Z dzisiejszej perspektywy widać, że zdobycie Damaszku i przejęcie kontroli nad większością terytorium kraju w niecałe dwa tygodnie to łatwiejsza część zadania. Co dalej z Syrią po Asadzie? Na razie rząd islamistów ruszył z ofensywą dyplomatyczną
Już nie Abu Muhammad al-Dżaulani, przywódca zwycięskiej HTS, a Ahmed al-Szar’a. [Na zdjęciu u góry przyjmuje 15 grudnia w Damaszku wysłannika ONZ Geira Pedersena]
Wojownik zrzucił swoje wojskowe barwy, ubrał się w garnitur. Najsłynniejszy terrorysta i bojownik ostatnich dwóch tygodni robi wszystko, co może, by pokazać się jako prawdziwy mąż stanu i państwowiec. A cały świat zadaje sobie pytanie – jak dalece to prawdziwa przemiana, a w jakim stopniu taktyczna zagrywka, by wrócić do politycznego islamizmu, gdy tylko świat odwróci oczy?
Czytelnika, który chciałby poznać definitywną odpowiedź na to pytanie, musimy na wstępnie rozczarować – nie możemy tego dziś wiedzieć.
Ale dotychczasowe tempo przemian w Syrii jest warte prześledzenia krok po kroku.
Podobne przykłady z historii mogą dać nam jakieś ramy do analizy. Błyskawiczny marsz syryjskich rebeliantów na Damaszek przypominał nieco tempo, z jakim w 2021 rząd afgański ugiął się pod naporem ofensywy Talibów. Ci jednak od zawsze deklarowali, że interesuje ich państwo islamskie z opresyjnym podejściem do praw kobiet. Dziś zakres możliwości kobiet w Afganistanie z roku na rok się kurczy.
Do tego stopnia, że dr Ewelina Ochab z Instytutu Praw Człowieka Międzynarodowego Stowarzyszenia Adwokatów nazywa dzisiejszą sytuację apartheidem płciowym.
Dżaulani/Szar’a nie zapowiadał jednak odebrania prawa Syryjek do edukacji. Wręcz przeciwnie, starał się na każdym kroku zapewniać, że tego prawa nie zamierza nikomu odbierać. W wywiadzie dla amerykańskiej sieć publicznych stacji telewizyjnych PBS w lutym 2021 roku mówił, że na terenach wyzwolonych (północno-zachodnia Syria, okolice Idlib) studentki na uniwersytetach stanowią dwie trzecie wszystkich osób studiujących.
Duże emocje wzbudził filmik, na którym widzimy, jak młoda kobieta podchodzi do Szar’y, ale zanim się zbliży, zostaje zmuszona, by nałożyć na głowę chustę. Dla części komentujących był to dowód na to, że maska sekularnego męża stanu jest płytka i łatwo opada w takich sytuacjach.
Na klipach ze zdarzenia widać, że sam Szar’a prosi o zasłonięcie włosów. Lea Cheiralla, zaskoczona uwagą bohaterka zamieszania sama wytłumaczyła, jak z jej perspektywy wyglądała sytuacja w poście na Instagramie.
Podkreśliła, że przywódca HTS nie wymagał nakrycia głowy od innych kobiet, które znalazły się w tej sytuacji, a jedynie od niej, ponieważ chciała zrobić sobie z nim zdjęcie. Kobieta napisała, że rozumie ten gest i jest wdzięczna rebeliantom za wyzwolenie Syrii.
To na pozór błahe zdarzenie jest bardzo interesujące.
Ilustruje bowiem zderzenie różnych postaw i ideologii w wyzwolonym Damaszku. Czy Szar’a poprosił ją o nałożenie chusty ze względu na swoje prywatne poglądy religijne? Czy wolałby, aby inne kobiety również zakrywały głowy, ale nie może dziś tego egzekwować, bo prezentuje polityczny pragmatyzm? Być może to gest w stronę religijnych rebeliantów?
HTS wydawało wcześniej oświadczenia, w których zakazywało swoim bojownikom ingerowania w ubiór kobiet. Nowy syryjski lider musi dziś lawirować pomiędzy bardzo różnymi frakcjami.
Jeśli chce przeprowadzić faktyczną transformację Syrii w stronę władzy bardziej inkluzywnej i sprawiedliwej niż reżim Asadów, to musi w najbliższych miesiącach zachować legitymację do takich działań wśród całego społeczeństwa syryjskiego, nie tylko wśród bojowników, z którymi walczył i administracji, którą współtworzył na północy kraju od pięciu lat.
