Czy opinie biegłych są kluczem do zatrzymania policyjnej przemocy? Z siedmiu spraw śmierci po interwencji policji, o których pisaliśmy w OKO.press w zeszłym roku, do sądu trafiła jedna. Inne są przeciągane lub umarzane dzięki opiniom biegłych. System ukręcania łba tym sprawom działa dalej
Agnieszka Jędrzejczyk, OKO.press: W sierpniu, kiedy rozmawialiśmy, prowadził Pan siedem śmierci w następstwie albo po interwencji policji. Zmierzały wtedy ku umorzeniu – ale to było przed wyborami. A teraz?
Mec. Wojciech Kasprzyk: A teraz też.
Właśnie dostaliśmy informację o umorzeniu sprawy śmierci Krzysztofa Lewandowskiego z Płocka, Cypriana Pindaka ze Świdnicy oraz Karola Dąbrowskiego z Gdyni.
Oczywiście będziemy te postanowienia skarżyć.
Rozmawiałam z ojcem Igora Stachowiaka, jednej z najgłośniejszych ofiar policyjnych interwencji ostatnich lat. Opisał – wraz z byłym policjantem i przyjacielem rodziny Wojciechem Kosarzyckim – mechanizm, który prowadzi do umarzania tych spraw i uwalniania policji do odpowiedzialności.
Sprawy szybko kończą bieg i nie da się w tym systemie w zasadzie przypisać komuś z przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości intencjonalnego złego działania. Ale na koniec rodzina nie dowiaduje się, co i dlaczego się stało. Rośnie poczucie niesprawiedliwości, bo państwo mówi im, że bliski zmarły sam sobie był winien. I tyle.
A śmierć ta jest tym bardziej bezsensowna, że nawet nie posłuży do tego, by zapobiec podobnym tragediom w przyszłości. Bo państwo nie uważa, by cokolwiek w czymkolwiek zawiniło.
W sprawach, którymi się zajmuję, krytyczne wydają się opinie biegłych. One idą w kierunku “asfiksji restrykcyjnej” i sugerują, że śmierć człowieka nastąpiła właśnie w wyniku niewydolności krążeniowo-oddechowej. Bo awanturujący się mężczyzna – to zawsze dotyczy mężczyzn – szarpał się, nie reagował na polecenia policjantów, był pod wpływem środków zmieniających świadomość. I umarł.
Istota rzeczy tkwi w tym, jak te opinie są napisane. Oto opinia o asfiksji, w której napisane jest, że zmarły miał poziom pewnej substancji we krwi wielokrotnie przekraczający normę. I to ma świadczyć o zatruciu wątroby alkoholem i narkotykami. Zatem – ten człowiek umarł, bo był w złym stanie.
Pokazuję tę opinię innemu biegłemu, a on mówi: tak wysoki współczynnik rzeczywiście wskazuje bardzo zły stan wątroby. Ale gdyby ten człowiek był w takim stanie przed interwencją policji, byłoby to widać. Po prostu miałby bardzo widoczną żółtaczkę – a człowiek, którego rodzinę reprezentuję, nie był żółty! Jednak te same dane mogą równie dobrze świadczyć o gwałtownym uszkodzeniu wątroby na skutek niedotlenienia. Właśnie w wyniku podduszenia przez policjantów. Tak jak to było w tym przypadku.
Bo schemat jest właśnie taki: człowiek nie chce się podporządkować policji. Albo nawet chce, ale policjanci są już w trybie „dawania nauczki”. Rzucają się w kilku i przyduszają człowieka, siedzą na nim przez dłuższy czas, on się broni. W pewnym momencie przestaje oddychać. Zaczyna się resuscytacja, przyjeżdża pogotowie. Człowiek umiera.
Następnie badania toksykologiczne wykazują alkohol i narkotyki. Policjanci na ogół twierdzą, że obywatel “nie wykonywał poleceń”. Potwierdza poprawność stosowania przymusu bezpośredniego biegły – emerytowany policjant! Prokurator temu wierzy.
I tyle. Instytucji państwa nie interesuje, czy naprawdę wszystko tam było w porządku. Czy młody, choćby i pobudzony mężczyzna, może tak po prostu umrzeć sam z siebie – od szarpania się z policją?
Większość umorzeń dotyczy spraw tego właśnie typu.
