Trzaskowski i Duda byli w jednym Pałacu, ale na różnych spotkaniach. Duda rozmawiał o Powstaniu i ogólnikowo o przyszłości Polski. Trzaskowski: o samorządach, wolności mediów, kryzysie klimatycznym. Wbrew pozorom obaj potrzebują siebie nawzajem. A w tle toczą się polityczne walki
Konkurenci, którzy tylko raz spotkali się w trakcie kampanii wyborczej (na „odlotowej" debacie TVP), spędzili pół godziny na rozmowie w czwartek 30 lipca 2020. Na żadnym oficjalnym zdjęciu z czwartkowej wizyty w Pałacu Prezydenckim Rafał Trzaskowski się nie uśmiecha. Andrzej Duda - przeciwnie, ściska dłoń Trzaskowskiego z wyraźnym zadowoleniem. Zwycięzca i przegrany lipcowych wyborców rozmawiali pod portretem Lecha Kaczyńskiego, co też uwieczniono. Duda mieni się spadkobiercą ideowym byłego prezydenta, a Trzaskowski wymieniał go - obok Aleksandra Kwaśniewskiego - jako tego, który umiał się wznieść ponad polityczne podziały.
Jednak właściwy kontekst spotkania to ani dawne prezydentury, ani świeżo miniona kampania, tylko polityczne walki, które toczą się zarówno w obozie władzy, jak i na opozycji. I dla obu uczestników czwartkowa rozmowa była elementem walki o własną pozycję w układających się na nowo obozach.
W słowach obu uczestników, że nie była to rozmowa kurtuazyjna, jest zapewne sporo prawdy. W najbliższych trzech latach Duda może stać się taktycznym sojusznikiem opozycji, a opozycja - Dudy.
Spotkanie dawało pozór demokratycznej normalności, w której polityczni konkurenci są w stanie wymienić poglądy, nie odsądzają przeciwnika od czci i wiary, a czasem nawet umówią się na wspólne działanie zgodne z podzielaną przez wszystkie siły polityczne racją stanu. W Polsce od 2015 roku takie wydarzenia to wyjątkowa rzadkość.
Tym razem padały słowa o „obniżaniu emocji" (Trzaskowski) i „koalicji polskich spraw" (Duda). Były też zapewniania o radości ze spotkania, jednak każdy zapewniał osobno. Duda wygłosił oświadczenie i sobie poszedł, nie odpowiadając na pytania mediów, co jeszcze kilka tygodni temu mu się nie zdarzało. Trzaskowski nagrał w ratuszu krótkie własne wideo, które zamieścił w mediach społecznościowych, a wcześniej spotkał się z mediami pod Pałacem.
Uczestnicy spotkań na wysokim politycznym szczeblu często umawiają się na jedno wspólne sformułowanie, by pokazać, że nie ma między nimi wrogości. To ważne zwłaszcza w sytuacjach, gdy nie ma żadnych innych ustaleń, które można by przekazać opinii publicznej. Czyli takich jak ta czwartkowa.
Jeśli taka umowa była, to magicznym słowem jest „merytorycznie".
O tym, że rozmowa była „merytoryczna” mówili i Duda, i Trzaskowski. Jednak poza tym opowiadali o wspólnej rozmowie, jakby brali udział w zupełnie różnych spotkaniach.
Jeśli Prawo i Sprawiedliwość zdecyduje się ustawowo dokręcić śrubę mediom i samorządom, to od prezydenta będzie zależało, jak daleko Polska przesunie się w stronę państw niedemokratycznych. Tylko jego weto będzie nas dzieliło od Węgier.
Mogło zaskakiwać, że na opozycji komentarze, że Trzaskowski nie powinien do Pałacu iść, były nieliczne. I to mimo generalnej zgody, że Duda został wybrany w wyborach, które nie były równe - co podkreślał sam Trzaskowski. Jednak Duda prezydentem jest i pozostanie, a na horyzoncie są zasadnicze sprawy, które określą przyszłość demokracji w Polsce. I Trzaskowski wystąpił jako emisariusz prodemokratycznego stanowiska w tych sprawach.