Pragmatyzm nie oznacza wcale automatycznie, że Szar’a porzucił swoje islamistyczne korzenie na zawsze. Inne porównanie historyczne, które jest regularnie przywoływane, gdy obserwujemy dzisiejszą Syrię, to islamska rewolucja Ruhollaha Chomeiniego.
I Chomeini, i Dżaulani/Szar’a są charyzmatycznymi przywódcami, którzy pomogli obalić autorytarny i sekularny reżim. Obaj są religijni, a religia jest ważną motywacją do działania. Obaj, w momencie obalenia władcy zjednoczyli wokół siebie całe społeczeństwo i byli uosobieniem rewolucji. I obaj, tuż po zwycięstwie rewolucji prezentowali polityczny pragmatyzm.
Porównanie dzisiejszej Syrii do Iranu z 1979 roku pokazuje przede wszystkim strach, że jedność i pragmatyzm są tylko przykrywką. Chomeini, w momencie powrotu do Iranu miał w głowie religijny system polityczny, który wprowadzał krok po kroku. Opinii publicznej mówił tylko tyle, ile uznawał za konieczne.
Objął stanowisko, które na polski i angielski najczęściej tłumaczy się jako Najwyższy Przywódca, ale perskie welajat-e fakih znaczy raczej „naczelny/oświecony prawnik”. Przywódca ten sprawuje władzę tylko w zastępstwie 12. szyickiego imama, na którego powrót czekają szyici.
Wielu Irańczyków uważa, że Chomeini przejął rewolucję przeciwko ostatniemu monarsze wbrew woli obywateli. I zamienił kraj w teokratyczną dyktaturę, w której kobiety nie mają prawa pokazać się publicznie bez chusty, a kandydatów na prezydenta ściśle selekcjonuje rada związana z przywódcą.
Stworzony przez niego system skończył już 45 lat i jego następnym wyzwaniem będzie sukcesja po drugim w historii przywódcy. Ale na razie system trzyma się mocno.
Ale jest też dużo istotnych różnic między Iranem w 1979 roku a Syrią w 2024 roku.
Chomeini był duchownym szyickim. W jego Iranie to właśnie duchowni sprawują kluczowe funkcje polityczne, a polityczny szyizm znacznie różni się od politycznego sunnizmu. To nie znaczy, że sunnici – do których należy większość muzułmanów na świecie, w tym Ahmed Szar’a – nie mają własnego modelu politycznego, na którym mogą się opierać. To choćby nieodległa przecież od Syrii Arabia Saudyjska.
Ale Syria z pewnością nie będzie drugim Iranem.
Chomeini ostatnie lata przed przejęciem władzy spędził w Paryżu. Nagrywał swoje kazania na kasety, które były szmuglowane do Iranu. Dżaulani przez ostatnie pięć lat budował administrację w północno-zachodniej Syrii ze stolicą w Idlib. I choć to para państwo nie było demokratyczne, tamtejsze doświadczenia okazują się kluczowe w dzisiejszym przejęciu władzy.
A Szar’a i HTS do tego stopnia podkreślają swoje doświadczenie z ostatnich pięciu lat, że wiele osób zastanawia się, czy nie są oni przypadkiem wiernymi czytelnikami Darona Acemoglu, Simona Johnsona i Jamesa A. Robinsona. Cała trójka dostała w tym roku ekonomicznego Nobla za badania nad tym, jak tworzą się państwowe instytucje i w jaki sposób wpływają na dobrobyt.
A taka wiedza będzie rządzącym Syrią bardzo potrzebna. Jest to dziś kraj biedny, zniszczony kilkunastoletnią wojną domową, rozczłonkowany i z bardzo słabą armią.
Zacznijmy od tego ostatniego punktu. Siły HTS i stowarzyszonych rebeliantów wystarczyły, by obalić osłabionego dyktatora pozbawionego wsparcia Rosji i Iranu. Tuż jednak po zmianie władzy w Damaszku sąsiad Syrii, Izrael postanowił upewnić się, że sprzęt, jaki pozostawiła po sobie poddająca się armia Asada, nie wpadnie w ręce islamistów.
