Sejm zdecydował o ostatecznym kształcie ustawy o SN, mającej odblokować fundusze z KPO. Sprawy dyscyplinarne sędziów mają trafić do Naczelnego Sądu Administracyjnego, choć - jak ostrzega sam prezes NSA i dziesiątki innych ekspertów - to sprzeczne z Konstytucją
Sejm odrzucił w głosowaniu 8 lutego wszystkie poprawki Senatu do projektu ustawy o Sądzie Najwyższym, który ma na celu spełnienie kamieni milowych dotyczących praworządności i odblokowanie środków z Krajowego Planu Odbudowy.
Za odrzuceniem zmian zagłosował cały klub PiS - także posłowie Solidarnej Polski, którzy w połowie stycznia głosowali przeciwko projektowi. Zjednoczoną Prawicę głosami wsparli Stanisław Żuk i Jarosław Sachajko z Kukiz'15, Agnieszka Ścigaj, Andrzej Sośnierz i Zbigniew Girzyński z koła Polskie Sprawy oraz Zbigniew Ajchler i Łukasz Mejza.
Przeciwko odrzuceniu poprawek zagłosowały kluby i koła demokratycznej opozycji. Konfederacja wstrzymała się od głosu.
Teraz ustawa trafi na biurko prezydenta Andrzeja Dudy, który będzie miał 21 dni na podjęcie decyzji.
Senat przyjął projekt ustawy o SN 31 stycznia. I wprowadził do niej 14 poprawek, które między innymi:
Poprawki senackie były odpowiedzią na liczne opinie ekspertów (w tym samego prezesa NSA) podnoszących argument dotyczący niekonstytucyjności przenoszenia spraw dyscyplinarnych oraz testu bezstronności do Naczelnego Sądu Administracyjnego.
Zespół ekspertów prawnych Senatu zwracał także uwagę, że w opisie kamieni milowych zapisano wymóg, by sprawy dyscyplinarne trafiały do jednej z izb Sądu Najwyższego. O potrzebie usunięcia przepisów kagańcowych pisało m.in. Biuro Instytucji Demokratycznych i Praw Człowieka OBWE (ODIHR). Posłowie opozycji przypominali także wielokrotnie, że to właśnie z powodu pozostawania w mocy tych przepisów Polska płaci dzienne kary w wysokości miliona euro.
Wszystkie te argumenty odrzucała strona rządowa, twierdząc na każdym etapie prac, że wszystkie pierwotne propozycje projektu są "pozytywnie rozpatrzone przez Komisję Europejską".
Kolejna nowelizacja ustawy o Sądzie Najwyższym to efekt negocjacji z Komisją Europejską nowego ministra ds. UE Szymona Szynkowskiego vel Sęka. Projekt ma na celu wykonanie orzeczeń TSUE i spełnienie kamieni milowych ws. praworządności, które są warunkiem odblokowania miliardów z KPO.
O zastrzeżeniach do tego projektu pisaliśmy w tekstach:
PiS złożył w Sejmie ustawę już 13 grudnia, a prace nad nim miały się rozpocząć natychmiast. Od początku oponowała Solidarna Polska, ale dodatkowym ciosem było wystąpienie prezydenta Andrzeja Dudy, który publicznie zagroził wetem. Projekt spadł z porządku obrad.
Nowelizacja zakłada rozszerzenie testu niezawisłości i bezstronności sędziego, który od tej pory miałby być wykonywany na wniosek sądu. Projekt przewiduje także przeniesienie spraw dyscyplinarnych sędziów z Izby Odpowiedzialności Zawodowej SN do Naczelnego Sądu Administracyjnego, co wzbudza wśród ekspertów wątpliwości natury konstytucyjnej.
„Właściwość NSA określa art. 184 konstytucji, nie można mu zlecać zadań innych niż przewidziane w tym przepisie” — alarmował Jacek Chlebny, prezes NSA, podczas debaty nad ustawą na sejmowej komisji sprawiedliwości. Niekonstytucyjne jest też jego zdaniem przekazanie NSA kompetencji w kwestii przeprowadzania testu bezstronności i niezależności.
