Chodzili od domu do domu i wybijali świnie. Gospodarz się przez to powiesił, miał ze 300 świń i kredyt. Stracił wszystko. Pani Małgosia: „To było jak napad. Sąsiadka zadzwoniła, że obcy się kręcą po podwórzu. Zajeżdżam pod dom, wszystko pootwierane, a oni strzelają do moich świń”
Wysiadam w Chełmie na przedostatniej stacji w Polsce. Trzydzieści kilometrów dalej przygraniczny Dorohusk i Ukraina. Z rozgadanego pociągu wychodzę w cichą noc. Ruszam rowerem Wschodnim Szlakiem Green Velo, poza wsiami latarnie się nie palą.
Ruda-Huta to podobno jedna z czterech gmin, które w ostatnich wyborach opozycja straciła na rzecz PiS. W 2019 roku prawie 41 proc. mieszkańców zagłosowało tu na PSL i 6 proc. na Platformę Obywatelską, a PiS zdobył prawie 47 proc.. W tym roku poparcie PiS-u wzrosło o 3 punkty procentowe.
Chcę zapytać dlaczego. I jak tu się żyje, czego ludzie oczekują od nowego rządu, a w czym zawiodły ich te poprzednie? I jak zatrzymać młodych w starzejących się wsiach?
Mijam kierunkowskazy na rezerwat Bagno Serebryskie, Chełmski Park Krajobrazowy i dąb Bolko.
Czy w lecie tu dużo turystów?
- Nie bardzo. Mamy trochę łąk i krzaków. Jest Bug, w zasadzie połowa, bo reszta płynie po stronie ukraińskiej, więc każdy spływ kajakowy trzeba zgłaszać do Straży Granicznej – opowiada pani Regina. Tak ją nazywam, bo prosi, żeby nie podawać jej nazwiska i miejsca pracy. Ale chętnie opowie o sprawach Rudy-Huty.
– Powstaje coraz więcej ścieżek rowerowych, ale turyści tu nie zostają. Baza noclegowa się nie rozwija. To kwestia mentalności. Ludzie boją się inwestować w rozbudowę pod pokoje gościnne. Jakoś z góry zakładają, że nikt nie przyjedzie. We wsi jest tylko jedno miejsce noclegowe i nie ogłasza się, tylko tak, dla wtajemniczonych.
Jacek i Ania Sobczyńscy, właściciele Siedliska Farmhouse w sąsiednim Okszowie chwalą okolicę.
- Są kredowe podziemia, jest trójstyk kultur, jeziora, trzy parki krajobrazowe.
Do ich agroturystyki przyjeżdża Polska i zagranica, głównie rowerzyści. Byli dwaj panowie na tandemie, z tyłu jechał niewidomy. Po rosyjskiej inwazji zjechali dziennikarze z Anglii i USA. Był nawet pastor z żoną, pomagali na granicy. Ludzie, którzy zapłacili za nocleg, a nie dojechali, oferowali swoje miejsce Ukrainkom uciekającym przed wojną.
Farmhouse działa od czterech lat. Wcześniej Sobczyńscy jedenaście lat mieszkali w Irlandii Północnej. Mieli tylko zarobić na dom, ale jakoś bali się wracać do Polski, tym bardziej na wschód, gdzie pracy nie ma. Wrócili i chcieli otworzyć budkę z kanapkami i szybkimi posiłkami, bo Centrum Kształcenia Rolniczego tuż za rogiem. Ale sanepid nie wyraził zgody, bo budynek był za blisko sąsiada, jakieś głupie przepisy.
Ania żaliła się mamie: Co mam robić, do Biedronki na kasę iść?
Pokoje zróbcie, ludzie do was i tak ciągle przyjeżdżają, podpowiadała mama.
Zaczęli od pokoju wiewiórczego (od poduszek i dekoracji w wiewiórki), w domu po babci Jacka – I na Slowhopa się dostaliśmy. – cieszy się Ania. Musiała sporo pozmieniać, bo platforma preferuje „klimatyczne miejsca noclegowe”.
