0:000:00

0:00

Prawa autorskie: AFPAFP

Wstrzymanie importu ropy z Rosji znalazło się w propozycji szóstego pakietu sankcji przedstawionej przez Komisję Europejską. Rozwiązanie takie miałoby obowiązywać od początku 2023 roku. To najbardziej sporny z punktów tego zestawu, w którym znalazło się też między innymi odcięcie od systemu SWIFT Sbierbanku, największego z rosyjskich banków.

Zakręcenie kurka z ropą jest trudne do zaakceptowania przede wszystkim dla Węgier i Słowacji, mocno uzależnionych również od rosyjskiego gazu. Problemy zgłaszają też Czesi, a wetem straszy Bułgaria.

Właśnie dlatego przeciągają się rozmowy dotyczące wprowadzenia kolejnego zestawu ograniczeń w kontaktach handlowych z Kremlem. Rośnie szansa na „sankcje dwóch prędkości”. W przyszłości bardzo trudne będzie też wprowadzenie sankcji na rosyjski gaz.

Polska za europejskimi sankcjami

O możliwości wprowadzenia ogólnounijnych sankcji surowcowych pisaliśmy już na samym początku wojny. Wtedy wprowadzenie tak mocnych ograniczeń wydawało się odległe. Osamotniony w postulacie szybkiego embarga na surowce był premier Mateusz Morawiecki. Nawet on jednak płynnie łagodził retorykę, gdy przechodził do konkretów: z wypowiedzi premiera wynikało, że embargo na ropę i gaz jest odległe — w pierwszej kolejności stawiał on na stosunkowo łatwiejszą blokadę importu węgla.

Ale Morawiecki znajduje się korzystnej na tle innych liderów sytuacji.

Po pierwsze: za surowymi sankcjami opowiadają się wyborcy. Według marcowego sondażu SW Research dla Rzeczpospolitej poparcie to sięga prawie 60 proc. Po drugie, utrzymanie dostaw gazu i ropy z Rosji nie jest dla nas kwestią przetrwania. Zrównoważenie dostaw według ekspertów zapewnią nam porty przeładunkowe gazu (w Świnoujściu) i ropy (w Gdańsku) oraz połączenie gazociągiem z norweskim szelfem kontynentalnym (Baltic Pipe). Poza tym Polska wzbogaciła się o nowy interkonektor, czyli połączenie z gazową siecią Litwy.

Przeczytaj także:

„Mamy rozbudowany naftoport, możliwość przeładunku prawie 40 mln ton ropy naftowej rocznie, duże magazyny. Zawieramy też kontrakty na surowiec z wielu różnych kierunków. W przypadku dostaw gazu ziemnego mamy kilka możliwości, mówimy o własnym wydobyciu ok. 4 mld metrów sześciennych rocznie, gazoporcie na 5 mld metrów sześciennych, rewersie na niemieckim punkcie Mallnow 5,5 mld metrów sześciennych. Ponadto mamy mniejsze interkonektory z Niemcami i Czechami. PGNiG już zawarła kontrakt na 90 mln ton gazu z gazoportu w litewskiej Kłajpedzie. Pierwszy października wyznaczony jest jako data technicznego uruchomienia Baltic Pipe ze stopniowym rozruchem tego połączenia i możliwością transportu maksymalnie do 10 mld ton gazu rocznie” - mówi OKO.press dr Premysław Zaleski z Politechniki Wrocławskiej, ekspert do spraw handlu surowcami.

Na marginesie dodajmy: deklaracje dotyczące niedalekiej przyszłości brzmią dobrze — co innego teraźniejszość. Jak wyliczał think tank CREA (Centrum Badań nad Energią i Czystym Powietrzem), od początku wojny zapłaciliśmy za dostawy rosyjskich surowców ponad 2 mld euro. Według ekspertów organizacji od początku wojny do końca kwietnia do Polski dotarło 14 dostaw rosyjskiej ropy. Gdzie trafiają? Państwowe koncerny LOTOS i Orlen twardo zaprzeczają dodatkowym, "spotowym" zakupom ropy z Rosji, choć do polskich rafinerii nadal trafiają stamtąd dostawy na podstawie długoterminowych kontraktów.

Sankcje mogą zaboleć Węgry

W każdym razie nasza sytuacja jest dość komfortowa. Niestety, nie można tego powiedzieć o wielu innych państwach Unii Europejskiej, szczególnie tych z naszego regionu.

