Lasy Państwowe rozpoczęły kampanię „walki z dezinformacją” przyrodniczą. Czy państwowa instytucja w ten sposób „atakuje chochoła” i szykuje amunicję przeciw organizacjom obywatelskim?
Lasy Państwowe od kilku lat krytykowane przez środowisko przyrodnicze w Polsce za nadmierne wycinki drzew i słabe dostosowanie gospodarki leśnej do zmian klimatycznych postanowiły poprawić swój wizerunek. Akcja wizerunkowa trwa od kilku miesięcy, a teraz przybrała nowy kształt. Ubrano ją w szaty „zwalczania dezinformacji” w ramach nowej kampanii społecznej, uruchomionej przez tę instytucję.
Na pierwszy rzut oka kampania wygląda na obiektywne „weryfikowanie informacji funkcjonujących w debacie publicznej na temat lasów, klimatu i środowiska” (cytuję za stroną LP).
W rzeczywistości jest kolejną odsłoną nierównego dialogu, jaki organizacje obywatelskie i przyrodnicy usiłują prowadzić z Lasami.
Dialog ten jest bardzo trudny. Lasy Państwowe są w nim stroną dominującą i wykorzystują to nie tylko wobec aktywistów, ale nawet wobec Ministerstwa Klimatu i Środowiska.
Atmosfera tych rozmów jest naprawdę specyficzna. Pokażę to na bliskim mi przykładzie języka. Otóż powtarzalną cechą dialogu jest narzucanie przez Lasy Państwowe nie tylko argumentów, ale też specyficznego języka. Nie ma w nim choćby takiego pojęcia jak „wycinka lasu”.
Według LP lasów w Polsce się nie wycina, tylko (cytuję za jednym z wpisów LP na Facebooku), „czasowo pozbawia drzew teren leśny”.
Prowadzi się też „zrównoważoną gospodarkę leśną” oraz przeprowadza rębnie. Te ostatnie to także nie są wycinki, lecz „odnowienie drzewostanu” i „modyfikowanie czynników siedliskowych”.
Tego rodzaju definicje wpływają zarówno na ocenę rzeczywistości, jak i na rozmowy. Trudno jest bowiem przyrodnikom i aktywistom przekonywać LP do ograniczenia wycinek lasów, bo (upraszczam, ale tylko trochę) leśnicy natychmiast odpowiadają, że żadnych wycinek nie ma.
W ten dziwny dialog LP wpisały kampanię „W gąszczu informacji”.
„Jako Lasy Państwowe – państwowa instytucja, której powierzono dbanie o lasy w Polsce – czujemy odpowiedzialność za słowo, za informację i za dialog prowadzony w imię dobra ekosystemów leśnych” – podkreślono na specjalnie utworzonej witrynie wgaszczuinformacji.pl. Przyjrzyjmy się więc, jak LP rozumieją owo dobro ekosystemów.
Kampania ma dwa elementy:
Już w pierwszym odcinku podcastu pojawiły się dość zaskakujące stwierdzenia, na przykład opinie na temat dziennikarzy.
„Dziennikarze działają przede wszystkim po to, żeby dobrze się kliknął materiał, który tworzą. Żeby być zgodnym z linią redakcyjną medium, w którym pracują. Żeby swoje nazwisko wypromować. Wiele różnych motywacji, nie zawsze jest to motywacja polegająca na tym, że chcą jak najlepiej poinformować społeczeństwo” – mówił Gołębiewski.
Ta negatywna opinia najwyraźniej została uznana za istotną treść, skoro zamieszczono ją już w otwierającym nagranie skrócie odcinka.
Potakująca Gołębiewskiemu rzeczniczka LP do 2011 roku współpracowała z TVP. Za czasów PiS TVP słynęła z bycia źródłem dezinformacji. Przeszukałam sieć w poszukiwaniu wypowiedzi Choszcz-Sendrowskiej z tego okresu, w których sprzeciwiałaby się takim praktykom TVP, lecz żadnej nie znalazłam.
Gołębiewski już w pierwszych minutach rozmowy przyznał, że nie jest „wielkim specjalistą od lasów” ani od spraw przyrodniczych. Mimo to wygłosił kilka uogólnionych ocen także wobec organizacji zajmujących się tematami przyrodniczymi:
„Niektóre NGO-sy przesadnie podchodzą do zagadnień związanych z przyrodą, z lasami, i ulegają pokusie zaprezentowania treści o charakterze dezinformacji”.
