0:000:00

0:00

Czy opozycja mogła osiągnąć lepszy wynik w wyborach do Parlamentu Europejskiego? Jedna z odpowiedzi powtarzanych i przez komentatorów, i przez wielu kandydatów brzmi: tak, gdyby lista największej siły opozycyjnej, Koalicji Europejskiej wyglądała inaczej.

Autorka i redaktorka OKO.press Agata Szczęśniak analizuje i rekomenduje pomysł, by listy wyborcze koalicji prodemokratycznej potraktować w jesiennych wyborach inaczej niż rozdzielanie posad między koalicjantów. By sięgnąć po ludzi nowych, innych, spoza polityki rozumianej jak partyjna gra o władzę.

W podobnym kierunku szedł w OKO.press Witold Mrozek, który uznał, że "wspólna opozycyjna lista do Senatu jest okazją dla społeczeństwa obywatelskiego. Kandydować mogliby znani zaangażowani eksperci i liderki ruchów społecznych".

OKO.press zwykle nie publikuje tego typu tekstów, ale uważamy, że debata na temat szans opozycji w jesiennych wyborach jest tak ważna, że pozwalamy sobie na wyjątek. Zwłaszcza, że tej propozycji towarzyszą rzeczowe argumenty.

Koalicja Europejska w wyborach do Parlamentu Europejskiego postawiła na osoby z wieloletnim doświadczeniem w polityce. Czołówki list zajęli byli premierzy - na listach KE było ich pięcioro (Belka, Buzek, Cimoszewicz, Kopacz, Miller). W efekcie eurodelegacja KE jest najstarsza (średnio 59 lat) i najbardziej męska (tylko 27 proc. kobiet, w PiS to 40 proc., a w Wiośnie — 33).

Ale wiek i płeć wystawionych kandydatów to nie jedyny problem. Koalicja przyjęła strategię „100 procent polityki w polityce”. Wystawiła niemal wyłącznie zawodowych polityków. Niemal, bo zdarzały się takie osoby jak Janina Ochojska, Michał Wawrykiewicz czy Magdalena Adamowicz.

Były to jednak rodzynki w cieście politycznym, które wyborcy znają od lat (a niekiedy od dziesiątków lat), zestaw byłych rządzących, obecnych posłów i partyjnych działaczy.

Partie chcą dać miejsca swoim. To zrozumiałe - to członkowie partii pracują na poparcie dla niej przez czas między wyborami. Wybory dają aktywowi zajęcie, są testem lojalności, pozwalają się wybić. Nie bez znaczenia są pieniądze — dlaczego partie, które pobierają dotacje, miałyby je wydawać na kampanię osób, które do partii nie należą? Posada posłanki czy posła to też uzasadniona nagroda i szansa na rozwój polityczki czy polityka.

A jednak są też bardzo poważne argumenty za tym, by listy partyjne przewietrzyć i wpuścić na nie kandydatki i kandydatów obywatelskich. Zapraszamy do dyskusji. Czy podoba wam się ta propozycja? Kogo chcielibyście zobaczyć na listach jesienią? Komentujcie na FB, dłuższe wypowiedzi prosimy wysyłać na [email protected].

7 argumentów na rzecz odpartyjnienia list

1. Sytuacja jest wyjątkowa

I wymaga wyjątkowych środków, a nie prowadzenia polityki as usual (jak zwykle). „Bitwa o Polskę” czy „wielki wybór” — powtarzała opozycja, ale wybór, który dała wyborcom, był mniej więcej taki sam jak zwykle.

„Na czele [list] stanęły sprawdzone, znane osoby, ale jednak już wiekowe, które bardzo wielu wyborcom źle się kojarzyły. Mój okręg - Wielkopolska, na czele Ewa Kopacz, na drugim miejscu Leszek Miller, Wielkopolanie, Wielkopolanki źle reagowali na takie ustawienie listy” - mówił po wyborach Michał Wawrykiewicz podczas debaty Obywateli RP. Wawrykiewicz, prawnik znany z działalności w Wolnych Sądach.

