0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: 15.12.2022 Warszawa , ulica Wiejska . Sejm . Pierwszy dzien 69 . posiedzenia Sejmu IX kadencji . Jaroslaw Kaczynski (C) podczas wieczornego bloku glosowan . Fot. Slawomir Kaminski / Agencja Wyborcza.pl15.12.2022 Warszawa ...

Co mówili? Jak głosowali? Gdzie manipulowali? O co się kłócili? Rekapitulujemy dla państwa, czym próbowali mamić nas politycy w mijającym tygodniu.

Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Będziemy rozbrajać mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I pisać o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.

Do opisu ostatnich dni w polskiej polityce doskonale pasuje fraza używana często przez piłkarskich komentatorów: "Proszę państwa, co tu się wydarzyło!". Z tym że o ile w przypadku transmisji sportowych wszyscy doskonale widzą, co się wydarzyło, na ekranie telewizorów, to za zwrotami akcji serwowanymi publiczności przez PiS, nadążyć dużo trudniej: kto strzelił gola, kto został na spalonym, a kto zostanie zmieniony? Nie wiadomo, bo trener Jarosław Kaczyński znany jest z nieszablonowych posunięć.

By nie pogubić się w podstawowych faktach, na początek krótkie résumé wydarzeń mijającego tygodnia, zaczynamy od wtorku, 13 grudnia:

  • Wtorek. Premier Mateusz Morawiecki triumfuje i ogłasza kompromis z Komisją Europejską ws. kamieni milowych dotyczących Krajowego Planu Odbudowy. Miliardy z Brukseli już wkrótce mają się zmaterializować na koncie polskiego rządu.
  • Środa. Szampańskich nastrojów w obozie władzy ciąg dalszy. Premier i rzecznik rządu strofują opozycję, żeby nie wprowadzała żadnych zmian - ani myślnika, ani przecinka - do ustawy, która ma zakończyć spór z Brukselą. Każda korekta ma bowiem stanowić śmiertelne zagrożeniem dla kompromisu.
  • Czwartek. Prezydent Andrzej Duda ogłasza, że ustawa nie była z nim konsultowana i że nie zgodzi się na kluczową część jej zapisów.
  • Piątek. Rzecznik rządu ogłasza, że zapisy, które jeszcze we wtorek były niepodważalne, to jedynie punkt wyjścia do dalszych prac legislacyjnych.
  • Sobota. Prezes PiS Jarosław Kaczyński oświadcza, że ustawa przygotowana przez rząd PiS, zawiera destrukcyjne zapisy i w żadnym razie nie może być przyjęta w obecnym kształcie.

Moment triumfu Morawieckiego

Skoro już uporządkowaliśmy wydarzenia, zanurzmy się głębiej w ten tyleż chaotyczny, co groteskowo zabawny skecz, przygotowany dla nas przez obóz władzy.

We wtorek 13 grudnia o poranku dowiadujemy się, że rząd Mateusza Morawieckiego po zmarnowaniu wielu miesięcy na bezproduktywny konflikt z Komisją Europejską, wreszcie dogadał się z KE ws. zmian ustawowych, które mają uruchomić środki europejskie zapisane w Krajowym Planie Odbudowy. Wcześniej Bruksela konsekwentnie stawiała warunki dotyczące praworządności w Polsce, a rząd równie konsekwentnie pozorował zmiany.

Tym razem jednak porozumienie ma być realne, potwierdzają to zarówno źródła w rządzie, jak i w Brukseli. PiS w negocjacjach miał się zgodzić na szersze niż dotychczas zapisy dotyczące tzw. testu niezawisłości sędziego oraz na prawo sędziów do tego, by ich sprawy dyscyplinarne toczyły się przed sądem, na którym nie ciążą zarzuty o brak niezależności.

By spełnić te kryteria, polskie władze stosują dość karkołomny trik i proponują, by dwoma wymienionymi wyżej kwestiami zajmował się Naczelny Sąd Administracyjny.

Rząd Morawieckiego działa błyskawicznie: już przed północą 13 grudnia na stronach sejmowych ukazuje się projekt ustawy (jak zwykle za czasów PiS projekt poselski, choć wyszedł z rządu), 14 grudnia rano premier spotyka się z szefami klubów parlamentarnych i namawia, by ustawę błyskiem procedować - już w czwartek 15 grudnia.

