Posłanka PiS krzyczy coś na sali plenarnej do posłanki KO. Posłanka KO: Czy pani powiedziała »Nie drzyj ryja«? Powiedziała pani to do wszystkich osób z niepełnosprawnościami i ich rodzin. W takiej atmosferze Sejm debatuje nad jedną z największych reform społecznych w kraju.
Projekt nie przeszedł konsultacji publicznych. Choć gdyby wybrać jedną ustawę, którą należałoby skonsultować na full, to właśnie jest ta ustawa. Jej konsultacji wymaga prawo obowiązujące w Polsce. A rząd je łamie.
Czy da się przeprowadzić wielką, wpierająca prawa człowieka, reformę w państwie, które łamie zasady praworządności?
W piątek 14 kwietnia Sejm skierował do prac w komisjach dwa projekty: obywatelski, zakładający podwyżkę renty socjalnej dla osób z niepełnosprawnościami.
I rządowy - zmieniający (w końcu) zasady funkcjonowania wsparcia dla osób z niepełnosprawnościami.
Dziś do opieki – i decydowania za osoby z niepełnosprawnościami, które potrzebują wsparcia w codziennym życiu – przypisani są rodzice albo rodzeństwo. Dostają minimalne świadczenia, ale nie wolno im pracować. System jest całkowicie niespójny i niekonstytucyjny. Nie wszyscy opiekunowie mają prawo do świadczeń, brakuje usług społecznych wspierających osoby z niepełnosprawnościami.
Dlatego niepełnosprawność jest jednym z największych przekleństw polskich rodzin. Przyznają to także urzędnicy rządu PiS. Głodowe wsparcie i prawie żadnych możliwości decydowania o sobie.
Reforma miała to zmienić. Troszeczkę — poprzez wprowadzenie możliwości wyboru: osoba z niepełnosprawnością mogłaby podjąć decyzję,
Jego wysokość — to jest rewolucja - ustalana byłaby nie na podstawie orzeczenia "o niepełnosprawności", ale oceny, jakiego wsparcia potrzebuje człowiek do niezależnego życia. Rodzina mogłaby pozostać przy starym rozwiązaniu, przy czym opiekun mógłby teraz legalnie dorabiać — choć tylko do 24 tys. rocznie. Przejście na świadczenie wspierające oznaczałoby utratę starego świadczenia dla opiekuna. Ale opiekun byłby wspierany w znalezieniu pracy, a dopóki by jej nie znalazł, państwo płaciłoby za niego składki na ubezpieczenia społeczne.
Wielka reforma wymuszana jest przez Unię Europejską i przez Konwencję o prawach osób z niepełnosprawnościami. Polska ratyfikowała ją ponad 10 lat temu. Nie wdrożyła do tej pory – bo wdrożenie Konwencji wywróci nasze państwo do góry nogami.
W skrócie: zamiast “opiekowania się” osobami z niepełnosprawnościami, państwo musi im zapewnić prawo do niezależnego życia.
Do samodzielnego podejmowania decyzji i realizowania ich z takim wsparciem, jakiego potrzebują. Systemowe ubezwłasnowolnianie osób z niepełnosprawnościami i seniorów “dla ich dobra” ma zostać zastąpione respektowaniem ich praw i wolności konstytucyjnych.
Ustawa rządu PiS jest procedowana pospiesznie, bo zaraz będą wybory. PiS miał na jej przygotowanie osiem lat, ale zabrał się za to dwa lata temu. Po przyjęciu Strategii na rzecz Osób z Niepełnosprawnościami 2021-2030. Projekt jest niegotowy – jego podstawowe parametry nie są jeszcze ustalone.
Istota rewolucji polega na zastępowaniu orzekania, że ktoś jest “niezdolny do niczego” - np. do pracy - oceną, jakie wsparcie jest mu potrzebne do niezależnego funkcjonowania. Taką ocenę trzeba przygotować dla każdego z osobna. Jak?
Projekt zawiera skalę, wedle której przeprowadzi się ewaluację, oraz trzy progi, od których zależy wysokość wsparcia. Ale skala nie jest ostateczna — oświadczył w czasie I czytania wiceminister rodziny i polityki społecznej Paweł Wdówik. Także progów, które decydują o poziomie wsparcia, może być sześć, a nie trzy. Trwają właśnie obliczenia w resorcie rodziny. No i jeszcze rząd zgłosi poprawkę, by po roku od wejścia w życie ustawy dokonać obowiązkowej oceny ewaluacji skali.