Na posiedzeniu senackiej Komisji Praw Człowieka 9 kwietnia była zastępczyni RPO dr Hanna Machińska mówiła: “Biegli to jedno z największych wyzwań. Jest pewna grupa biegłych formułujących opinie, które wykluczają związek z działaniami policji i śmiercią człowieka”.
Minister sprawiedliwości Adam Bodnar jeszcze jako rzecznik praw obywatelskich wielokrotnie występował do resortu sprawiedliwości o rozwiązanie problemu biegłych. Bo to na ich opiniach opierają się potem sądy i prokuratury. Obecna na tamtym posiedzeniu wiceministra Maria Ejchart zapowiedziała prace nad taką ustawą.
No i co?
No i po miesiącu zapytałam o projekt Ministerstwo Sprawiedliwości. Czekam na odpowiedź.
AKTUALIZACJA: Odpowiedź z Ministerstwa przyszła 21 maja. Wypracowanie założeń ustawy jest planowane do wakacji. Natomiast wstępny projekt ustawy powinien być gotowy późną jesienią. Prowadzone są konsultacje dotyczące projektu ustawy z udziałem biegłych, sędziów i prokuratorów oraz przedstawicieli doktryny procesu karnego i cywilnego.
Mec. Kasprzyk. A ja za bardzo czekać nie mogę.
My rzeczywiście mamy problem z biegłymi. Ustawa to mało.
Nasze zakłady medycyny sądowej zostały daleko w tyle, jeśli chodzi o sposób pracy. Bo tak jest dla systemu wygodnie. Tak naprawdę, gdyby powstała komisja parlamentarna w tej sprawie, to moglibyśmy usłyszeć, jakie błędy wynikające ze złego szkolenia i wieloletnich zaniedbań w analizowaniu danych popełniają nasi biegli. Badania, które wykonały polskie zakłady medycyny sądowej, konsultuję ze specjalistami z kraju i zagranicy. Ci zagraniczni nie zostawiają suchej nitki na tych opiniach. Dziwią się, jak one u nas są robione.
No to jak wyglądają te Pana sprawy?
Po kolei?
Właśnie otrzymałem postanowienie o umorzeniu sprawy. Będziemy składali zażalenie.
Matka Karola Dąbrowskiego opowiedziała tę historię posłom na posiedzeniu komisji sejmowej spraw wewnętrznych, w poprzedniej kadencji. Jej syn jechał samochodem w drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia i zabrakło mu paliwa. Nikt z rodziny nie odbierał telefonu. Przyjechała za to policja. Dąbrowski poszedł spokojnie do radiowozu (co widać na nagraniu monitoringu z pobliskiego sklepu). I tam coś się stało. Wedle policji zachowywał się wulgarnie i agresywnie. “Policjanci byli zmuszeni do użycia wobec niego środków przymusu”.
Rodzina Karola skarżyła się na komisjach i wywiadach w tv, że na nagraniu z monitoringu widać, że pałka policyjna tak mocno uderza w człowieka, że odbija się od asfaltu, krzesząc iskry.
Ale policyjni technicy nie dysponowali sprzętem do takiej obróbki nagrania, by zidentyfikować osobę, która bije. Po prostu.
“W pewnym momencie mężczyzna stracił przytomność”. Karol Dąbrowski umarł, a sekcja wykazała, to, co inne sekcje w podobnych przypadkach.
Tu, jak pani wie, było już prokuratorskie umorzenie, ale zaskarżyliśmy to. I sąd postanowienie o umorzeniu uchylił.
Tę decyzję sąd podjął w październiku 2023 roku. Akta wróciły do biegłego i czekamy na ostateczną decyzję prokuratury.
Łukasz Łągiewka zmarł kilkanaście godzin po interwencji policji w jego mieszkaniu. W ataku paniki nie chciał wpuścić do domu ani członków rodziny, ani funkcjonariuszy. Policjanci zastosowali środki przymusu bezpośredniego. Bili przytrzymywanego Łągiewkę pałkami, użyli gazu pieprzowego.
Na fragmentarycznym nagraniu z kamery nasobnej, którą włączył jeden z policjantów (trzej pozostali – nie), widać, że w pewnym momencie na ręce Łągiewki stoją aż dwie osoby. Słychać też ojca, który prosi, żeby nie trzymać syna za szyję.
