Szwecja w odróżnieniu od wielu innych krajów na świecie nie stosuje radykalnych metod w walce z epidemią. Wprowadzono wiele ograniczeń, ale wciąż działają tam przedszkola i szkoły podstawowe, otwarte są kina, restauracje i bary. Decyzje Szwedów będzie można jednak ocenić nie wcześniej niż za ok. 2-3 tygodnie, bo kraj jest dopiero w pierwszej fazie epidemii
Szwecja wyraźnie idzie pod prąd w walce z epidemią koronawirusa. Rządy w wielu krajach na świecie nakazały swoim obywatelom zamknąć się w domach, jeśli to tylko możliwe pracować zdalnie, pozamykały szkoły, restauracje. Ale Szwedzi zachowują się w tej kwestii inaczej.
Dlaczego tak się stało i jak Szwedzi na tym wyjdą?
„W odróżnieniu od wielu innych państw, w Szwecji to nie politycy decydują o postępowaniu wobec epidemii, lecz eksperci” – tłumaczy Joanna Rose, publicystka naukowa, autorka m.in. niezwykle popularnych radiowych programów o filozofii, mieszkająca w Szwecji od 1971 roku.
„Kwestia epidemii jest tu całkowicie apolityczna” - podkreśla.
„Oczywiście nasz premier Stefan Lofven miał przemowę do narodu (pięciominutową), w której powiedział, że odpowiedzialność spada na każdego z nas. Dlatego też rząd nie wprowadza specjalnych zakazów, lecz wyłącznie apeluje o bezpieczne zachowanie i stosowanie się do zaleceń państwowych instytucji zajmujących się zdrowiem, edukacją czy polityką społeczną. Premier zaznaczył też, że ma pełne zaufanie do tych instytucji i dlatego to eksperci będą decydowali o tym, co się będzie dalej działo w kraju, a nie rząd”.
„Nie mamy więc w Szwecji takiej sytuacji, że premier wbija w ciebie oczy z ekranu telewizora i mówi, że jako ojciec narodu obiecuje, że wyjdziemy z tego obronną ręką.
A to, że cała sprawa jest apolityczna, wynika z bardzo starej tradycji szwedzkich instytucji państwowych, które są naprawdę niezależne od polityki. W Szwecji po zmianie rządu nie wymienia się ekip w tych instytucjach” - podkreśla Joanna Rose.
Ta "apolityczność" nie oznacza, że decyzje władz szwedzkch nie budzą poważnych kontrowersji.
Co zatem mówią szwedzcy epidemiolodzy? Przede wszystkim nie podzielają pesymistycznych prognoz Imperial College z Londynu, które skłoniły m.in. premiera Borisa Johnsona do całkowitej zmiany podejścia wobec zagrożenia koronawirusem w Wielkiej Brytanii.
Anders Tegnell, szef zespołu epidemiologów w Agencji ds. Zdrowia Publicznego (Folkhälsomyndigheten), ma konferencje prasowe codziennie o godz. 14:00 i tłumaczy, że w oparciu o dostępną literaturę, a także o liczne rozmowy w gronie ekspertów jego agencja doszła do wniosku, że restrykcje w postaci zamknięcia granic czy szkół nie przyniosą żadnej realnej korzyści w tym stadium rozwoju epidemii.
Anders Tegnell podczas konferencji prasowej
Tegnell zapewnia też, że jego celem nie jest bynajmniej ratowanie szwedzkiej gospodarki, o co podejrzewają go niektórzy oponenci.
Eksperci zalecili więc przede wszystkim ochronę osób po 70. roku życia. To do nich apeluje się w pierwszym rzędzie o niewychodzenie z domu, niekontaktowanie się z dziećmi i wnuczkami. I Szwedzi to w dużej mierze respektują.
„Nastąpił kompletny podział generacji” – mówi Joanna Rose. „Starsi mają absolutnie nie spotykać się z młodszymi. Moje dzieci [zarówno syn i córka Joanny są lekarzami] pilnują mnie w tej kwestii jak sępy”.
Przedszkola i szkoły podstawowe pozostają otwarte i to z dwóch względów. Po pierwsze dzieci przechodzą tę infekcję na ogół bardzo łagodnie. Po drugie zamknięcie tych placówek ograniczyłoby liczbę personelu medycznego – liczni lekarze i pielęgniarki musieliby zostać z własnymi pociechami w domach.
