz, gdy obserwujemy zniżkę zachorowań.

Kwarantannę dla podróżnych rekomendowaliśmy od dawna, więc to dobry ruch. Sklepy, praca z domu o ile to możliwe - to wszystko jest OK. Zostałbym przy tym, co jest.

Trzeba oczywiście uważnie monitorować sytuację i testować! Wciąż nie testujemy zgodnie z naszymi możliwościami. Możemy badać ok. 60 tys. ludzi dziennie, ale tego nie robimy.

Wcześniej to Sanepid decydował kto powinien zrobić test, tymczasem we wrześniu zdecydowano, że będzie to w gestii lekarzy rodzinnych. To nie była dobra decyzja. Lepiej wrócić do Sanepidu, ale oczywiście powinno się wzmocnić tę instytucję.

W dokumencie ekspertów jest mowa o tzw. bańkach społecznych (ang. social bubbles) jako jednego ze sposobów na ograniczanie epidemii. Możesz coś więcej o tym powiedzieć.

Bańki społeczne to koncept, który zakłada, że mogę wciąż utrzymywać kontakty społeczne, mogę mieć jakieś życie w grupie, ale pod warunkiem, że będę należał tylko do jednej bańki i że jej rozmiary będą ograniczone np. do 2-3 gospodarstw domowych. A więc dzielisz społeczeństwo na bardzo liczne, bardzo małe bańki i dbasz, żeby nie było między nimi interakcji. Można sobie wyobrazić też taką organizację w miejscu pracy.

Bańki społeczne to doskonały sposób na ograniczanie epidemii. To trochę tak jak z pożarem lasu. Jak wykopiesz rów, pożar trudniej przenosi się z jednego miejsca w drugie.

Pomysł baniek nie jest jednak łatwy do wprowadzenia, chyba że rząd będzie mocno to propagował tak, jak to zrobił np. rząd brytyjski. W Wlk. Brytanii, jeśli ludzie chcieli być w bańce, musieli napisać kto do niej należy. Poddawali się też wspólnie w bańkach kwarantannie, więc one do pewnego stopnia zastąpiły śledzenie kontaktów.

Bańki powstały też w Nowej Zelandii, Kanadzie, w pewnym sensie w Niemczech. W Polsce ich nie reklamowano. Politycznie w tej chwili to chyba nie do zrealizowania, chyba że będziemy mieli wzrost zachorowań.

W waszym dokumencie jest też mowa o braku danych na temat epidemii. Chodzi o rzeczywisty brak danych czy o niechęć dzielenia się nimi?

Mamy problem i z jednym, i z drugim. Wprawdzie ze strony ministerstwa jest chęć żebyśmy [eksperci] mieli dostęp do danych. Mamy więc od września cotygodniowe spotkania, mamy umowę o częściowym dostępie.

To mogłoby wyglądać lepiej. Mogłoby być więcej danych ze szpitali np. na temat progresji choroby u konkretnych pacjentów, czynników ryzyka itp.

Nie powiedziałbym, że dane są ukrywane. Jest trochę problemów z prywatnością. Ale to w tej chwili nie jest najważniejszy kłopot.

Głównym problemem jest dziś jakość danych. To się wyraźnie pogorszyło od września 2020. Wcześniej mieliśmy dość dobre dane, dotyczące konkretnych pacjentów, kiedy był zrobiony test, jakie były symptomy, jak data przyjęcia do szpitala, wyjścia ze szpitala itd.

To było połączone, ustrukturyzowane. Można było zobaczyć kto i w jakim kontekście zakażał inną osobę, czy zdarzyło się to np. w domu, czy w miejscu pracy.

Takie dane mieliśmy do 1 września. Ale od czasu, kiedy zaczęła się druga fala, Sanepid nie był już w stanie dłużej tego robić. W tej chwili mamy więc głównie dane zsumowane, bez kontekstu. To obrazuje kompletny upadek śledzenia kontaktów w Polsce.