Prokuratura Okręgowa w Legnicy umorzyła sprawę, bo „powodem zgonu było przedawkowanie kokainy na tle już wcześniejszych i przewlekłych zmian w obrębie mięśnia serca i miąższu wątroby”. Ale nasze zażalenie okazało się skuteczne. Dysponujemy opinią uznanego biegłego, który twierdzi, że kokaina nie mogła być bezpośrednią przyczyną śmierci.
Sprawa, jak mówiłem, została umorzona. Będziemy składać zażalenie.
Prokuratura przyjęła wersję biegłych. Wnioski dowodowe rodziny zostały oddalone i nic już się nie da z tym zrobić, bo po dwóch latach niektórych dowodów nie da się zdobyć. Już nie wspomnę, że wcześniej umorzono tę sprawę, nie przesłuchując kluczowych świadków. Oficjalna wersja policji – zgodnie z powtarzalnym wzorcem – jest taka, że Krzysztof Lewandowski nie zastosował się do poleceń funkcjonariuszy. I umarł.
Ale umarł w czasie interwencji policyjnej na klatce schodowej. Kilku policjantów przyciskało go, gdy leżał na schodach.
Wedle siostry Lewandowskiego policjanci nie radzili sobie, nie umieli założyć kajdanek, więc usiedli na Lewandowskim w trójkę i czekali na patrol. Lewandowski w tym czasie przestał oddychać. Siostra Lewandowskiego mówiła o tym niejednokrotnie podczas posiedzenia komisji MSWiA karcąc służby i prosząc o interwencję posłów.
Prokuratura tę sprawę umorzyła. Złożyliśmy zażalenie – rozprawa będzie w czerwcu.
Cyprian Pindak zmarł w czasie interwencji policyjnej w domu – pomoc wezwała szwagierka, słysząc przez ścianę rodzinną awanturę. Pindak miał uderzyć żonę, policja proponowała założenie Niebieskiej Karty, żona twierdzi jednak, że w momencie pojawienia się policji małżonkowie się już pogodzili i była to “normalna sprzeczka”, choć rzeczywiście poszła jej krew z nosa.
Wersja policji: “Mężczyzna był nietrzeźwy, zachowywał się agresywnie. Odepchnął jednego z policjantów, dlatego policjanci podjęli decyzję o zastosowaniu środków przymusu bezpośredniego. Zastosowali chwyty obezwładniające, następnie, gdy to nie pomogło, użyli pałki służbowej i ostatecznie miotacza pieprzu. Gdy mundurowi podjęli próbę użycia kajdanek i założyli jedno ogniwo, mężczyzna osłabł i omdlał. Chwilę później ustały jego czynności życiowe. Rozpoczęła się reanimacja”.
Wersja rodziny: Uderzenia słychać było przez ścianę. Żona zastała później męża leżącego na boku, zakrwawionego, z rozcięciem na czole oraz nadgarstku. Zauważyła też ślady krwi na ścianie.
Świdnicka policja zapewnia, że policjanci nie przyczynili się do zgonu mężczyzny. Z sekcji zwłok wynika jednak, że „jednym z czynników, który mógł spowodować śmierć”, była “asfiksja restrykcyjna”. Czyli uduszenie, które jest efektem obezwładniania. Mężczyzna leżący na brzuchu, z rękami wykręconymi do tyłu, miał trudności w oddychaniu. Gaz pieprzowy dodatkowo utrudniał złapanie oddechu.
Sprawa w toku. Czekamy na kolejną opinię Zakładu Medycyny Sądowej w Łodzi, po niej dowiemy się, w jakim kierunku to pójdzie.
Od śmierci Bartosza Sokołowskiego minęły prawie trzy lata. Matka wezwała na pomoc policję, kiedy uzależniony od narkotyków Sokołowski próbował dostać się do domu. Sąsiedzi nagrali interwencję policyjną: przez kilka minut czterech policjantów próbowało obezwładnić leżącego na ziemi i wyrywającego się mężczyznę. W pewnym momencie krzyki i szarpanina ustały – policja wezwała pogotowie. Twierdziła, że Sokołowski jeszcze wtedy żył. Nagrania z karetki ujawnione przez Onet temu przeczą.
Umorzona została natomiast sprawa o mataczenie, przekroczenie uprawnień – choć w sprawie znikały dowody, nagrania i protokoły przesłuchań świadków. Komendantka powiatowa Policji w Lublinie na Facebooku publicznie wyraziła poparcie i zaufanie do interweniujących policjantów.
