0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.plFot. Sławomir Kamińs...

W mediach trwa giełda nazwisk, festiwal obietnic, przepychanek i dzielenia skóry na niedźwiedziu nowego rządu. Donald Tusk zapowiedział, że jeszcze przed pierwszym posiedzeniem nowego Sejmu pojedzie do Brukseli rozmawiać o odblokowaniu KPO, bo – o dziwo – Krajowy Plan Odbudowy nie odblokował się automagicznie na wieść o wyniku wyborów. Tymczasem jeszcze w środę „Rzeczpospolita“ poinformowała nieoficjalnie, że Andrzej Duda ma jakoby powierzyć misję tworzenia rządu najpierw obozowi Prawa i Sprawiedliwości.

W ostatnich wyborach to kobiety miały dominujący głos. W głosowaniu wzięło ich udział więcej niż mężczyzn. I choć w parlamencie będą w mniejszości, to jednak ich głos zaczyna się wreszcie liczyć. Zaprosiliśmy naukowczynie, liderki opinii, aktywistki, ekspertki, aby podzieliły się swoimi refleksjami na temat wyborów i oczekiwanej zmiany w Polsce. Jakie kwestie są dla nich najważniejsze? Co w pierwszej kolejności chciałyby zmienić w kraju? Kogo i co wybierają Polki?

Dziś głos zabiera Agata Czarnacka, filozofka polityki, tłumaczka, działaczka feministyczna i publicystka.

Tu przeczytajcie poprzednie teksty:

Przeczytaj także:

Co było prawdą w środę, niekoniecznie musi nią być w sobotę, ale warto pamiętać, że jest taka możliwość i może mieć poważne konsekwencje.

Duża frekwencja utrudnia tradycyjną politykę

Po stronie demokratycznej powinny trwać przede wszystkim intensywne prace nad ustawą budżetową. Założenia do niej są znane, choć sam projekt PiS pozostawił rozgrzebany. Budżet jest najważniejszy, gdyż jeśli nie zostanie uchwalony w terminie 4 miesięcy od przedłożenia (niestety przepisy nie precyzują, czy pierwszego – w tym wypadku PiS-owskiego projektu, czy projektu przedłożonego już w nowym składzie obu izb), prezydent może rozwiązać Sejm. Poza tym państwo musi jakoś działać, a priorytety budżetowe będą odzwierciedlać to, co będzie realną stawką w grze dla przyszłej koalicji.

Nowym ustawodawcom, a niedługo też władzy wykonawczej nie zazdroszczę

Kiedy studiowałam „podręczniki“ demokracji, które wydawano w Polsce zaraz po przełomie, uderzyło mnie, że tak zwane dojrzałe demokracje przedstawicielskie najbardziej lubiły „letnie“ emocje i niezbyt wysoką frekwencję wyborczą – najlepiej, żeby ludzie raz na cztery lata robili sobie święto demokracji, ale przez resztę czasu zostawili polityków w spokoju. Oczywiście oficjalnie doceniało się debatę publiczną, dobrze poinformowanych obywateli i wsłuchiwanie się w głos narodu. Jednak – przebijało między wierszami – najlepiej, żeby debata była nudna i szczegółowa, dobrze poinformowani obywatele to byli proboszczowie i wujowie głoszący polityczne prawdy ex cathedra do maluczkich, którzy dzięki temu wiedzieli, jak głosować, zaś sam głos ludu powinien być raczej cichy i przynudzać. Teraz tak nie będzie.

W 2023 roku do urn poszły rekordowe liczby Polek i Polaków, których opinie przedtem zostały szczegółowo przebadane. Często zasadniczo różnią się od pomysłów zwycięskich partii, nawet jeśli to na nie głosowano.

Władysław Kosiniak-Kamysz uważa, że wolność sumienia jego klubu jest istotniejsza od liberalizacji przepisów aborcyjnych. Aż strach zapytać o małżeństwa jednopłciowe czy choćby związki partnerskie, które przecież Donald Tusk obiecywał z równym przekonaniem, jak odblokowanie KPO.

Tymczasem wyborcy tego właśnie oczekują od demokratycznego rządu jako sztandarowych rozstrzygnięć i wyraźnego odcięcia się od przeszłości

Jak udowodnić, że nie jest się PiS-em tym, dla których polityka była jednym złem?

Innymi słowy, nowi rządzący będą musieli udowodnić, że nie są PiS-em milionom osób, które przez całe lata odpowiadały, że polityka ich nie interesuje, a potem zrywem poszły do urn, żeby odsunąć PiS od władzy.