Zdecydowano natomiast o zamknięciu gimnazjów i wyższych uczelni. Trwają lekcje online, na podobnej zasadzie odbywają się wykłady akademickie. Wiele szkół już od dawna wyposażyło uczniów w komputery albo tablety.
Otwarte są bary i restauracje, wprowadzono natomiast zasadę, że klienci obsługiwani są wyłącznie przy stolikach. Chodzi o to, by nie stali stłoczeni przy barze, ale akurat w tym wypadku zdaniem Joanny Szwedzi nie bardzo stosują się do zaleceń.
Początkowo zakazano oficjalnych skupisk (jak np. koncerty czy przedstawienia teatralne) większych niż 500 osób, parę dni temu liczbę tę zmniejszono do 50.
Od 1 kwietnia eksperci radzą, by unikać przyjęć, wesel i tego typu imprez. Namawiają też, by ludzie trzymali się z dala od siebie w halach sportowych, na siłowniach, w centrach handlowych w środkach komunikacji. Nie zamknięto decyzją administacyjną kin i teatrów - sprzedaje się mniej biletów, by ludzie nie siedzieli zbyt blisko siebie - ale w praktyce ogromna część i tak przestała działać. Wiele bibliotek ogranicza godziny otwarcia bądź się zamknęło.
„Większość moich znajomych do sprawy podchodzi spokojnie” – opowiada Joanna.
„Mamy też nową metodę na piknik. Każdy bierze swoją kawę i kanapkę i idziemy na długi spacer próbując trzymać się w odległości mniej więcej metra. No i każdy przyjeżdża oczywiście własnym samochodem”.
„Wiadomo jednak, że ludzie bardzo różnie znoszą chaos i ryzyko. Mam więc też znajomych, którzy już od 2 miesięcy siedzą zamknięci z dziećmi w domu i są w lekkiej panice”.
Mimo że rząd nie wprowadza specjalnych ograniczeń, gospodarka kraju cierpi. „Sporo małych biznesów padnie” – mówi Joanna. „Volvo, bardzo duży pracodawca, zamknął się zupełnie, na czym cierpią także liczni jego dostawcy. Ludzie bardzo się martwią o ekonomię kraju i o swoje własne finanse”.
„W Szwecji odbyła się wielka dyskusja na temat zamykania centrum narciarskiego – Åre, szwedzkiego odpowiednika Zakopanego. Na wzór austriackiego Apres Ski w Ischgl, gdzie niedawno doszło do licznych zakażeń koronawirusem, Åre podawano jako przykład ogniska pandemii. Właściciel wyciągów narciarskich właśnie zdecydował o ich zamknięciu od 6 kwietnia”.
Tradycją w Szwecji są wyjazdy wielkanocne, szczególnie że w poniedziałek, 6 kwietnia zaczynają się ferie szkolne. Teraz Agencja apeluje do wszystkich, a szczególnie do mieszkańców Sztokholmu, gdzie notuje się największy wzrost zachorowań, żeby nigdzie na Wielkanoc nie jechali.
Joanna Rose: „Mamy dom na Gotlandii [duża wyspa blisko wschodniego wybrzeża Szwecji]. Wielu z naszych znajomych udało się tam już wcześniej promem. My też mieliśmy bilet, mieliśmy spędzić święta wspólnie z dziećmi i wnukami. Dziś już wiadomo, że nie pojedziemy. Prom wprawdzie nadal pływa, wozi towary, ale zabiera na pokład tylko połowę pasażerów, żeby zapewnić dystans. Okazuje się też, że armator nie tylko zwraca za bilet tym, co się zdecydowali zostać w domu, ale dopłaca do tego jeszcze 500 koron".
„Jako Gotlandka brałam udział w dyskusji na temat wyjazdów na wyspę. Jej mieszkańcy z jednej strony prosili: Nie przyjeżdżajcie, boimy się, bo mamy za mało szpitali i personelu medycznego. Z drugiej słychać było jednak głosy: Czekamy na Was. Potrzebujemy dopływu turystów i gotówki”.
