0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Jakub Orzechowski / Agencja GazetaJakub Orzechowski / ...

Na wiecach wyborczych 6 i 8 czerwca 2020 w Stalowej Woli oraz Ustce Andrzej Duda ogłaszał kolejne elementy swojego wyborczego programu. W tzw. "Planie Dudy" prezydent obiecuje budowę strategicznych inwestycji i więcej funduszy na mniejsze projekty lokalne, żłobki, nowe turystyczne 500 plus, pieniądze na walkę z rakiem i szpitale, boiska i ekologię.

To ambitne plany, które część komentujących uznała za trudne do zrealizowania w momencie, gdy budżet już poważnie nadszarpnęła pandemia koronawirusa. Wątpliwości z rozbrajającą szczerością rozwiewał w poniedziałek 8 czerwca 2020 rzecznik Prawa i Sprawiedliwości Radosław Fogiel.

W tym momencie wyliczeń całościowych nie znam, więc nie podam kwoty, ale generalnie większość tych działań z »Planu Dudy« czy przynajmniej ich znacząca część, będzie finansowana z tego tzw. Funduszu Odbudowy europejskiego.
Dodatkowe pieniądze dla Polski są na razie w fazie planów. Jeśli je dostaniemy, to nie będzie to sukces Andrzeja Dudy.
RMF FM,08 czerwca 2020

Oznacza to, że pieniędzy na obietnice Dudy w polskim budżecie nie ma. Nie ma też jak na razie żadnej gwarancji, że się pojawią, ani wiążących informacji w jakiej kwocie. Jeśli będą, to "Plan Dudy" zadziała jak samospełniająca się przepowiednia, bez większego udziału samego zainteresowanego.

Kampania wyborcza za wirtualne pieniądze z Brukseli? Tę sztuczkę PiS widzieliśmy już przed wyborami w 2019 roku - zarówno tymi do Parlamentu Europejskiego, jak polskimi wyborami parlamentarnymi.

Po raz kolejny politycy partii Kaczyńskiego wykorzystują doniesienia o pomocy z UE, by składać wyborcom hojne obietnice. Pokazujemy, dlaczego bez pokrycia.

Przeczytaj także:

Budżet niewynegocjowany

Przede wszystkim tzw. Europejski Fundusz Odbudowy, czyli 750 mld euro na odbudowę i ochronę gospodarki Unii po koronakryzysie to na razie tylko propozycja. Komisja Europejska przedstawiła ją w Parlamencie Europejskim 27 maja.

Polscy rządzący niemal natychmiast ogłosili swój sukces w trudnych negocjacjach. Bo Polsce miałaby przypaść zawrotna kwota 63,8 mld euro, z czego 37,7 mld w ramach bezzwrotnych grantów.

Ale propozycja KE to dopiero początek formalnej ścieżki. Pakiet pomocowy ma zostać wliczony do europejskiego budżetu, tzw. Wieloletnich Ram Finansowych. Oznacza to, że negocjować go będą państwa członkowskie w Radzie Europejskiej, gdzie każde ma prawo weta. Potem na WRF zgodę wyrazić musi także Parlament Europejski.

Polska jak na razie niczego więc nie wynegocjowała, a podział pomocy może ulec zmianie. Ale nawet jeżeli rządowi Mateusza Morawieckiego uda się utrzymać dotychczasowy poziom dopłat, to mówimy o perspektywie na lata 2021-2027. Dopiero wtedy Polska mogłaby je wydać.

Komisja chce co prawda, by 11,5 mld euro państwa członkowskie mogły otrzymać jeszcze w 2020 roku. Wątpliwe jednak, by z tych pieniędzy Andrzej Duda mógł jeszcze w te wakacje sfinansować swój program bonu turystycznego 500 plus.

Co z praworządnością?

Dla Andrzeja Dudy jest jeszcze jedna zła wiadomość: UE chce uzależnić wypłaty dodatkowych pieniędzy od przestrzegania unijnych wartości. W tym zasady praworządności, z którą poważne problemy ma w Unii rząd PiS.

Jak ta zależność miałaby wyglądać?

Po pierwsze pakiet pomocowy ma zostać wliczony do unijnego budżetu, obejmie go zatem rozporządzenie „pieniądze za praworządność”, które Komisja przygotowała w połowie 2018 roku.

Przewodniczący RE Charles Michel w lutym zaproponował, by zawieszenie wypłat środków miałoby miejsce na wniosek KE, ale byłoby uzależnione od decyzji Rady. Musiałoby zaakceptować go 15 z 27 krajów UE reprezentujących łącznie 65 proc. ludności Unii. Komisja upiera się jednak, by taka większość była konieczna do odrzucenia jej wniosku.

Część państw członkowskich publicznie deklaruje, że poprze takie rozwiązanie. Wyraźnie za jest także Parlament Europejski.

Po drugie, zgodnie z propozycją Komisji, większość dotacji i wszelkie pożyczki w ramach nowego funduszu będą przekazywane państwom członkowskim poprzez krajowe plany na rzecz odbudowy. KE chce mieć decydujące zdanie przy ich zatwierdzaniu i podkreśla, że muszą być zgodne z celami „europejskiego semestru”.

W ostatnim "semestrze" KE oficjalnie rekomenduje Polsce „poprawę klimatu inwestycyjnego, w szczególności przez ochronę niezależności sądów”. A także „zapewnienie skutecznych konsultacji publicznych i zaangażowania partnerów społecznych w proces kształtowania polityki”.

Pieniądze Brukseli czy Dudy?

Jeżeli przyjmiemy, że Polska mimo tych trudności otrzyma zapowiadane wsparcie z UE, niektóre pomysły Andrzeja Dudy będzie można sfinansować z unijnych środków. Komisja chce wesprzeć zwłaszcza projekty związane z transformacją ekologiczną czy cyfrową, a także walką z bezrobociem i innymi gospodarczymi skutkami pandemii.

Problem w tym, że nie będzie to zasługa skutecznej polityki Andrzeja Dudy, tylko Unii, którą jeszcze niedawno sam prezydent atakował za nieudolność i opieszałość.

Koronawirus i związana z nim unijna pomoc daje kandydatowi PiS wymarzoną okazję, by obiecywać w zasadzie bez ograniczeń. Znika kłopotliwa kwestia deficytu budżetowego, bo przecież "Polska wywalczyła" dodatkowe pieniądze. Jeśli pomysły rzeczywiście zostaną zrealizowane, z pewnością usłyszymy o sukcesie Morawieckiego i Dudy, a nie UE.

Ale także i te plany prezydenta Unia może pokrzyżować.

Ma bowiem świadomość, że fundusze, które proponuje, to łakomy kąsek dla populistów. Dlatego eurodeputowani z największych frakcji w PE 8 czerwca zaapelowali do Komisji, by projekty sfinansowane z Funduszu Odbudowy były wyraźnie podpisane i oznaczone europejską flagą. Chcą uniknąć sytuacji, w której rządy państw członkowskich wykorzystują unijny budżet do politycznych celów.

Po raz pierwszy Rada Europejska będzie dyskutować o projekcie Komisji na szczycie 18-19 czerwca. KE chce, by decyzja co do budżetu zapadła przed końcem lipca.

;

Udostępnij:

Maria Pankowska

Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio.

Komentarze