To oczywiście ogromny problem. Bo przy podejmowaniu decyzji musisz opierać się na badaniach naukowych przedstawionych w publikacjach, np. w Stanach Zjednoczonych na podstawie monitoringu prowadzonego tam, na miejscu.

Mam na myśli dość znaną publikację ze Stanów, na którą powoływał się polski rząd, której autorzy podali, że restauracje są źródłem bardzo wysokiego odsetka zakażeń.

Jak to teraz przełożyć na Polskę? Mamy inną kulturę, ludzie w innych okolicznościach wychodzą do miasta coś zjeść, nawet organizacja samej restauracji wygląda inaczej. Dlatego przenoszenie tego typu wyników z jednego kraju do drugiego jest zawsze problematyczne. My potrzebujemy danych z Polski, ale ich nie mamy.

Jedna rzecz to dostępność tych danych dla naukowców, a druga dla zwykłych ludzi. My też chcemy wiedzieć, gdzie jesteśmy w walce z epidemią, w jakim kierunku idziemy. Chcielibyśmy śledzić, jak idą szczepienia itd.

Jeśli chodzi o rządowe podejście do problemu polityki informacyjnej, to jest ono bardzo dalekie od optymalnego.

Z czego to wynika? Rząd nie chce udostępniać danych? Nie ma się komu tym zająć?

Nie wiem. Skarżymy się na to od lata. Jedyne dane rządowe są publikowane na Twitterze. Wiem, że to się będzie zmieniać. Już się trochę zmieniło, bo dane na temat zakażeń na poziomie powiatów pojawiły się na stronie ministerstwa. Przez pewien czas były niedostępne, po tym jak Michał Rogalski wykrył, że brakuje 22 tys. przypadków. To był blamaż rządu.

Uważam, że powinno się codziennie albo raz w tygodniu publikować dane tak, by każdy obywatel mógł zobaczyć, jak się zmienia sytuacja w Polsce. To powinno być dostępne, widoczne.

W Niemczech zajmuje się tym Instytut Roberta Kocha. Na początku też to źle działało, ale cały czas poprawiano jakość danych i jest to coraz lepsze. Instytut dostarcza danych dla naukowców i dla wszystkich zainteresowanych.

A u nas? Weźmy choćby pod uwagę liczbę miejsc na intensywnej terapii. My nawet nie wiemy, ile takich miejsc jest w poszczególnych powiatach. Nie mówiąc już o tym, że nie wiemy, ile z nich jest zajętych, a ile z tych zajętych to miejsca okupywane przez pacjentów covidowych.

Ministerstwo podaje wyłącznie ogólną liczbę łóżek szpitalnych dla covidowych pacjentów i łóżek przez nich zajętych oraz sumę dostępnych i zajętych respiratorów. Te dane są publikowane codzienne na Twitterze. Jak je oglądasz, widzisz, że łóżek na COVID jest dwa razy więcej niż pacjentów, więc sytuacja jest dobra. A ona wcale nie jest dobra, bo może wolne łóżka są nie tam, gdzie akurat są potrzebne i nie ma możliwości transportu, nie ma personelu.

W najgorszym czasie na jesieni według ministerstwa mieliśmy zawsze więcej łóżek i respiratorów niż potrzebowaliśmy, tylko, że to zupełnie nie odzwierciedlało rzeczywistości. Bo rzeczywistość była taka, że w wielu placówkach nie było miejsc na intensywnej terapii, nie przyjmowano nikogo do szpitala.

W Niemczech możesz to codziennie śledzić. Na poziomie lokalnym, w dystryktach. To jest publikowane w każdej gazecie. Mamy np. 24 łóżka na intensywnej terapii. Z tych 24 łóżek 12 zajmują pacjenci covidowi, 6 inni chorzy, a pozostałych 6 jest wolnych.