Pokusa ma się brać stąd, że NGO-sy – jak wyjaśnia Gołębiewski – stale szukają pieniędzy, a emocjonalne komunikaty lepiej się sprzedają. Więc choć może nie wszystkie (jak zaznacza rozmówca) alarmujące komunikaty dotyczące stanu przyrody w Polsce są fałszywe, to jednak znaczna ich część tak.
Cytuję Państwu te fragmenty nagrania, ponieważ jako słuchaczka miałam wrażenie, że zamiast podcastu o dezinformacji słucham opakowanego w słowną watę podcastu polityczno-propagandowego, pełnego ogólników na temat świata, w którym funkcjonujemy. Przy czym uogólnienia te były (dziwnym trafem) niekorzystne dla tych, z którymi Lasy Państwowe mają problemy: dziennikarzy oraz tych organizacji, które przy dialogowym stole siedzą po przeciwnej stronie niż ta instytucja.
W podcaście można było usłyszeć również pochwały – na rzecz LP.
„Lasy Państwowe zostały obarczone wszystkimi grzechami tego świata, związanymi ze sferą lasów. Mam takie przekonanie, że z Lasów Państwowych zrobiono instytucję, która chce szkodzić. Co jest, w świetle tego, co już teraz wiem, po prostu niezgodne z prawdą” – mówił Gołębiewski. I dodawał:
„To jest instytucja państwowa, która działa po to, żeby lasy w Polsce dobrze funkcjonowały!”.
W ramach kampanii „W gąszczu informacji” Instytut Dyskursu i Dialogu weryfikuje dziesięć tez na temat lasów. LP zapewniają, że fact-checkerzy Instytutu działają niezależnie, a wyniki ich prac zostaną opublikowane niezależnie od tego, czy będą korzystne dla LP, czy wręcz przeciwnie.
Tyle że większość tych tez sformułowano w taki sposób, iż wyniki weryfikacji można przewidzieć bez sięgania po jakiekolwiek dane.
Spójrzmy najpierw na poniższe twierdzenia:
Kiedy teza, dotycząca dużych zjawisk, trendów czy skomplikowanych sytuacji, zawiera słowa typu: „zawsze”, „tylko”, „jedyną”, z góry wiadomo, że będzie ona fałszywa. Mamy bowiem do czynienia z dychotomizacją, czyli postrzeganiem skomplikowanych zjawisk w skrajnych, czarno-białych kategoriach.
To zniekształcenie poznawcze, bardzo popularne, w którym dochodzi do odrzucenia wszelkich odcieni szarości pomiędzy skrajnościami. Jednak złożone sytuacje są dużo bardziej skomplikowane, czarno-białe myślenie się w nich nie sprawdza. Dlatego odnoszące się do nich dychotomiczne tezy, kiedy są poddawane weryfikacji, zazwyczaj okazują się nieprawdziwe.
Dodatkowo, w trzecim przytoczonym stwierdzeniu zawarty jest błąd logiczny. Lasy nigdy nie będą i nie były receptami na zmianę klimatu. Lasy to złożone ekosystemy przyrodnicze, które podlegają zmianom klimatu. Weryfikowanie twierdzenia „Lasy są jedyną/najskuteczniejszą receptą na zmianę klimatu”
to jak sprawdzanie prawdziwości tezy, że człowiek to najlepsza recepta na wirusa grypy.
Od razu wiadomo, że stwierdzenie jest fałszywe.
Kolejna teza również zawiera błędy. Brzmi ona następująco: „Pozyskanie drewna jest powodem powodzi”. Mamy tu do czynienia z nadmiernym uproszczeniem, które wprowadza w błąd. Powódź to przede wszystkim zjawisko hydrologiczne. Jej przyczyną jest nadmiar wody, a nie pozyskanie drewna. To mogą być nagłe, intensywne deszcze, szybkie topnienie lodu po zimie, przerwanie tamy. Co ma do tego pozyskiwanie drewna? Trochę ma, ale nie dowiemy się tego, gdy będziemy weryfikować powyższą tezę.