Nie każdy ma jednak oszczędności z pracy za granicą. O pracę w Rudzie-Hucie trudno, zarobki niższe niż w reszcie kraju, a w 2021 roku bezrobocie w gminie wynosiło ponad 12 proc. (w reszcie kraju 3 proc.).
- Tereny się wyludniają – mówi Regina. – Młodzi wyjeżdżają na zachód Polski.
Przez ostatnie 20 lat mieszkańców ubyło o 9 proc. Tylko w 2021 roku wymeldowało się 70 osób. Teraz gmina liczy niecałe 4,5 tysiąca mieszkańców.
Syn Reginy też się wyprowadził, mieszka w Poznaniu. Regina czasami do niego zagląda. Mówi, że Polska A może być zła na Polskę B, bo zagłosowała na PiS, a nie na Koalicję. – Polska A pewnie miała dosyć rozdawnictwa i sztucznego podbijania cen węgla i ropy. To też przecież było celowe, żeby później dodatki przyznawać. A ile przy tym było biurokracji. Urzędnicy u nas nie wyrabiali z papierami.
Regina na PiS nie głosowała, zawsze była za opozycją. Podobnie jej koleżanka, pani Małgosia, która też prosi o niepodawanie nazwiska („Żeby problemów z tego w gminie nie było”).
– Zaczęliśmy się cofać w rozwoju. Te ograniczenia, kobiety niemalże ganiane z kijem. Boże, te porody, średniowiecze się zaczęło robić. Żeby kobietę rewidować i rozbierać do naga, bo ma krwawienie?! Upadlać?!
Małgosia była w strachu, bo synowa w ciąży. – Nie daj Boże coś jej się stanie. Albo poronienie i będą jej zarzucać, że się chciała pozbyć? Ktoś fiśnięty to zgłosi.
Po wyborach „trochę stresu zeszło”. Teraz nikt synowej nie pozwoli zrobić krzywdy. – Taki oddech Zachodu już, będzie wracała cywilizacja – uśmiecha się Małgosia.
Olga, studentka architektury wnętrz, którą spotkałam w pociągu, w zmiany nie wierzy. Jej mama pracuje w szpitalu, przynosi do domu historie z oddziału ginekologiczno-położniczego. Wcześniej, jak płód umierał, to się podawało tabletki wywołujące skurcze, opowiadała Olga. A dziś czeka się, aż wda się sepsa i wtedy się ratuje, czasami jest już za późno.
Małgosia przypuszcza, że PiS to „sobie tymi kobietami dokopał.” Ale raczej w reszcie Polski, bo w Rudzie-Hucie poparcie dla partii Kaczyńskiego przecież lekko wzrosło.
Wójt Kazimierz Smal wini „nachalną propagandę”.
Mówi, że jakby dzień i noc jedynkę, dwójkę i telewizję Lublin oglądał, to też by na PiS zagłosował.
Wójt Rudy-Huty włącza TVP tylko czasami i wyłącznie zawodowo. I jak żony nie ma w pokoju, bo za bardzo się denerwuje tym, co wygadują w TVP.
Smal jest członkiem PSL. Startował w poprzednich wyborach parlamentarnych, bo „przynajmniej raz trzeba spróbować, gdy się jest politykiem nawet w małej skali”.
- Więc to na mnie tu głosowali, na sprawdzonego człowieka, a nie na PSL – mówi Smal, nie jakoś chełpliwie, tylko szczerze tłumacząc sukces ludowców w Rudzie-Hucie w 2019 roku.
Wójt zdobył 695 głosów z 722. Za mało żeby się dostać do Sejmu. – Wcześniej, w wyborach samorządowych dostałem znacznie więcej. Ludzie mi wprost mówili: „Masz być tutaj, więc nie zagłosuję na ciebie do parlamentu”.