Kluby opozycji demokratycznej zgłosiły do projektu szereg poprawek, które zostały odrzucone. W ostatecznym głosowaniu 13 stycznia ustawa przeszła większością głosów. Podzielił się bowiem nie tylko klub PiS (Solidarna Polska głosowała przeciwko projektowi), ale załamał się także wspólny front opozycji.
Przeciwko projektowi zagłosowała Polska 2050. Kluby Koalicji Polskiej, KO i Lewicy prawie w całości wstrzymały się od głosu. W KO przeciwko projektowi zagłosowały Kamila Gasiuk-Pihowicz i Henryka Krzywonos-Strycharska, w Lewicy sześć osób - m.in. Krzysztof Śmiszek i Anna Maria Żukowska. Przeciwko głosował Paweł Kukiz, dwóch pozostałych posłów Kukiz'15 wstrzymało się od głosu.
Strategia partii opozycyjnych, która umożliwiła PiS-owi uchwalenie ustawy zawierającej szereg wątpliwych rozwiązań, była szeroko krytykowana przez osoby działające na rzecz praworządności. Z kolei wyłamanie się z szeregu przez koło Polski 2050 i zagłosowanie przeciwko projektowi wywołało wokół partii Szymona Hołowni medialną burzę i rozpoczęło serię wzajemnych oskarżeń na opozycji.
Rząd przekonywał, że nowelizacja z czerwca 2022 roku w wystarczający sposób spełni kamienie milowe i pozwoli odblokować fundusze z KPO. Opozycja oraz eksperci od początku alarmowali, że ustawa nie odpowiada unijnym wymogom. Formalnie Komisja Europejska może ocenić nowe prawo i zdecydować o tym, czy kamienie zostały osiągnięte, dopiero po złożeniu przez Polskę wniosku o płatność. Rząd zwlekał z tym miesiącami, a w przestrzeni publicznej pojawiało się coraz więcej wypowiedzi członków Komisji oraz samej Ursuli von der Leyen, że nowe prawo nie spełnia unijnych wymogów. Wskazywano przede wszystkim na wciąż zablokowaną możliwość wzajemnego kwestionowania statusu przez sędziów.
Nowe prawo znacznie rozszerza test niezawisłości i bezstronności, będący rządową odpowiedzią na unijne wymogi. Politycy PiS przekonują, że tym razem spełnione będą w sposób wystarczający.
Na początku stycznia komisarz ds. sprawiedliwości Didier Reynders nazwał projekt nowelizacji „obiecującym krokiem w kierunku spełnienia zobowiązań z polskiego KPO”.
Nie oznacza to jednak, że sprawa jest przesądzona. 2 lutego w odpowiedzi na list europejskich stowarzyszeń sędziowskich Reynders podkreślał, że "realizacja poszczególnych kamieni milowych zostanie oceniona na podstawie obowiązujących przepisów”.
Kolejna niewiadoma dotyczy decyzji Andrzeja Dudy. Prezydent w grudniu ostro skrytykował projekt, oceniając, że jest niekonstytucyjny, ponieważ ingeruje w jego prerogatywę powoływania sędziów. Podczas procesu legislacyjnego przedstawiciele Kancelarii Prezydenta zgłaszali szereg uwag, które nie zostały przez większość rządzącą uwzględnione w poprawkach do projektu. Na biurku Andrzeja Dudy wyląduje zatem ustawa w kształcie niemal identycznym do tego, który tak mocno krytykował.
Mateusz Morawiecki pytany był niedawno, czy w takim wypadku prezydent podpisze ustawę. "Nie tylko nie mam żadnej pewności, ale nie mam wiedzy co do decyzji pana prezydenta” - odpowiedział premier.
Zawetowanie ustawy raczej nie wchodzi jednak w grę, ponieważ stawiałoby prezydenta w pozycji głównego hamulcowego odblokowywania miliardów euro. Niewykluczone zatem, że Duda ustawę podpisze, ale skieruje wniosek do Trybunału Konstytucyjnego w sprawie niektórych jej przepisów.
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.
Komentarze