W ciągu tygodnia Izraelczycy przeprowadzili już około 500 ataków na cele wojskowe w Syrii. Uderzenie w skład amunicji w Tartusie, gdzie bazę miały rosyjskie jednostki morskie, spowodowało tak silną eksplozję, że odnotowano ją jako lekkie trzęsienie ziemi. To nietypowa sytuacja – kraj atakowany nie reaguje na tak szeroką operację militarną.
Szar’a powiedział jednak wyraźnie: Izrael popełnia błąd, a rozwiązaniem jest dyplomacja, a nie jednostronne uderzenie w sąsiada. Mówi też jednak: Syria nie jest zainteresowana konfliktem z Izraelem.
Trudno mu się dziwić – Syria nie ma dziś żadnych argumentów militarnych w ewentualnym starciu ze swoim sąsiadem. Izrael tę słabość wykorzystuje. I utrudnia sobie przyszłe stosunki z nowym syryjskim rządem.
Nowa armia może składać się z połączonych sił dotychczasowych grup rebelianckich. Takie plany zaprezentował w poniedziałek 16 grudnia sam Szar’a. To kolejne trudne zadanie – połączyć grupy o różnej ideologii, różnym doświadczeniu w jedną, spójną i silną armię zdolną do obrony całego kraju.
HTS nie kontroluje dzisiaj całej Syrii. To nie tylko kwestia izraelskich nalotów i okupacji strefy buforowej między okupowanymi Wzgórzami Golan a Syrią. To też – być może przede wszystkim – kwestia terenów kurdyjskich.
Północny wschód kraju jest zdominowany przez dwumilionową mniejszość kurdyjską. W ostatnich tygodniach grupy rebeliantów wspierane przez Turcję atakowały kierowane przez Kurdów Syryjskie Siły Demokratyczne.
Wojska SSD musiały wycofać się z kilku miast na linii Eufratu, już po obaleniu Asada straciły kolejne miasto – Manbidż. Turcy uważają Kurdów za swojego rywala. Autonomia kurdyjska w Syrii może zainspirować do podobnych aspiracji kilkunastomilionową mniejszość kurdyjską w Turcji.
Turcja wciąż okupuje część terytorium Syrii na północy kraju. Po zdobyciu Manbidż Turcy zwrócili się w stronę znajdującego się na granicy z Turcją Kobane (arabska nazwa: Ajn al-Arab).
Kurdowie wspierani są jednak przez siły amerykańskie. Amerykanie mają na terenach kontrolowanych przez Kurdów niewielki kontyngent, którego głównym zadaniem jest wspieranie sił kurdyjskich w walce z Państwem Islamskim. Hamuje on też jednak zakusy Turków na otwartą konfrontację z Kurdami.
HTS jest w ciągłym dialogu z SSD i innymi siłami kurdyjskimi. Ale Turcja działa swoim torem, bo zwalczenie kurdyjskiej autonomii jest dla niej priorytetem.
Ta skomplikowana układanka najlepiej pokazuje, że do ewentualnej zjednoczonej, suwerennej i demokratycznej Syrii jest jeszcze bardzo daleko. A żeby do niej dojść, potrzebne będą żmudne negocjacje z wszystkimi ważnymi graczami międzynarodowymi. I z samymi Kurdami.
HTS przeprowadza w ostatnich dniach intensywną kampanię dyplomatyczną. To może zaskakiwać, bo Amerykanie od maja 2018 roku uważają HTS za grupę terrorystyczną. Wówczas Departament Stanu rozszerzył tę kategorię na HTS, która wcześniej dotyczyła poprzednika HTS, czyli Dżabhat an-Nusra.
Do dziś nie zmieniono tej kategoryzacji. Taki sam status ma HTS z perspektywy ONZ na podstawie rezolucji 2254 Rady Bezpieczeństwa z 2015 roku. A Amerykanie wciąż oferują 10 mln dolarów za informację, która pomoże złapać Dżaulaniego.
Jest jednak jasne, że sytuacja się zmieniła i chociaż oficjalnie Dżaulani wciąż jest poszukiwany, to nikt nie traktuje dziś tego poważnie. W pierwszym tygodniu jako de facto rządzący Syrią, HTS oficjalnie kontaktował się między innymi z przedstawicielami ONZ, USA, Wielkiej Brytanii, Kataru, Turcji, Arabii Saudyjskiej, Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Egiptu, Jordanii, Włoch, Czech, Norwegii, Rosji i Iranu.
