"Rząd powinien skupić się na usługach opiekuńczych i uważać, żeby liberalizacja przepisów nie pogorszyła i tak już złej ochrony Ukraińców zatrudnianych w Polsce" - mówi OKO.press Dominik Owczarek. Napływ uchodźców z Ukrainy to "stress test" dla systemu, którego słabości będą jeszcze bardziej widoczne. Oto co trzeba naprawić
Minister rodziny i polityki społecznej Marlena Maląg 1 marca 2022 roku zapowiedziała otwarcie rynku pracy dla uchodźców z Ukrainy i zmianę przepisów, które maksymalnie uprościłyby procedurę przyjmowania ich do pracy.
"Wsparcie, które przygotowujemy, które w specustawie też się znajdzie, jest związane z zabezpieczeniem, przede wszystkim otwarciem rynku pracy" - mówiła Maląg.
Według planowanych przez rząd przepisów wystarczy, że pracodawca zgłosi uchodźcę z Ukrainy do urzędu pracy, aby go zatrudnić. Pozwolenie na pracę będzie możliwe po okazaniu pieczęci, którą uchodźca dostaje na dowodzie tożsamości po przekroczeniu granicy.
„To zapowiedź niewielkiej zmiany, która ułatwi zatrudnienie Ukraińców w Polsce. Intencja rządu do pomocy uchodźcom jest dobra i jest to coś nowego. Rząd PiS do tej pory miał chłodne podejście do przyjmowania uchodźców i starał się ich traktować w sposób instrumentalny. W imigrantach widział raczej zasób siły roboczej niż grupę, która potrzebuje wsparcia” - mówi w rozmowie z OKO.press Dominik Owczarek, ekspert Instytutu Spraw Publicznych.
"Dotychczasowe rządowe polityki migracyjne były oceniane krytycznie przez organizacje pozarządowe, a w 2021 roku rząd PiS zlikwidował Departament Analiz i Polityki Migracyjnej w MSWiA. To pokazuje, że kwestia migracji przez ostatnie lata była na ostatnim miejscu listy rządowych priorytetów. Zmiana nastawienia w stosunku do uchodźców i chęć wprowadzenia polityki, która kieruje do potrzebujących wsparcie, jest czymś nowym. Moim zdaniem jednak proste przekonanie o tym, że uchodźcy z Ukrainy zasilą rynek pracy i rozwiążą jego problemy, jest błędne. Sytuacja może być odwrotna w niektórych sektorach czy regionach. Z kilku powodów" - dodaje Owczarek.
Wielu pracujących w Polsce Ukraińców wraca dziś do kraju, by bronić ojczyzny.
Do Polski uciekają głównie rodziny z dziećmi.
"Mężczyźni w wieku produkcyjnym - od 18. do 60. roku życia - mają zakaz opuszczania Ukrainy przez mobilizację wojskową. Do Polski przyjeżdżają w większości kobiety z dziećmi i osoby w wieku poprodukcyjnym. Trudno te osoby włączyć w rynek pracy ze względu na potrzebę opieki, nieletniość czy niezdolność do pracy. To grupa, w której odsetek zatrudnienia zazwyczaj jest niski. Część kobiet w wieku produkcyjnym, które uciekły z Ukrainy, będzie musiała zajmować się dziećmi" - mówi Owczarek.
Jego zdaniem potrzebne jest w pierwszej kolejności wsparcie w integracji społecznej i pomocy psychologicznej, a dopiero dalszym priorytetem są ułatwienia w wejściu na rynek pracy, co i tak już teraz jest stosunkowo łatwe dla obywateli Armenii, Białorusi, Gruzji, Mołdawii, Rosji i Ukrainy.
"Osoby uciekające przed wojną i nieznające języka najpierw będą musiały zaadaptować się do nowej rzeczywistości, a dopiero potem zaczną pracować. Potrzebna jest przede wszystkim nauka języka polskiego, pomoc psychologiczna w przypadku osób, które doświadczyły traumy, czy szkolenia lub warsztaty, które pomogą odnaleźć się w nowej sytuacji i miejscu" - mówi Owczarek.
