OKO.press przypomina. "Ksiądz potwierdził, że brał dzieci na kolana, podczas lekcji religii dzieci przybiegały, obejmowały go, on również je przytulał, głaskał, zdarzało się, że i pocałował. Dzieci były szczęśliwe, zadowolone. Nie było w tym podtekstu seksualnego" - tak prokurator Stanisław Piotrowicz w 2001 roku bronił sprawcy molestowania 6 dziewczynek
W głośnej przed 18 laty sprawie proboszcza, który molestował kilka pokoleń dziewczynek w podkarpackiej wsi Tylawa, niechlubną rolę odegrał Stanisław Piotrowicz. Jego prokuratura okręgowa w Krośnie umorzyła w 2001 roku postępowanie, choć wina księdza M., była oczywista; ostatecznie został skazany w 2004 roku. Jako prokurator Piotrowicz - dzisiejszy poseł PiS, szczególnie zasłużony w "reformach sądowniczych" - publicznie dezawuował świadków, w tym ofiary księdza i z pasją tłumaczył, dlaczego należy umorzyć sprawę.
Publicznie lekceważył znane sobie dowody ze śledztwa i przedstawiał księdza pedofila, jako poczciwego duszpasterza i katechetę kochanego przez dzieci.
Zeznania o dotykaniu intymnych miejsc tłumaczył tym, że "ksiądz ma zdolności bioenergoterapeutyczne. Pojawiały się też zeznania, że jeśli dziecko bolał brzuszek, to po dotknięciu przez księdza ból znikał".
Mówił, że nocowania dzieci na plebanii było dla nich atrakcją. Ksiądz M. kąpał je, bo dzieci były brudne. Całowanie w usta według Piotrowicza było na zasadzie "daj ciumka".
Na opublikowanym przez OKO.press nagraniu (które odnalazła Joanna Scheuring-Wielgus), Piotrowicz w 2001 roku mówił:
"Ksiądz w swoich zeznaniach potwierdził, że istotnie brał dzieci na kolana, a czynił to podczas lekcji religii, dzieci spontanicznie przybiegały do niego, obejmowały go, on również je przytulał, głaskał, zdarzało się tak też, że i pocałował. Zdarzało się, że na kolanach siedziało na raz kilkoro dzieci. Dzieci były szczęśliwe zadowolone. Nie było w tym żadnego podtekstu seksualnego".
Przypominamy artykuł OKO.press, który opisuje historię księdza M., proboszcza Tylawy, dziennikarskie śledztwo "Wyborczej" z lat 2000-2002 (nadzorowane przez autora tego tekstu, który był wtedy wicenaczelnym dziennika) i rolę, jaką w całej sprawie odegrał Stanisław Piotrowicz. Ta historia pokazuje to wszystko, o czym dziś dyskutuje Polska po dokumencie "Tylko nie mów nikomu", a wcześniej fabule "Kler". Wcześniej była cała seria publikacji tekstów OKO.press, i publikacji "Wyborczej", w tym - ostatni reportaż Bożeny Aksamit "Sekrety św. Brygidy", a także głośna akcja obalenia pomnika ks. Jankowskiego. Choć przez wiele lat nadużycia w Kościele były opisywane głównie przez media spoza mainstreamu ("Nie", "Fakty i Mity"), w ostatnim czasie temat zyskał ogólnopolski zasięg.
W historii z Tylawy widać cierpienie ofiar, cynizm "obrońców Kościoła" i ich bezpardonowe ataki na tych, którzy chcą ujawnić zbrodnie, zmowę milczenia władz kościelnych i w tym przypadku świeckich, obronną postawę mieszkańców.
W sprawie księdza pomówionego o molestowanie seksualne dzieci, nie wydawałem postanowienia o umorzeniu postępowania. Przypisywane mi wypowiedzi są nieprawdziwe, a dobór rzekomo wypowiadanych słów i ich kompilacja ma na celu ośmieszenie i zdyskredytowanie
Takie oświadczenie złożył w listopadzie 2015 roku Stanisław Piotrowicz, gdy portal gazeta.pl wypomniał mu historię sprzed 15 lat. Kierowana przez niego prokuratura okręgowa w Krośnie umorzyła w 2001 roku postępowanie wobec proboszcza z Tylawy, Michała M.
