Premier Mateusz Morawiecki zapowiada weto wobec negocjowanego właśnie na forum UE paktu migracyjnego. Ale Rada Europejska nie będzie się oglądać na Polskę. Z rozpoczynającego się w czwartek 29 czerwca dwudniowego szczytu UE Mateusz Morawiecki wyjedzie najprawdopodobniej z niczym
„Nie zgadzamy się na żadne kontyngenty, na żadne kwoty, na żadne przydziały migrantów. Europa musi mieć mechanizmy ochrony przed migracją zewnętrzną” – powiedział w Bratysławie na szczycie Grupy Wyszehradzkiej (tzw. grupy V4) premier Mateusz Morawiecki w poniedziałek 26 czerwca 2023.
W ten sposób dał do zrozumienia, że Polska nie zgadza się na dalsze negocjacje paktu migracyjnego UE w obecnej postaci i będzie domagać się zniesienia tzw. mechanizmu solidarnościowego. Relokacja migrantów lub ponoszenie odpowiedzialności finansowej to zdaniem Morawieckiego „żaden wybór".
Ale głos jednego kraju w tej kwestii się nie liczy, zwłaszcza że stanowisko Rady UE zostało już przyjęte. Istotne jest, czy Polsce udało się zebrać tzw. mniejszość blokującą.
Podczas rozpoczynającego się 29 czerwca 2023 dwudniowego szczytu UE, czyli obrad Rady Europejskiej, cyklicznego spotkania głów państw członkowskich w randze prezydentów lub premierów, a także szefowej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen oraz Przewodniczącego Rady Charlesa Michela, Polska chce wnieść sprzeciw wobec planowanej legislacji.
Chodzi o wielokrotnie modyfikowane już względem oryginalnej propozycji KE przepisy o azylu i migracji. Konkretnie o projekty dwóch rozporządzeń:
Tzw. stanowisko ogólne Rady UE, a więc państw członkowskich, wobec tych przepisów, zostało przyjęte 8 czerwca 2023 roku. Oznacza to, że
państwa członkowskie, decydując zgodnie z obowiązującą procedurą większości kwalifikowanej, podjęły już decyzję o pożądanym kształcie polityki migracyjnej UE.
Zgodnie z tą procedurą za przepisami w tym kształcie opowiedziało się co najmniej 15 krajów reprezentujących 65 proc. ludności UE. Skoro stanowisko zostało przyjęte, to znaczy, że pomimo już wtedy zgłaszanego sprzeciwu Polski, nie zebrała się tzw. mniejszość blokująca.
Aby zablokować decyzje podejmowane kwalifikowaną większością, musi ona liczyć cztery kraje.
Przeciwko były Polska i Węgry, podczas gdy Bułgaria, Malta, Litwa i Słowacja wstrzymały się od głosu. Tym samym proces legislacyjny przeszedł do kolejnego etapu: negocjacji z Parlamentem Europejskim.
Celem tych przepisów, jak twierdzą unijni urzędnicy, jest m.in. usprawnienie procedury azylowej, ujednolicenie procedur granicznych oraz ustanowienie tzw. odpowiedniej zdolności recepcyjnej, by osoby ubiegające się o ochronę międzynarodową, potocznie zwaną azylem (status uchodźcy, ochronę czasową lub uzupełniającą), były obsługiwane w jak najkrótszym czasie.
Ogólny czas trwania tego procesu nie powinien przekraczać sześciu miesięcy.
Rozporządzenie wprowadza też specjalne procedury pozwalające szybko ocenić na granicach zewnętrznych UE, czy wnioski o azyl nie są bezzasadne lub niedopuszczalne.
Wiele jego zapisów budzi zdecydowany sprzeciw organizacji broniących praw człowieka, które oskarżają UE o hipokryzję.
UE do dziś stawia przede wszystkim na „ochronę granic” i odstraszanie migrantów, a nie solidne wywiązywanie się ze zobowiązań prawnomiędzynarodowych.