Jak Smal pyta wyborców, co jest nie tak z PSL, to lecą wiązanki. – „PSL i Platforma to najgorsze zło”, w jednym zdaniu ze trzy razy. Ale jakie zło? To już nie wiedzą, ale wiadomo, że czyha z każdej strony. Ludzie powtarzają, co słyszeli w telewizji: że PiS robi wszystko lepiej niż Platforma i PSL. I że już nie może być jak za PO i PSL. Tak w kółko. Ludzie mają od tego wyprane mózgi. Majstersztyk manipulacji, to trzeba PiS-owi przyznać. Człowiek, którego znam od dziecka, mówi mi, żeby „tego Tuska udusił”. A jak się pytam dlaczego, to nie wie. Wpoili mu!
Pytam wójta, czy PiS grał na strachu wyborców? Przecież rozmawiamy 13 km od granicy z Ukrainą i 30 km od Białorusi.
- Nie bez powodu na jedynkę wybrali tu pana Kamińskiego. Prezes przecież mówił w telewizorach, że Kamiński tak się zasłużył dla naszego bezpieczeństwa, że musi startować na trójstyku z Białorusią i Ukrainą.
Wyborcy widocznie posłuchali prezesa, bo Mariusz Kamiński mandat poselski dostał.
Pytam w Rudzie-Hucie, co PiS w ostatnich ośmiu latach zrobił dla rolników.
- Żeby teraz być rolnikiem, trzeba mieć głowę przedsiębiorcy – mówi Regina.
Teściowie jej siostrzenicy zlikwidowali w tamtym rok sad wiśniowy pod Sandomierzem. Sami nie dali rady zebrać, a gdyby zatrudnili pracowników, to by tylko stracili. Tak tanie były wiśnie.
Tego lata w sadach gminy Ruda-Huta wisiały kartki: „Przyjdź, narwij sobie, nie krępuj się, żebyś tylko zerwał człowieku”. – Nie opłaca się uprawiać. Tak samo było z tytoniem – przypomina Małgosia. Wcześniej tytoń to gospodarstwo w gospodarstwo się uprawiało. Pamięta jak jej syn chodził na kontenerówkę, takie suszarnie przypominają kontenery. Nawet po dziesięć godzin pracowali. A potem ceny zaczęły spadać. Zarobek słaby, bo wszystko szło na prąd, pracownika, paliwo i sadzonki. – Skóra nie warta wyprawki. Już kilka lat jak ludzie przestali sadzić tytoń. Może z pięciu zostało.
Rodzice Reginy też zrezygnowali, jak nowe przepisy kazały specjalne suszarnie kupować.
Z tytoniu przechodzimy na świnie.
- Który to rok był, jak do nas przyjechali, bo ta choroba była? – Regina podpytuję Małgosię.
- W 2019? Przez te dziki, afrykański pomór świń!
- Chodzili od domu do domu i wybijali świnie. Gospodarz się przez to powiesił, miał ze 300 świń i kredyt. Nagle wszystko stracił.
Małgosia była w pracy, jak jej świnie wybijali. – To było jak napad. Sąsiadka zadzwoniła, „Obcy ci się kręcą po podwórzu”. Zajeżdżam pod dom, wszystko pootwierane a oni strzelają do moich świń.
Małgosi nikt nie poinformował, o pozwolenie nie pytał. Długo nie mogła się pozbierać. – Co zrobić? Politycy nawymyślają, a człowiek przeżyje chwilę załamania i się jakoś otrząsa.
Później świnie zbadali i się okazało, że były zdrowe. – Nie mogli najpierw sprawdzić?! Albo poddać obserwacji? Człowiek by nawet poniósł koszty weterynarza. Ale nie. Policja obstawiła całą wieś. Na wypadek, gdyby znaleźli się awanturni gospodarze i na posesję nie dali wejść.