Ta sprawa jest w sądzie. Jako jedyna. Ale to w dużej mierze zasługa ambasadora Ukrainy – Dmytro był jej obywatelem i ambasador nie pozwolił tej sprawie ukręcić łba. Na posiedzeniu komisji senackiej, o której pani wspominała, przedstawicielka Prokuratury Krajowej, prok. Agnieszka Goździk właśnie tę sprawę wymieniła, kiedy chciała podkreślić, że nie wszystkie zostały umorzone.
Mnie prok. Goździk powiedziała wtedy: „Ale to też była taka straszna sprawa. Zginął chłopak, który nic złego nie zrobił, po prostu wracał do domu”.
Tak. Świętował ze znajomymi z budowy i pił alkohol. W nocnym autobusie mówił do siebie i uderzał głową o szybę, więc kierowca wezwał policję. Nikiforenko trafił do izby wytrzeźwień i tam zmarł tej samej nocy. Wcześniej dwóch ratowników i troje policjantów raziło go gazem, okładało pięściami i pałką, a jeden z policjantów i pracownik izby wytrzeźwień usiedli na nim i dusili go.
Sprawa jest w sądzie, a akt oskarżenia objął wszystkie te osoby. Prowadzi ją — pro bono — mec. Krzysztof Budnik, na prośbę Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, nie ja.
W tej sprawie czekamy na opinie biegłych.
Mateusz Gerrietz został zatrzymany w nocy przez obywatelski patrol, który uznał, że mężczyzna może okradać samochody i jest pod wpływem narkotyków. Policjanci wezwani na pomoc szarpali się z nim. Leżącemu na brzuchu wykręcili ręce do tyłu i zakuli w kajdanki. Świadkowie relacjonują, że jeden z policjantów klęczał Gerrietzowi na plecach. Mężczyzna zasłabł, a przewieziony do szpitala zmarł.
Funkcjonariusze policyjnego Biura Spraw Wewnętrznych nie stwierdzili jednak – wbrew świadkom – przyduszania kolanem do ziemi. Z sekcji zwłok wynika jednak, że jedną z przyczyn zgonu jest znowu „asfiksja restrykcyjna”.
W tej chwili Biuro Rzecznika Praw Obywatelskich zidentyfikowało 111 przypadków podejrzanych śmierci w czasie i po interwencji policji. „Podejrzanych”, bo nie można przecież zakładać, że do wszystkich mogli przyczynić się policjanci. Ale żeby policja była zawsze niewinna?
Jak pani wie, po śmierci Igora Stachowiaka zespół biegłych przygotował rekomendację dla policji, jak przeprowadzać interwencję wobec osób w kryzysie psychicznym lub będących pod wpływem substancji zmieniających świadomość. Jeśli taka osoba nie chce się podporządkować poleceniom policji, to interwencja musi być przeprowadzona tak, by nie przygniatać, nie siadać na człowieku, klękać na nim, nie dociskać do ziemi – bo to prowadzi do asfiksji. Człowiek nie może oddychać i szybko traci przytomność – mechanizm biologiczny jest dobrze opisany. Stan, w jakim jest taka osoba, sprawia, że pobiera mniej tlenu, niż potrzebuje organizm. Dochodzi do niedotlenienia, śmierci mózgu i śmierci człowieka po prostu.
Komendant Główny Policji przyjął te rekomendacje i wydał nawet podręcznik w 2020 roku dla szkolenia młodych adeptów w zatrważającej liczbie 75 sztuk na cały kraj.
Ale te rekomendacje nie są stosowane. Nie muszą być, skoro wymiar sprawiedliwości tak sprawnie nie zauważa problemu.
Czy nie można odnieść takie wrażenia (mówię to teraz sarkastycznie), że ludzie po interwencji policji w Polsce po prostu lubią umierać?
Chcę zwrócić uwagę na te sprawy. Rodziny pokrzywdzonych mają prawo do wyjaśnień. Ministrowie nowego obiecali działania, chodzi jednak o to, by na obietnicach się nie skończyło.
Policja i służby
Sądownictwo
Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji
Ministerstwo Sprawiedliwości
brutalność policji
Hanna Machińska
Igor Stachowiak
interwencja policji
Maria Ejchart
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022
Komentarze