Zbiórka podpisów dla kandydata KO to sukces dziesiątek tysięcy ludzi, Rafała Trzaskowskiego czy może Kaczyńskiego, który tak chciał zaszkodzić, że aż pomógł? Prezes PiS boi się o wynik wyborów - wzywa do „pełnej mobilizacji". I straszy, że w szeregach partii konieczne będą zmiany
„Liczba dnia: 1 600 000” - ogłosił na Twitterze sztab Rafała Trzaskowskiego we wtorek 9 czerwca. Kandydat Koalicji Obywatelskiej złożył w Państwowej Komisji Wyborczej podpisy. Jeśli zostaną pozytywnie zweryfikowane, będzie ich 16 razy więcej niż wymaga tego prawo wyborcze i umożliwią mu udział w wyborach prezydenckich 28 czerwca 2020.
Do wyborów będziemy w OKO.press regularnie publikować "raport z kampanii". Będziemy też rozmawiać z kandydatami, analizować programy, komentować pomysły programowe i analizować zabiegi wizerunkowe, będziemy przyglądać się wszystkim kandydującym na urząd prezydenta.
Zbiórka była tak widoczna na ulicach i w mediach społecznościowych, że przez parę dni można było odnieść wrażenie, że „cała Polska zbiera podpisy dla Rafała Trzaskowskiego”. Zbierał Donald Tusk i sztab Szymona Hołowni, pani w sklepiku w Swornegaciach i Beata Jabłońska z Warkał pod Olsztynem, o której pisaliśmy.
To, co PiS zaplanował jako utrudnienie, dając kandydatowi Koalicji zaledwie 6 dni na zebranie podpisów, okazało się niczym gwiazdkowy prezent.
„Dzikie ilości spływają i spływają” - chwalił się OKO.press jeden z ważnych polityków Koalicji Obywatelskiej w poniedziałek. Profile społecznościowe działaczy KO zalewały zdjęcia i filmiki ze zbiórki, ale jej zasięg przekraczał partyjne szeregi.
Duże partie zwykle zbierają podpisy w zaciszu domów swoich działaczy. Nierzadko pojawiają się oskarżenia o to, że mają listy gotowe na każdą okazję. Tego obawiał się PiS i dlatego wprowadził nowy wzór karty do zbierania podpisów. Miał zaszkodzić, nie przeszkodził.
Publiczne zbiórki są domeną pretendentów, partii niewielkich, kandydatów dopiero zapowiadających się. To oni rozstawiają stoliki, wychodzą na ulice, zaczepiają przechodniów. Trudzą się, by przekroczyć ustawowe progi.
Taką właśnie strategię zastosował sztab Trzaskowskiego - jakby był kandydatem, który naprawdę musi się starać. Choć przecież nie musiał - 100 tysięcy podpisów z górką udałoby się zebrać wśród rodzin 33 tys. członków Platformy Obywatelskiej.
Jednak strategia „na mniejszego" i „na kłopoty" okazała się nadzwyczaj skuteczna.
Sztab Trzaskowskiego wykorzystał okazję, która nomen omen leżała na ulicy. Już w dniu kiedy KO ogłaszała jego kandydaturę, trzy tygodnie temu, osoba z kierownictwa sztabu Szymona Hołowni przewidywała w rozmowie z OKO.press: „Trzaskowski wchodzi w trudnym momencie, ale wszyscy będą tym żyli przez najbliższe dni. To gra na jego korzyść.
To będzie historia o walce z systemem: czy zbierze podpisy? Czy wygra z PiS-owskim układem, który szykuje wybory nie fair”.
„To chyba rodzaj terapii, w tych warunkach bezcennej dla poobijanej opozycji” - komentował Michał Karnowski na wPolityce. I miał rację. Ta zbiórka zadziałała jak cezura między porażką Małgorzaty Kidawy-Błońskiej a przyszłością, w której jest szansa na zwycięstwo. Dała sporej części przeciwników PiS mały sukces „w garści", którego autorami poczuły się setki tysięcy ludzi. Po latach wyborczej smuty.
Jak każde wystąpienie i działanie, tak i zbiórka podpisów przyniosła Trzaskowskiemu felietony na portalu wPolityce, komentarze w TVP Info i kilka minut w „Wiadomościach". A poza tym?
Akcja zbierania podpisów zbudowała Trzaskowskiego w kilku wymiarach.
Ponieważ do podpisywania się pod jego kandydaturą wzywali również jego konkurenci, Trzaskowski zyskał rys kandydata „ponad podziałami" już w pierwszej turze. To może uwiarygadniać jego przekaz o budowaniu wspólnoty. Ale zarazem może sprawić, że jego sztab poczuje się zwolniony z obowiązku zabiegania o poparcie zwolenników innych opozycyjnych ugrupowań.
A dzisiejszy triumfalizm jutro może zadziałać demobilizująco.
Trzaskowski może wygrać jako kandydat opozycji. Jako kandydat Platformy Obywatelskiej - przegra. Szerokie zaangażowanie podczas zbiórki to krok w kierunku budowania jego wizerunku jako kandydata całej opozycji.