Ustawę szczegółowo analizujemy w OKO.press, wskazujemy jej liczne wady, ale machina polityczna prowadząca do uchwalenia nowych przepisów zdaje się już nie do zatrzymania.

Największy kłopot rządu to sprzeciw koalicjantów z Solidarnej Polski, ale w zgodnej opinii obserwatorów, w sprawie KPO premier Morawiecki może liczyć na jakiś rodzaj wsparcia opozycji. Ta znalazła się bowiem w narracyjnym potrzasku - między możliwymi zarzutami o blokowanie pieniędzy z UE a poparciem dalece niedoskonałej ustawy.

W końcu partie opozycyjne przyjmują wspólną wersję opowieści:

PiS wywiesił białą flagę w konflikcie z Komisją Europejską, a opozycja pomoże mu podpisać akt kapitulacji.

Premier Morawiecki tryska wyśmienitym nastrojem: "Apeluję do niektórych członków naszego obozu politycznego, ale przede wszystkim do opozycji: przejdźmy przez tę ustawę wspólnie, szybko, ponieważ dzisiaj KPO oznacza nowe środki dla Polski" – mówi w środę rano szef rządu.

A rzecznik Piotr Müller dodaje: "Zawarliśmy z Komisją Europejską porozumienie i każda poprawka, nawet wniesiona przez opozycję, może doprowadzić do tego, że KE w przyszłości stwierdzi, że to jednak nie jest to, na co się umawialiśmy. Opozycja o tym doskonale wie i w razie czego zwali na nas winę, że te negocjacje były źle prowadzone".

Przeczytaj także:

Moment memiczny: do gry wchodzi Pan Maruda. Czyli prezydent Duda

Jak widać na załączonym obrazku, nastroje większości rządowej są euforyczne, w myślach liczą już, co zrobią z miliardami euro. Ale w czwartek 15 grudnia następuje tzw. moment memiczny: do gry wchodzi "pan maruda, niszczyciel dobrej zabawy, pogromca uśmiechów dzieci".

Czyli prezydent Duda.

Wczesnym czwartkowym popołudniem prezydent występuje z oświadczeniem i podkreśla, że ustawa PiS oraz kompromis z KE nie zostały z nim uzgodnione. Sugeruje również weto, stwierdzając, że nie zgodzi się na zapis "pozwalający weryfikować nominacje sędziów". Przypomnijmy, że w myśl "kompromisowej" ustawy PiS-u miał to robić NSA. Wydaje się, że Duda w pięć minut zakwestionował domniemane porozumienie z Komisją Europejską.

A później wydarzenia toczą się już wg schematu osuwającej się śnieżnej lawiny. Ustawa spada w kilka godzin z porządku obrad Sejmu, a w piątek 16 grudnia rzecznik rządu - ten sam, który jeszcze w środę twierdził, że w ustawie nie wolno dokonać żadnych zmian - oznajmia, że projekt to ledwie "baza do dalszych prac legislacyjnych".

Moment zwrotny. Prezes Kaczyński wywraca stolik

Uważni czytelnicy i czytelniczki na pewno zauważyli, że w zrekonstruowanej powyżej fabule brakuje jednej postaci, o tyle ważnej, że to główny aktor w tej burlesce. Ale Jarosław Kaczyński nie dał na siebie długo czekać i wkroczył na scenę tak, jak na największą gwiazdę przystało: z przytupem i orkiestrą.

W sobotę 17 grudnia, w samo południe, na stronach "Gazety Polskiej" ukazuje się fragment najnowszego wywiadu z prezesem PiS. Tytuł: "Uchwalenie ustawy o SN mogłoby być skrajnie destrukcyjne dla Polski".

Co więcej, prezes wypowiedział się na temat ustawy, ponieważ jak stwierdził... nie może się na jej temat wypowiadać. Co jest twórczym rozwinięciem znanej i lubianej kwestii z filmu "Miś": "Dzwonie do ciebie, bo niestety nie mogę z tobą rozmawiać".

Cały cytat z prezesa brzmi następująco:

"Ta sprawa jest przedmiotem poważnej kontrowersji w Polsce, dlatego nie mogę się na jej temat w tej chwili wypowiadać. Uchwalenie ustawy prawdopodobnie, ale nie na pewno, byłoby uznane za wypełnienie [kamieni milowych], ale skutki w Polsce mogłyby być skrajnie destrukcyjne, nie tylko dla sądownictwa, lecz także całego aparatu państwowego i mogłyby zaszkodzić przyjmowaniu przez Polskę głównych środków z perspektywy budżetowej na lata 2021–2027".