"Osoby, które nie mają znajomych w Polsce, będą potrzebowały podstawowej humanitarnej pomocy, czyli mieszkania, jedzenia, środków higienicznych i ubrań. Pamiętajmy, że z Ukrainy uciekają ludzie często z jednym plecakiem czy walizką. W pierwszej kolejności rząd powinien więc skoncentrować się na przygotowaniu pomocy o charakterze humanitarnym i integracyjnym".
Ukraińcy w wieku produkcyjnym, czyli również poborowym, wyjeżdżają z Polski, żeby walczyć z rosyjskim okupantem. Sektory, które opierają się na ich pracy, czyli na przykład międzynarodowy transport towarów czy budownictwo, odczują deficyt pracowników. "Firmy już alarmują, że nie będzie osób, które można zatrudnić na ich miejsce. Co wyniknie więc z tego, że będziemy mieć proste przepisy od rejestracji pracy, jeżeli nie będziemy mieć do niej chętnych?" - mówi ekspert.
"Polski system integracji uchodźców był od lat krytykowany przez organizacje pozarządowe i ma wiele deficytów. Obawiam się, że te deficyty w zderzeniu z ogromem potrzeb, jakie pojawiają się po wybuchu wojny w Ukrainie, uwypuklą się. Żeby podeprzeć ten system, potrzeba szybkiego działania i dużego nakładu sił"- mówi Owczarek.
Ekspert podkreśla, że rząd powinien skupić się na rozwiązaniu problemów takich jak:
Uchodźcy z Ukrainy, którzy przekraczają granicę polsko-ukraińską i nabywają prawo do legalnego pobytu w Polsce, mają prawo do korzystania ze świadczeń rodzinnych, a więc m.in. programu Rodzina 500 plus, rodzinnego kapitału opiekuńczego (RKO) czy w późniejszym okresie także programu Dobry Start. Minister Maląg poinformowała o tym 1 marca 2022 roku.
„Uchodźcy z Ukrainy zostaną objęci instrumentami polityki rodzinnej, które wprowadził rząd PiS. Cieszę się, to kolejny pozytywny ruch. Ale wielu ekspertów krytykowało i nadal krytykuje model polityki rodzinnej budowany przez PiS.
To model finansjalizacji polityki rodzinnej, który polega na dawaniu rodzinom gotówki do ręki.
Badania pokazują, że taki model nie rozwiązuje problemu integracji społecznej i uwypukla nierówności. Napływ uchodźców z Ukrainy to pewnego rodzaju »stress test« dla systemu, którego słabe strony będą jeszcze bardziej widoczne" - mówi Owczarek.
O mrzonkach polityki prorodzinnej i prodemograficznej prowadzonej przez PiS pisaliśmy tutaj. Tutaj. I tutaj.
"To, że rodzina ukraińska, która nie ma żadnych kontaktów w Polsce i uciekła w dramatycznych okolicznościach z własnego kraju, otrzyma 500 plus, nie rozwiąże problemów, z którymi będzie musiała się zmierzyć" - mówi Owczarek.
I dodaje: "To oczywiście jest wsparcie, ale lepiej byłoby, gdyby dzieci mogły pójść do bezpłatnego przedszkola czy żłobka. Tymczasem w żłobkach i przedszkolach brakuje wolnych miejsc".
Priorytetem dla rządu powinno być zapewnienie dzieciom bezpłatnego wsparcia psychologicznego, językowego, pedagogicznego, dostępu do ochrony zdrowia czy darmowego obiadu w szkole.
"Krótko mówiąc — profesjonalne usługi opiekuńcze.
Bariery w systemie zbudowanym przez PiS piętrzą się i nie da się ich rozwiązać tylko świadczeniami pieniężnymi.
Jeżeli ukraińska rodzina otrzyma tylko gotówkę i żadnej innej pomocy, to cele związane z integracją czy budowaniem więzi w lokalnej społeczności, będą realizowane w sposób dużo mniej efektywny niż, gdyby dostarczane byłyby przez instytucje publiczne w sposób systemowy. Obawiam się, że kształt obecnej polityki rodzinnej będzie powodować kolejne wymiary nierówności i enklawy niezintegrowanych grup społecznych" - mówi Owczarek.
