0:000:00

0:00

W piątek 8 lutego 2019 na konferencji prasowej prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego Sławomir Broniarz poinformował, że w szkołach zakończył się pierwszy etap przygotowań do strajku w oświacie.

W spór zbiorowy z pracodawcami weszło 23 tys. szkół i przedszkoli. Z danych GUS wynika, że to ponad 65 proc. wszystkich jednostek oświatowych.

Największa frekwencja jest w woj. śląskim, ale dokładnie zestawienie dla wszystkich województw poznamy w przyszłym tygodniu. Nauczyciele niezmiennie domagają się 1000 zł podwyżki netto do wynagrodzenia zasadniczego od stycznia 2019 roku. Dla budżetu - według wyliczeń OKO.press i szacunku związkowców - oznaczałoby to koszt ok. 9,6 mld zł rocznie (a nie 14,5 mld, jak twierdzi min. Zalewska).

"Nie wiemy, czy wszystkie szkoły, które zgłosiły żądania przystąpią do strajku. Mierząc nastroje w pokojach nauczycielskich, można powiedzieć, że strajk mógłby się zacząć już w poniedziałek [red. -11 marca 2019], ale musimy dopełnić wszystkich formalności" - mówi OKO.press rzeczniczka ZNP Magdalena Kaszulanis.

Absurdalne prawo, zawiłe procedury

W OKO.press pisaliśmy o fatalnych rozwiązaniach w ustawie o sporach zbiorowych z 1991 roku. Zorganizowanie legalnego strajku jest skrajnie trudne: procedura skomplikowana, długotrwała, a pracodawcy mają wiele okazji, by ją storpedować.

Absurdalne jest, że w oświacie związki planujące strajk muszą w każdej szkole prowadzić osobny spór zbiorowy z dyrekcją, choć stroną sporu powinien być rząd, a nie dyrekcja, która zwykle popiera postulaty nauczycielskie i nie ma żadnego wpływu na realizację postulatów płacowych.

Obowiązujące prawo sprawia, że interesy całej grupy zawodowej zostają sztucznie podzielone na poszczególne placówki.

W myśl ustawy o rozwiązywaniu sporów zbiorowych strajk musi być poprzedzony:

  1. przedstawieniem żądań (ten etap został zamknięty);
  2. rokowaniami;
  3. obowiązkowymi mediacjami. Przewidywalny termin zakończenia procedur (2) i (3) we wszystkich szkołach to 4 marca 2019 roku. Wtedy możliwe będzie
  4. przeprowadzenie referendum, w którym musi wziąć udział ponad połowa uczestników.

Dopiero wtedy się okaże, ile szkół i nauczycieli będzie strajkować. Wtedy też nauczyciele - z pięciodniowym wyprzedzeniem - ogłoszą termin strajku. Najbardziej prawdopodobne punkty w szkolnym kalendarzu to: egzaminy ósmoklasisty, egzaminy gimnazjalne i matury.

Przeczytaj także:

To nie będzie powtórka z 2017 roku

Broniarz i Kaszulanis podkreślają, że strajk nauczycieli cieszy się ogromnym zainteresowaniem - nieporównywalnym ze strajkiem w 2017 roku. Wtedy od tablic odeszli nauczyciele w mniej niż 40 proc. placówek.

Protest kwitnie również w szkołach, w których nie ma przedstawicieli związków zawodowych. O procedurach przystąpienia do sporu zbiorowego na bieżąco informują nauczyciele działający w oddolnej grupie "Protest z Wykrzyknikiem".

"Banksy polskiej oświaty" - jak sami o sobie mówią - stworzył też mapę, na której nauczyciele mogą zaznaczać, w których szkołach trwają rokowania z pracodawcami. Do 8 lutego na liście oznaczono 600 szkół i cały czas spływają nowe zgłoszenia.

Największą barierą w przystąpieniu do strajku jest ta psychologiczna. Skoro ustawa nie daje możliwości wstąpienia w spór zbiorowy z ministerstwem, choć żądania płacowe kierowane są w stronę Anny Zalewskiej, nauczyciele muszą skonfliktować się z dyrektorami szkół i organami prowadzącymi, czyli samorządami.

"Solidarność" ponad podziałami związkowymi?

5 lutego podczas spotkania sztabu protestacyjno-strajkowego NSZZ "Solidarność", Piotr Duda przypieczętował votum separatum oświatowej "S" w walce o wyższe płace. Stwierdził, że "S" prowadzi własne rokowania i nie ma zgody na zawieranie porozumień z innymi centralami związkowymi.

Mimo ostrzeżeń centrali, związkowcy dogadują się lokalnie. W Poznaniu i Toruniu związki zawodowe już zwarły szyki. Do ZNP wciąż spływają nowe zgłoszenia z "S" m.in.: z Kwidzyna, Płocka i Płońska.

Komunikat NSZZ "Solidarność" po spotkaniu sztabu protestacyjno-strajkowego, 5 luty 2018 r.

Minister mierzy poniżej oczekiwań

Jak już pisaliśmy, 31 stycznia 2019 minister Anna Zalewska na kolejnych negocjacjach płacowych, przedstawiła te same propozycje co przed tygodniem. W skrócie:

  • chce przyspieszyć o trzy miesiące 5 proc. podwyżkę obiecaną już w 2017 roku;
  • w dodatku nie pokazuje skąd weźmie dodatkowy miliard, by przyznać ją już we wrześniu 2018 (budżet przeszedł przez senat bez poprawek);
  • proponuje kilka drobnych dodatków i pomoc w negocjacjach płacowych z samorządami (sic!).

Wszystkie te propozycje pozostają w rażącej dysproporcji do żądań związkowców.

Udostępnij:

Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Komentarze