Twardemu kursowi wobec Rosji sprzeciwiają się między innymi Węgry. Do swojej propozycji sankcji rząd w Budapeszcie próbuje przekonać szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen. Rozmowy z węgierskim premierem Viktorem Orbanem do środy nie przyniosły jednak efektu. Mówił o tym rzecznik KE Eric Mamer, próbujący jednocześnie zrozumieć stanowisko Węgier.

"Zdajemy sobie sprawę, że Węgry i inne kraje są w dużym stopniu zależne energetycznie od dostaw rosyjskiej ropy i znajdują się w bardzo specyficznej sytuacji. O tym rozmawiali Ursula von der Leyen i Viktor Orban. To była bardzo konstruktywna dyskusja, która pozwoliła nam zidentyfikować szereg kwestii, które wciąż wymagają rozwiązania" - stwierdził rzecznik KE i zapowiedział, że rozmowy będą kontynuowane jeszcze dzisiaj, a Węgrzy powinni w końcu przystać na sankcje.

"Suwerenność" po węgiersku

Węgierskie władze wielokrotnie dawały do zrozumienia, że nie zamierzają przerzucać kosztu wojny w Ukrainie na swoich obywateli. W takim tonie wypowiadał minister spraw zagranicznych Péter Szijjártó. Dlatego Budapeszt nie opowiadał się za wprowadzeniem embarga na rosyjską ropę i gaz, które przełożyłyby się na wzrost cen obu tych surowców. Taka argumentacja może brzmieć trzeźwo i realistycznie, w istocie jednak po prostu służy reżimowi Putina — sankcje zawsze wiążą się obustronnym kosztem, to truizm. Chodzi właśnie o to, że dla Rosji koszt ekonomiczny blokady będzie bez porównania większy.

Niekonfrontacyjna wobec Rosji postawa Orbana i polityków z jego kręgu nie jest zaskakująca. Przypomnijmy, że Szijjártó zignorował kremlowski atak na bazy danych swojego resortu, po czym przyjął w Moskwie z rąk Siergieja Ławrowa Order Przyjaźni.

Rząd Orbana nie zamierza też odciąć się od Rosatomu, który nadal ma uczestniczyć w rozbudowie elektrowni atomowej Paks. W 2021 roku Węgrzy podpisali także długoterminową umowę na dostawy gazu od Gazpromu. Opiewa ona na 15 lat, z możliwością renegocjacji po 10 latach. Co ciekawe, paliwo płynie do Węgier z pominięciem sąsiedniej Ukrainy, za to z wykorzystaniem gazociągu TurkStream.

”Jeśli na Węgry z Rosji gaz dociera tylko przez Ukrainę, to z punktu widzenia suwerenności, jest to mało akceptowalna sytuacja” - mówił Orban podczas wspólnej konferencji z Władimirem Putinem w 2019 roku.

Energetycznej suwerenności najwyraźniej nie zagraża jednak pogłębiające się uzależnienie od Rosji, z którym węgierski rząd przez lata nie miał żadnego problemu.

”Działania Węgier dotyczące dywersyfikacji dostaw gazu ziemnego w największej mierze są działaniami wyłącznie markowanymi. O ile od kilku miesięcy węgierskie spółki były aktywne na rynku Azerbejdżanu, o tyle brak możliwości wzrostu wydobycia surowca przez Azerbejdżan w kolejnych latach spowodował, że zwiększony import może być realizowany jedynie z Rosji” - ocenili eksperci Instytutu Europy Środkowej w Lublinie, nazywając działania rządu w Budapeszcie „pozorowaną dywersyfikacją”. Dlatego Węgry niemal całkowicie zależą od dostaw z Gazpromu.

Kreml cieszy się też niemal całkowitym monopolem na węgierskim rynku paliwowym, dostarczając ok. 70 proc. ropy tamtejszym rafineriom.

Węgry cierpią też na brak alternatyw na rynku gazowym. Do tej pory Węgrzy zamawiali część gazu przez Chorwację, choć możliwości wykorzystania tego kierunku są ograniczone.