Intensywny wyrąb drzew na stromych zboczach sprawia, że gleba jest tam mniej stabilna i gorzej przyswaja wodę. Przed wycinką ziemię stabilizowały korzenie drzew, tworzyły także naturalne kanały do wsiąkania wody opadowej w głąb gleby. Bez drzew, a więc i bez korzeni w określonych okolicznościach może szybciej dochodzić do powodzi błyskawicznych oraz do osuwania się gruntu. Jednak żeby się o tym dowiedzieć, trzeba by analizować stwierdzenie brzmiące zupełnie inaczej niż wskazana na stronie teza.
Z nadmiernym uproszczeniem oraz brakiem precyzji mamy do czynienia także w kolejnym haśle przeznaczonym do weryfikacji. Brzmi ono: „Gospodarka leśna niszczy bioróżnorodność”.
Nie trzeba głębokiej wiedzy na temat przyrody, by spostrzec, że są różne rodzaje gospodarki leśnej. Jedna będzie niszczyć bioróżnorodność (np. w przypadku zastępowania zróżnicowanych drzewostanów monokulturami sosny), inna nie. W tezie nie doprecyzowano, o jaką gospodarkę chodzi, nie sposób więc jednoznacznie się do niej odnieść.
Trzy inne tezy już zweryfikowano. Dwie z opublikowanych analiz doskonale pokazują, jak
posługiwanie się wspomnianym wcześniej językiem pojęciowym Lasów Państwowych zafałszowuje rzeczywistość.
Zobaczmy to na przykładzie pierwszej tezy: „Lesistość w Polsce się zmniejsza”.
Lasy Państwowe od dawna pokazują dane dowodzące, że lesistość w Polsce rośnie lub utrzymuje się na tym samym poziomie. Podważa to argumenty przyrodników i aktywistów alarmujących, że mamy za dużo wycinek lasów.
Ze statystyk rzeczywiście wynika, iż lesistość, czyli stosunek procentowy powierzchni lasów do ogólnej powierzchni kraju, zwiększała się w Polsce do 2023 roku. Taką informację znajdziemy również w opublikowanej na stronie LP analizie niezależnych weryfikatorów. Ale nie znajdziemy w niej odpowiedzi na pytanie, gdzie leży prawdziwy problem. Czemu dane LP nie pasują do tego, co widzimy na własne oczy?
Otóż problem tkwi w definicji lasu. Według LP lasem jest to, co literalnie pasuje do zapisów ustawy o lasach. A w niej można przeczytać, że las jest to „grunt o zwartej powierzchni co najmniej 0,10 ha pokryty roślinnością leśną”, który może być jednak „przejściowo” tej roślinności pozbawiony.
LP interpretują to następująco:
Jeśli z fragmentu terenu leśnego wytniemy wszystkie drzewa, to nadal jest to las.
Co prawda bez drzew, ale przejściowo, bo za jakiś czas LP posadzą tam sadzonki, czyli odnowią drzewostan. Więc teren wciąż można wykazywać w statystykach lesistości kraju.
Jeśli, szanowny Czytelniku, przecierasz teraz oczy ze zdumienia, doskonale Cię rozumiem. Mnie również trudno to było przyswoić, choć język pojęciowy LP analizuję na własny użytek już trzy lata. Aby zobrazować ten absurd, wyolbrzymię ten obrazek. Idąc tym tropem myślenia, moglibyśmy nie mieć w Polsce żadnego drzewa na terenach formalnie uznanych za leśne. Jednak nadal byłyby to lasy w rozumieniu LP. Oczywiście, dopóki LP utrzymywałyby, że jest to stan przejściowy.
Niestety, w przepisach nie sprecyzowano okresu owej przejściowości, co daje LP ogromne pole do manewru, ale i nadużyć.
Tę dziwaczną sytuację tłumaczy nieco fakt, że ustawa o lasach pochodzi z 1991 roku. Należałoby ją napisać od początku, zgodnie z dzisiejszą wiedzą o przyrodzie i ekosystemach leśnych. W tej chwili w ministerstwie trwają prace nad kolejną nowelizacją
LP zaliczają więc do lasów obszary bezdrzewne (przejściowo) oraz tereny świeżo obsadzone sadzonkami. Ustawa pozwala im również dodawać do statystyk tereny wykorzystywane na potrzeby ich gospodarki: budynki, drogi leśne, urządzenia melioracyjne, tereny pod liniami energetycznymi czy leśne parkingi.
Wszystkie te elementy infrastrukturalne są, według polskich przepisów, lasami.