I wtedy naprawdę wiesz na ile zła jest sytuacja. To powinno być publicznie dostępne. Nikt nie powinien się wstydzić, by podawać takie dane, bo przecież w rezultacie i tak nie możesz ukryć zgonów. I tak wszyscy wiedzieliśmy, jak katastrofalna była pod tym względem sytuacja w październiku i listopadzie. To by się nie zdarzyło, gdyby restrykcje wprowadzono 3 tygodnie wcześniej.

Jesteś optymistą. Sądzisz, że unikniemy 3 fali?

Trudno powiedzieć. Polacy zobaczyli, że sprawy mogą przyjąć naprawdę zły obrót. Druga fala uderzyła bardzo mocno i ludzie są teraz bardziej uważni.

Jestem – jak mówisz – optymistą i mam nadzieję, że unikniemy kolejnej fali zakażeń, ale w lecie też byłem optymistą. Sądziłem, że jeśli liczby pójdą powyżej 1000, zatrzymamy to. Tak się jednak nie stało. Zaczęliśmy działać dopiero, jak doszliśmy do 25 tysięcy. To było zdecydowanie za późno.

Mam nadzieję, że ta jesienna lekcja była wystarczająco bolesna, i obym się nie mylił.

Kiedy jednak czytam co ludzie piszą o COVID-zie i szczepieniach… Po każdym naszym artykule tyle osób podważa zagrożenie, zarzeka się, że się nie szczepi.

Nie musisz zaszczepić całej populacji, żeby wyeliminować chorobę. Jak będziemy mieli 40-50 proc. zaszczepionych osób plus dobre śledzenie kontaktów i testowanie i do tego jeszcze pewne restrykcje, można utrzymać epidemię w fazie wygasania.

To kluczowa sprawa. Szczepienie bardzo w tym pomaga. A kiedy jesteś w fazie wygasania, możesz zmierzać w kierunku ekstynkcji.

Nie wiemy jak silny jest opór przeciw szczepieniom w Polsce. My od jakiegoś czasu namawiamy na robienie badań społecznych w tym kierunku, na monitorowanie nastrojów społecznych. Gdzie leży problem? Z jakich powodów ludzie są nastawieni sceptycznie? Brakuje nam informacji na ten temat.

W Niemczech jest silny ruch antyszczepionkowy. To może być duży problem.

Ale najgorsza rzecz to powiedzieć: „Staramy się utrzymać stacjonarny poziom, trochę w górę, trochę w dół, szczepimy ludzi, część już po, mamy zdecydowanie mniej śmierci, bo starsze osoby chętnie się poddają szczepieniom”.

Ale są także ludzie, którzy z różnych względów nie mogą się szczepić. Co z nimi zrobić? Oni się będą dalej izolować? To zupełnie nierozwiązany problem.

Jeszcze raz powtarzam – musimy iść w kierunki całkowitej eliminacji choroby. Tymczasem takiej strategii nie dostrzegam ani na poziomie kraju, ani Europy, ani świata. Jedyne państwa, które poszły w tę stronę, to niektóre kraje azjatyckie, np. Chiny.

Nowa Zelandia?

Też. I Australia. Australia odnotowała ostatnio 70 przypadków w Sydney. I natychmiast zablokowali transport w mieście. Oni wyraźnie nie idą w kierunku kontroli epidemii, tylko jej zakończenia.

To inna wola polityczna i inaczej zdefiniowany cel.

A przecież nie bardzo wiadomo jak pójdą szczepienia. Każda masowa akcja szczepień pociąga za sobą przypadki poważniejszych niepożądanych działań. Nieważne, że zdarzy się to raz na setki tysięcy, ale kiedy pierwsza osoba umrze, będzie to natychmiast użyte przez osoby przeciwne szczepieniom.

Słyszałem, że w Polsce część lekarzy jest źle nastawiona do szczepień.

Pisałem na temat i to naprawdę smutne.