Ponadto, aby odpowiednio zrównoważyć obecny system, nowe przepisy wprowadzają nowy mechanizm solidarnościowy. Chodzi o to, by ciężar rozpatrywania wniosków o ochronę nie spoczywał tylko na kilku państwach, do których ze względu na zewnętrzną granicę UE, przybywa najwięcej migrantów.
To właśnie ten mechanizm budzi sprzeciw Polski.
„Żadne państwo członkowskie nie poradzi sobie samo z wyzwaniami migracyjnymi. Kraje pierwszej linii potrzebują naszej solidarności” – tłumaczyła potrzebę wdrożenia tych przepisów Maria Malmer Stenergard, szwedzka ministra ds. migracji 8 czerwca 2023 roku, gdy Rada UE ogłosiła swoje stanowisko względem propozycji Komisji.
Nowe przepisy zakładają obowiązkową solidarność, ale też elastyczność co do rodzaju indywidualnego wkładu.
Państwa mogą zdecydować się na przyjęcie migrantów, którzy chcą złożyć wniosek o ochronę międzynarodową (wówczas opiekują się taką osobą przez cały czas trwania procedury, aż do jej ewentualnej integracji, jeśli osoba kwalifikuje się do otrzymania ochrony międzynarodowej, lub do realizacji powrotu, jeśli do takiej ochrony się nie kwalifikuje).
Ponadto do wyboru jest wkład finansowy lub tzw. alternatywne środki solidarnościowe, takie jak pomoc rzeczowa, operacyjna, delegowanie personelu dla państw, które migrantów przyjmują.
Państwa członkowskie mogą same wybrać rodzaj działań solidarnościowych.
Żadne z nich, zgodnie z projektowanymi przepisami, nigdy nie będzie zobowiązane do przeprowadzenia relokacji. Taki zapis znalazł się w przepisach właśnie na wniosek tych państw członkowskich, które nie chcą przyjmować uchodźców. Sprzeciw wobec przyjmowania migrantów zgłosiła m.in. Austria, Polska, Węgry oraz Czechy.
Wbrew temu, co twierdzą politycy PiS, przepisy te bazują na postanowieniach Traktatu z Lizbony, który mówi jasno:
polityki dotyczące kontroli granicznej, azylu i imigracji podlegają zasadzie solidarności
i sprawiedliwego podziału odpowiedzialności między państwami członkowskimi, w tym również na płaszczyźnie finansowej.
Artykuł 80 Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej podkreśla też, że Unia może ustanawiać środki w celu egzekwowania tej zasady. I dokładnie to od 2015 roku, czyli pierwszego tzw. kryzysu migracyjnego, zwiększonego napływu migrantów do granic UE, próbuje zrobić.
Polska jest więc zobowiązana do wdrożenia tych przepisów, jeśli zostaną przyjęte, ale premier Mateusz Morawiecki zapowiada sprzeciw.
Ale jak mówi nam osoba z Rady, polski sprzeciw nie będzie miał wielkiego znaczenia.
Państwa członkowskie już ustaliły swoje stanowisko negocjacyjne i negocjacje weszły w kolejną fazę: rozmów z Parlamentem Europejskim. Do przyjęcia stanowiska negocjacyjnego Rady UE wystarczy bowiem kwalifikowana większość głosów, a więc co najmniej 15 państw reprezentujących w sumie 65 procent ludności UE.
Taka większość została zgromadzona dla tej reformy, nie było mniejszości blokującej.
„Te prace trwały wiele miesięcy. Dzięki zaangażowaniu szwedzkiej prezydencji krok po kroku budowaliśmy wspólne podejście do polityki migracyjnej. Mamy już umowę w sprawie paktu migracyjnego z Komisją Europejską, mamy zgodę państw członkowskich, jesteśmy krok od wdrożenia nowej polityki migracyjnej" – mówi OKO.press źródło w Radzie Europejskiej.