Zdjęcie z jednego z takich spotkań, na którym Szar'a nosi zwykły garnitur, a nie strój wojskowy ani religijny, ilustruje ten tekst.
Amerykanie sami przyznali, że nawiązali kontakt z HTS. Mówił o tym 15 grudnia sekretarz stanu Anthony Blinken.
„Wiemy, że to, co dzieje się w Syrii, może mieć poważne konsekwencje daleko poza granicami tego kraju, od masowych przesiedleń do terroryzmu. I wiemy, że nie da się przecenić dzisiejszych wyzwań, jakie stoją przed nami w następnych tygodniach i miesiącach. Dla Syryjczyków mamy następujące przesłanie: chcemy, byście osiągnęli sukces i jesteśmy gotowi, by w tym pomóc” – mówił Blinken na konferencji prasowej w Waszyngtonie.
Pomimo statusu grupy terrorystycznej z Szar’ą spotkał się też podsekretarz ONZ do spraw humanitarnych Tom Fletcher. W mediach społecznościowych napisał o „momencie ostrożnej nadziei dla Syrii”.
HTS stosuje też pragmatyczne podejście do Rosji, pomimo tego, że kraj ten był najbliższym sojusznikiem obalonego dyktatora. Członkowie rebelianckiej grupy prowadzą rozmowy z Rosją na temat przyszłości jej obecności w kraju. I niewykluczone, że Rosja utrzyma swoją jedyną bazę wojskową na Morzu Śródziemnym w Tartusie.
Rosjanie w 2017 roku podpisali z syryjskim rządem 49-letnią umowę dzierżawy. To kolejny dowód na to, że HTS wybiera drogę kontynuacji instytucji państwowych, a nie rewolucji. Ale obecnie dostęp do rosyjskich baz jest kontrolowany przez siły nowego rządu. A obie strony nie walczą, tylko rozmawiają.
HTS pokazuje w ten sposób, że jest otwarta na rozmowy z wszystkimi istotnymi na świecie siłami i nie chce uzależnić się od jednej strony. To także droga ku uznaniu przez świat nowej władzy w Syrii. Aby zdjąć z HTS status grupy terrorystycznej, konieczne jest jednogłośne głosowanie całej Rady Bezpieczeństwa ONZ.
Obecny rząd syryjski, kierowany przez Mohammeda al-Baszira, ma charakter przejściowy i ma urzędować przez trzy miesiące, do marca 2025 roku.
Najpewniej do tego momentu HTS może utrzymać władzę i wiodącą rolę w Syrii. Co stanie się dalej, zależy od stopnia politycznej dojrzałości nowych władców Syrii.
Deklaracje mówią o włączeniu wszystkich w proces rządzenia, o wyborach. Ale HTS ma dotychczas tylko doświadczenie w przejmowaniu władzy, a nie w dzieleniu się nią. Jeśli jednak do marca nie zostanie opracowany plan na kolejne kroki ku demokracji, HTS może spodziewać się protestów.
A rządy tej formacji w prowincji Idlib pokazują, że grupa nie lubi sprzeciwu. W swoich rządach wykazywała jednak pewną elastyczność. Duński Instytut Studiów Międzynarodowych w swojej analizie rządów HTS pisze, że jeśli protesty ludności dotyczyły konkretnych postulatów, islamiści byli w stanie się wycofać.
Zezwolili na przykład kobietom na prowadzenie samochodów i uczęszczanie na uniwersytety, a chrześcijanom na sprawowanie mszy. Z naszej perspektywy to rzeczy zupełnie oczywiste, a zezwolenie na nie powinno być oczywistością. Pamiętajmy jednak, że korzenie grupy to radykalny islamizm.
W tym sensie przemiana HTS przypomina nieco procesy ostatnich lat w Arabii Saudyjskiej. Tam również np. zezwolono kobietom na prowadzenie samochodu i przeprowadzono kilka innych reform, które mają pokazać tamtejszy reżim jako reformistyczny i bardziej „zachodni”. To jednak wciąż opresyjne i autorytarne państwo bez pluralizmu politycznego.
Jeśli jednak protesty podważały władzę HTS w Idlibie, były one ignorowane lub dławione. Dlatego następne miesiące będą kluczowe. I mogą zadecydować czy Szar’a i HTS zostaną jako siła, która przeprowadziła Syrię w stronę demokracji, czy w momencie przejęcia władzy wróciła do autorytarnych, islamistycznych korzeni.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Komentarze