Poza tym do projektu brakuje drugiej części. O asystencji osobistej. Osoba z niepełnosprawnością może niezależnie funkcjonować nie tylko dzięki wsparciu pokrywającemu jej dodatkowe wydatki (takie, jakich nie mają inne osoby), ale także dzięki pomocy asystentów.
Asystenci dzisiaj bywają dostępni - jeśli samorząd lub organizacja pozarządowa zdobędą na to pieniądze z rządowego Funduszu Solidarnościowego (powstał po sejmowym proteście osób z niepełnosprawnościami w 2018 roku). Taki system jest jednak niewydolny. NIK właśnie wskazała, że przez konkursowy sposób rozdawania pieniędzy wsparcie asystentów nie jest ciągłe. Bywają okresy, kiedy ich nie ma (bo pieniądze się skończyły, a nowe nie zostały jeszcze rozdzielone). Asystentów powinno zapewnić na stałe państwo.
Prace nad ustawą o asystenturze prowadzone są w Kancelarii Prezydenta. Miała być gotowa ponad rok temu. Nadal nie jest. O stan prac nie sposób się oficjalnie dowiedzieć, a plotki głoszą, że trwa przepychanka między resortem rodziny a ekspertami skupionymi wokół Kancelarii. Prace nie są jawne, ale eksperci i osoby z niepełnosprawnościami skupieni wokół Kancelarii nie zgadzają się na podejście rządowe. Środowisko osób z niepełnosprawnościami jest w sprawie proponowanych rozwiązań skrajnie podzielone.
Choć autor reformy min. Wdówik powtarza, że nikt na niej nie straci, a wielu zyska, to wiele rodzin się boi, że akurat w ich przypadku będzie inaczej. Bo sytuacja każdej rodziny i każda niepełnosprawność jest inna — skąd więc pewność Wdówika, że ustawa przewidziała KAŻDY przypadek?
Na zdjęciu u góry - protest osób z niepelnosprawnościami i ich bliskich przed Pałacem Prezydenckim 15 kwietnia 2023. Fot. Patrycja Tarkiewicz, OKO.press
I w takim stanie rzeczy niegotowy projekt trafił do politycznego piekła w Sejmie. Bez konsultacji. Które są wskazane dla wszystkich projektów rządowych, a w przypadku rozwiązań dotyczących osób z niepełnosprawnościami — bezwzględnie obowiązkowe. Tego wymaga Konwencja o prawach osób z niepełnosprawnościami.
Dlaczego? To dosyć oczywiste.
Projektowanie przepisów respektujących prawa osób z niepełnosprawnościami przypomina dziś planowanie podróży na Księżyc. I nasze państwo wyrusza w nią uzbrojone w obliczenia ekspertów i statystyki min. Wdówika — ale bez przećwiczenia najróżniejszych szczegółów z załogą statku kosmicznego. Czyli tych, którzy zapłacą za pomyłki ekspertów.
A podróże w kosmos nauczyły ludzkość, że najlepsi eksperci czasem się pomylą.
Ludzie potwornie się boją, że zapowiadana przez władze reforma akurat w ich przypadku zadziała tak, że zabierze im obecne, żałośnie niskie wsparcie i zostawi całkiem bez pomocy.
Na Twitterze tych przykładów jest mnóstwo.
Władza zupełnie ignoruje fakt, że konsultacje są nie tylko po to, by poprawić dobrostan projektu, ale także po to, by zastanowić się wspólnie, jak przepis zadziała w konkretnej sytuacji. By zredukować lęki i nie testować rozwiązań na żywych ludziach.
PiS jednak nie tylko nie konsultuje, ale już tego zrobić nie umie. Cała wiedza administracyjna, jak to się robi, nieużywana od ośmiu lat obumarła. A dla PiS sam fakt, że ktoś ma inny pomysł na rozwiązanie problemu niż władza, jest zdradą i niemieckim zaprzaństwem.
W piątek w Sejmie wiceminister Paweł Wdówik - autor reformy i ekspert od praw osób z niepełnosprawnościami - przyznał, że rzeczywiście konsultacji nie było, ale będzie zbierał wszystkie głosy w ciągu sześciu tygodni, zanim dojdzie do II czytania w Sejmie.