Na tym etapie sprzeciw Polski ani żadnego innego kraju, nie musi więc być już brany pod uwagę. Ale Unia Europejska konsensusem stoi i państwa członkowskie starają się wszędzie tam, gdzie możliwe, przekonywać się do kompromisu.
„Sprzeciw Polski może mieć wsparcie ze strony tych państw, które już opowiadały się przeciwko stanowisku ogólnemu Rady, ale to stanowisko zostało ustalone [nie było mniejszości blokującej – przyp. red.], proces decyzyjny jest w toku”.
„Czy na skutek sprzeciwu Polski Rada Europejska zdecyduje się zmienić stanowisko, które już zostało uzgodnione? Jest to bardzo mało prawdopodobne, nie tak postępuje się w praworządnych państwach”.
„Stanowisko Rady zostało przyjęte zgodnie z obowiązującą procedurą, większością kwalifikowaną. Taka jest zasada, musimy ją respektować. A jeżeli ktoś i tak ma obiekcje, to zawsze może iść z tym do sądu” – mówi źródło w Radzie.
Co to oznacza? Jeśli Polska będzie upierać się przy tym, że pakt migracyjny łamie traktaty lub przekracza kompetencje UE, może go zaskarżyć do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej.
Szanse na to, że premierowi Morawieckiemu uda się wywrócić do góry nogami porozumienie w sprawie paktu migracyjnego UE na rozpoczynającym się właśnie szczycie UE, jest więc bardzo niewielkie.
Jak wynika z informacji od przedstawiciela Rady Europejskiej, z którym rozmawiało OKO.press, Polsce nie udało się zgromadzić poparcia czterech państw, które mogłyby stanowić mniejszość blokującą. Ale polityka pełna jest niespodzianek. Więcej okaże się w czwartek i piątek 29 i 30 czerwca, podczas szczytu UE.
Unijni urzędnicy chwalą się realizacją ambitnej reformy polityki migracyjnej. Tymczasem organizacje zajmujące się ochroną praw człowieka mają bardzo wiele zastrzeżeń do projektowanych przepisów.
Jak pisała Małgorzata Tomczak na łamach OKO.press, Europejska Rada ds. Uchodźców (ECRE) omawiając projektowane przepisy w 48 punktach, wskazała tylko dwa pozytywne. „To początek końca reform” oraz „Wiadomo, że istnieje jakiś mechanizm solidarności, który zostanie skodyfikowany w prawie UE.”
Przepisy krytykuje też Amnesty International, jedna z najbardziej znanych na świecie organizacji zajmujących się ochroną praw człowieka.
„Pakt o migracji i azylu obniży standardy ochrony osób przybywających do granic Unii Europejskiej”
- to stanowisko Eve Geddie, dyrektorki biura Amnesty w Brukseli.
Eksperci wskazują m.in. na to, że nowe przepisy ułatwią natychmiastowe „zawracanie” osób, które nie spełniają warunków przyznania ochrony międzynarodowej. W praktyce oznaczać to będzie odsyłanie ich do krajów pochodzenia, a gdy jest to niemożliwe (deportacji nie wykonuje się do krajów ogarniętych wojnami) – do tzw. bezpiecznych krajów trzecich. Ale w rozporządzeniu brakuje definicji „bezpiecznych państw trzecich”, co sprawia, że migranci mogą być odsyłanie gdziekolwiek.
Rozwinięty zostanie również system detencji, a więc zamkniętych ośrodków, w których przetrzymywane będą osoby ubiegające się o azyl do czasu zakończenia rozpatrywania ich wniosków.
Ograniczony zostanie również dostęp do instancji odwoławczych i pomocy prawnej. Reformy nie przewidują tu prawie żadnych wyjątków dla osób wymagających szczególnej ochrony. Chodzi o rodziny, osoby małoletnie, ofiary tortur lub handlu ludźmi.
Amnesty International w swoim stanowisku podkreśla, że „Osoby szukające bezpieczeństwa w Unii Europejskiej mają prawo do godnego i pełnego współczucia przyjęcia. Tymczasem dzięki temu paktowi europejscy przywódcy wprowadzają procedury, które będą powodować cierpienie".