Wybijali świnie jak leci. A zdechłe dziki leżały po polach i lasach, nikt tego nie zbierał.
A zgłoszenia były. Koło nas przyjechali, włożyli dzika w worek i pojechali, a dzik tam leżał. W końcu sąsiad się zlitował i go zakopał.
Regina: – A pamiętasz? Jak ktoś zabił świnię ileś dni wcześniej, to też musiał całe mięso oddać.
Małgosia: – I jeszcze słomę palili, wszystko szło w ognisko za stodołami.
Potem mało kto w Rudzie-Hucie kupił świnie. – Nawet nie było gdzie. I się odechciało, bo ciągle kontrol za kontrolą. „Czy jest mata wjazdowa w bramie?”. „Czy są maty przed wejściem do chlewni?” „Czy świnia ma zabawki?”. Najlepiej, żeby na sznurkach wisiały butelki i świnka się nimi bawiła. Takie głupie rzeczy.
Po roku Małgosia stwierdziła, że lepiej jej bez świń. – Wie pani, te wszystkie ograniczenia, które oni gospodarzom narzucają, są chore. A sami higieny nie przestrzegają. Jak weterynarz do mnie przyjeżdżał, to się wcale nie przebierał w kosmiczne ubrania, tylko chodził od sąsiada do sąsiada w tych samych butach. To weterynarze poroznosili chorobę. Gospodarze sobie nie nanosili nawzajem.
Małgosia uważa, że to było częściowo ukartowane, na zasadzie: – „Zlikwidujmy tych małych”. Niech wszyscy kupują mięso w sklepie. Towary nam w magazynach zalegają, a wieś sobie żyje jak u pana Boga za piecem. Ma swoje kurki, świnki, no to trzeba im zabrać. Kur przecież się też czepiali.
Regina: – Wymogów narobili! W gospodarstwie u mamy stały w jednym budynku dwie świnie i krowa. „Nie można!” Zwierzęta muszą być oddzielone.
Mama Reginy dostała ultimatum: albo zbuduje ścianę, albo świnie zabije.
Małgosia w 2013 roku odwiedziła z grupą Polaków gospodarstwo we Francji. – Otwarta obora, jaskółki wlatują, nikt problemów nie robi. A w Polsce był zakaz: żadnego ptaka, gniazda broń Boże. Tylko patrzyliśmy na siebie porozumiewawczo: tam nikt nikogo nie gania, Unia nie gania.
- A kto mówi, że Unia gania? – podpytuję.
- A cały czas nam wmawiają, że Unia to czy tamto. A to nasi rządzący zaostrzają przepisy, żadna Unia – mówi Regina.
Małgosia wraca do francuskiego rolnika: – Bardzo był zdziwiony. Mówił, że u nich takich restrykcji nie ma. Zwierzęta sobie chodzą, jak chcą. Ta różnica nas zakuła w oczy.
W Chorwacji też jest znacznie mniej obostrzeń, zapewnia Regina. Widziała na targu. Była w szoku. – Pieczone kurczaki sprzedawali, rzeźnik chlastał je na cementowych stołach i żadnego sanepidu. A u nas?!
Małgosia: – Nawet ciasto dla Koła Gospodyń Wiejskich strach upiec. Wiadomo, że każdy w domu piecze. Jak sanepid chce, to się przyczepi. Trzeba mieć bajkę przygotowaną, że ciasto było robione w siedzibie Koła. Jak bym powiedziała, że ciasto w domu upiekłam, to bym miała nalot na kurnik, na jajka i jeszcze na studnię!
Jak Małgosia i Regina były małe, to chodziły zbierać fasolę, pomidory, truskawki, czarny bez. Rodzice też dorabiali: sadzili maliny, truskawki, mleko się sprzedawało.
Później skupy zaczęły w gminie znikać. W zeszłym roku zamknęli ostatni. – Ale oni i tak skupowali tylko to, czego na rynku akurat brakowało, więc ludzie zostawali z towarem.