Wielce wymowne było, że deklaracji tej nie zrobiła sama, obecna przecież w Sejmie, ministra rodziny Marlena Maląg. Ale Paweł Wdówik - nie polityk, tylko ekspert, który poszedł do rządu, by poprawić sytuację osób z niepełnosprawnościami.
Wdówik wie, że złamana została Konwencja o prawach osób z niepełnosprawnościami - ale nic na to nie może poradzić.
Jak napisali podlegli mu urzędnicy w Ocenie Skutków Regulacji (dokumencie rządowym pokazującym, o co chodzi ze zmianą, ile będzie kosztować i w jakich warunkach jest przeprowadzana) “Projekt nie będzie przedmiotem konsultacji ze względu na potrzebę pilnego wprowadzenia rozwiązań w życie”.
Po polsku to znaczy: z powodu braku anestezjologa operację przeprowadzimy na żywca.
Rządowy projekt trafił w piątek do dalszych prac parlamentarnych z projektem obywatelskim, wspieranym przez opozycję. Zakłada on podniesienie renty socjalnej do poziomu płacy minimalnej (z 1588 - bo tyle wynosi ta renta od 1 marca - do 3490 zł brutto).
PiS na kilka miesięcy przed wyborami nie ryzykował odrzucenia tego projektu od razu, choć eksperci rządowi (w tym Wdówik) nie kryją, że idzie on całkowicie pod prąd planowanych przez rząd zmian. Bo wspiera system, w którym rodziny osób z niepełnosprawnościami muszą sobie radzić same, a państwo ogranicza się do świadczeń, za które trzeba sobie samemu zorganizować całe życie.
Opozycja widzi tu szansę na pułapkę na PiS: albo rozwali swoją reformę, albo odrzuci projekt obywateli.
“Czy to tak trudno zrozumieć, że 1445 zł nie wystarcza na nic?”
- mówiła w Sejmie w imieniu wnioskodawców posłanka KO Iwona Hartwich. I trudno taki argument odrzucić.
Można też dowalić PiSowi Janem Pawłem II:
“Zacytuję zdanie wielkiego Polaka, papieża, który mówił jasno: pomoc osobom niepełnosprawnym powinna być nawet wtedy, gdy pociąga za sobą zwiększone koszty ekonomiczne. Realizujmy jego naukę”
(wystąpienie Hartwich).
Do tego opozycja powtarza, że rządowy projekt jest efektem protestów w Sejmie: w 2018 i 2022 roku. To nie jest prawda. Jak pisaliśmy w OKO.press, na zmianę stosunku do osób z niepełnosprawnościami naciska społeczeństwo obywatelskie i Unia Europejska, która nawet dała na przygotowanie projektu pieniądze z EFS. Ale ponieważ rząd się tym nie chwalił, nie przygotowywał opinii publicznej do wielkiej zmiany, to opozycja korzysta.
Panowie wszak się takimi babskimi sprawami nie zajmują. Więc widzieliśmy agresywne posłanki PiS (od "darcia ryja”) i merytorycznie przygotowanych posłów i posłanki opozycji. Wychodziło z tej dyskusji, że rządowy projekt jest bublem i oszustwem — Wdówik mógł tylko mówić, że to niesprawiedliwe. Nie było konsultacji — opinia publiczna mu nie uwierzy. Tymczasem KO pod obywatelskim projektem podniesienia wysokości renty socjalnej zdołała zebrać 200 tys. podpisów. I obiecuje, że po wyborach go zrealizuje.
Jeśli chodzi jednak o teorię praw człowieka, to “Platforma - mówił Wdówik - używa pojęć o całkowitej niezdolności i niesamodzielności. A prawa strona sali – o podmiotowości i niezależnym życiu".
Ma rację.
Największa partia opozycji, która być może przejmie jesienią władzę, nie jest gotowa rozmawiać o prawach osób z niepełnosprawnościami w kategoriach praw człowieka. Tak jakby prawa i wolności w Konstytucji ograniczały się do wolnych sądów i niezależnych mediów. Posłanka Iwona Hartwich, przedstawicielka wnioskodawców obywatelskiego projektu i matka dorosłego syna z niepełnosprawnościami, przekonywała do tego rozwiązania argumentem, że to nieszczęśliwi ludzie.