Czy strategia przyjęta przez szwedzkich epidemiologów się sprawdza?
Do 3 kwietnia w tym 10-milionowym kraju odnotowano 5568 zakażeń i 308 zgonów.
W Danii, która liczy 5,6 mln obywateli i która wprowadziła ostre restrykcje, zakażone są 3573 osoby, zmarły 123.
W Norwegii, która także prowadzi restrykcyjną politykę, odnotowano 5218 zakażeń i 50 zgonów (na 5,3 mln mieszkańców).
Szczególnie ciekawie wygląda porównanie liczby zgonów/mln mieszkańców w Danii i Szwecji (dane do 31 marca).
„Duński rząd wprowadził restrykcje (m.in. w postaci zamknięcia granic) stosunkowo wcześnie, nie zważając na obiekcje własnych ekspertów ds. zdrowia publicznego” – zauważa prof. Erik Angner z Uniwersytetu Sztokholmskiego. „Tymczasem obie krzywe praktycznie są nie do rozróżnienia”.
Pomimo tego dotychczasowe stanowisko szwedzkich epidemiologów nie u wszystkich znajduje poklask. „Dostrzegam wiele krytycyzmu wobec działań Andersa Tegnella” – pisze prof. Angner. „[Niektórzy twierdzą], że Tegnell ma zbyt dużo władzy, że udaje króla, a premier abdykował. Te słowa krytyki świadczą o niezrozumieniu szwedzkiej konstytucji: ci ludzie po prostu wykonują swoją pracę”.
Prof. Erik Angner nie zgadza się też, by podejście Tegnella i jego współpracowników uznać za eksperyment. „W rzeczywistości nie ma żadnych przesłanek, by szwedzkie podejście uznać za bardziej eksperymentalne niż kogokolwiek innego. Wszyscy w obliczu tej epidemii poruszają się w ciemności” – pisze naukowiec.
„Są [tylko] 2 rzeczy, które chciałbym, żeby szwedzki rząd robił inaczej. Po pierwsze, żeby regularnie pokazywał nam nad czym pracuje. A po drugie, żeby w kraju robiono więcej testów ” – pisze Angner.
[Rzeczywiście liczba testów w kierunku koronawirusa wykonywana w Szwecji porównaniu z innymi krajami jest niska – do 31 marca przeprowadzono ich tylko ok. 36 tys. Rząd ostatnio postanowił zwiększyć dostępność do testów.]
„Ale mimo wszystko jestem szczęśliwy, że mieszkam w kraju, gdzie najwięcej do powiedzenia [w aktualnej sytuacji] mają epidemiolodzy. Nie dlatego, że są nieomylni, ale dlatego, że alternatywy jakże często okazują się znacznie gorsze" – konkluduje prof. Erik Angner.
To samozadowolenie części Szwedów może jednak rozwiać się w wykładniczym tempie. Po pierwsze, decyzje w innych krajach też są podejmowane na podstawie opinii epidemiologów - i to w sposób bardziej zgodny z konsensusem naukowym. Po drugie, Szwecja jest jeszcze wciąż w początkowej fazie rozwoju epidemii. Widać to wyraźnie na wykresach z "Financial Times" obrazujących przyrosty zgonów z powodu koronawirusa w kolejnych dniach trwania epidemii (od zanotowania pierwszych trzech zgonów w danym kraju).
Jeśli w Szwecji doszłoby do nagłego wzrostu zgonów (przez ostatnie 3 dni liczba zgonów rośnie szybciej niż w Danii czy Norwegii), dotychczasowa strategia będzie najprawdopodobniej modyfikowana. A o tym, czy Szwedzi w pierwszej fazie epidemii podjęli słuszne decyzje, będzie można powiedzieć tak naprawdę dopiero za ok. 2-3 tygodnie.
Joanna Rose: „Syn pracuje na pogotowiu. Podzielono je na pogotowie dla tych z wirusem i bez. On uważa, że oddanie decyzji jak się zachować w ręce obywatela jest bardzo rozsądnym posunięciem. Wśród personelu nie ma paniki, ale wszyscy są przeświadczeni, że dużo ludzi zachoruje i dużo umrze, a ponadto, że potrwa to jeszcze długo”.