Małgosia: – Ludzie się wycofują. Zostały jeszcze większe gospodarstwa z pomidorami i tytoniem. Niektórzy mają umowy z przetwórnią soków w Milejowie, 60 km stąd. Część czeka, aż im kontrakt wygaśnie, bo są w programach dla młodego rolnika.
Obok cioci Małgosi mieszka facet, który „jeden dzień pomidorów nie pryskał i na drugi dzień miał czarne pole”. – „Broń Boże nie kupujcie tych pomidorów”, mówił. „To oprysk na oprysk”. Ale musi pryskać, żeby utrzymać plantację.
Piotr Śliwa już nie pryska. Zatruł się środkiem do zaprawiania zboża. – Zrobiłem badania krwi i wyszło, że mam zniszczoną wątrobę.
Przez kilka lat brał tabletki. Od nawozów i chemicznych środków ochrony roślin trzyma się już z daleka. Po wejściu do Unii zaczął korzystać z programów dla rolników. – Najpierw były wsiewki poplonowe, 5 lat, potem weszliśmy w ekologię i tak do teraz. Gleba powinna żyć swoim życiem. Jak się orze, to są dżdżownice i jakieś mikro organizmy, których nie widzimy. A nawozami, środkami ochrony zatruwamy glebę, a później zjadamy tę chemię.
Nie wszyscy się tym przejmują. Nawet ludzie, którzy mają małe dzieci. „Co ja będę te marchewkę plewić, mówią, Afalonem to i mam czyściutko” albo Roundupem pryskają. Najgorsze są opryski od stonki i robactwa.
Wcześniej Śliwa hodował tuczniki, siał dla nich głównie jęczmień. Później przestawił się na krowy i żyto. Kosi trawę ze swoich łąk nad Bugiem. Chyba, że rzeka wyleje, wtedy trzeba czekać nawet do lipca. Ale przynajmniej piękna trawa kilka lat z rzędu rośnie.
– Niech wylewa. Mamy jedyną nieuregulowaną, dziką rzekę w Polsce. Nawet jak jest susza i ludzie w reszcie kraju trawy nie mają, to u nas nad Bugiem jest.
Jedziemy na łąki Śliwy za Rudę-Hutę. Mijamy kilka domów. Przyjezdni tu mieszkają. Kolega syna Śliwy, programista z Warszawy zachwycił się ciszą. Pracować może zdalnie. Zaczął się tu budować, ale pojawiły się wątpliwości. Bo zaraz trzeba będzie dzieci wszędzie wozić. Do podstawówki w Rudzie-Hucie szkolnym dojadą, a co potem?
Dawni mieszkańcy też wracają na wieś. Kolega Śliwy miał dosyć stolicy, „bo to busz, jak tam dzieci wychowywać?” Chciał być samowystarczalny, krówki kupił, trochę pola ma i ogród. Ale z takiego gospodarstwa, z wszystkimi opłatami, ubezpieczeniami to się nie wyżyje. Trzeba iść do pracy.
Rolnicy to na wsi mniejszość, mówi Śliwa. W Rudce ostał się jako jedyny. – Reszta to emeryci i renciści, którzy ziemię do skarbu państwa za emeryturę poddawali. To oni na PiS głosowali, rolnicy na pewno nie.
Poparcie dla PiS na terenach wiejskich rośnie od 2001 roku. W październiku PiS zdobył tam o 10 proc. więcej głosów niż w reszcie kraju. „Bo oni dają” – to jedyny argument, jaki Małgosia i Regina słyszały przed wyborami.
- Straszyli, że jak Tusk przyjdzie, to trzynastki i czternastki zabiorą! Ale mało ludzi rozumie wyliczenie: ile ci dali, a ile ci zabrali – mówi Małgosia.