Dodaje: "Mimo bliskości kultur, uchodźcy z Ukrainy są osobami obciążonymi traumą wojny. Część z nich nie zna języka. W związku z tym może być trudniej przejść im przez proces integracji i będą one potrzebowały na to więcej czasu. Pomoc powinna przede wszystkim przyjąć formę zorganizowanych usług społecznych".
Zmiana przepisów przyjmowania uchodźców do pracy ma znaczenie na arenie międzynarodowej i może być szkodliwa dla samych Ukraińców.
"Legalizacja pracy czy legalizacja pobytu osób z krajów trzecich nie jest sprawą wyłącznie Polską. Bo Ukraińcy, przekraczając granicę naszego kraju, przekraczają jednocześnie granicę Unii Europejskiej. Do tej pory znane były nieuczciwe praktyki niektórych agencji pośrednictwa pracy i poszczególnych firm w zakresie zbyt luźnego podejścia do formalności związanych z zatrudnieniem pracowników" - wyjaśnia Dominik Owczarek.
Chodzi przede wszystkim o procedurę delegowania pracowników do pracy za granicą. Do tej pory firmy czy agencje pośrednictwa pracy zatrudniały Ukraińców w Polsce i delegowały ich do pracy z granicą. Część firm nie przestrzegała przepisów związanych z zatrudnieniem, co prowadziło m.in. do zawierania fikcyjnych umów czy wyzysku.
"Polska najwięcej pracowników deleguje do Niemiec, Austrii, Belgii czy Holandii. Pracownicy zarabiali tam polskie stawki, a nie Zachodnie, mimo że dyrektywa o delegowaniu pracowników mówi o konieczności wypłacania minimalnej stawki za pracę w kraju, w którym jest ona wykonywana. W praktyce jednak to, co jest na papierze, rozmija się z rzeczywistością, a pracownicy zatrudniani w Polsce dostają mniejsze wynagrodzenia" - mówi Owczarek. "W dodatku firmy i agencje podatki i ubezpieczenia społeczne płacą według polskich reguł, a nie reguł kraju Zachodniego, do którego pracownik jest delegowany. Partnerzy społeczni z krajów Zachodniej Europy nazywają to dumpingiem socjalnym".
"Zmiana procedury zatrudnienia niesie ze sobą zagrożenie, że będziemy wysyłać jeszcze więcej Ukraińców na Zachód, a napięcia będą rosnąć. Nie musi się to wydarzyć, ale może być to jedna z konsekwencji liberalizacji prawa. W pierwszym odruchu solidarności kraje zachodnie będą chciały pomóc i być może kontrole czy inspekcje nie będą tak szczegółowe. Ale w dłuższej perspektywie te napięcia mogą się ujawnić ze zdwojoną siłą".
"Trzeba uważać, żeby pod płaszczem pomocy Ukrainie i Ukraińcom nie zrobić wyrwy w systemie UE.
Może być tak, że pod pretekstem solidarności z Ukrainą, przepisy zostaną poluzowane i przez to różne niepożądane praktyki funkcjonujące na granicy prawa przybiorą na sile i będzie ich więcej ze szkodą przede wszystkim dla Ukraińców.
Kiedy minie fala pierwszej pomocy Ukrainie zostaniemy z problematycznymi regulacjami prawnymi, które potem trudno będzie cofnąć. To zagrożenie, które nie musi się ziścić, ale może. Oczywiście sytuacja zmieniłaby się, gdyby Ukraina została przyjęta do Unii Europejskiej".
Dziennikarka, absolwentka Filologii Polskiej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, studiowała też nauki humanistyczne i społeczne na Sorbonie IV w Paryżu (Université Paris Sorbonne IV). Wcześniej pisała dla „Gazety Wyborczej” i Wirtualnej Polski.
Dziennikarka, absolwentka Filologii Polskiej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, studiowała też nauki humanistyczne i społeczne na Sorbonie IV w Paryżu (Université Paris Sorbonne IV). Wcześniej pisała dla „Gazety Wyborczej” i Wirtualnej Polski.
Komentarze