"Nigdy jako prokurator nie prowadziłem postępowania przygotowawczego w sprawie księdza pomówionego o molestowanie seksualne dzieci, a w szczególności nie wykonywałem w takim postępowaniu żadnych czynności procesowych, w tym również nie wydawałem postanowienia o umorzeniu postępowania (dowód: akta postępowania przygotowawczego). Przypisywane mi w tym kontekście wypowiedzi są również nieprawdziwe, a dobór rzekomo wypowiadanych słów i ich kompilacja ma na celu ośmieszenie i zdyskredytowanie".
"Autorów szkalujących mnie tekstów i tych, którzy je rozpowszechniają wzywam do ich usunięcia z przestrzeni publicznej. W przeciwnym wypadku podejmę zdecydowane kroki zmierzające do wyciągnięcia odpowiednich konsekwencji prawnych" - grozi Piotrowicz.
Rzeczywiście, poseł przewodniczący dziś pracom Sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka nie prowadził sprawy proboszcza z Tylawy. Był jednak przełożonym prowadzącego sprawę prokuratora, a w wypowiedziach publicznych przedstawiał umorzenie postępowania jako swoją decyzję.
Jego ówczesne wypowiedzi - zwłaszcza na konferencji 7 listopada 2001 roku - nie wymagają żadnej "kompilacji", by przedstawić go jako człowieka skrajnie stronniczego i bezwzględnego w argumentacji, bez śladu wrażliwości wobec ofiar molestowania.
Całowanie dziewczynek w usta przez proboszcza Piotrowicz bagatelizował: "dzieci dawały ciumka księdzu". Dotykanie miejsc intymnych uznał za przejaw "zdolności bioenergoterapeutycznych".
Konsekwentnie brał stronę proboszcza. Oraz Kościoła, który go bronił, na czele z abp Józefem Michalikiem, biskupem diecezji przemyskiej i (wtedy) wiceprzewodniczącym Konferencji Episkopatu Polski.
Po interwencji Ministerstwa Sprawiedliwości i podjęciu na nowo sprawy przez prokuraturę w Jaśle ksiądz został w 2004 roku skazany na dwa lata więzienia (w zawieszeniu na pięć) za molestowanie sześciu dziewczynek.
Sprawę proboszcza z Tylawy formalnie prowadził prokurator Sławomir Merkwa.
OKO.press zapytało go, jak ocenia fakt, że prokurator Piotrowicz zrzuca na niego całą odpowiedzialność za decyzję o umorzeniu postępowania, choć było przecież inaczej. "Nie chcę wracać do tamtej sprawy, niech każdy sobie wyrobi własne zdanie na ten temat - odpowiedział - Nie namówi mnie pan do komentowania dzisiejszych wypowiedzi pana prokuratora Piotrowicza".
"A jak chodzi o konferencję, to było i jest normalne, że sprawy prowadzone przez prokuratorów przedstawia mediom rzecznik prokuratury lub jej szef" - dodał.
Credo Piotrowicza są słowa Jana Pawła II "Bądźcie ludźmi sumienia", dlatego, jak deklaruje "w każdej sytuacji staram się być człowiekiem uczciwym i zawsze kieruję się głosem sumienia".
Piotrowicz, partyjny prokurator w czasach PRL, po 1989 roku zostaje gorliwym katolikiem i parafianinem. W 1992 roku współorganizuje krośnieńskie koło Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta, do 2014 roku jest jego prezesem.
Współorganizuje krośnieńskie radio parafialne, miesięcznik parafialny "Przystań". W rubryce "O mnie" na swej stronie poselskiej Piotrowicz pisze, że jest członkiem Rady Społecznej Archidiecezji Przemyskiej. Jest także komentatorem w Radio Maryja i TV Trwam.
W kwietniu 2011 roku abp Józef Michalik wręczył mu złoty medal "PRO ECCLESIA PREMISLIENSI", przyznawany "wiernym świeckim za działalność wiernych na rzecz Kościoła lokalnego". W informacji o odznaczeniu nie ma mowy o jego zaciętej obronie proboszcza z Tylawy.