A potem mieszkańcy wsi i tak sami ze swoimi problemami zostają. – Jak Ukraińcy nas zbożem zasypali, to cena spadła – przypomina Śliwa. – Ludzie dostają 600 zł na skupie, a nawozy i środki ochrony roślin drożeją. Olej napędowy drogi, a wiadomo, że trzeba tej ropy spalić, żeby ziemię obrobić. Więc człowiek inwestuje, a później jest do tyłu. A kredyty trzeba spłacać. Rolnicy biorą maszyny niby z funduszy unijnych, ale ileś procent trzeba dopłacić. Ubiegły rząd w ogóle nie zareagował na ukraińskie zboże, które miało przecież tylko przejechać przez Polskę.
Rolnicy blokowali wtedy granice w Dorohusku, 20 km od Rudy-Huty. Powiewały polskie flagi, traktory stały w zwartym szeregu, a samochody okleili plakatami:
„Oszukana wieś”.
Ministrowie PiS nie kiwnęli palcem. Minister rolnictwa i rozwoju wsi Henryk Kowalczyk podał się do dymisji. Pod koniec listopada tego roku rolnicy dołączyli do blokady przewoźników. A PiS? Ministra rolnictwa z dwutygodniowego rządu Morawieckiego Anna Gembicka obiecała, że rolnicy dostaną obiecywane dopłaty do zboża. Do 15 grudnia.
A przecież rolnictwo odpowiada za bezpieczeństwo żywieniowe Polski i powinno dostać realne wsparcie od państwa – stwierdza Śliwa, gdy pytam o zadania dla rządu Tuska.
- Przydałoby się ceny opłacalne zrobić, takie gwarantowane. Młodzi ludzie nie chcą pracować dla idei. Musza widzieć zysk.
- A co ze zbożem?
- Niech Ukraińcy kaucję wpłacają, ich zboże wjedzie do Polski zaplombowane, dopiero jak je rozładują w porcie, zwrócimy kaucję.
Rolniczy charakter Rudy-Huty stoi na drodze do rozwoju gminy – tak twierdziło 37 proc. ankietowanych w 2010 roku. Według mieszkańców władze powinny stawiać na rozwój turystyki i przemysłu.
Do początku lat 90. w sąsiedniej Rudzie Opalin działała huta szkła, a w ubiegłym roku upadła huta szkła w Chełmie.
Kiedy w 2015 roku wójt Smal konsultował z mieszkańcami strategię rozwoju, prawie trzy czwarte wskazało wydobycie węgla i inwestycje w „energetykę konwencjonalną” jako szansę dla gminy.
Na razie są tylko węglowe plany. Australijska firma Balamara Resources od 2014 roku prowadzi rozpoznanie złóż Sawin-Zachód. W grudniu 2017 roku w Urszulinie, 40 km od Rudy-Huty, w nieistniejącej jeszcze kopalni odbyła się nawet Barbórka. Rok później europoseł PSL-u Krzysztof Hetman przekonywał, że budowa trzech lub czterech kopalń przyniosłaby nowe miejsca pracy, „zahamowała drenaż umysłów i przekonała lubelskich emigrantów do powrotu”.
Nie wspomniał o skutkach wydobycia węgla dla „poleskiej Amazonii”. Naukowcy i aktywiści bili na alarm. Rada Naukowa Poleskiego Parku Narodowego skrytykowała projekt, Rada Wydziału Biologii i Biotechnologii przy Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej i Międzynarodowa Grupa Ochrony Torfowisk wystosowały list do ministra środowiska. Odpowiedzi nie otrzymali.
Regina mówi, że gdyby kopalnia powstała, to „trochę by się ruszyło”. – Tereny tu niby fajne mamy, mało zanieczyszczone, z parkami krajobrazowymi, ale jak nie ma roboty, to zostają tylko starzy. I podział na Polskę A i B się pogłębia. Polska B jest biedniejsza, więc się nie dziwię, że ludzie na PiS głosują, jak trochę więcej emerytury dostaną.