Zdaniem AI, pakt migracyjny sprawia, że „solidarność pozostaje pustym pojęciem”, bo można z niej zrezygnować, wpłacając pieniądze do wspólnego funduszu. Ten fundusz ma być wykorzystany m.in. do tego, by płacić krajom spoza Europy, by te powstrzymywały wyjazdy osób migrujących oraz przyjmowały migrantów jako te „bezpieczne kraje trzecie”.
UE jest obecnie w trakcie negocjacji przedłużenia lub nawiązania nowych umów z państwami, które miałyby pełnić te role. Taka umowa obowiązuje już od 2016 roku z Turcją; Turcja z tego tytułu otrzymała już od UE ponad 13 mld euro, a w ramach nowego planu ma otrzymać kolejne 3,5 mld euro.
Kolejne kraje, z którymi UE chce podpisać takie umowy to:
Trwają negocjacje w tymi państwami, a dziennikarze na konferencjach prasowych z przedstawicielami UE zadają istotne pytania: czy naprawdę Komisja Europejska nie ma nic przeciwko prowadzeniu negocjacji np. z prezydentem Tunezji Kaisem Sayedem, który zniszczył tunezyjską demokrację i prowadzi kraj w kierunku autokracji?
Ogromne kontrowersje budzi też to, że Unia Europejska nie prowadzi misji poszukiwawczych ani ratunkowych na Morzu Śródziemnych. Działania te także ceduje na kraje trzecie. Wprowadzenie takich misji nie jest też tematem obrad nad paktem migracyjnym UE.
„To bardzo kontrowersyjne zagadnienie dla przywódców państw, co było już widać podczas debaty na szczycie w lutym i marcu. Nie sądzę, by na tym spotkaniu Rady Europejskiej temat ten był w ogóle poruszany. Przywódcy państw będą chcieli się skupić na przepisach dotyczących migracji i azylu oraz na kwestii współpracy z państwami trzecimi, żeby zminimalizować migrację do UE” – mówi źródło w Radzie UE.
Zdaniem wielu polityków prowadzenie takich misji prowadzi do intensyfikacji migracji na tych kierunkach. O tym tzw. pull factor – czynniku przyciągającym – mówią także politycy obozu rządzącego w Polsce.
Obrońcy praw człowieka odrzucają ten argument. Uważają go za zupełnie nieludzki i sprzeczny zarówno z wartościami UE, jak i międzynarodowymi standardami ochrony praw człowieka.
Prawa człowieka
Uchodźcy i migranci
Charles Michel
Mateusz Morawiecki
Ursula von der Leyen
Rada Europejska
pakt migracyjny
polityka migracyjna
relokacja migrantów
szczyt UE
Pracowała w telewizji Polsat News, portalu Money.pl, jako korespondentka publikowała m.in. w portalu Euobserver, Tygodniku Powszechnym, Business Insiderze. Obecnie studiuje nauki polityczne i stosunki międzynarodowe w Instytucie Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas przygotowując się do doktoratu. Stypendystka amerykańskiego programu dla dziennikarzy Central Eastern Journalism Fellowship Program oraz laureatka nagrody im. Leopolda Ungera. Pisze o demokracji, sprawach międzynarodowych i relacjach w Unii Europejskiej.
Pracowała w telewizji Polsat News, portalu Money.pl, jako korespondentka publikowała m.in. w portalu Euobserver, Tygodniku Powszechnym, Business Insiderze. Obecnie studiuje nauki polityczne i stosunki międzynarodowe w Instytucie Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas przygotowując się do doktoratu. Stypendystka amerykańskiego programu dla dziennikarzy Central Eastern Journalism Fellowship Program oraz laureatka nagrody im. Leopolda Ungera. Pisze o demokracji, sprawach międzynarodowych i relacjach w Unii Europejskiej.
Komentarze