2. Generałowie się nie sprawdzają

A przynajmniej nie wszyscy, nie zawsze i nie wszędzie. Koalicja postawiła na doświadczonych generałów, ale ci w wielu wypadkach zawiedli — prowadząc niemrawą kampanię, o czym pisze wiele mediów. Generałowie nie toczą bitew sami, raczej czekają na doniesienia z frontu.

Są oczywiście wyjątki — to m.in. Bartosz Arłukowicz, Krzysztof Brejza czy Elżbieta Łukacijewska Okazało się jednak, że partyjny aktyw nie dowiózł tego, co miał dowieźć.

3. Wyborcy nie chcą głosować na polityków

A przynajmniej nie wszyscy. Wielu chciałoby, żeby polityki … nie robili politycy. Najbardziej widać to wśród młodych ludzi.

Pisaliśmy, że wśród młodych ludzi największa jest nieufność wobec partii. W naszym sondażu osoby w wieku 18—24 lata najrzadziej wybierały odpowiedź „czuję, że wyraża interesy takich ludzi jak ja, to moja partia”, by scharakteryzować siłę, na którą głosują.

To ogólnoświatowy trend nieufności do polityków i partii, do tzw. establishmentu czy mainstreamu. Jego najbardziej skrajnym wyrazem jest zwycięstwo Donalda Trumpa - telewizyjny celebryta, który wielu osobom jawił się jako odnowiciel, bo nie był zawodowym politykiem. Choć z politykami jest powiązany jak mało kto. W dramatycznie innych okolicznościach podobną wymowę ma prezydentura Wołodymyra Zełenskiego na Ukrainie.

Ludziom, którzy nie chcą głosować na polityków, trzeba dać możliwość zagłosowania na osoby wiarygodne, ale bez partyjnego rodowodu. Nie ma oczywiście pewności, że zniechęceni zagłosują na niepartyjnych z partyjnych list, ale na partyjnych z list partyjnych nie zagłosują z pewnością.

4. Kampania musi być inaczej prowadzona

Do Parlamentu Europejskiego dostała się Janina Ochojska - wieloletnia dyrektorka Polskiej Akcji Humanitarnej. Jej kampania odróżniała się od tego, co robili inni kandydaci KE, pisaliśmy o tym m.in. w tekstach: „Ochojska: Mam raka. Nie przerywam kampanii. Badajcie się!” i „Ochojska kontra Zalewska. Budowanie kontra rujnowanie, współpraca kontra pazerność. Nowy język opozycji”.

Ochojska nie zgodziła się, by promować ją spotem opartym o negatywny przekaz i dyskredytację PiS-u. Robiła kampanię po swojemu. Nagrywała osobiste filmiki, które przypominały intymne rozmowy z wyborcami.

O tym, że mocne partyjne przekazy nie sprawdzają się w oddolnej kampanii mówiła OKO.press Elżbieta Łukacijewska, która z 10. miejsca zdobyła mandat na Podkarpaciu: „Rozmawiałam przede wszystkim o Unii – co może dać ludziom, co z niej dla zwykłych mieszkańców wynika. I po prostu chodziłam od człowieka do człowieka i prosiłam o głos na mnie. Myślę, że to też się ludziom podobało. Kampanię robi się na bazarach, ryneczkach, w autobusach" - opowiadała i brzmiało to jak zadanie nie dla dostojnych generałów i partyjnych wyjadaczy.

5. Opozycja potrzebuje marzeń, nadziei i planów

Prawo i Sprawiedliwość wygrywa nie tylko dzięki comiesięcznym przelewom na 500. PiS ma swoją Wielką Obietnicę: państwo dobrobytu i bezpieczeństwa "tu i teraz".

Czy opozycja musi poszukać swojej Wielkiej Obietnicy, bo inaczej „PiS na wieki wieków amen?” - jak pytaliśmy socjologa Adama Ostolskiego. „Dopóki się nie pojawi ciekawsza obietnica dla Polski, która porwie co najmniej jedną trzecią społeczeństwa. Więcej nie trzeba".