”Zwiększenie importu z wykorzystaniem chorwackiego terminala na wyspie Krk jest ograniczone z powodu braku wolnej przepustowości – wykorzystanie terminala wynosi ok. 90 proc. Chorwacja rozważa zwiększenie jego zdolności regazyfikacyjnych, ale jedynie w nieznacznym stopniu. Dzięki budowie interkonektora polsko-słowackiego Węgry pod koniec br. uzyskają natomiast możliwość importu gazu z Polski i Litwy (do 4,5 mld m3)” - wyliczają w swojej analizie Veronika Jóźwiak i Maciej Zaniewicz z Polskiego Instytutu Studiów Międzynarodowych zaznaczając, że to wciąż za mało.

Według specjalistów nie ma co liczyć na poparcie Budapesztu dla embarga na gaz i zarazem naruszenia wieloletniego kontraktu z Gazpromem - a przynajmniej jeszcze nie w tym roku. Rząd Viktora Orbana prędzej mógłby zgodzić się na sankcje dotyczące importu ropy, jeśli jego kraj mógłby liczyć na specjalne traktowanie.

Słowacja bez alternatyw dla rosyjskiej ropy

”Wypracowywanie pakietów sankcji wymaga wypracowania kompromisu pomiędzy krajami o różnych interesach. Węgry i Słowacja są bardzo mocno uzależnione od rosyjskiej ropy i gazu, nie mają alternatywnych dróg transportowych tych surowców. Nie zrealizowano na przykład projektu gazociągu Nabucco którym miał być transportowany gaz ziemny z Iranu i Azerbejdżanu” - komentuje Przemysław Zaleski.

Sytuacja Słowacji wydaje się ekstremalnie trudna — szczególnie w związku z embargiem na ropę.

Premier Eduard Heger z partii OL’aNO opowiedział się za wprowadzeniem surowcowych sankcji tak szybko, jak to możliwe. Jednocześnie jego koalicjanci z ugrupowań Sme Rodina i SaS używają orbanowskiej retoryki.

Minister gospodarki Richard Sulík stwierdził, że Słowacja „nie pomoże ofiarom wojny za cenę zniszczenia własnego przemysłu”.

”Słowacja należy do najsilniej uzależnionych od rosyjskich węglowodorów państw UE: w 2020 r. ich udział w imporcie ropy naftowej wynosił 100 proc. (jedyny taki przypadek w UE), zaś w przypadku gazu ziemnego – 85 proc. (czwarte miejsce w UE). Ogółem aż 57 proc. potrzeb energetycznych Słowacji zaspokaja import z tego kierunku, co również stawia ją w ścisłej czołówce państw unijnych najbardziej uzależnionych od rosyjskiej energii” - pisał Krzysztof Dębiec z Ośrodka Studiów Wschodnich.

Trudno wypatrywać więc zdecydowanego poparcia dla surowcowych sankcji po południowej stronie Tatr. Nie pomagają tu również nastroje społeczne - jak zaznacza Dębiec, 62 proc. Słowaków opowiada się przeciwko zaniechaniu zakupów gazu i ropy od Rosji (badania agencji Focus dla TV Markiza z dni 30 marca - 6 kwietnia).

Sankcje dwóch prędkości

Mimo to francuski minister ds. europejskich Clement Beaune stwierdził, że szósty pakiet ograniczeń w handlu z Rosją powinien zostać przyjęty jeszcze w tym tygodniu. Jego uchwalenie może wiązać się z ulgowym potraktowaniem Węgier i Słowacji. Oba kraje według planów Komisji Europejskiej miałyby czas na odcięcie się od rosyjskiej ropy do końca 2024 roku. Viktor Orban walczy jednak o dodatkowe 12 miesięcy okresu przejściowego.

Do tego grona chcą dołączyć również Czesi, na razie sprowadzający z Rosji około połowę swojego importu ropy. Jak podaje Politico, Praga będzie miała czas na odcięcie się od dostaw z kraju agresora do czerwca 2024.

Według Polskiej Agencji Prasowej Komisja Europejska nie chce zgodzić się na wydłużenie okresu przejściowego dla Bułgarii. Rodzi to duży opór w Sofii. W bułgarskim Burgas znajduje się ogromna rafineria należąca do rosyjskiego Łukoilu, korzystająca w około połowie z dostarczanej przez Rosję ropy. Szef największego tego typu obiektu na całych Bałkanach straszy, że w przypadku zatrzymania dostaw od powiązanych z Kremlem spółek musiałby wstrzymać produkcję. Zakład przerabia 7 milionów ton surowca rocznie. Dlatego rząd Kiriła Pektowa oficjalnie grozi wetem na unijnym forum.