To warta odnotowania zmiana. Platforma Obywatelska przebyła długą drogę od nazywania Andrzeja Dudy „długoPiSem" do zdań wypowiedzianych w czwartek przez Trzaskowskiego. Prezydent Warszawy kilkukrotnie podkreślał dobrą wolę prezydenta RP: „rozmowa odbyła się w cztery oczy, więc była bardzo szczera”, „pan prezydent rozumie, że to się powinno odbyć w taki sposób, żeby obniżać emocje, a nie eskalować” (o ulicy Lecha Kaczyńskiego).
Trzaskowski przyszedł do prezydenta z konkretną agendą. Miał projekt ustawy o finansowaniu samorządów, upomniał się o wolne media i wolne wybory. Mówił o niebezpieczeństwach związanych z zapowiedziami PiS: o tzw. repolonizacji, stworzeniu 100 okręgów wyborczych i „korpusu" urzędników, którzy mieliby przejąć obowiązki samorządów w organizacji wyborów (pisał o tym „Dziennik Gazeta Prawna").
Opozycja ma powody sądzić, że prezydent Duda może jej w tych sprawach sprzyjać. W swojej pierwszej kadencji zawetował jedną ważną ustawę dotyczącą sytuacji samorządów (o Regionalnych Izbach Obrachunkowych). Próbował też usunąć Jacka Kurskiego z TVP (i poniósł sromotną klęskę).
Oczywiście przyszłość nie wynika wprost z przeszłości, a to, że Duda ma na koncie znaczące dla samorządowców weto nie znaczy, że będzie strażnikiem samorządów (tak jak nie był strażnikiem konstytucji). Nic nie jest tu przesądzone - w żadną stronę.
Wsparcie dla opozycji może też przyjść zza oceanu. Zmiana w Białym Domu wydaje się dziś bardzo prawdopodobna. I to też może mieć znaczenie dla planowanych antydemokratycznych zmian, zwłaszcza dotyczących mediów. Duda budował swój wizerunek nie tylko jako przyjaciela Donalda Trumpa, ale szerzej - był twarzą dobrych relacji Polski z USA. Jeśli prezydentem zostanie Demokrata Joe Biden, Duda znajdzie się w poważnym wizerunkowym kłopocie. I przybranie szat obrońcy wolności mediów mogłoby mu pomóc.
Drugi plan to rozgrywki we własnych obozach.
Koniec z prezydentem na telefon Kaczyńskiego?
Duda starał się w czwartek zaprezentować jako pan sytuacji. Było to widać, gdy przez pierwsze dwie minuty ze swojego siedmiominutowego wystąpienia ganił Trzaskowskiego za to, że ten nie stawił się w Pałacu nocą 12 lipca. Duda zaprosił konkurenta na godzinę 23:00, po ogłoszeniu wyników exit polls. Światowa polityka nie zna takiej tradycji, by pokonany kandydat stawiał się nocą u zwycięzcy. Załatwia się to telefonicznie. I Rafał Trzaskowski nie pojechał wtedy do Dudy.
Dla zwolenników opozycji (gdyby w ogóle Dudy słuchali) mogło to brzmieć jak narzekanie: „Zlekceważył mnie, no w końcu przyszedł, ale wcześniej olał". Dla zwolenników PiS będzie jednak jawnym dowodem, że Trzaskowski nie uszanował urzędu prezydenta, a przy tym jest „niedecyzyjny", bo zwlekał ze spotkaniem aż dwa tygodnie. Tak to od razu przedstawiła TVP Info.
Duda zabezpieczył sobie w ten sposób tyły (twardych zwolenników), ale wysłał też sygnał do własnego obozu. Andrzej Duda niezwykle rzadko spotykał się w zeszłej kadencji z przedstawicielami opozycji. Tymczasem odkąd został ponownie wybrany, robi to już po raz drugi.
Być może to powyborcza polityka miłości o terminie użycia wygasającym z końcem wakacji. Wszak w słowach Andrzeja Dudy nic nie wskazywało na to, by spojrzał przychylnie na którąkolwiek z propozycji Trzaskowskiego. Lecz wobec walk frakcji w obozie rządzącym jego zdanie - wyrażane w postaci zgłaszanych lub wetowanych ustaw - będzie miało większe znaczenie. A według relacji prezydenta Warszawy Duda przygotowuje własne ustawy i obiecał, że podda je konsultacjom. To sygnał, że w machinie Zjednoczonej Prawicy pojawi się dodatkowy tryb, z którym trzeba będzie się liczyć bardziej niż dotąd.
