Europejski rynek zalewają ultratanie i mocno problematyczne produkty z chińskich platform e-sprzedażowych. W państwach wspólnoty rośnie więc presja, by nieuczciwą konkurencję w postaci Shein, Temu i AliExpress powstrzymać. Konkretnych działań domaga się też Polska
Lista grzechów, jakie zarzuca się chińskim platformom e-sprzedażowym, jest naprawdę długa. Znajdują się na niej m.in.:
Choć na wymienionych problemach zarzuty wcale się nie kończą, nie przeszkodziło to Temu, AliExpress i Shein, by szturmem wzięły zachodnie rynki, stając się liderami również w Europie i Polsce.
Najlepiej widać to po Temu, które od lipca 2023 do lipca 2024 roku zwiększyło liczbę użytkowników z 3,25 do 15,19 mln użytkowników. W ten sposób chińska firma, która nieustająco prowadzi wielką kampanię reklamową online, stała się drugą pod względem popularności platformą sprzedażową w Polsce. Przegrywa jedynie z Allegro, które w lipcu miało 17,63 mln użytkowników.
Jak podają Wirtualne Media, w czołówce są też AliExpress (czwarte miejsce – 8,79 mln użytkowników) i Shein (ósme miejsce – 6,57 mln użytkowników). Ta pierwsza platforma, podobnie jak Temu, posiada gigantyczną ofertę różnorodnych produktów. Natomiast Shein skupia się bardziej na tzw. ultra-fast fashion, czyli taniej i błyskawicznej modzie, polegającej na wprowadzaniu do obrotu ogromnej liczby ubrań bardzo tanich, ale i o bardzo złej jakości.
Skoro chińskie produkty są problematyczne na tylu poziomach, dlaczego są tak popularne? Odpowiedź jest banalnie prosta: bo dzięki wszystkim nieuczciwym praktykom są śmiesznie tanie.
Zarówno w Polsce, jak i w całej UE rośnie więc presja, by gigantów z Chin okiełznać. W jaki sposób?
Najnowszy głos w tej sprawie pochodzi od sześciu państw UE. W piśmie do Komisji Europejskiej tłumaczą one, że oferowane przez chińskie platformy produkty nie spełniają unijnych wymogów – i dlatego domagają się działań. List w tej sprawie wystosowały Niemcy, a poparły Polska, Francja, Holandia, Austria i Dania.
„Jeśli naruszenia prawa nie będą rygorystycznie wykrywane i karane, zaszkodzi to konsumentom i stworzy nierównowagę z przestrzegającymi prawa dostawcami” – napisano w liście, którego fragmenty przytacza m.in. TVN.
Od lutego 2024 roku w UE obowiązuje ustawa o usługach cyfrowych. Nakazuje ona Komisji Europejskiej m.in. utworzenie rejestru „bardzo dużych platform internetowych”, czyli tzw. VLOP-ów (Very Large Online Platforms).
To platformy posiadające w krajach wspólnoty ponad 45 mln użytkowników miesięcznie. Chińskie serwisy sprzedażowe zostały już jako takie zaklasyfikowane. Oznacza to, że muszą przestrzegać zapisów o usługach cyfrowych, które regulują m.in. obrót produktami online.
Dlatego sygnatariusze listu wzywają KE do zebrania w państwach członkowskich danych na temat naruszeń przepisów, a następnie wyegzekwowała ich przestrzegania i ewentualnego nałożenia sankcji.
Prawo można egzekwować np. poprzez wprowadzenie cyfrowej specyfikacji produktu za pośrednictwem tzw. cyfrowego paszportu produktu. Państwa sygnatariusze listu postulują też zwiększenie kompetencji krajowych urzędów nadzoru nad handlem elektronicznym i wzmocnienia koordynacji między nimi w ramach UE. Apelują też o zniesienia kwoty wolnej od cła.