Nic dziwnego, że w statystykach lesistość ma się znakomicie. Tego wszystkiego nie dowie się jednak czytelnik analizy zamieszczonej na stronie kampanii społecznej Lasów Państwowych.
Druga zweryfikowana już teza z kampanii „W gąszczu informacji” brzmi: „Lasy Państwowe masowo eksportują drewno do Chin”.
Tu sprawa jest jeszcze prostsza. Otóż weryfikatorzy uznali, że mamy do czynienia z mitem (tak w tej kampanii określa się tezy nieprawdziwe), ponieważ LP sprzedają drewno pośrednikom, a nie Chinom. I w ogóle nie zajmują się eksportem. A ponieważ LP nie kontrolują pośredników, to oczywiste, że teza jest fałszywa. Na szczęście w analizie zauważono, że w 2025 roku zmieniły się przepisy i pewne możliwości kontroli LP już mają. Ale danych za 2025 rok jeszcze nie ma, więc analiza ich nie dotyczy.
Po co Lasy Państwowe wydają pieniądze na kampanię, w której pod płaszczykiem walki z dezinformacją weryfikowane są błędnie sformułowane tezy? Wydaje się, że na to pytanie odpowiedziała organizacja aktywistyczna Lasy i Obywatele, we wpisie na Facebooku.
„Wiecie, czym jest sofizmat rozszerzenia, inaczej zwany atakowaniem chochoła? To chwyt erystyczny, manipulacja, polegająca na zmodyfikowaniu tezy przeciwnika, tak by była łatwym celem ataku i obaleniu potem tej podstawionej tezy (czyli chochoła), po to, by stworzyć wrażenie, że obalona została teza oponenta. (…) Pod pozorem walki z dezinformacją zarządcy naszych lasów zatrudnili zewnętrzną organizację (Instytut Dyskursu i Dialogu), by ta zanalizowała rzekome mity na temat leśnictwa.
Problem w tym, że... nikt nie głosi mitów analizowanych w tej kampanii”.
Możliwe, że faktycznym, a nie deklarowanym celem opisywanej kampanii jest więc nie walka z dezinformacją, lecz obalenie tez, których nikt w środowisku przyrodników i aktywistów nie głosi. Ale głoszą oni tezy podobnie brzmiące. Za chwilę można więc będzie, korzystając z analiz niezależnych weryfikatorów, publicznie ogłosić, że ich argumenty są dezinformacją. Zarzut dezinformacji stanie się wówczas cynicznym, ale użytecznym narzędziem negocjacyjnym w i tak trudnym dialogu LP ze stroną społeczną.
Sprostowanie
W pierwotnej wersji artykułu błędnie przypisałam rzeczniczce Lasów Państwowych Annie Choszcz-Sendrowskiej dłuższy okres współpracy z TVP Info niż rzeczywiście miał miejsce. Informacja ta została sprostowana po publikacji artykułu.
Ekologia
Lasy Państwowe
dezinformacja
lasy
ohcrona przyrody
przyroda
w gąszczu informacji
wycinka lasu
wycinki
zwalczanie dezinformacji
Analityczka mediów społecznościowych, ekspertka. Specjalizuje się w analizie zagrożeń informacyjnych, zwłaszcza rosyjskiej dezinformacji i manipulacji w sieci. Autorka książki „Efekt niszczący. Jak dezinformacja wpływa na nasze życie” oraz dwóch poradników na temat zwalczania dezinformacji. Z OKO.press współpracuje jako autorka zewnętrzna. Pisze o dezinformacji, bezpieczeństwie państwa, wojnie informacyjnej oraz o internetowych trendach dotyczących polityki. Zajmuje się też monitorowaniem ruchów skrajnie prawicowych i antysystemowych.
Analityczka mediów społecznościowych, ekspertka. Specjalizuje się w analizie zagrożeń informacyjnych, zwłaszcza rosyjskiej dezinformacji i manipulacji w sieci. Autorka książki „Efekt niszczący. Jak dezinformacja wpływa na nasze życie” oraz dwóch poradników na temat zwalczania dezinformacji. Z OKO.press współpracuje jako autorka zewnętrzna. Pisze o dezinformacji, bezpieczeństwie państwa, wojnie informacyjnej oraz o internetowych trendach dotyczących polityki. Zajmuje się też monitorowaniem ruchów skrajnie prawicowych i antysystemowych.
Komentarze