W maju 2001 do "Gazety Wyborczej" zwraca się Lucyna Krawiecka. To żona grekokatolickiego księdza, która od lat mieszka z rodziną w Tylawie, społeczniczka z powołania. "Sama sobie z tym nie poradzę" - mówi. Krawiecka usłyszała zwierzenia kilku dziewczynek, którymi się opiekowała. Dowiedziała się, że ksiądz Michał M. całuje je w usta i wkłada rękę do majtek. W parafii niemal tradycją były noclegi dzieci w plebanii. Proboszcz sam je kąpał i układał do snu. Potwierdza to kilka dorosłych dziś kobiet.
Krawiecka nagrała wyznania dziewczynek i pojechała do arcybiskupa przemyskiego Józefa Michalika. Usłyszała, że rzuca oszczerstwa.
Arcybiskup dodał, że jeśli ma dowody, to powinna zgłosić się do prokuratury. Krawiecka właśnie to robi. Jej wniosek popiera katolicki zakonnik Michał L., który również rozmawiał z dziewczynkami.
Piszący ten artykuł tylawską sprawę zna z pierwszej ręki, m.in. redagował teksty Małgorzaty Bujary, dziennikarki z rzeszowskiego dodatku "Wyborczej". W czerwcu wysłuchaliśmy w redakcji "GW" taśmy z nagraniami.
Oto jeden z drastycznych fragmentów (były jeszcze gorsze):
"Pytanie: A powiedz, co ci ksiądz robił? Odpowiedź: No, do majteczek palce włożył. P: Tam do pupki, tak? O: Mhm. P: To bolało? O: Trochę musiało. I jeszcze całował. P: A jak całował? O: Jakby to powiedzieć. P: Możesz powiedzieć wszystko, po prostu. O: Wysuwał język".
Pierwsze publikacje "Wyborczej" - bez nazwisk, nie pada nawet nazwa wsi - wywołują typową agresję. To reakcja obronna, gdy jakieś środowisko dowie się, że ważna dla niego postać dopuściła się molestowania seksualnego. Do Krawieckich dzwoni mężczyzna:
"Atakujecie świętego człowieka. Wiemy o waszych grzechach. Rozprawimy się z wami".
Prokuratura ustala, że telefony wykonywane były z plebanii w Dukli, gdzie mieszka przełożony księdza M. dziekan Stanisław S. (za telefony do Krawieckiej zostaje później skazany przez sąd, ale odwołuje się od wyroku).
Abp Józef Michalik w specjalnym liście do wiernych nazywa ks. Michała M. gorliwym kapłanem, do którego nie ma zastrzeżeń. Pisze o "znanej z antyklerykalizmu" "Gazecie", która świadomie wyrządziła krzywdę księdzu prałatowi. Michalik uznaje nawet, że autorzy i redaktorzy "Wyborczej" "wywodzą się od ojca kłamstwa".
W lipcu 2001 oskarżenie składa 38-letnia bezrobotna mieszkanka Tylawy, Ewa Orłowska. Twierdzi, że była w dzieciństwie krzywdzona przez proboszcza. Angażuje się też Komitet Ochrony Praw Dziecka z Rzeszowa i fundacja Zanim Nadejdzie Jutro z Sanoka.
Ksiądz nie daje za wygraną, w kazaniach powtarza, że dzieci, które na niego naskarżyły, mają grzech i muszą się z niego wyspowiadać. Po wsiach krążą listy z poparciem dla kapłana.
Trwa nagonka na tych, którzy poszli do prokuratury, i na dzieci, które oskarżyły w śledztwie proboszcza. Ludzie wytykają ich palcami, za Ewą Orłowską krzyczą: "Które dziecko masz z księdzem?!". O usunięcie księdza z parafii apeluje Zarząd Ogólnopolskiego Forum na rzecz Ofiar Przestępstw, a także niektórzy parafianie.
Beata Maziejuk pisze do abp. Michalika: "Przeraża mnie myśl, że dla opacznie pojętego dobra Kościoła my, Jego żywe ciało, zostaliśmy świadomie potraktowani jak trawa, po której przechodzi się ku wyższym celom, nie bacząc na szkody jej wyrządzane".