- Ale kopalnie ciągną za sobą zanieczyszczenia i te tąpnięcia, co się później osiedla zapadają – pani Małgosia zauważa ciemną stronę kopalń. – Gdyby moja rodzina się borykała z problemami, to bym wyglądała, żeby ktoś tu coś otworzył.
Pani Małgosia na polityków nie liczy. Jak widzi, że droga naprawiona, to się cieszy. Przywiązała się do tych terenów. Ale gdyby została tu sama, to wyjechałaby za dziećmi. „Bo sensem życia jest rodzina”.
A synowie Małgosi nie widzą sensu w powrocie do Rudy-Huty.
Dlatego wójt Smal od początku urzędowania głowi się, jak zatrzymać młodych w gminie. Każdemu nowemu inwestorowi oferuje pomoc. Trzeba przedzwonić? To łapie za słuchawkę. Podjechać do zakładu energetycznego? Jedzie. Znaleźć budowlańca? Zaraz kogoś poleci, bo przecież takiemu inwestorowi „trudno się poruszać na obcym rynku”.
W byłej hucie, na przykład, od 3 lat produkują pelet i leżaki rekreacyjne. Firma zatrudnia 30 osób. – Zainteresowany pytał, czy nie będzie protestów społecznych, jak ciężarówki z drewnem będą jeździć. Nie zniechęcałem go. Drogi są po to, żeby po nich jeździć.
Kiedy Smal w 2005 roku przejmował władzę w gminie, w dawnej spółdzielni kółek rolniczych powstawało przedsiębiorstwo Aqua East. – Prawie moja równolatka – Smal pokazuje szklaną butelkę wody źródlanej o miętowym posmaku.
Na stronie Aqua East czytam o „idealnie czystej ekologicznej krainie” z sosnowymi lasami, nieskażoną przyrodą, brakiem przemysłu.
Piotr Śliwa, nie tylko rolnik ale też radny i sołtys, żartuje czasem z wójtem: „Jakby się kilka takich czystych wsi zebrało, to można by się ubiegać o status uzdrowiska”.
- Nasi mieszkańcy jako pierwsi w powiecie mieli solary do podgrzewania ciepłej wody. Zaczęli instalować w 2010, 2011 roku w ramach rządowego projektu i jakość powietrza drastycznie się polepszyła – zapewnia Śliwa.
Wcześniej, jak się chodziło wieczorem po wsi, to nieraz trzeba było uciekać spod czyjegoś domu. – Palili nie wiadomo czym albo węglem gorszej jakości z Bogdanki, bardzo duszącym. A teraz jak w sanatorium mieszkamy. Zdarzają się wprawdzie ludzie, którzy mają problem ze śmieciami, ale ogólnie to różnica jest ogromna.
W logo Rudy-Huty od 2013 roku jest słońce, drzewo, rzeka i napis: gmina pełna energii.
- Chcemy mieć czysta gminę. Mają tu powstać dwie wielkie farmy fotowoltaiczne.
- A wiatraki?
- U nas nie, bo do tego potrzebne są warunki górzyste, żeby wiatr był. My jesteśmy płaską gminą. Stoi jeden wiatrak przedwojenny w Żalinie, na przeciągu. Jak się jedzie, to może urwać głowę.
Śliwa nie jest fanem wiatraków. Był w Holandii i czuł wibracje.
Żałuje, że w gminie biogazowni nie udało się wybudować. Ludzie kręcili nosami, że będzie śmierdziało. Pisali petycje do wójta i inwestor się wycofał. A Smal i Śliwa pojechali nawet do wschodnich Niemiec, żeby zobaczyć osiedle stojące blisko biogazowni. Wąchali, nic nie czuli.
– Teraz po kryzysie zbożowym rolnicy żałują. Mieliby zbyt, bo biogazownia bazowałaby na kukurydzy. Do tego stała cena by obowiązywała.
