0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.plFot. Sławomir Kamińs...

"Podjęła decyzję, że nie jest jej po drodze z naszymi poglądami w kwestii jednej listy. Miała inne zdanie w sprawie głosowania nad ustawą o Sądzie Najwyższym. Tak jest w polityce - komentował filozoficznie 9 lutego Szymon Hołownia bolesne dla Polski 2050 odejście Hanny Gill-Piątek, do środy 8 lutego szefowej koła parlamentarnego partii. Bolesne także dlatego, że odwraca uwagę od przekazu, jakim było "ogłoszenie wspólnej listy spraw do załatwienia" na konferencji Hołowni i Władysława Kosiniaka-Kamysza 7 lutego 2023.

Przeczytaj także:

Tymczasem są co najmniej cztery powody, żeby z perspektywy zwolennika wprowadzenia po IV RP rządów demokratycznych (Piątej Republiki) a także "politycznego romantyka", jakim się czuję, ucieszyć się z tamtego newsa, nawet jeśli deklaracje liderów są wciąż ogólnikowe. Dobre i to, łapać się trzeba każdego przykładu gotowości opozycji do merytorycznej współpracy, zamiast zaklęć o wspólnej liście, przerzucania się złośliwymi bon motami i zerkania na siebie z pogardą spod groźnie zmarszczonych brwi.

Ranga deklaracji Hołowni i Kosiniaka-Kamysza jest tym większa, że właśnie trwa bratobójcza wojna między Koalicją Obywatelską i Polską 2050.

Tekst publikujemy w naszym cyklu „Widzę to tak” – od czasu do czasu pozwalamy sobie i autorom zewnętrznym na bardziej publicystyczne podejście do opisu rzeczywistości

Kamień milowy niezgody

Poszło o nowelizację ustawy o SN, która ma być warunkiem uwolnienia przez KE środków z KPO. Głosowanie przeciw czterech posłów i trzech posłanek Polski 2050 (w tym Gill-Piątek!) politycy i media bliższe Platformie uznały za zerwanie wspólnego frontu. Hołownia został zdrajcą opozycji, a w życzliwszej wersji - naiwniakiem, którego należałoby czym prędzej nauczyć, co w polityce jest ważne.

Koło poselskie Polski 2050 głosowało w komplecie przeciw ustawie o SN. W komplecie wstrzymał się tylko klub PSL, w KO wyłamały się dwie osoby, a na Lewicy aż sześć (na 41 głosujących).

głosowanie

Jak widać, gdyby cała demokratyczna opozycja zagłosowała przeciw ustawie zostałaby odrzucona. Wynik był by taki: 231 głosów przeciw, 203 - za, 10 - wstrzymujących się)

Polska 2050, a także środowiska prawnicze zaangażowane w walkę o praworządność, oskarżyły z kolei KO o polityczne kunktatorstwo i zdradę głównego hasła w wojnie z PiS, jakim jest wierność konstytucji. Doszły do tego słowne harce dwóch kogutów Hołowni i Tuska, krążące wokół określenia "kochany Donaldzie". "Dzieciak nie powinien się spoufalać" - oburzał się Tomasz Lis.

Przedstawiłem w OKO.press pogląd, że nowelizacja ustawy o SN była dla opozycji wymarzoną okazją do turning point. Mogła odrzucić nowelę dużą większością głosów i zyskać rzecz bezcenną w polityce, czyli kontrolę nad przebiegiem zdarzeń i z pozycji zwycięzcy przystąpić do negocjowania z rządem swoich poprawek do ustawy. Tak się nie stało i poprawki wróciły z Senatu już tylko jako praworządnościowe alibi, bo PiS w Sejmie, co było oczywiste, wszystkie je odrzucił. Nie znaczy to, że w sporze KO kontra Polska 2050 staję po stronie Hołowni. Decyzja Polski 2050, by głosować przeciw, wyglądała na ruch ad hoc i na pokaz, a przecież wymagałaby solidnego przygotowania.

Tamto głosowanie wisi nad opozycją, jak burzowa chmura, a prawdopodobny transfer Gill-Piątek do KO może być piorunem, który ma spalić nadzieje Hołowni i wzmocnić narrację o jednej, jedynie słusznej sile, która odbierze Kaczyńskiemu władzę. Uważam takie myślenie za fałszywe i groźne w skutkach. I tym bardziej szukam szansy w geście Hołowni i Kosiniaka-Kamysza.