Składowe tej Obietnicy są najlepiej znane działaczkom obywatelskim.

  • edukacja,
  • zdrowie,
  • bezpieczeństwo klimatyczne,
  • mieszkania...

To tu opozycja powinna szukać fundamentów swojego programu. A każdą z tych dziedzin może reprezentować osoba, która angażuje się w nią obywatelsko od dawna. Działaczki i działacze mówią nowym językiem, którego potrzebuje opozycja. Językiem, który nie sprowadza się do sloganów o "antypisie".

To nie znaczy, że oburzenie pogardą, jaką okazują obecne władze Konstytucji, a także rozkwit politycznego kapitalizmu, nepotyzmu, układów, jaki serwuje Polsce PiS, nie może być paliwem wyborczym. Ale musi stać się częścią pozytywnej opowieści, a nie dominować.

Nie obędzie się bez obietnicy, że opozycja po zwycięstwie w jesiennych wyborach ograniczy pazerność polityków - uspołeczni media publiczne, odstąpi od zasady nagradzania kolegów posadami w spółkach skarbu państwa. Ale także o tym wiarygodnie mogą powiedzieć aktywiści i aktywistki, politykom po kilku kadencjach trudniej będzie w takie deklaracje uwierzyć.

6. Opozycja potrzebuje kobiet

„W Platformie jest wiele wspaniałych, ciężko pracujących kobiet. I one powinny być dopuszczone do tego ścisłego, decyzyjnego gremium. A tak się nie dzieje. Nie może być tak, że ciągle ci sami faceci zamknięci w jakimś pokoju… Tak po prostu nie da rady” - powiedziała OKO.press Elżbieta Łukacijewska.

To prawda, że w partiach są zaangażowane, pracowite działaczki. Ale nieporównywalnie więcej jest ich w organizacjach obywatelskich i ruchach społecznych - to tam zdobywały zaufanie, doświadczenie organizacyjne, obycie medialne, rozpoznawalność.

Ruchy kobiece, pracownicze, ekologiczne, nauczycielskie - wszystkie one zdominowane były przez działaczki. Także w obronie praworządności prawniczki, adwokatki, sędzie odgrywają równoważną rolę.

Nie umieszczanie kobiet na najwyższych miejscach na listach to zamykanie oczu na polityczną oczywistość - że znaczna część społeczeństwa chce dziś widzieć kobiety jako swoje reprezentantki. A te kobiety można znaleźć przede wszystkim poza strukturami partii.

Uprzywilejowanie mężczyzn w opozycyjnej polityce jest tym mniej zrozumiałe, że - jak wynika z sondaży - to właśnie kobiety są w Polsce skłonne popierać opozycję centrolewicową, a mężczyźni są znacznie bardziej za populistyczną i nacjonalistyczną prawicą.

Wśród mężczyzn w wieku 18-39 lat w majowym sondażu IPSOS dla OKO.press poparcie dla KE wynosi 22 proc. a Wiosny 8 proc. (razem 30 proc.), a najpopularniejszą partią jest Konfederacja (28 proc.). Wśród kobiet 18-39 lat Konfederację wskazał 1 proc., za to KE - 27 proc., a Wiosnę 16 proc. (razem 43 proc.).

7. Opozycja potrzebuje środków i ludzi

Prawo i Sprawiedliwość dysponuje środkami i narzędziami prowadzenia kampanii nieporównywalnymi z tymi, jakie miała dotąd jakakolwiek partia. W kampanię angażuje się rząd, samorządy, Kościół i publiczne media.

Choć partie opozycyjne mają budżetowe dotacje, ich siła liczona w twardej kampanijnej walucie osobo-godzin, jest mniejsza. Dlatego muszą się oprzeć na zaangażowaniu ludzi - dobrowolnym i darmowym.

Ale obywatelki i obywatele nie zaangażują się w kampanię partyjnych tuzów. A przynajmniej nie tak, jak mogliby pomóc politycznym debiutantkom - osobom znanym lokalnie, budzącym zaufanie i nadzieję.

;

Udostępnij:

Agata Szczęśniak

Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.

Komentarze