„Wybór między cywilizacją pogardy, a cywilizacją godności” – tak Biedroń zdefiniował stawkę wyborów prezydenckich. Mówił o tanich lekach, mieszkaniach, przywróceniu Polsce liderskiej pozycji w UE i o rozwoju małych miast. Pytał: „Czy prezydent wszystkich Polaków nie powinien mieć czegoś wspólnego z większością z nas? Czy nie powinien mieć otwartego umysłu?”
„Nie posiadam prezydenckich genów, nie pochodzę z prezydenckiej albo politycznej rodziny, nie pochodzę z rodziny z wielkimi tradycjami, ale wierzę, że nie to jest warunkiem bycia prezydentem RP, wierzę, że prezydentura może być dostępna dla zwykłego chłopaka z Krosna” — mówił Robert Biedroń podczas niedzielnej (19 stycznia 2020) konwencji Lewicy w Słupsku.
Te słowa to uszczypliwość pod adresem konkurentki z Platformy Obywatelskiej, Małgorzaty Kidawy-Błońskiej (o której prezydenckich genach i tradycjach mówili koledzy z partii), a jednocześnie główny motyw przemówienia kandydata Lewicy na prezydenta.
Przemawiający wcześniej Adrian Zandberg stwierdził, że Polska potrzebuje prezydenta, który "rozumie współczesny świat". A sam Biedroń zapowiedział "prezydenturę odwagi, odpowiedzialności i rozsądku".
I mówił raczej o tym, czego się po nim nie spodziewano (gospodarka) niż o tym, czego mogliby oczekiwać konkurenci (Kościół, prawa osób LGBT).
Trochę zapożyczył się u Zandberga i Razem ("nowoczesne państwo dobrobytu"), a trochę u Aleksandra Kwaśniewskiego i SLD ("Polska znów powinna wybrać przyszłość. Skupić się na tym, co przed nami!"). Kiedy dołożył do tego swoją osobistą historię, powstała spójna mieszanka i jasny przekaz.
Od kampanii Lewicy i błędów pozostałych kandydatów będzie zależało, czy pozwoli to Biedroniowi przeskoczyć wynik Lewicy z wyborów parlamentarnych (12,56 proc.).
Cele strategiczne Lewicy - w swoim niepodrabialnym stylu - sformułował Włodzimierz Czarzasty: „Wchodzimy do drugiej tury i roznosimy Dudę na kawałki! A za trzy i pół roku będziemy rządzili”. Paradoksalnie to u Czarzastego było więcej "politycznego konfetti" niż w umiarkowanym wystąpieniu Biedronia.
Oto cztery rzeczy, które zdaniem OKO.press warto zapamiętać z niedzielnej konwencji Lewicy.
„Opowiem Wam, jak się tutaj znalazłem” - zaczął Biedroń sentymentalno-polityczną opowieść, w której budował wspólnotę losu z tysiącami Polek i Polaków ze swojego pokolenia.
„Wychowałem się w Krośnie – mieście mniejszym od Słupska, które też leży z dala od wielkich ośrodków i o którym rządzący często zapominają”. Było o wielodzietnej rodzinie i śmierci ojca, pracy na zmywaku w Wielkiej Brytanii i jako ochroniarz w Polsce, trudach walki o swoje miejsce w świecie, zakładaniu organizacji pozarządowych, które bronią praw mniejszości.
„Kolejne pokolenia mogą mieć łatwiej. Tylko trzeba zacząć o to walczyć”
- zapewniał Biedroń, niejako w kontrze do ostatnich międzypokoleniowych sporów o PRL, mieszkania i nie tylko.
Biedroń nie zrezygnował ze swojego znaku firmowego: uśmiechu, ale nie jest to już infantylne „kochajmy się” z czasów kampanii europejskiej, tylko próba opowiedzenia o tym, że oparte na życzliwości relacje mogą dotyczyć również instytucji publicznych. A otwartość może być polityką państwa: „Są kraje otwarte – w których ludzie są traktowani równo, niezależnie od tego kim są, z jakiego miasta pochodzą, z jakiej rodziny i ile mają pieniędzy. Gdzie nie są piętnowani dlatego, że nie pasują do jakiegoś wzorca. Gdzie mogą czuć się dumni z tego, kim są”.
Ta opowieść to sprytny sposób, by zneutralizować temat, który według niektórych komentatorów może być kulą u nogi Biedronia. Ani razu nie odniósł się wprost do praw gejów, lesbijek czy osób trans. Padły za to słowa o ludziach, którzy "nie pasują do jakiegoś wzorca" oraz ta oto definicja:
"Jest takie określenie powtarzane zazwyczaj do znudzenia w kampanii: »prezydent wszystkich Polaków«. No właśnie. A czy prezydent wszystkich Polaków nie powinien mieć czegoś wspólnego z większością z nas? Znać problemów, z którymi się borykacie? Rozumieć co to znaczy ciężko pracować? Czekać miesiącami w kolejce do lekarza? Czy prezydent nie powinien mieć otwartego umysłu? Czy nie powinien rozumieć faktu, że każdy z nas jest inny? Ma inny pomysł na siebie i sposób na życie".