Prokuratura w Krośnie podczas śledztwa konfrontuje pokrzywdzonych z księdzem; dzieci muszą przy proboszczu opowiadać o swoich przeżyciach.
1 września 2001 ksiądz M. rozpoczyna rok szkolny; władze szkoły, gmina, kuratorium nie znajdują powodu, by zawiesić go w czynnościach nauczyciela. 7 listopada 2001 roku Stanisław Piotrowicz zwołuje konferencję prasową w swoim gabinecie prokuratora okręgowego.
Zdumionym dziennikarzom Stanisław Piotrowicz ogłasza, że 30 października 2001 roku prokuratura umorzyła śledztwo w tej sprawie"ponieważ czyn nie zawiera znamion czynu zabronionego".
Podkreśla że świadkowie nie byli wiarygodni. Lucyna K.[Krawiecka] najpierw prosiła prokuraturę o dyskrecję, a potem sama "inspirowała teksty w gazetach". Na rzecz proboszcza, zdaniem Piotrowicza, przemawiają listy w obronie księdza wysyłane do prokuratury przez parafian.
Informuje, że w śledztwie zostały przesłuchane wszystkie osoby wskazane w doniesieniach, a także te, których nazwiska pojawiały się w kolejnych zeznaniach. Odsłuchano kasetę z nagranymi przez Lucynę Krawiecką trzema dziewczynkami i jedną 19-letnią osobą. "Dwie z małoletnich wycofały się podczas przesłuchania w prokuraturze - podaje Piotrowicz.
"Nagrania dzieci były analizowane przez dwóch psychologów, którzy uznali, że nie są wiarygodne".
Prokuratura uznaje też za niewiarygodne zeznania dorosłych pokrzywdzonych. Piotrowicz : "W pismach jawi się ona [Ewa Orłowska] jako obrończyni wszystkich ciemiężonych przez księdza dzieci. Podkreśla, że leży jej na sercu dobro tych dzieci, tymczasem okazuje się, że akurat toczy się postępowanie karne w sprawie znęcania się tej pani nad własnymi dziećmi. Zawiadomienie złożył były mąż pani Ewy O., przytaczając różne sytuacje, które jego zdaniem miały świadczyć o tym, że ona znęca się nad własnymi dziećmi".
Piotrowicz kilkakrotnie podkreśla, że większość świadków uważała za naturalne, że ksiądz bierze dzieci na kolana, przytula je, dotyka, całuje. "Nikogo to w tym środowisku nie raziło i sam ksiądz potwierdza te fakty. Ksiądz zaprzecza jednak, by miały one podtekst seksualny".
Zeznania o dotykaniu intymnych miejsc Piotrowicz tłumaczy tym, że "ksiądz ma zdolności bioenergoterapeutyczne. Pojawiały się też zeznania, że jeśli dziecko bolał brzuszek, to po dotknięciu przez księdza ból znikał".
Piotrowicz tłumaczy zwyczaj nocowania dzieci na plebanii: Dla dzieci nocowanie w obcym domu jest atrakcją. Kąpiel wynikała zaś z tego, że dzieci były brudne. Całowanie w usta według Piotrowicza było na zasadzie "daj ciumka" czy"gilgotanie brodą".
Piotrowicz podkreśla, że świadkowie oskarżający księdza zostali z nim przez prokuratora skonfrontowani.
Według Piotrowicza właściwym wyjaśnieniem było to, co kapłan powiedział podczas jednej z konfrontacji, że "zawsze był przy dzieciach przyzwoicie ubrany, a nawet gdyby mu się zdarzyło coś, co może się zdarzyć każdemu zdrowemu mężczyźnie, to zadbałby, by tego dziecko nie zauważyło".
Piotrowicz tłumaczy, że nie było podstaw prawnych do zbadania księdza przez biegłego psychologa. Być może ksiądz za daleko się posuwał w pewnych kwestiach, ja tego nie wiem, ale na to nie ma paragrafu.
Jedna z dziennikarek pyta, dlaczego nie została przeprowadzona wizja lokalna na plebanii. Jak się dowiedziała, ksiądz ubiera figurki świętych w dziecięce ciuszki. "To o niczym nie świadczy, w moim domu jest wiele zabawek ubranych w dziecinne ubranka" - odpowiada Piotrowicz.