Mamy kilku lekarzy wśród przyjaciół i pytaliśmy się, czy zamierzają się szczepić. Niektórzy z nich mówią, że to nowy typ szczepionki, że mogą pojawić się objawy uboczne, o których jeszcze nie wiadomo.

Szczepionka przeciw COVID została przetestowana na ogromnej liczbie ludzi. Szczepionka BioNTech na ponad 40 tysiącach, a Moderny 30 tysiącach osób! To znaczy, że szczepionka przeciw COVID została znacznie lepiej sprawdzona niż inne szczepionki.

Część ludzi obawia się skutki ubocznych, tymczasem na ogół skutki uboczne zdarzają się w przypadku znikomego procenta populacji. Szukając więc racjonalnych argumentów można powiedzieć, że choroba COVID jest znacznie groźniejsza niż potencjalne skutki uboczne szczepionki.

Wielu lekarzy uważa ponadto, że to choroba, której i tak nie można zatrzymać, bo za mało jeszcze wiemy o tej epidemii, więc pozwólmy ludziom nabrać odporności zbiorowej.

Niestety, właśnie Polska jest doskonałym przykładem, że koncept zbiorowej odporności się nie sprawdza! Zaledwie 7, może 8 proc. populacji już się uodporniła. Zostaje więc nadal ok. 90 proc. tych, którzy są wciąż nieodporni, i w związku z tym może pojawić się drugie załamanie.

Nasze społeczeństwo nie nabyło odporności stadnej. Pójście w tym kierunku prowadziłoby do załamania systemu opieki zdrowotnej, co widzieliśmy niedawno na własne oczy.

I jeszcze jedna ważna rzecz w związku z 3 falą. Polska ma strukturalny problem, tj. duże gospodarstwa domowe. To znaczy, że być może te obostrzenia, które są w innych krajach, tutaj mogą nie wystarczyć.

Duże gospodarstwa domowe to świetne paliwo dla epidemii. Wirus przenosi się w takich zbiorowiskach, a z nich rozchodzi się na zewnątrz. Takie duże gospodarstwa domowe spotykamy zwłaszcza w południowo-wschodniej Polsce, a także w środkowej części kraju. Na Mazurach ludzie też mają liczne rodziny, ale gęstość zaludnienia jest tam bardzo niska.

To jest strukturalne niebezpieczeństwo, którego powinniśmy być świadomi. Jesteśmy pod tym względem w trudniejszej sytuacji niż np. Hiszpania, a z kolei Hiszpania w trudniejszej niż Niemcy. Dlatego w Hiszpanii, a tym bardziej u nas, niełatwo się walczy z wirusem. Warto o tym pamiętać.

Ponieważ skończył się rok i jest czas podsumowań - również na temat epidemii - mam taką smutną refleksję z tej okazji. Nie powiodło się nam ani w Polsce, ani w Europie, ani w wielu innych miejscach na świecie w walce z tym wirusem.

Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że w tej walce zawiedliśmy. Z perspektywy widzę, że mogliśmy działać lepiej, szybciej, skuteczniej. Może wyciągniemy z tego wnioski? Może przyszły rok będzie zdecydowanie lepszy? Tego życzę nam wszystkim.

*Prof. Tyll Krueger pracuje na Wydziale Elektroniki Politechniki Wrocławskiej. Mieszka w Polsce od 8 lat

Udostępnij:

Sławomir Zagórski

Biolog, dziennikarz. Zrobił doktorat na UW, uczył biologii studentów w Algierii. 20 lat spędził w „Gazecie Wyborczej”. Współzakładał tam dział nauki i wypromował wielu dziennikarzy naukowych. Pracował też m.in. w Ambasadzie RP w Waszyngtonie, zajmując się współpracą naukową i kulturalną między Stanami a Polską. W OKO.press pisze głównie o systemie ochrony zdrowia.

Komentarze