Ostateczny koniec „anty-PiS-u"?
Tak samo jak Andrzej Duda próbował zdominować Trzaskowskiego, wytykając mu dwutygodniowe „spóźnienie", tak Trzaskowski starał się zdobyć przewagę, wyznaczając tematykę spotkania, tworząc „ramę", w której musiał się odnaleźć Duda. Zarazem jest to próba zdefiniowania agendy dla opozycji.
Grę o to, kto nad kim góruje, Trzaskowski prowadzi bowiem przede wszystkim w opozycyjnym obozie. Mając za rywali zarówno Szymona Hołownię, jak i Borysa Budkę. Spotykając się z prezydentem, pokazuje, że to on jest rozgrywającym.
Kontynuuje też swoją strategię z kampanii, by nie być totalnym "antyPiSem". Świadczy o tym już samo spotkanie, ale też potraktowanie prezydenta jako partnera, do którego można przyjść z teczką spraw do załatwienia. A zwłaszcza świadczy o tym retoryka. Trzaskowski nie pouczał Dudy, nie wyśmiewał, nie krytykował. Przeciwnie: zaznaczył np., że Duda zadeklarował się jako „zwolennik silnych samorządów". To Trzaskowski starał się budować jak najbardziej pozytywny wizerunek prezydenta, jednocześnie zaznaczając, że się z nim nie zgadza.
Samorządy to zasadnicza kwestia ustrojowa, ale dla Trzaskowskiego to również podstawowa karta w walce o własną polityczną przyszłość. Wedle jego własnej deklaracji samorządy mają stanowić bazę - „kręgosłup" - „ruchu”, jaki buduje wokół Platformy Obywatelskiej. Prowadzi w tej sprawie rozmowy z ludowcami. To oni mieliby przyprowadzić wójtów i burmistrzów mniejszych miast, których opozycja potrzebuje, by myśleć o zwycięstwie w 2023 roku. Agencja PR ma się zająć zbudowaniem „marki" ruchu Trzaskowskiego.
Jest też zupełnie prozaiczny wymiar czwartkowego spotkania: Trzaskowski musi walczyć o uwagę. Nie jest już kandydatem, wrócił do roli prezydenta miasta. Wydarzenia o randze państwowej są mu najzwyczajniej potrzebne, żeby nie spaść z medialnych radarów.
Dodatkowy kontekst nadali spotkaniu aktywiści klimatyczni. Przedstawiciele Młodzieżowego Strajku Klimatycznego ustawili się z transparentem pod budynkiem na Krakowskim Przedmieściu. Zwrócili się do Rafała Trzaskowskiego, żeby porozmawiał z Andrzejem Dudą o kryzysie klimatycznym.
I prezydent Warszawy z zadania się wywiązał, a przynajmniej tak twierdzi. Relacjonował później: „Rozmawiałem o tym, że konieczna jest walka z kryzysem klimatycznym, przede wszystkim, żeby w Polsce było czyste powietrze, żeby zapewnić planetę w dobrym stanie dla tych, którzy ją po nas odziedziczą". Dodał, że zgodzili się z Andrzejem Dudą, że potrzebne są innowacje „w tym zakresie".
Tytus Kiszka z MSK skomentował w mediach społecznościowych: „Rafał Trzaskowski powiedział, że rozmawiali o kryzysie klimatycznym, a to znaczy, że dzisiejsza akcja odniosła sukces!".
Prezydent Duda w swojej relacji o klimacie nie wspomniał, a o przyszłych pokoleniach mówił wyłącznie w kontekście polskim: „Zgodziliśmy się, bo jesteśmy w dokładnie w tym samym wieku, że oczywistą sprawą jest to, że następne pokolenie, pokolenie naszych dzieci, które będzie po nas przejmowało pałeczkę w prowadzeniu dalej polskich spraw, będzie patrzyło, jak myśmy z tego prowadzenia polskich spraw zdali egzamin. I my musimy mieć tę świadomość i działać tak, byśmy mogli z podniesioną głową im tę Polskę do dalszego rządzenia przekazać".
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Komentarze