"Nie mogę zapomnieć tamtej historii, była najważniejszym tematem w mojej karierze dziennikarskiej. Konferencję pamiętam doskonale. Ciasno, masa dziennikarzy. Konferencja była długa, nerwowa, męcząca. Pan prokurator ogłosił decyzję o umorzeniu śledztwa i długo ją uzasadniał, bardzo emocjonalnie. Podkreślał, że jest absolutnie przekonany, że ksiądz nie jest winny. Że sam jest ojcem trojga dzieci i nigdy by nie dopuścił do umorzenia sprawy, gdyby miał wątpliwości, czy dzieciom nie stała się krzywda. Wspominał o własnym sumieniu.
W odpowiedzi na pytania dziennikarzy dezawuował świadków oskarżenia, przede wszystkim Ewę Orłowską, która odważyła się zeznawać przeciwko księdzu. To było bardzo nieprzyjemne, nosiło znamiona insynuacji.
Po konferencji zrobiłam z nim wywiad, w którym bronił decyzji o umorzeniu, jakby była jego własną. Nikt nie miał wątpliwości, że to Piotrowicz decydował.
W wywiadzie dla "Wyborczej" (ukazał się 8 listopada 2001 r.) Piotrowicz twierdzi, że zachowanie księdza - na zasadzie "daj ciumka księdzu"- go osobiście nie razi i że nikt nie czuł się skrzywdzony. Zapytany, czy ta sprawa nie przerosła prokuratury w Krośnie odpowiedział: "Ja już prowadziłem śledztwa, jakich wcześniej nikt w Polsce nie prowadził. I nikt ich od nas nie przejmował".
Po decyzji Piotrowicza "Wyborcza" pytała retorycznie:
"Pytam prokuratora Piotrowicza, dyrektora gminnej szkoły Aleksandra Kosiora i biskupa Józefa Michalika, czy są zadowoleni, że dzieci w Tylawie będą dalej uczyć się religii od księdza proboszcza? Że będą go nadal odwiedzać w parafii?
Czy tak wygląda triumf prawa, wiary i sprawiedliwości? Czy Kościół jest dumny, że uniknął oskarżenia?"
Lucyna Krawiecka, która jako pierwsza wystąpiła w obronie dzieci, mówi OKO.press:
"Mieliśmy przekonanie, że prokurator Piotrowicz kręci tym wszystkim. Na tej konferencji opowiadał różne rzeczy o mnie, na przykład, że chciałam wygryźć księdza, żeby pracować szkole jako katechetka. Jako grekokatoliczka nawet bym chyba nie mogła, to było wyssane z palca. A on to ogłosił dziennikarzom".
"Także o Ewie Orłowskiej powtarzał takie ploty, jestem pewna, że wiedział, że to bzdety. Chciał nas publicznie zlinczować. Odebrałam, że jest podłym człowiekiem, który nie ma nic wspólnego z prawem i sprawiedliwością. Strasznie podły człowiek.
25 czerwca 2004 roku, w trzy lata od ujawnienia skandalu w Tylawie, Sąd Rejonowy w Krośnie skazał 65-letniego ks. M. na dwa lata więzienia z zawieszeniem na pięć za molestowanie sześciu dziewczynek.
Ksiądz nie przyznał się do winy, ale też nie odwoływał się. Sąd potwierdził, że kapłan wkładał ręce pod bluzki dziewczynek i dotykał ich piersi, wkładał ręce do majtek i dotykał krocza, całował, wkładał palec do pochwy. Sąd zakazał też księdzu wykonywania zawodu nauczyciela, opiekuna i wychowawcy dzieci przez osiem lat.
OKO.press zwraca się do TVP Rzeszów o udostępnienie opinii publicznej nagrania z konferencji Stanisława Piotrowicza z listopada 2001 roku. TVP Rzeszów jest - wedle naszych informacji - jedyną redakcją, która dysponuje nagraniem całego spotkania dzisiejszego przewodniczącego sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka z dziennikarzami w siedzibie krośnieńskiej prokuratury.
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Komentarze