„Ze względu na dosyć dużą powierzchnię Szwecja nastawia się na różne okresy wzrostu zachorowań w różnych regionach, co umożliwi przesuwanie zasobów do najbardziej dotkniętych części kraju” – pisze Justyna Gostowska z Ośrodka Studiów Wschodnich. I dalej: „Szpitale zwiększają liczbę respiratorów i miejsc na oddziałach intensywnej terapii, których do tej pory w Szwecji było tylko 526. W największych aglomeracjach – Sztokholmie i Göteborgu – służbie zdrowia pomaga wojsko, które buduje szpitale polowe na kilkaset miejsc, w tym kilkadziesiąt intensywnej terapii”.
Joanna Rose: „W kraju toczą się dyskusje, czy starczy nam materiałów ochronnych. Syn twierdzi, że na razie starcza. Pewien szwedzki milioner sprowadził 200 tys. masek z Chin, niebawem ma przyjechać 100 tys. kolejnych.
Fabryka wódki Absolut zaczęła produkować spirytus do dezynfekcji. Również chemicy na Uniwersytecie Sztokholmskim zabrali się do hurtowej produkcji takiego spirytusu.
Rzecz, która mi bardzo zaimponowała, to to, że rząd wyasygnował od razu sporo pieniędzy, by przebranżawiać ludzi, którzy nie mają pracy, na personel pomocniczy w ochronie zdrowia. I tak ok. 600 stewardess wysłano na 3-dniowe kursy, by mogły stać się pomocnikami pielęgniarek. Słyszałam wywiad z jedną z nich, była dość entuzjastyczna.
Szkoli się nie tylko stewardessy, ale także personel hotelowy, restauracji, bo tam też ludzie potracili pracę".
"I jeszcze jedna, zupełnie inna uwaga - mówi Rose. - Znajoma z Włoch przysłała mi artykuł, że Szwecja znana jest z tego, że ludzie i tak są tam osamotnieni, nie mają przyjaciół, więc de facto w ogóle nie odczuwają zmian wywołanych epidemią. To naturalnie mit, a uprawianie takich mitów okropnie mnie denerwuje".
Wysłała jej więc wyniki badania Eurostatu, z którego wnika, że Szwedzi wcale nie są najbardziej samotnymi ludźmi na świecie, wręcz przeciwnie. Według miejscowych badań społecznie izolowanych jest ok. 4 proc. Szwedów, a więc mniej niż w większości krajów europejskich.
"To, czym Szwecja rzeczywiście się wyróżnia jest to, że jest tu bardzo dużo mieszkań, w których mieszkają pojedyncze osoby. Moim zdaniem to wynika m.in. z tego, że w miastach aż 87 proc. kobiet w wieku produkcyjnym pracuje. I dlatego stać je na własne mieszkania. Nie muszą wychodzić za mąż i przeprowadzać się do teściów jak we Włoszech. Również młodzi ludzie biorą ślub później niż kiedyś i dlatego też dłużej mieszkają sami".
"Mitem jest także to, że Szwedzi trzymają się na odległość. Według moich obserwacji od co najmniej 15 lat, wszyscy tu całują się na powitanie w policzki zupełnie jak we Francji. Teraz musimy sobie stale przypominać, że tak nie należy robić” - mówi Joanna Rose.
Biolog, dziennikarz. Zrobił doktorat na UW, uczył biologii studentów w Algierii. 20 lat spędził w „Gazecie Wyborczej”. Współzakładał tam dział nauki i wypromował wielu dziennikarzy naukowych. Pracował też m.in. w Ambasadzie RP w Waszyngtonie, zajmując się współpracą naukową i kulturalną między Stanami a Polską. W OKO.press pisze głównie o systemie ochrony zdrowia.
Biolog, dziennikarz. Zrobił doktorat na UW, uczył biologii studentów w Algierii. 20 lat spędził w „Gazecie Wyborczej”. Współzakładał tam dział nauki i wypromował wielu dziennikarzy naukowych. Pracował też m.in. w Ambasadzie RP w Waszyngtonie, zajmując się współpracą naukową i kulturalną między Stanami a Polską. W OKO.press pisze głównie o systemie ochrony zdrowia.
Komentarze