0:000:00

0:00

W sobotę i niedzielę (30 listopada i 1 grudnia) w siedzibie Związku Nauczycielstwa Polskiego partia Razem obradowała na pierwszym powyborczym kongresie. W części otwartej dla mediów Adrian Zandberg (Razem), Anna Maria Żukowska (SLD), Paulina Piechna-Więckiewicz (Wiosna) i Piotr Ikonowicz (Ruch Sprawiedliwości Społecznej) dyskutowali m.in. o tym, jak Lewica ma zdobywać nowych wyborców, jakimi tematami się zajmować i jak pozycjonować się wobec innych sił: Konfederacji (z którą bywa zestawiana w mediach), Platformy Obywatelskiej (której chce odebrać część wyborców) i PiS-u (którego wyborców też chce przeciągnąć na swoją stronę).

Dyskusja odbywała się w atmosferze radości z pierwszych sukcesów sejmowej Lewicy, a jednocześnie w poczuciu - wyraźnie obecnym - że nie można się tymi sukcesami zachłysnąć. Powracającym leitmotivem było przemówienie Adriana Zandberga po exposé premiera Morawieckiego.

Dobry czas partii Razem

Lewica po tym, jak weszła do Sejmu z wynikiem 12,56 proc., w ciągu dwóch tygodni parlamentarnej pracy stale była w centrum zainteresowania opinii publicznej. A najwięcej namieszał najmniejszy lewicowy koalicjant - Razem z sześciorgiem posłanek i posłów w 49-osobowym klubie.

  • Najpierw dzięki „kontrexposé” Adriana Zandberga (pisaliśmy, że Zandberg udzielił Morawieckiemu korepetycji z państwa dobrobytu).
  • Później okazało się, że to Lewica jest kluczowym graczem w rozgrywce PiS o ustawę znoszącą limit 30-krotności składek do ZUS. To posłanki i posłowie Razem byli motorem tej debaty po lewicowej stronie. To Marcelina Zawisza (Razem) jako pierwsza powiedziała, że Lewica może poprzeć zniesienie limitu.
  • Lewica szybciej niż Koalicja Obywatelska złożyła wniosek do prokuratury w sprawie możliwego złamania prawa przez marszałkinię Elżbietę Witek (słynne głosowanie „anulować, bo przegramy”).
  • W ogniu prawicowej krytyki znalazła się posłanka Magdalena Biejat (również posłanka Razem) - przewodnicząca komisji polityki społecznej i rodziny, którą według informacji portalu wPolityce PiS chce zastąpić Dominiką Figurską-Chorosińską.

„Dostaliśmy po tyłku, nie jesteśmy królami świata”

„Ten rok trzech kampanii był rokiem, w którym uczyliśmy się współpracy” - rozpoczęła dyskusję Dorota Olko (Razem). Współpraca, ale też napięcia między młodymi lewicowymi środowiskami, zwłaszcza partią Razem, a SLD były ważnym tematem rozmowy. Anna Maria Żukowska (SLD) stwierdziła, że „bierze na klatę” wszystkie głosy krytyki odnoszące się do przeszłości SLD. Ale dodała, że jeśli ktoś odkupił swoje winy, ma prawo wrócić do społeczeństwa. „Ja bym chciała, żeby wyborcy i wyborczynie dali SLD szansę na wykazanie lewicowości”.

„Byłem w klubie SLD, dlatego nie rzucam kamieniem. Każdy musi przez to przejść” - żartował Piotr Ikonowicz.

„Nam sodówa nie odbije” - obiecywała Żukowska. „Ryzyko jest zawsze tak samo po stronie większego ugrupowania, jakim będzie SLD połączone z Wiosną, jak i Lewicy Razem, która ma bardzo dużą atencję medialną i jest postrzegana słusznie jako świeży powiew”.

Jednak cztery lata poza Sejmem nauczyły lewicowych polityków pokory:

„Dostaliśmy po tyłku, wszyscy wiedzieli, że nie są królami świata, to pomaga negocjować” - zaznaczył Zandberg.

Przemówienie, które wszystko zmienia?

„To przemówienie trafiło pod strzechy, do małych miejscowości, do ludu do elektoratu PiS-u” - ocenił sejmowe wystąpienie Zandberga Ikonowicz.