“Chciałam jeszcze przybliżyć państwu, o kogo się upominamy. Są to osoby niepełnosprawne z orzeczeniem w stopniu znacznym, osoby niezdolne do samodzielnej egzystencji. Potrzebują one 24-godzinnej opieki osób trzecich. Większość z tych osób nie spędziła dzieciństwa na placach zabaw, na podwórkach z rówieśnikami, ale w szpitalach i salach rehabilitacyjno-terapeutycznych lub w domu w czterech ścianach. Te osoby nie znają zabaw w chowanego, skakania w gumę, gry w piłkę, kosza czy zwykłego ścigania się na rowerze, np. między blokami. Nigdy nie miały możliwości, żeby urwać się z lekcji, np. w pierwszy dzień wiosny”.
Nie powiedziała, że osoby z niepełnosprawnościami to obywatele, którzy mają takie same prawa i wolności jak wszyscy. A państwo i cała wspólnota je systematycznie łamie.
Widać było, że Koalicja Obywatelska jest na wstępnym etapie zrozumienia problemu. Zebrała szczegółowe dane o tym, jaka krzywda dzieje się ludziom. W jak trudnej sytuacji są rodziny i jakie luki ma system finansowania usług społecznych z rządowego Funduszu Solidarności. Ale nie wie jeszcze, jak wyglądają narzędzia pozwalające to zmienić. Projekt obywatelski forsowany przez KO jest kolejną łatą na niefunkcjonalnym i niesprawiedliwym systemie rentowym w Polsce. I sprowadzającą się do założenia, że czy ktoś próbuje pracować, czy nie – bo bez wsparcia nie jest w stanie – ma dostawać pensję minimalną. Tymczasem państwo nie zmieni sytuacji osób z niepełnosprawnościami, podnosząc rentę socjalną dla 290 tys. osób. Potrzebuje zmiany na miarę reformy samorządowej, którą opozycja demokratyczna wypracowała w stanie wojennym — by wdrożyć w 1990 roku.
Teraz takiego projektu opozycja nie ma.
Na tym tle PiS, który mówi o prawie do samodzielnego życia, wyglądał wyjątkowo europejsko.
Ba, europejsko wyglądał nawet Grzegorz Braun z Konfederacji, który mówił, że “słabszym” państwo musi pomagać, bo od tego jest, ale powinno też tworzyć warunki do samodzielnego życia. Tak jak izraelska armia, która “zatrudnia muminki”, czyli osoby z trisomią. (Za dostrzeżenie podmiotowości osób z niepełnosprawnościami podziękował mu min. Wdówik).
Cała opozycja wsparła jednak projekt obywatelski wniesiony do Sejmu przez KO. Także z powodu całkowitej nieufności do tego, jak będzie wyglądała ustawa rządowa, kiedy w końcu opuści parlament. Posłanki Lewicy rozumiały, że istotą rzeczy jest skala oceny potrzeby wsparcia – a ta jest de facto nieznana. I że brak konsultacji to nie drobne niedociągnięcie formalne, ale błąd, który zaciąży na całej reformie. Poseł Polski 2050 domagał się wysłuchania publicznego w czasie prac w parlamencie.
Nie ma na to czasu – 6 tygodni do II czytania to stanowczo za mało. Standardy dla konsultacji publicznych to 12 tygodni. A rewolucja, o której tu mówimy, nie jest standardowym projektem.
Rząd prawdopodobnie przepchnie wadliwy projekt. Co w nim będzie, nie wiadomo. A największa partia opozycyjna nadal nie zrozumie, na czym polega błąd tej ustawy. I tak wkroczymy w świat “po wyborach”, kiedy – jak nam się teraz wydaje – wszystko będzie inne i lepsze.
Jeśli zaś chodzi o to, czy posłanka PiS Teresa Wargocka powiedziała do posłanki Hartwich “Nie drzyj ryja”, to oficjalny stenogram tego nie odnotowuje. Jednak usłyszały to posłanki KO Jagna Maruczuajtis-Walczak, Agnieszka Hanajczyk i sama Iwona Hartwich:
“Chciałam się zwrócić do pani poseł Teresy Wargockiej, która powiedziała do mnie: Nie drzyj ryja. Chciałam pani powiedzieć, że powiedziała pani to do wszystkich osób z niepełnosprawnościami i ich rodzin (Oklaski), które zbierały podpisy pod projektem obywatelskim o podwyższeniu renty socjalnej”.
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Komentarze