Obecne przepisy unijne pozwalają na bezcłowy import do wspólnoty produktów w cenie do 150 euro. Jak informuje „Financial Times”, w 2023 roku do UE zaimportowano aż 2,3 mld produktów poniżej tego progu, z czego ponad 20 proc. z Chin. Oznacza to, że ogólny import był dwukrotnie wyższy niż rok wcześniej.
A szał na tanie produkty z Chin nie ustaje. Tylko w kwietniu tego roku do państw Unii sprowadzono 350 milionów sztuk bezcłowych produktów. Daje to średnią… prawie dwóch zakupów na gospodarstwo domowe.
By móc walczyć z zalewem nieuczciwej konkurencji z Chin, Komisja Europejska prowadzi prace nad zniesieniem progu. Pierwsza propozycja, przedstawiona w maju 2023 roku, zakładała zmiany od 2028 roku. Błyskawiczna ekspansja chińskich platform sprawia jednak, że mówi się o znacznym skróceniu tego okresu.
Według rozmówców „FT” uzyskanie zgody państw członkowskich UE może być jednak trudne, bo nowy system „zwiększy obciążenie pracą i tak już przeciążonych urzędników celnych”.
Ekonomiczny portal dwa miesiące temu zapowiadał, że nowe regulacje zostaną zaproponowane do końca lipca. Tak się jednak nie stało, a propozycji wciąż brakuje. Czy dlatego, że trudno uzgodnić ją z państwami, czy bardziej z powodu przeciągającej się zmiany władzy po ostatnich eurowyborach? Tego nie wiadomo.
Dlaczego chińskie produkty są tak tanie? Unikanie cła to jeden z najistotniejszych powodów, ale nie jedyny ważny.
Inne to m.in. wyzysk pracowników, w tym praca dzieci i praca niewolnicza (głównie mniejszości Ujgurów), o której wielokrotnie informowały zagraniczne media.
Niezwykle istotne są też subsydia. „Serwisy, takie jak Temu, AliExpress czy odzieżowy Shein, korzystają z dopłat rządu, dzięki czemu koszty dostaw są minimalne” – zauważa portal rp.pl.
Spółki rozwijające e-handel i eksportujące produkty zagranicę mogą korzystać z licznych ulg podatkowych i dotacji – np. 4 proc. podatku CIT zamiast 25 proc. i sfinansowania nawet połowy inwestycji w huby pełne wielkich magazynów. Dzięki różnym formom wsparcia same koszty logistyczne związane z eksportem towarów mogą być niższe nawet o 50 proc.
Jak informuje „Financial Times”, z tego powodu często chińskim potentatom e-commerce opłaca się wysyłać produkty samolotami.
Warto mieć przy tym na uwadze, że zjawisko dotyczy nie tylko rynku e-commerce. Olbrzymie wsparcie ze strony rządu sprawiło, że już ponad połowa samochodów sprzedawanych co miesiąc w Chinach to auta elektryczne (w pełni lub hybrydy). Z tego samego powodu chińskie „elektryki” – często o wiele mniejsze, a więc i jeszcze tańsze od oferty zachodnich koncernów – zaczęły zalewać rynki państw rozwiniętych.
Stało się to na tyle powszechne, że KE już w lipcu ogłosiła wprowadzenie prawie 40-procentowego cła na sprowadzane do UE pojazdy. W ślad za nią podobne ruchy podjęły USA i Kanada, które wprowadziły cło w wysokości aż 100 proc.
Chińska ekspansja wspierana przez rządowe subsydia dotyczy też innego sektora związanego z transformacją energetyczną, a z perspektywy ochrony klimatu jeszcze ważniejszego. To produkcja wiatraków i paneli fotowoltaicznych, których Chiny stawiają dwa razy więcej niż reszta świata.
Wpływ tego kraju najlepiej widać po fotowoltaice – ok. 95 proc. paneli PV w UE pochodzi z chińskiego importu, a w najbliższych latach odsetek powinien utrzymywać się na podobnym poziomie.