Swoją kampanię Biedroń rozpoczyna w Słupsku, w którym był prezydentem w latach 2014-2018. To 90-tysięczne miasto Pomorzu ma być symbolem nie tylko tego, że „da się” („jeśli zrobiliśmy to w Słupsku, jesteśmy w stanie zrobić to w całej Polce” — powtarzał Biedroń), ale również tego, że Polska poza wielkimi aglomeracjami nie jest skazana na PiS. Biedroń został tam prezydentem, zanim większość Polek i Polaków zaczęła popierać liberalizację prawa aborcyjnego i jednopłciowe związki partnerskie.
„Dość wykluczania większości z nas. Dość wstydu mniejszych miast i miasteczek w całej Polsce. Czas na dumę!”
- ogłosił były prezydent Słupska.
Słupsk to przykład „społeczeństwa odważnego”, gotowego wybrać kogoś, kto inspiruje, myśli "perspektywami i możliwościami", a nie ograniczeniami — mówiła obecna prezydentka tego miasta Krystyna Danilecka-Wojewódzka.
Kiedyś była jedną z najbliższych współpracowniczek Biedronia i wiceprezydentką w jego gabinecie, to ona otworzyła konwencję dobrym przemówieniem i hymnem państwowym. Był to zresztą jeden z bardziej poruszających momentów konwencji: jeśli ktoś myślał, że tylko prawica śpiewa patriotyczne pieśni, to się pomylił. Kiedy skończyła się puszczana z głośników ścieżka dźwiękowa "Mazurka Dąbrowskiego" wypełniona działaczami Lewicy sala zaśpiewała pełnym głosem drugą zwrotkę bez podkładu.
„Jedno wiemy na pewno o naszych konkurentach: oni szklanych domów nie zbudują, oni żadnych domów nie zbudują. Prezydent Duda najchętniej budowałby więzienia” - mówił Adrian Zandberg.
Biedronia wsparli bowiem liderzy obu pozostałych formacji tworzących lewicową sejmową koalicję - Zandberg i Czarzasty.
Lider Razem ironizował, że Biedroń oddał do użytku tyle mieszkań w samym Słupsku, co PiS w całej Polsce. I to on sformułował polityczne credo:
"Lewica nie boi się powiedzieć, że chcemy lepszej Polski. Nie ma na co czekać. Polska potrzebuje przełomu".
Prezydenckie obietnice Biedronia są kontynuacją głośnego sejmowego "kontrexposé" Zandberga i skupiają się wokół spraw społeczno-gospodarczych. On sam powiedział, że to "warunki nowoczesnego państwa dobrobytu":
Biedroń zamierza zorganizować w Polsce europejski szczyt klimatyczny w 2021 roku: "Ale nie taki, jaki organizował obecny prezydent, na którym pokazuje się dekoracje z węgla. To będzie szczyt z prawdziwego zdarzenia, na którym pokażemy nasz plan odchodzenia od węgla".
Pewnym zaskoczeniem może być to, że w przemówieniu Biedronia w ogóle nie pojawił się temat Kościoła.
Lewica w kampanii prezydenckiej chce pokazać, że ma ofertę dla różnych generacji. Biedroń i Zandberg reprezentują 40-latków, urodzonych jeszcze w PRL-u, wykształconych w latach 90., już skorzystali z osiągnięć transformacji, wyjeżdżali na Zachód do pracy albo na studia, ale po powrocie zderzali się z rozczarowaniami polskiej rzeczywistości.
Do starszych mówił Włodzimierz Czarzasty, a do młodszych działaczka Młodzieżowego Strajku Klimatycznego - Monika Fiugajska.
Czarzasty najwyraźniej będzie dbał o to, by w kampanii Biedroń nie zgubił elektoratu 50+. Sondaż OKO.press z października 2019 pokazał, że w tej grupie wiekowej faworytem lewicowych wyborców jest Adrian Zandberg.
„Szacunek dla naszych rodziców, dla naszych dziadków, każe Lewicy mówić, że 1600 zł to coś, co się każdemu należy. Tych ludzi nie można odzierać z godności, z młodości”
— mówił Czarzasty, który zresztą dostał od sali ogromne brawa i wyraźnie zaskarbił sobie sympatię również działaczy Wiosny.
Głosem młodych popierających Biedronia była na konwencji 18-latka Monika Fiugajska. Skupiła się na katastrofie klimatycznej: „Kiedy umrze ostatnia pszczoła, zostanie nam tylko odliczanie”. Mówiła też o edukacji: „Polska edukacja musi zostać zmieniona, nie chcemy lekcji religii w szkołach, potrzebujemy rzetelnej edukacji seksualnej i ekologicznej, ze specjalistami, nie księżmi”.
Tu Biedroń pozornie ma prostsze zadanie, bo jest w najmłodszych grupach wiekowych popularny. Jednak o poparcie będzie się tu bił… z Krzysztofem Bosakiem, świeżo wybranym kandydatem Konfederacji. Poza tym wynik Biedronia może zależeć od tego, jak wielu nowych młodych wyborców uda mu się zmobilizować. W wyborach parlamentarnych aż 53 proc. Polek i Polaków w wieku 18-29 lat nie zagłosowało, ale po pierwsze niegłosujących jest w tej grupie coraz mniej, a po drugie, to oni dali dobry wynik Lewicy.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Komentarze