Co więcej, demograficzne przemiany nie dają nadziei na to, że okoliczności zewnętrzne będą stabilizować nastroje społeczne – wręcz przeciwnie. Już rok temu znane były cząstkowe wyniki Narodowego Spisu Powszechnego wskazujące na niepokojący trend znikania z mapy ludności Polski najmniejszych gmin. Zaś ostateczne wyniki potwierdziły:

po raz pierwszy w historii naszego kraju w średnich i dużych miastach mieszka więcej ludzi niż na wsi i w małych miasteczkach.

To oznacza zarazem bardziej intensywną, jak i płytszą komunikację społeczną. Łatwiej jest w miastach robić protesty, za to trudniej mitygować niezadowolenie jednostek, aniżeli tam, gdzie „wszyscy wszystkich znają“.

Demokratyczny rząd musi się więc liczyć z tym, że protesty wcale się nie skończą, a patriarchalne wstawki w obronie „kompromisu“ aborcyjnego już dzisiaj zaostrzają nastroje społeczne i podkopują zaufanie do zwycięzców tych wyborów.

Tak więc kolejnym priorytetem dawnej opozycji musi być inwestycja w komunikację społeczną

Jasne, proste i elastyczne opowiadanie społeczeństwu,

  • co się dzieje,
  • jakie działania podejmują poszczególne partie w obrębie demokratycznego stronnictwa,
  • na jakie przeszkody napotykają.
Przyszli koalicjanci w tej chwili nawołują, by rozmowy przebiegały w zaciszu gabinetów – i popełniają fundamentalny błąd.

Oczywiście nie chodzi o to, by kłócić się na oczach telewizji i z formowania demokratycznego rządu robić coś w rodzaju reality show (choć, zaprawdę, oglądałabym!). Ale by podzielić negocjacje na etapy i po każdym etapie robić wspólne konferencje prasowe. Tego wymaga zwykły szacunek dla bezprecedensowej wyborczej mobilizacji.

Na te wszystkie kłopoty nakłada się wielki i tłusty cień Andrzeja Dudy

Sytuacja „ich prezydent, nasz premier“ będzie się ciągnąć co najmniej do 2025 roku. Choć sam Duda nie będzie już startować na trzecią kadencję, może się zdarzyć, że arogancja i nieskuteczność demokratycznego rządu wywołają u wyborców chęć protestu. A to z kolei objawi się głosowaniem na kogoś z obozu PiS-u.

Dlatego ustawy naprawcze i reformy, jak bardzo to będzie możliwe, trzeba będzie od początku negocjować z pałacem prezydenckim. Tak, by Duda nie miał możliwości triumfalnego ich wetowania.

Przyznam, że kiedy Donald Tusk obiecywał szczecińskiej aktywistce LGBTQ+, że „za rok będziecie mogły wziąć ślub, no, może za rok i kilka miesięcy“, pomyślałam, że zrobi z tego projektu ustawy show z góry skazany na porażkę przez prezydenckie weto. Na takie mniej czy bardziej kontrolowane poślizgi nie będzie jednak miejsca.

Jeśli czegoś się nie da przeprowadzić przez cały proces legislacyjny, trzeba o tym jasno powiedzieć.

I odłożyć sprawę do czasu, gdy warunki będą korzystniejsze. Ale zarazem rozumieć, że sensacyjna frekwencja i wspaniały wynik wyborów to kredyt Polek i Polaków udzielony na demokrację.

Nie można kontynuować wygodnej oligarchii i praktyki paternalistycznego decydowania bez nas o nas i za nas.
;

Udostępnij:

Agata Czarnacka

Filozofka polityki, tłumaczka, działaczka feministyczna i publicystka. W latach 2012-2015 redaktorka naczelna portalu Lewica24.pl. Była doradczynią Klubu Parlamentarnego SLD ds. demokracji i przeciwdziałania dyskryminacji oraz członkinią Rady Polityczno-Programowej tej partii. Członkini obywatelskiego Komitetu Ustawodawczego Ratujmy Kobiety i Ratujmy Kobiety 2017, współorganizatorka Czarnych Protestów i Strajku Kobiet w Warszawie. Organizowała również akcję Stop Inwigilacji 2016, a także obywatelskie protesty pod Sejmem w grudniu 2016 i styczniu 2017 roku. Stale współpracuje z Gazetą Wyborczą i portalem Tygodnika Polityka, gdzie ma swój blog poświęcony demokracji pt. Grand Central.

Komentarze