Szósty pakiet sankcji na razie blokują też Grecja, Malta i Cypr. Wszystkie kraje mają problem z zakazem transportu rosyjskiej ropy drogą morską. Dotyczyłby on nie tylko importu, ale i przeładunku surowca w unijnych portach. Oznaczałoby to straty dla tamtejszych flot tankowców.

Samodzielne, polskie sankcje — czy to możliwe?

Według niedawnej opinii prawników z Fundacji Frank Bold Polska mogłaby nie oglądać się na ogólnounijne postanowienia i wprowadzić embargo samodzielnie.

”Premier Morawiecki, zamiast napominać bilbordami zachodnich polityków, mógłby z powodzeniem sam rozpocząć kampanię #StopRussiaNow dzięki już istniejącym przepisom, które są zgodne zarówno z prawem krajowym, jak i unijnym, oraz pozwalają polskim organom skutecznie ograniczyć handel surowcami z Rosją” – mówi Bartosz Kwiatkowski, prawnik z Frank Bold.

Według Fundacji jednostronne embargo na gaz i ropę byłoby możliwe do wprowadzenia na podstawie polskiego prawa. Chodzi konkretnie o ustawę o przeciwdziałaniu praniu pieniędzy oraz finansowaniu terroryzmu z 2018 roku.

Powołany na mocy tego prawa Generalny Inspektor Informacji Finansowej może nałożyć sankcje na podmiot należący do osób, co do których istnieje podejrzenie, że popełniają lub ułatwiają popełnianie przestępstw o charakterze terrorystycznym. To kategoria obejmująca działania Rosji w Ukrainie - przekonują prawnicy.

Na pewno boleśniejsze dla Kremla byłoby uchwalenie ogólniunijnego pakietu sankcji - nawet z wyjątkami. A całkowite zablokowanie importu surowców z Rosji byłoby dla tamtejszej gospodarki druzgocące - ocenia Przemysław Zaleski.

"Kraje europejskie są podstawowym rynkiem zbytu dla Rosji. W przypadku ropy chodzi o 140 mln ton rocznie. Drugim rynkiem są Chiny z 84 mln ton" - mówi specjalista. Kolejnym, o wiele już mniejszym rynkiem zbytu jest Azja Południowo-Wschodnia z 10 mld ton rosyjskiej ropy. - "Federacja Rosyjska żyje z trzech produktów - z gazu, ropy i broni. W budżecie najwięcej ważą te dwie ostatnie pozycje. To mniej więcej 35 proc. renty budżetowej, z której państwo się utrzymuje, zbiera nadwyżki, finansuje reformy. Ona pozwala na stabilną politykę fiskalną" - wylicza ekspert.

Surowce na ratunek budżetowi Rosji

Brak embarga na import surowców na razie ratuje więc budżet Kremla. Gaz i ropa w czasie wojny w Ukrainie drożeją, a wraz z tym rosną sumy wpływające do rosyjskiego skarbu państwa. Według danych CREA w pierwszych dwóch miesiącach konfliktu zarobili na eksporcie surowców 63 mld euro. Stało się tak mimo spadku importu rosyjskiej ropy do UE o ok. 50 proc. i węgla o 40 proc. Jednocześnie mocno wzrosła wartość rosyjskich dostaw skroplonego gazu LNG do Wspólnoty - według raportu CREA aż o 70 proc. To zyski bezcenne dla słabej rosyjskiej gospodarki — według Międzynarodowego Funduszu Walutowego PKB na osobę w 2020 roku wyniósł tam niecałe 10 tys. dolarów na osobę. Dało to Federacji Rosyjskiej 68 miejsce na świecie.

Eksperci Polskiego Instytutu Ekonomicznego prognozują, że z końcem 2022 roku Kreml będzie musiał liczyć się z 15-20 procentowym spadkiem PKB. To efekt samych sankcji nałożonych dotychczas. "W efekcie Rosja będzie biedniejsza nie tylko od wszystkich państw UE, ale także niektórych państw Ameryki Południowej, np. Urugwaju" - piszą eksperci PIE. Najbogatszy, stołeczny Centralny Okręg Federalny zamożnością będzie dorównywał Łotwie - przed wojną był pod tym względem porównywalny do Czech.

Dlatego skuteczne surowcowe sankcje ze strony UE będą oznaczać ogromne problemy Putina - nie tylko na ukraińskim, ale i krajowym froncie.

;

Udostępnij:

Marcel Wandas

Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska i Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.

Komentarze