Zaznaczył, że było błyskotliwe, ale nieszczególnie lewicowe. I dodał: „Moim marzeniem jest, żeby Adrian [Zandberg] wystartował i zmierzył się z demonem intelektu - Andrzejem Dudą”.

Sejmowe „kontrexposé” zwróciło na Zandberga reflektory mediów — podobnie jak cztery lata temu, gdy zabłysnął w przedwyborczej debacie telewizyjnej. Nawet nieprzychylni mu komentatorzy przyznawali, że było lepsze od wystąpień innych liderów opozycji, konkretne i wizjonerskie.

Czy jednak pojedyncze przemówienie może odwrócić bieg wydarzeń? Zmienić pozycję Lewicy, a nawet całej opozycji w parlamencie, gdzie większość ma PiS? Czy nawet najlepiej rozchodzące się w mediach społecznościowych nagranie jest w stanie długoterminowo zbudować zaufanie społeczne do lewicowych parlamentarzystów?

W końcu błyskotliwy występ w debacie w 2015 roku nie zjednał Zandbergowi przychylności komentatorów ani milionów głosów, a jego partia przez cztery lata była przedmiotem krytyki (nierzadko zasadnej) i pogrążała się w walkach wewnętrznych, nie umiejąc zdyskontować początkowego sukcesu.

„Nie przesadzałbym z wagą konkretnych wystąpień sejmowych dla przeważenia sytuacji społecznej” — oponował sam Zandberg, być może wyciągając wnioski z przeszłości.

„Realna zmiana nie wydarzy się na trybunie parlamentarnej. Trybuna jest tylko fragmentem realnej zmiany”. Przekonywał, że „ważniejsze jest tempo wzrostu PKB, ruch płac i to, jak będzie się potrafiła odnaleźć polityczna reprezentacja Lewicy”.

Gdzie szukać ludu? W fabrykach? W Mordorze?

Od wyborów poparcie dla lewicy rośnie. Sondaż OKO.press zrobiony dwa tygodnie po wyborach pokazał, że lewica jest na fali - gdyby głosowanie odbyło się pod koniec października, zyskałaby 18 mandatów. Trend być może potwierdza badanie Social Changes dla wPolityce z końca listopada: dał Lewicy aż 18 proc. poparcia (ale trzeba pamiętać, że to badanie CAWI, z użyciem panelu internetowego, a nie wywiadu z respondentem).

Czyim kosztem zyskuje i będzie zyskiwać Lewica? A może jest w stanie przyciągnąć zupełnie nowych wyborców? Skąd? Z jakich grup? Nad tym też zastanawiali się uczestnicy dyskusji.

Piotr Ikonowicz uważa, że Lewica powinna sięgnąć przede wszystkim po osoby głosujące dziś na PiS. Że nie będzie to łatwe, zauważyła Anna Maria Żukowska:

„Mamy trudność z odbijaniem elektoratu PiS, bo on jest bardzo konserwatywny w odniesieniu do praw kobiet, w ogóle praw człowieka”.

Jak to zmienić? „Taką szansę daje nasza obecność w Sejmie. O naszych tematach będzie się rozmawiało, będą o nie pytani politycy i polityczki innych formacji, będzie się o tym rozmawiało w domach. To pozwoli na oswojenie nowych tematów. Będą mogli zobaczyć, że gej czy lesbijka nie jest demonem, który gwałci i molestuje dzieci”.

Ikonowicz zawracał też uwagę, że Lewica jest zbyt wielkomiejska i inteligencka: „Jeszcze nie ma porozumienia lewicy z ludem”.

Faktycznie, sondaże, również OKO.press, pokazują, że elektorat Lewicy jest zbliżony do elektoratu Koalicji Obywatelskiej. „Lewica powinna się zakorzenić w zakładach pracy” — zalecał Ikonowicz.

W jakich zakładach? „Człowiek pracy to nie jest tylko człowiek, który pracuje w fabryce” — argumentowała Żukowska. „Prawa pracy są często łamane wobec ludzi, którzy pracują przy biurkach, ludzie są odwoływani z urlopu albo w trakcie urlopu cały czas bombardowani mejlami. To też ludzie, którzy siedzą w Mordorze [warszawskie skupienie biurowców, w których mieszczą się siedziby wielu korporacji] po 20 godzin dziennie. To też są ludzie pracy”.

Ikonowicz kontrował: „Żeby ludzie nam zaufali, musimy wiedzieć, że większość ludzi zarabia płacę minimalną albo trochę więcej. To jest bogaty kraj ludzi biednych. Szukajmy ludzi poszkodowanych, nieopłaconych. Organizujemy ich i wtedy możemy być spokojni o wynik”.

Adrian Zandberg zwrócił uwagę, że wyborcy PiS są różni i do części z nich lewica mogłaby trafić. Jego ambicją jest też odbicie części elektoratu Platformy Obywatelskiej:

„Mamy do odwalczenia część wyborców oportunistycznie głosujących na PO, mimo że nie łączy ich zbyt wiele poza tym, że to jest jedyna metoda postawienia się prawicy. To dużo większe zadanie od tego, czy ładnie wystąpimy w parlamencie”.

Samotni mężczyźni z małych miejscowości

„Podchwytujemy język Platformy Obywatelskiej” — narzekała na lewicę Anna Maria Żukowska, podając jako przykłady sformułowania „republika banasiowa” i „zadzwoń do Banasia”. „Ja już tym rzygam. W ten sposób nie wprowadzimy własnych tematów”.

Jej zdaniem lewica powinna używać własnego języka. Jakiego? „Powinniśmy odczarowywać różne słowa, jednym z nich jest słowo socjalizm”.

Zandberg skarżył się, że lewica zbyt często posługuje się „akademickim bełkotem”.

Po czterech latach nieobecności w parlamencie lewica mierzy się z tym, że jej propozycje często są nie tylko niewygodne dla pozostałych sił politycznych. Nierzadko są też po prostu niezrozumiałe. A w debacie publicznej jest stosunkowo mało komentatorów, którzy umieją wytłumaczyć lewicowe pomysły na to, jak zmienić Polskę i świat.

Co poza słowem „socjalizm” powinno się znaleźć w lewicowym słowniku? Te słowa wymieniła Paulina Piechna-Więckiewicz. Współczucie, solidarność, równość, a także przyszłość.

A do tego słowo „krzywda”: „nie używamy go, a ono jest bardzo mocne”. Chodzi m.in. o krzywdę konkretnych gejów i lesbijek. Zdaniem Piechny-Więckiewicz opowiadanie polityki z perspektywy krzywdy konkretnych ludzi może być skuteczną strategią polityczną.

Zauważyła też problemy, które rzadko są kojarzone z lewicową agendą, np. samotność. Jej zdaniem Lewica powinna mówić:

„o strachu naszych synów, którzy szukają swojego miejsca w świecie. Oni też się boją. O chłopakach z małych miejscowości, z których wyjechały wszystkie dziewczyny”.

Czego uczą Lewicę ofiary siostry Bernadetty?

Piechna-Więckiewicz zwróciła też uwagę, że nie tylko kwestie ekonomiczne są ważne w budowaniu przyszłego poparcia Lewicy. Według niej jednym z głównych zadań jest odpowiedź na „poczucie ludowej sprawiedliwości”. Przywołała słynny reportaż Justyny Kopińskiej o molestowanych i bitych wychowankach sióstr boromeuszek. Jedna z ofiar zapisała się do PiS-u. „Nad tym musimy się zastanowić. Ta osoba powinna się zapisać do Lewicy” — mówiła Piechna-Więckiewicz.

Jej zdaniem osoby mające poczucie krzywdy uważają, że „PiS nie będzie się przejmował statusem sędziów”, staje po stronie ludzi, a nie elit.

"Ten człowiek poszedł do PiS, bo nie dostał pomocy ani od państwa, ani od Kościoła" - dodał Adrian Zandberg. "Ludzie szukają w politykach sprawczości i dotąd odnajdywali ją w PiS" - twierdził. Ale to jego zdaniem się niedługo skończy - między innymi z powodu wzmocnienia opcji Zbigniewa Ziobry i Jarosława Gowina. Jarosław Kaczyński nie będzie już tak silny wewnątrz swojego obozu, a Gowin będzie blokował prospołeczne instynkty.

I stąd pytanie ważne dla Lewicy: czy jest w stanie zagwarantować reformę wymiaru sprawiedliwości, która wzmocni poczucie sprawiedliwości? — pytała Piechna-Więckiewicz.

Udostępnij:

Agata Szczęśniak

Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.

Komentarze