Liczba niebezpiecznych produktów zgłoszonych przez kraje UE wzrosła w latach 2022-2023 do ponad 3400. Czyli o połowę. „Kosmetyki, zabawki, urządzenia elektryczne i ubrania należały do produktów, które budziły najwięcej obaw dotyczących bezpieczeństwa” – wylicza „FT”.
W lutym branżowa grupa Toy Industries of Europe kupiła 19 zabawek od Temu. Według niej żadna z nich nie spełniała norm UE, a 18 stanowiło realne zagrożenie dla bezpieczeństwa dzieci.
Z kolei w maju złożenie do KE oficjalnej skargi przeciwko Temu zapowiedziało 17 unijnych organizacji konsumenckich (w tym polska Federacja Konsumentów). Powód? Naruszenie unijnej ustawy o usługach cyfrowych, m.in. poprzez wprowadzanie konsumentów w błąd i ukrywanie ważnych informacji.
„Test przeprowadzony w październiku ub. r. przez włoską organizację konsumentów Altroconsumo ujawnił, że 9 na 13 zakupionych na Temu kosmetyków albo nie zawierało informacji o ich składzie w ogóle lub zawierało ją tylko częściowo” – wspomina Money.pl.
Innym problemem jest ukrywanie informacji o cenach. W poprzednim roku dyrektywa Omnibus wprowadziła wymóg informowania o cenie w ostatnich 30 dniach dla większości towarów. Większość sprzedawców to robi, ci z Chin – nie.
Z tego powodu prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów kilka miesięcy temu wezwał Temu i Shein do wyjaśnień. Jeśli okażą się niewystarczające, kolejnym etapem będzie wszczęcie postępowania. Teoretycznie UOKiK może ukarać chińskie spółki karami do 10 proc. ich rocznego obrotu.
Do odpowiednich wyjaśnień Temu i Shein wezwała też Komisja Europejska. Unijni urzędnicy chcą m.in. sprawdzić, czy obie platformy są zaprojektowane tak, aby nie oszukiwać i nie manipulować użytkownikami, a także chronią nieletnich, prowadzą przejrzysty system rekomendacji i umożliwiają identyfikowanie sprzedawców.
KE już w marcu, a więc tuż po wejściu w życie przepisów o usługach cyfrowych, wszczęła też dochodzenie w sprawie rozpowszechniania potencjalnie nielegalnych i pornograficznych materiałów przez AliExpress. Wcześniej podobnym dochodzeniem objęto platformy społecznościowe X (dawny Twitter) i Tik-Tok.
Jak informował Reuters, KE jest zaniepokojona „potencjalnym rozpowszechnianiem na AliExpress nielegalnych produktów”, takich jak podrobione leki, żywność niezgodna z przepisami i nieskuteczne suplementy diety. Spółka miała też nie podejmować skutecznych środków zaradczych w tym zakresie.
„AliExpress, któremu grozi kara pieniężna w wysokości do 6 proc. swojego globalnego rocznego obrotu, oświadczyło, że przestrzega wszystkich obowiązujących zasad i regulacji na rynkach, na których działa” – informuje Reuters.
Podobne zapewnienia dają też Temu i Shein, które przekonują, że popierają wszelkie uczciwe polityki zgodne z interesami konsumentów.
Redaktor serwisu Naukaoklimacie.pl, dziennikarz, prowadzi w mediach społecznościowych profile „Dziennikarz dla klimatu”, autor tekstów m.in. dla „Wyborczej” i portalu „Ziemia na rozdrożu”
Redaktor serwisu Naukaoklimacie.pl, dziennikarz, prowadzi w mediach społecznościowych profile „Dziennikarz dla klimatu”, autor tekstów m.in. dla „Wyborczej” i portalu „Ziemia na rozdrożu”
Komentarze