Na fasadzie biblioteki pasy w kolorach gminy: żółtym, zielonym i niebieskim.
– Śmiali się z nas, że ukraińskie barwy porobiliśmy. Trochę proroczo, bo mamy teraz Ukrainki na piętrze – opowiada Marta Kordas, dyrektorka biblioteki.
- A jak wybuchła wojna, żartowali, że w ten nasz budynek w paski, najwyższy w gminie, trafi pierwsza rosyjska rakieta – dorzuca pani Marta, pracowniczka biblioteki.
W dużej wypożyczalni jest ciepło, budynek ogrzewany jest pompą ciepła. Kordas też tak ogrzewa dom. Ekologicznie, ale to kosztowna inwestycja, zwłaszcza gdy części się spalają z powodu przerw w dostawie prądu.
Wcześniej biblioteka działała w mieszkaniu, książki na 55 metrach kwadratowych, a po resztę zbiegało się do piwnicy. Nowa biblioteka kosztowała pięć milionów (dwa z rządowego programu „Infrastruktura bibliotek”, trzy z budżetu gminy).
Wydają nawet własne książki. Na razie wyszła historia gminy autorstwa miejscowego regionalisty, dzienniki spisane przez byłego więźnia Oświęcimia i opowiadania Literackiego Klubu Dyskusyjnego.
Pytam, co się czyta w gminie. – Kobiety głównie wypożyczają. Najbardziej schodzi obyczajówka i romanse polskich autorek, ale Steel też bardzo popularna. I Mróz idzie. Oprócz tego biografie. Historie zwykłych ludzi, którzy wojnę przeżyli i o tych sławnych artystach, komu się udało, kto upadł na samo dno i się podniósł.
– Biografia Matthew Perry’ego by się przydała, tego z „Przyjaciół” – zauważa pani Marta. – Zmarł przecież niedawno. Tak, zamówić by trzeba.
Przeglądamy z wójtem kartonowe czeki, z którymi do gmin jeździł premier Morawiecki. Smal mówi „laurki”. Stoją na komodzie w urzędzie. – O, na przykład dostałem z rządowego funduszu dróg od pana Morawieckiego 170 tys. To mogę założyć, że to było z budżetu państwa, z podatków, albo na koszt budżetu państwa z banku, bo pan premier się podpisał. Ale kiedy dostałem już trzy miliony z Polskiego Ładu chyba na Program Inwestycji Strategicznych, to już nikt się nie podpisywał. Nikt nie weźmie za to odpowiedzialności. A my to wszyscy będziemy przez lata spłacali.
Rzucam okiem na kwotą wypisaną na kartonie, ale moją uwagę przykuwa kawałek metalu na blacie. – A to kosa z powstania styczniowego. Ktoś porządkował działkę i wykopał. Klepana, na sztorc. Do ścinania głów. Trzy powstańcze bitwy rozegrały się na terenie naszej gminy – mówi z dumą wójt.
Przejeżdżam ulicą Niepodległości obok domów z przyprószonymi śniegiem solarami i pstrokatego supermarketu Gama. Starszy pan wraca z zakupami na rowerze, jakby był środek lata. Ludzie kręcą się po wsi, Ruda-Huta żyje.
„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY” to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, niepokoją, zaskakują właśnie.
Dziennikarka, reporterka. Absolwentka filologii niderlandzkiej, literatury porównawczej i dziennikarstwa śledczego. Obecnie mieszka we Lwowie, czasami w Szczecinie. Poprzednie 11 lat spędziła w Belgii, Holandii i reszcie świata. Pisze o migracji i tematyce społecznej.
Dziennikarka, reporterka. Absolwentka filologii niderlandzkiej, literatury porównawczej i dziennikarstwa śledczego. Obecnie mieszka we Lwowie, czasami w Szczecinie. Poprzednie 11 lat spędziła w Belgii, Holandii i reszcie świata. Pisze o migracji i tematyce społecznej.
Komentarze