(1) Podważenie wojennych narracji KO i Polski 2050

(Ewentualne) połączenie sił, czy choćby porozumienie przedwyborcze Polski 2050 i PSL, mogłoby osłabić dwie wojenne narracje.

KO miałaby trudność w przekonywaniu wyborców opozycji, że jest jedyną siłą, do której powinni dołączyć wszyscy, ewentualnie poza Lewicą, której tego nie proponują, a kto się wyłamuje, jest zdrajcą interesów Polski lub pożytecznym idiotą, który działa na korzyść PiS. Kosiniak-Kamysz - choć sondażowo słabszy w tej parze i młodszy o pięć lat (41 do 46 lat) - byłby dla Hołowni jak starszy brat, w obecności którego nie wypada przezywać malucha. Lider KO Donald Tusk musiałby trochę spuścić z tonu, że jako najpotężniejszy na opozycji ma dyktować warunki.

Tusk straciłby rolę jedynego, który wzywa do pójścia razem: on o tym mówi, oni to robią.

Hołownia w parze z Kosiniakiem-Kamyszem stałby się automatycznie mniej nieopierzony, a głos obu partii trudniej byłoby uznać za młodzieńcze rojenia, bo PSL jest partią najstarszą w III RP, która współrządziła już trzykrotnie, w tym przez osiem lat z Platformą. Gdyby doszło do mariażu, Polska 2050 mogłaby też skorzystać z rozbudowanych struktur PSL w mniejszych miejscowościach i skubnąć trochę elektoratu PiS.

Z drugiej strony, za zbliżenie z Kosiniakiem-Kamyszem Hołownia musi zapłacić wysoką cenę osłabienia swej głównej (także wojennej) narracji, że walczy z duopolem dwóch potężnych wrogów (Kaczyńskiego i Tuska) w imię wyzwolenia Polski z duo-okowów. Hasło Hołowni, że "Polacy nie chcą powrotu do tego co było przed 2015 rokiem", straciłoby populistyczną moc w sytuacji mariażu z ministrem pracy i polityki społecznej w rządzie Tuska i Kopacz (2011-2015). To Hołowni koszt polityczny nr 1 (jest i drugi, o czym dalej).

Zatrzymanie tej polsko-polskiej wojny byłoby tym ważniejsze, że dwie narracje nawzajem się nakręcają:

im bardziej KO atakowałaby Polskę 2050, tym głośniej Polska 2050 wołałaby o duopolu.

Są spekulacje, że obie partie chciałby takiej konfrontacji, żeby na konflikcie umacniać swoje tożsamości, ale - jestem przekonany - summa summarum byłby on zabójczy dla wyniku wyborczego opozycji (nie mówiąc o możliwości współpracy po wyborach).

Wojna ma swoje prawa. Łatwo przekroczyć granice, jak to przydarzyło się rok temu Michałowi Kobosce, który w medium braci Karnowskich skarżył się na platformerskie trolle.

Wojna Tuska z Hołownią jest też marzeniem PiS, co widać po zainteresowaniu konfliktem mediów prorządowych i litowaniu się nad liderem Polski 2050, że taki mu sie Tusk trafił.

Gnębienie Hołowni byłoby zupełnie nową "wina Tuska", która mogłaby demobilizować elektoraty opozycji, zwłaszcza ludzi niezdecydowanych, którą z czterech partii wybrać. Wojna między największym i drugim-trzecim ugrupowaniem opozycyjnym naruszyłaby bowiem zaufanie do opozycji jako całości i przekonanie, że mamy do czynienia z formacjami z gruntu odmiennymi od PiS.

Czyli że bierzemy udział w wojnie dobra ze złem.

Tymczasem jest to bazowy i wspólny kapitał czterech partii i stawianie na wewnętrzne gry wojenne byłoby dla niego niszczące. Dodam, że sam wierzę w lepszą, uczciwszą politykę, która może zastąpić patologie IV RP i błędy III RP. Liczę na Piątą Republikę, która rodziłaby się na gruzach państwa PiS, nawet jeśli kondycja opozycji na to dziś nie wskazuje. Także w końcówce lat 1980. opozycja ("Solidarność") była w kiepskiej kondycji, ale po wygranych wyborach 1989 potrafiła podjąć wielki wysiłek transformacji.