Tyle tylko, że działacze PO nie mają ochoty „oddawać" Trzaskowskiego. Mówi OKO.press sztabowiec nienależący do Platformy:
„Wśród polityków Platformy jest pokusa otorbiania Trzaskowskiego, Borys wciąż chce obok niego stawać".
Przewodniczący PO Borys Budka był też obecny podczas składania podpisów w PKW. "Dobrze by było rozkleić Rafała i Platformę, to wychodzi z badań” - dodaje sztabowiec.
Dziesiątki tysięcy ludzi mają swój osobisty udział w pierwszym sukcesie Trzaskowskiego. Tego nie można przecenić.
Te kolejki przy stolikach i pudła z podpisami w wizualny sposób odcinają kampanię Trzaskowskiego od kampanii Kidawy-Błońskiej. Kiedy kandydatka KO wezwała do gestu moralnego sprzeciwu - do bojkotu, zarazem jako pożądane obywatelskie działanie wyznaczyła... brak działania. Trzaskowski musiał zapobiec apatii jako domyślnemu trybowi funkcjonowania wyborców KO w pandemicznych wyborach. I wydaje się, że mu się to udało.
Każdy sztab potrzebuje ludzi, którzy nie tylko postawią krzyżyk w dniu wyborów, ale realnie coś zrobią w kampanii. Tacy ludzie pojawili się wokół Trzaskowskiego, a często brakowało ich w Platformie Obywatelskiej, o czym wiemy z poprzednich kampanii wyborczych.
Jednak taką energię trudno jest utrzymać. Pytamy jednego ze sztabowców Trzaskowskiego, co planują, czy ta energia się nie wytraci? "Teraz będą wieszać banery".
Szykuje się kolejna akcja, tym razem: „Cała Polska okleja płoty Trzaskowskim"
Pojawiają się głosy, że to zasługa PiS-u. 1,6 mln podpisów pod Trzaskowskim należałoby dopisać do długiej listy sukcesów Jarosława Kaczyńskiego. Tak mu przeszkadzali, że mu pomogli. To jednak nie takie proste.
Dziś wyborców opozycji nie napędza już (tylko) strach przed „Kaczorem", ale przede wszystkim nadzieja. "Był dramat, zjechało Kidawie, była klęska, pojawiały się jakieś nadzieje związane z Hołownią, ale jednak nie za duże, i teraz nagle ludzie czują się jak w rollercoasterze: całkowita zmiana nastroju. Nadzieja" - mówi na podstawie badań jakościowych w wywiadzie dla Gazety.pl Marcin Duma, szef pracowni sondażowej IBRiS.
To samo wynika z sondażu OKO.press: depresja wyborcza opozycji się skończyła.
A przecież to polityczny elementarz: wybory wygrywa się nadzieją. Nie musi ona być słowem wypisanym na kubkach i muralach, jak w przypadku Baracka Obamy, ale musi być najistotniejszym przesłaniem kampanii. Tego zabrakło w kampanii Bronisława Komorowskiego.
Tu jednak pojawia się pytanie: czy wystarczy, żeby to była nadzieja na wygranie wyborów? Czy hasło „nasz ma szansę" zagna obywateli do urn? Czy nadzieja nie musi być zakorzeniona w wizji, programie, innej propozycji zorganizowania stosunków między obywatelami a władzą?
Tego samego dnia, kiedy złożył podpisy, Trzaskowski przedstawił też pierwsze punkty swojego programu „Nowy start": inwestycje lokalne, zielona transformacja oraz darmowe żłobki i przedszkola.
To pakiet raczej gładkich haseł, pod którym może podpisać się i wyborca lewicowy i liberalny i centroprawicowy. Zwraca uwagę duży nacisk na rozwój mniejszych miast (program został przedstawiony w 60-tysięcznych Pabianicach). Łatka kandydata wielkomiejskich elit oderwanych od zwykłego życia jest wizerunkowym problemem prezydenta Warszawy, więc to oczywisty wybór. Trzaskowski będzie jednak musiał postarać się dużo bardziej, by ten wizerunek choć trochę zmienić.
O tym, że na Nowogrodzkiej boją się o wynik wyborów, świadczy list, który we wtorek wieczorem opublikował PAP. Do „wielkiego wysiłku" i „pełnej mobilizacji" wezwał Jarosław Kaczyński działaczy Prawa i Sprawiedliwości. Rafała Trzaskowskiego prezes PiS nazywa „przedstawicielem skrajnej lewicy", ma on po swojej stronie „machinę", która „wmawia naszym Rodakom, że dobro jest złem, a zło - dobrem".
Nazwisko Andrzeja Dudy pada w tekście raz - tyle samo, co nazwiska Donalda Tuska i Lwa Rywina (tak, jest też nawiązanie do afery Rywina). Bo i nie o prezydenta Dudę w tym liście chodzi. Tylko o ostrzeżenie, że jego przegrana może się skończyć dla PiS-u bardzo źle. „Jego zwycięstwo [Rafała Trzaskowskiego] oznaczałoby ciężki kryzys polityczny, społeczny i moralny" - ostrzega swoich działaczy Kaczyński. Wręcz im grozi: „Zmiany są potrzebne w wielu dziedzinach. Potrzeba ich – nie ukrywam tego – również w naszych szeregach".
Kaczyński ma jednak lekarstwo: „Możemy temu zapobiec. Możemy iść drogą niełatwą, ale prowadzącą nas ku najwyższym celom" - zachęca. I mobilizuje:
„Muszę jednak w tym miejscu z całą mocą powtórzyć: nic nie zrobi się samo. Trzeba wysiłku i inicjatywy, spójnego przekazu i dotarcia z nim do Obywateli naszej Ojczyzny. Mamy dziś stan alertu, który się skończy, gdy odniesiemy zwycięstwo” - napisał do członków Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński
„Możemy zwyciężyć, musimy zwyciężyć i zwyciężymy!" - kończy Kaczyński.
Szymon Hołownia swój kampanijny sukces liczy w złotówkach, które spływają na konto jego komitetu. We wtorek 9 czerwca ogłosił, że w trzy doby zebrał milion złotych.
„To bardzo ważne być w stanie zebrać wszystkie podpisy, których potrzeba, ale zebrać milion złotych, które ludzie mogli wydać na wszystkie inne rzeczy, a zdecydowali się wydać właśnie na to - na demokrację, na wolność, na zmianę, na program, na wizję - to rzecz zupełnie bez precedensu. Za ten milion jestem wam niezmiennie wdzięczny. Nikt takiej rzeczy nie zrobił w polskiej polityce, nikt nie obudził takiej energii i takiej nadziei jak my" - mówił w nagraniu na Facebooku. I nawoływał: „Podpędźmy jeszcze tę zbiórkę”.
Na razie „podpędził" w mediach społecznościowych, prześcigając Andrzeja Dudę na Twitterze, o czym pisała w cotygodniowym raporcie Anna Mierzyńska.
Kandydat niepartyjny jeździ po Polsce żółtym kamperem, który nazywa "Belwederem na kółkach".
Kandydat ludowców odwiedził Łowicz, Łęczycę i Kutno, gdzie powtórzył, że chce, by Senat był izbą samorządową.
Tymczasem jego żona udzieliła wywiadu „Rzeczpospolitej". „Mamy 10 kandydatów w wyborach prezydenckich i 10 mężczyzn. Stąd moja deklaracja z konwencji w Tarnowie: chcę być głosem kobiet" - zadeklarowała Paulina Kosiniak-Kamysz.
„Pani Małgorzata Kidawa-Błońska mówiła przy swojej rezygnacji, że czas kobiet jeszcze nie nadszedł. Zadaje sobie pytanie: ile jeszcze musimy na niego czekać? Weźmy sprawy w swoje ręce, żebyśmy nie musiały krzyczeć o swoje prawa".
Żona lidera PSL konsekwentnie stara się zabiegać o głosy kobiet, zwłaszcza tych z większych miast, którym Władysław Kosiniak-Kamysz jawi się jako kandydat zbyt konserwatywny. W przemówieniu, które otwierało jego kampanię w lutym, zapewniała, że nie będzie „statystką", co zarzuca Agacie Kornhauser-Dudzie.
W jakich sprawach ona sama będzie zabierać głos? Chce zrównania płac kobiet i mężczyzn. Mówiła, że kobiety nie mogą czekać miesiącami na badania diagnostyczne i profilaktyczne. Powiedziała też, że jest dla niej uwłaczające, kiedy widzi, jak w studiu telewizyjnym o sprawach dotyczących kobiet dyskutują sami mężczyźni.
„Jestem jedynym kandydatem, który realnie wspiera rozdział państwa od Kościoła” - zadeklarował w Gogolinie, w Opolskiem Robert Biedroń z Lewicy. W jego konferencji prasowej wzięła udział Grażyna Juszczyk - nauczycielka, która w 2013 roku zdjęła krzyż w pokoju nauczycielskim. Była później szykanowana, a jej sprawa przetoczyła się przez sądy wszystkich instancji.
„Moja sprawa pokazała, że fanatyzm religijny niektórych obywateli w naszym kraju sięga zenitu i należy go powstrzymać" - mówiła nauczycielka, stojąc obok kandydata Lewicy, którego wspiera. „Fala nienawiści, hejtu moich współpracowników, dyrektorki, po tym, jak zdjęłam krzyż, była naprawdę przerażająca. To jest straszne, że ci ludzie mają wsparcie w rządzie" - oświadczyła.
O szczegółach tej sprawy pisaliśmy tutaj:
Biedroń skomentował, że odważyła się przeciwstawić systemowi, który nie chce różnorodności w Polsce. „Niech żyje świeckie państwo!" - zawołał.
Nawiązał też do wyroku w sprawie Igora Tulei, który również „odważnie przeciwstawia się opresji państwa”.
Wybory
Robert Biedroń
Krzysztof Bosak
Andrzej Duda
Szymon Hołownia
Władysław Kosiniak - Kamysz
Rafał Trzaskowski
Dziennik kampanii
kampania 2020
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Komentarze