Kaczyński mówi też, że ustawa wymaga "doprecyzowania i dalszych konsultacji", nie tłumaczy jednak, po co fundamentalnie zmieniać ustawę o SN, skoro wszelkie zmiany, a już na pewno głęboka ingerencja w kwestie merytoryczne, sprawią, że kompromis z Brukselą zostanie zaprzepaszczony.

Prezes PiS, nie wyjaśnia także, dlaczego jego posłowie i jego rząd chcieli dokonać destrukcji aparatu państwowego.

Opinia publiczna, chciałaby zapewne dowiedzieć się również dlaczego premier Morawiecki chciał przeforsować w Sejmie zapisy, które mogły się zakończyć dla Polski katastrofą oraz rozpadem instytucji państwowych? Czy prezes o tym wiedział? Czy został oszukany? A jeśli tak, dlaczego premier Morawiecki wciąż pozostaje na stanowisku?

Tak czy inaczej, szef rządu przeszedł w tym tygodniu drogę od spektakularnego triumfu do upokarzającej, totalnej klęski. Z ustawy, która w zamierzeniu Morawieckiego miała dać Polsce pieniądze, a PiS-owi sondażowe punkty, prezes Kaczyński zrobił papierową kulkę i niedbale rzucił ją kotu do zabawy. Ale chociaż taki z tego ambarasu pożytek, że kot jest zadowolony.

Moment smutku i szoku ministra Czarnka

Prezydent Duda w czwartek 15 grudnia zrobił jeszcze jedną przykrość kolegom z PiS, mianowicie zawetował nowelę prawa oświatowego, czyli tzw. ustawę lex Czarnek 2.0. Nowe prawo zakładało większą kontrolę władz centralnych i kuratoriów nad szkołami i w zamierzeniu ministra Przemysława Czarnka miało być młotem na “lewackie ideologie” w szkołach, osobliwie wyrugować mówienie o prawach osób LGBT i "propagowanie ideologii gender", cokolwiek miałoby to oznaczać.

Duda ustawy jednak nie podpisał, argumentując, że "nie udało się osiągnąć czegoś, co bym nazwał społecznym kompromisem".

„Byliśmy w zasadzie zaskoczeni, że prezydent zachował się jak prezydent. Wziął pod uwagę opinie, przeanalizował skutki ustawy i podjął decyzję dobrą dla obywateli i obywatelek" - tak weto do lex Czarnek komentowała dla OKO.press nauczycielka i aktywistka Wolnej Szkoły Iga Kazimierczyk.

Napisalibyśmy, że równie zaskoczony wetem był minister Czarnek, ale w tym wypadku “zaskoczenie” jest chyba wyrażeniem zbyt słabym.

“Kompletnie nie rozumiem, o co chodzi”

- komentował zdumiony minister.

Czarnek wyraził też wielkie zdziwienie, że Duda wziął pod uwagę listy protestacyjne, które spływały do Kancelarii Prezydenta:

"10,5 mln ludzi zagłosowało na Prawo i Sprawiedliwość i pana prezydenta. I te 10,5 mln ludzi nie podpisało się pod tymi listami, więc kompletnie tego nie rozumiem” - mówił Czarnek dziennikarzom.

Przy okazji wprowadził opinię publiczną w błąd - na PiS nigdy nie głosowało 10,5 mln ludzi, najwięcej głosów partia Czarnka uzyskała w 2019 roku - 8,05 mln. Ale to pewnie pomyłka z szoku i emocji. Świadome kłamstwa zdarzają się przecież politykom PiS tak rzadko...

;
Na zdjęciu Michał Danielewski
Michał Danielewski

Naczelny OKO.press, redaktor, socjolog po Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW. W OKO.press od 2019 roku, pisze o polityce, sondażach, propagandzie. Wcześniej przez ponad 13 lat w "Gazecie Wyborczej" jako dziennikarz od spraw wszelakich, publicysta, redaktor, m.in. wydawca strony głównej Wyborcza.pl i zastępca szefa Działu Krajowego. Pochodzi z Sieradza, ma futbolowego hopla, kibicuje Widzewowi Łódź i Arsenalowi

Komentarze