(2) Troje bezpieczniej niż czworo, głosy na PSL będą się liczyć

Jest w interesie PSL, żeby się do kogoś przykleić, bo partia w sondażach balansuje nad progiem. To także interes całej opozycji, żeby nie powtórzył się casus wyborów 2015 roku, w których PiS zyskał relatywnie słabe poparcie jak na zwycięzcę (37,6 proc.), ale stworzył pierwszy w III RP rząd większościowy (w 2019 roku identyczną większość 235 mandatów uzyskał, mając z kolei największe po 1989 roku poparcie - 43,6 proc.).

W razie sojuszu Polski 2050 z PSL mielibyśmy układ po stronie opozycyjnej trzech sił o poparciu wyborczym (nie mylić z wynikiem sondażu, gdzie osoby niezdecydowane zaniżają wyniki) mniej więcej takim: KO - 30-32 proc., Polska 2050 + PSL - 15-16 proc. oraz Lewica - 8-10 proc.. Daje to 53-58 proc. czyli znacząco więcej niż sumaryczne poparcie "demokratów " - 48 proc. w wyborach 2015 roku (suma PO, .Nowoczesnej, PSL oraz Lewicy i Parti Razem) oraz 48,5 proc. w wyborach 2019 (KO, Lewica i PSL).

Wspólna lista PSL i Polski 2050 chroniłaby opozycję przed powtórką koszmaru zmarnowanych głosów z 2015 roku i oznaczała ekonomiczny z punktu widzenia dzielenia miejsc mandatowych układ sił - jednej bardzo mocnej i dwóch średnio-mocnych partii.

(3) Polityczne światopoglądy zamiast uproszczeń duopolu

Tuż przez deklaracją Polski 2050 i PSL, w badaniu IBRiS dla Rzeczpospolitej z 3-4 lutego pojawiła się zupełnie inna koalicja, "o której przy Wiejskiej mówi się coraz częściej": KO + PSL + samorządowy ruch Tak! Dla Polski. Taka wspólna lista uzyskała 32 proc. poparcia i statystycznie remisowała z PiS - 33 proc. (Lewica miała 8 proc., Polska 2050 - 7 proc. a Konfederacja 5 proc.).

Zgłoszona w ramach "polityki sondażowej" wspólna lista KO+PSL mogłoby załatwić na amen scenę polityczną.

Utrwaliłaby bowiem duopol w kampanii wyborczej z jego wszystkimi uproszczeniami. Na zarzuty wobec rządów PiS władze odpowiadałyby atakiem na Tuska i kompromitowaniem rządów PO-PSL oraz straszeniem powrotem liberałów do władzy, przy okazji wyśmiewając PSL, jako ich służkę. Po stronie takiej opozycji brakowałoby energii na rozwijanie programów. Zwłaszcza że zapowiadany przez Tuska zwrot w progresywną stronę (np. prawo kobiet do aborcji) w sojuszu z Kosiniakiem-Kamyszem stałby się problematyczny (nawiasem mówiąc program KO "Twoja Polska" w rozdziale Prawa Polek poza "spokojnym macierzyństwem" i "dobrą pracą" z "równą płacą" wspomina tylko o in vitro i opiece okołoporodowej).

Plan opozycji sprowadzałby się do pokonania PiS, co doskonale ilustruje komentarz Sławomira Neumanna, po raz czwarty posła PO: "Panowie W.Kosiniak-Kamysz i Sz.Hołownia ogłosili, że wspólnie przygotują »listę spraw do załatwienia«. Po starej znajomości, pomogę. Lista spraw do załatwienia: 1. PiS!!! Jeśli tego nie załatwimy, to o reszcie będziecie mogli sobie tylko pogadać".

Hołownia zapowiada 9 lutego w TVN24, że "powołają z Kosiniakiem zespoły programowe i do końca lutego położą trzy konkretne rzeczy, co do których się zgadzamy na 100 dni i trzy konkretne na całą kadencję". Można oczekiwać, że mimo poważnych różnic, w tym konfliktu interesów rolników z podejściem ekologicznym, Polska 2050 i PSL są w stanie zaproponować program bliski niemieckiej chadecji. Mogłoby to zapoczątkować układanie oferty opozycji jako

wachlarza od centroprawicowych Hołowni i Kosiniaka-Kamysza przez centrolewicującego Tuska aż po lewicowców jak Bjejat, Zandberg, Biedroń czy Czarzasty.

Takie przywrócenie w Polsce prawdziwej polityki umiejscowiłoby PiS i Konfederację nie tylko po drugiej linii frontu bitwy o demokracje, ale także pokazałoby na zasadnicze różnice między prawicową propozycją Polski narodowo-katolickiej, ograniczającą w imię projektu ideologicznego prawa i szanse środowisk niechętnych tej ideologii, a formacjami, które mimo różnic programowych stoją na gruncie wartości europejskich (zapisanych w fundamentalnym art. 2 Traktatu o UE).

Unia opiera się na wartościach poszanowania godności osoby ludzkiej, wolności, demokracji, równości, państwa prawnego, jak również poszanowania praw człowieka, w tym praw osób należących do mniejszości. Wartości te są wspólne Państwom Członkowskim w społeczeństwie opartym na pluralizmie, niedyskryminacji, tolerancji, sprawiedliwości, solidarności oraz na równości kobiet i mężczyzn

W tym opozycyjnym wachlarzu Hołownia i Kosiniak-Kamysz mogliby stanowić propozycję dla elektoratu z mniejszych miejscowości. Jak wynika z sondaży Ipsos dla OKO.press, wyborcy i wyborczynie PSL są jednak znacznie bardziej konserwatywni niż Polska 2050, to samo można powiedzieć o liderach.

Tutaj kryje się drugi koszt polityczny Szymona Hołowni - zbliżenie do ludowców przesuwa go w prawo. To może być dodatkowy powód decyzji Gill-Piątek. Była posłanka Wiosny opowiadała się - przynajmniej według Joanny Muchy za liberalizacją prawa do aborcji wbrew projektowi referendum, który popiera zarówno Kosiniak-Kamysz, jak i Hołownia, ale to PSL stawia się w roli obrońcy "życia nienarodzonego".

Patrząc na podobieństwo elektoratów KO i Lewicy w sondażach OKO.press widzimy oczywisty sojusz tych dwóch partii, ale liderzy z obu stron nie doganiają swoich wyborców, a zwłaszcza wyborczyń.

(4) Większa szansa na programy i wizje

Ośmieszane hasło "jedna lista wspólnych spraw" i zapowiedź programu na pierwsze 100 dni to także sygnały, że w polityce opozycji liczyć się mają kwestie merytoryczne. Oczywiście wiadomo, że programy nie docierają do masowego odbiorcy, mimo wysiłku akcji typu "Latarnik wyborczy" czy działań fundacji Mam Prawo Wiedzieć.

Chodzi jednak o to, że polityka nie jest tylko grą o władzę. Politycy i polityczki nie muszą (a nawet nie powinni) wchodzić w szczegóły programów, ale muszą je mieć i to na tyle przemyślane, żeby z przekonaniem opowiadać ludziom o tym, co mianowicie zamierzają zrobić po zdobyciu władzy.

Jak opowiedzieć o prawdziwym wyrównywaniu szans, o tworzeniu perspektyw życia młodym ludziom, o przeciwdziałaniu dyskryminacji kobiet, w tym seniorek, które ostatnie lata życia spędzają w samotności? Jak opowiedzieć o Europie jako horyzoncie naszych starań, która nie sprowadza się do fantazji Kaczyńskiego o niemieckim portfelu ze świętym obrazkiem między kartami kredytowymi?

Jak opowiedzieć o kraju, który się rozwija, inwestuje, modernizuje w oparciu o uwolniony kapitał intelektualny i społeczny, dzięki edukacji na miarę XXI wieku?

Jako niepoprawny romantyk, marzyłbym o scenariuszu, w którym jest coś więcej - wspólna, ponad podziałami deklaracja programowa ugrupowań tworzących po wyborach rządu V Republiki. Dotyczyłaby: przywracania praworządności i prawdziwej demokracji, odpolitycznienia "na zawsze" mediów publicznych, ograniczenia korupcji politycznej w spółkach skarbu państwa, zwrotu w kierunku zielonej energii, właściwego miejsca dla Polski w Unii Europejskiej. A także pomysłu na sprawiedliwe osądzenie osób odpowiedzialnych za patologie obecnej władzy.

Taka - wolno pomarzyć - wspólna lista spraw do załatwienia, którą podpisałyby trzy koalicje opozycyjne (bo przecież także KO i Lewica są koalicjami), uspokoiłaby demokratycznego wyborcę, że niezależnie od tego, czy zagłosuje bardziej w lewo, czy bardziej w prawo, po wyborach znajdzie się w odnowionym państwie.

I będzie się chciało iść na wybory.

;
Na zdjęciu Piotr Pacewicz
Piotr Pacewicz

Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze