Intensywnie wspierane od kilku lat przez Zjednoczoną Prawicę myślenie kategoriami: my – oni, przyjaciel – wróg, spowodowało, że jesteśmy dziś jednym z najbardziej spolaryzowanych społeczeństw w Unii Europejskiej.
Nie wystarczy już widzieć, że podziały się pogłębiają, ponieważ co chwilę rodzą się nowe, generowane przez środowiska skrajne, przejmowane potem przez kolejne grupy polityczne, obywatelskie i społeczne.
Polaryzacja zaraża niemal jak pandemia – zaś niekontrolowana nieprzerwanie narasta.
Konsekwencje społeczne tego procesu są zawsze wieloletnie: brak stabilności państwa, osłabienie gospodarki, a co za tym idzie – pogorszenie warunków życia ludzi; narastanie przemocy, uliczne zamieszki i napaści.
Głębokie podziały stwarzają też warunki do aktywności różnych grup ekstremistycznych czy nawet do rozwoju terroryzmu. Z tym wszystkim będziemy musieli się zmierzyć, nawet jeśli zmieni się władza, a ustrój Polski wróci na ścieżkę demokratyczną. Potrzebujemy już dziś myślenia o tym, jak przeprowadzić mądrą depolaryzację i deeskalację wrogości między ludźmi.
Tekst publikujemy w naszym cyklu „Widzę to tak” – w jego ramach od czasu do czasu pozwalamy sobie i autorom zewnętrznym na bardziej publicystyczne podejście do opisu rzeczywistości. Zachęcamy do polemik
Radykalizacja na prawo
„Jednym z następstw polaryzacji społecznej jest radykalizacja, w Polsce głównie w kierunku prawicowym. W moim odczuciu granica między tymi zjawiskami została już przekroczona – stało się to wtedy, gdy rządzący razem z niektórymi duchownymi Kościoła katolickiego zaczęli odczłowieczać osoby LGBTQ. Polska jest bardzo zradykalizowanym krajem” – mówi Stanisław Czerczak z gorzowskiej Fundacji Codex, który od lat zajmuje się zapobieganiem radykalizacji.
Sam w latach 90. był ekstremistą, należał do grupy neonazistowskiej. Często opowiada o swoim doświadczeniu, aby przestrzec innych przed pójściem taką samą drogą. Dzieli się tym zwłaszcza z uczniami podczas spotkań w szkołach – odbył ich dziesiątki, ostatnie w 2018 roku.
Potem okazało się, że wpuszczanie do szkół osób z zewnątrz rodzi tak silne kontrowersje, że nauczyciele zaczęli z takiej współpracy rezygnować.
Tymczasem Czerczak podkreśla, że jeśli chcemy walczyć z polaryzacją i radykalizacją, powinniśmy przede wszystkim przemodelować edukację: „Niestety, na razie nie widzę na to większych szans. Byłem przekonany, że po zabójstwie prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza, które moim zdaniem było aktem terroru, rzeczywiście zostaną podjęte profesjonalne działania, zapobiegające radykalizacji. Ale do dziś niewiele się zmieniło”.
Polaryzacja polityczna – tak, społeczna – nie
„W demokracji polaryzacja jest częścią gry. Bez niej nie byłoby cywilizacji, bez niej nie byłoby demokracji. Ale polaryzacja może wymknąć się spod kontroli i wtedy trzeba zacząć proces depolaryzacji. (…) O ile polaryzacja polityczna jest potrzebna demokracji, to nie powinna prowadzić do polaryzacji społecznej, bo wtedy stanowi zagrożenie dla społeczeństwa” – tak o różnicy między podziałami politycznymi a społecznymi mówi Bart Brandsma, holenderski filozof, który od kilkunastu lat szkoli, jak odwracać proces dzielenia się społeczeństwa.
To ważne rozróżnienie: nie chodzi o to, byśmy wszyscy mieli takie same poglądy, zaakceptowali wizje polityków z przeciwnej partii czy nagle polubili najbardziej radykalnych zwolenników PiS.
Czerwona linia przebiega tam, gdzie normalne podziały polityczne zamieniają się w międzyludzką wrogość i generują agresję.
Jeśli w osobach o innych poglądach widzimy wrogów, z którymi nie chcemy rozmawiać ani współpracować, jeśli utrzymujemy kontakty towarzyskie tylko z tymi, którzy głosują tak samo, jak my, do tego łatwo się nawzajem dehumanizujemy (odczłowieczamy, porównujemy do zwierząt czy przedmiotów) oraz usprawiedliwiamy agresję wobec „innych” (bo to wrogowie, więc zasługują na takie traktowanie) – to znak, że potrzebujemy pomocy w przywróceniu normalnych relacji międzyludzkich w społeczeństwie.
Polska nie jest pierwsza w takiej sytuacji
Czy to w ogóle możliwe? Cóż, nie jesteśmy pierwszym narodem, które się mierzy z taką sytuacją. Wystarczy przypomnieć sobie głęboki konflikt między katolikami a protestantami w Irlandii, podziały na tle rasowym w USA czy konflikty wywołane zwiększoną liczbą imigrantów w niektórych krajach europejskich.
Wszędzie tam powstały jednak grupy ekspertów, liderów opinii publicznej, wolontariuszy, które pracowały na rzecz depolaryzacji i deeskalacji.
Kilkanaście takich grup intensywnie działało ostatnio w Stanach Zjednoczonych, zwłaszcza w okresie między głosowaniem w wyborach prezydenckich w 2020 roku a zaprzysiężeniem prezydenta Joe Bidena.
Byli na ulicach miast, wkraczając wtedy, gdy zauważali narastanie konfliktu. Co ciekawe z perspektywy Polski, część z nich została utworzona przez organizacje kościelne – w Detroit w dniu wyborów prezydenckich przed lokalami wyborczymi można było spotkać katolickie zakonnice, które razem ze świeckimi aktywistami dbały o to, aby nie doszło do konfliktów i każdy mógł spokojnie głosować.
Uliczne interwencje w USA
Merwyn, wolontariusz DC Peace Team, pewnego popołudnia podczas obserwacji sytuacji na ulicach Waszyngtonu, zauważył, że potężnie zbudowany, biały mężczyzna w militarnym ubraniu głośno rozmawia z parą młodych ludzi o innym kolorze skóry.
Perorował, że wybory zostały sfałszowane i skradzione, groził rozmówcom, potrząsał pięścią. Młodzi starali się zachować spokój. Nagle do rozmowy włączyło się dwóch innych mężczyzn, silnie pobudzonych. Napięcie wzrosło. Wtedy Merwyn zareagował.
Zastosował kilka taktyk, których celem jest deeskalacja konfliktu. Najpierw próbował odwrócić uwagę wszystkich – zadziałało na krótko. Potem mówił o zachowaniu wzajemnego szacunku – bez efektu. Potężny mężczyzna cały się trząsł z napięcia. W końcu Merwyn zapytał go: „Która godzina?”. Ten przerwał wywody, spojrzał na zegarek, podał godzinę. Rozproszyło go to. Napięcie opadło. Młoda para odeszła. Nie doszło do przemocy.
Wolontariusz wiedział, jak się zachować, bo przeszedł szkolenie, jakie organizuje DC Peace Team. Podobnie jak inne tego rodzaju grupy, DC Peace Team uczy, jak się komunikować bez przemocy, rozpoznawać agresywne zachowanie i doprowadzać do jego deeskalacji; ale także, jak na co dzień chronić innych przed przemocą.
Pewne zasady, które można poznać na tego typu szkoleniach, są uniwersalne, sprawdzają się wszędzie tam, gdzie celem jest zmniejszanie podziałów i wrogości.
Zapisano je między innymi w podręczniku postępowania wobec polaryzacji, wydanym w 2017 roku przez unijną sieć Radicalisation Awareness Network (w skrócie RAN, należy do niej m.in. cytowany wcześniej S. Czerczak), zrzeszającą europejskich ekspertów, którzy zajmują się zapobieganiem ekstremizmowi.
Zawarto w nim szereg konkretnych wskazówek dla instytucji i osób, które pełnią kluczowe role w procesie depolaryzowania społeczeństwa: nauczycieli, samorządowców, lokalnych liderów, polityków.
Po pierwsze: mów do ludzi środka, nie do tych, którzy radykalizują
W polaryzacji celem działań nie są ci, którzy już się zdeklarowali. Aktywność prowokatorów (czyli tych, którzy świadomie dążą do pogłębienia podziałów) adresowana jest do osób w tzw. strefie środka.
To one poddawane są presji, aby opowiedziały się po którejś ze stron. Gdy już to zrobią, czyli dołączą do konkretnego „plemienia”, są bombardowane przekazami potwierdzającymi ich decyzję – to gwarantuje, że pozostaną w grupie.
Tak jak w Polsce, kiedy w 2019 roku nagle podniesiono problem „ideologii LGBT”, robiąc z niej główną oś podziału społecznego – był to okres poprzedzający kolejną falę wyborów (od wyborów do Parlamentu Europejskiego, przez wybory parlamentarne, samorządowe, aż po prezydenckie).
Wcześniej, przed wyborami w 2015 roku, na podobnej zasadzie wykorzystano strach przed muzułmańskimi emigrantami.
Obecnie obserwujemy granie kolejną linią podziału – tym razem chodzi o Kościół katolicki i generowanie narracji, iż ci, którzy Kościół zasadnie krytykują (np. z powodu ukrywania duchownych pedofilów), są „spod znaku szatana”.
Odważ się być Szarym
Aby tego rodzaju procesy przerwać, niezbędne są działania adresowane właśnie do „ludzi środka”. W inicjatywie holenderskich studentów „Dare To Be Gray” nazywa się ich po prostu „Szarymi” – w odróżnieniu od osób zdeklarowanych, czyli czarnych i białych.
„Odważ się być Szarym!” – apelują autorzy inicjatywy na stronie internetowej. I wyjaśniają:
„Tożsamość Szarego Środka jest oparta na pięciu wartościach: różnorodność, debata, empatia, niuanse, wątpliwości”.
Podkreślają, że „ci, którzy wątpią, są tymi, którzy mogą skierować debatę publiczną we właściwym kierunku”: są w stanie zrozumieć, skąd biorą się argumenty obu stron, dzięki czemu dają dyskusji nową perspektywę. A to już krok do zaproponowania nowego rozwiązania problemów.
Działacze „Dare To Be Gray” podczas warsztatów, eventów i debat pokazują, że dobrze jest być „człowiekiem środka”, mieć swoje zdanie, czerpać inspiracje z różnych środowisk, mieć wątpliwości i zauważać niuanse.
Nakręcili nawet serial YouTube „50 Color Grey”. Twórcy tej inicjatywy w 2016 roku wygrali międzynarodowy konkurs w Waszyngtonie, którego celem było wsparcie najlepszych pomysłów na zmniejszenie ekstremizmu za pomocą mediów społecznościowych.
Po drugie: Każdy chce być wysłuchany
Jak podkreśla Bart Brandsma, najważniejsze w procesie depolaryzacji jest znalezienie tego, czego spolaryzowani ludzie naprawdę chcą (nie zawsze jest to zbieżne z tym, czego potrzebują):
„Podczas protestów ruchu tzw. żółtych kamizelek Francji, wywołanych pierwotnie rosnącymi cenami paliwa, prezydent Francji Emmanuel Macron zaoferował protestującym pieniądze. Ale to nie zmniejszyło napięcia. Ludzie przede wszystkim chcieli być wysłuchani. (…) Kiedy zaczniesz ich słuchać, będziesz w stanie odkryć, jakie jest ich podstawowe pytanie. Wtedy możesz zacząć łączyć ludzi”.
To nie oznacza, że wszyscy mają natychmiast siadać i rozmawiać z tymi, których dziś uważają za swoich wrogów. Takie działanie jest i niemożliwe, i niepotrzebne.
Chodzi wyłącznie o to, by liderzy i edukatorzy, którzy pracują z grupami ludzi oraz odpowiadają za kreowanie różnych fragmentów przestrzeni publicznej, byli w stanie słuchać nie tylko tych, którzy myślą tak samo, ale też reprezentantów innych środowisk. I dopasowywali działania do tego, co usłyszą.
Dalszym krokiem jest tworzenie bezpiecznej przestrzeni do spotkania się osób o różnych poglądach.
Tak działa na przykład irlandzka organizacja Glencree Centre for Peace and Reconciliation. Jej eksperci prowadzą grupy, w których każdy może bezpiecznie opowiedzieć swoją historię, podzielić się doświadczeniami.
Spotykają się tu zarówno młodzi Irlandczycy zagrożeni przemocą polityczną, członkowie organizacji paramilitarnych, jak i ofiary ich działań.
Jak wyjaśniają twórcy Glencree Centre, „formuła »kręgów« ma pomóc uczestnikom budować relacje, a nie osiągać porozumienie. (…) Przesłanie nie jest takie, że wszyscy powinni być „razem”, ale że przez tworzenie nowych sposobów rozumienia możemy iść naprzód i przekroczyć dziedzictwo konfliktu.”
Realizowany jest tu także projekt adresowany do kobiet: „Glencree All Island Women’s Peacebuilder Network”, czyli sieć kobiet budujących pokój.
Chodzi o to, by kobiety mogły inicjować w swoich społecznościach lokalnych, czasem po prostu rodzinnych, działania deeskalujące i depolaryzujące. Nie tylko Irlandczycy wpadli na taki pomysł – międzynarodowa organizacja „Woman Without Borders” stworzyła dwie sieci kobiet, których celem jest zapobieganie przemocy i ekstremizmom.
Jeden z projektów „MotherSchool: Parenting for Peace” akcentuje rolę matek w tej przestrzeni. „To matki są pierwszą linią obrony w zagrożonych przemocą i ekstremizmem społecznością” – podkreślają działacze WWB.
Po trzecie: Zmień temat
Wychodzenie z polaryzacji wymaga znalezienia punktów wspólnych wśród osób, które do tej pory widziały między sobą wyłącznie różnice.
Jak podkreśla Brandsma, aby to osiągnąć, trzeba przede wszystkim zmienić… temat. Polaryzacja opiera się na przekazie tożsamościowym, akcentuje różnice w odpowiedziach na pytania: kim jestem, do czego przynależę, z kim się identyfikuję? Wystarczy jednak przekierować uwagę na inne kwestie, by okazało się, że ludzi sporo łączy.
Dobrym przykładem tego typu działań są polskie facebookowe grupy samopomocy, powstałe na początku pandemii i działające do dziś: ponad 200 grup „Widzialnej Ręki”, w których jedni członkowie wolontariacko pomagają drugim w kryzysowych sytuacjach spowodowanych pandemią.
Ale także to grupa „Pies w koronie”, gdzie kontaktują się wolontariusze wyprowadzający psy osób przebywających na kwarantannie.
Nagła zmiana sytuacji spowodowała, że przestały się liczyć różnice światopoglądowe, najważniejsze stały się życiowe potrzeby, możliwe do rozwiązania tylko dzięki pomocy innego człowieka, często obcego. Trzeba było zaufać, by przyjąć pomoc – ale także by ją dać, nie wnikając specjalnie w to, komu ją dajemy. Zadziałało.
To niejedyne pozytywne przykłady w Polsce. Fundacja Codex i Instytut Bezpieczeństwa Społecznego realizowały choćby projekt w Dąbrowie Górniczej, który w praktyce pokazywał, jak mogą współpracować urzędnicy, policja, straż miejska, instytucje kultury i społecznicy, aby szybko reagować na każdy przejaw radykalizacji.
Niestety, od kilku lat tego rodzaju działania nie wzbudzają zainteresowania instytucjonalnego w naszym kraju. Nic dziwnego – polaryzacja i radykalizacja to jedno z podstawowych narzędzi oddziaływania politycznego obecnych władz.
Podstawą do wyhamowania tych procesów musi być więc zmiana władzy. Tyle że to nie wystarczy.
„Jesteśmy na tak głębokim poziomie generowania podziałów, że na pewno nie wrócimy do stanu zerowego” – ostrzega Stanisław Czerczak. – „W państwach Europy Zachodniej sytuacja wygląda inaczej, ponieważ tam już wcześniej poważnie zajmowano się deeskalacją, w obawie przed terroryzmem islamskim. To sprawiło, że państwa te miały gotowe narzędzia, by zacząć pracować nad problemem prawicowej radykalizacji.
U nas tego rodzaju narzędzia nie istnieją. Zajmuje się tym kilka organizacji społecznych, ale to zawsze była aktywność w skali mikro. A od kilku lat w zasadzie nie ma woli, byśmy realizowali nawet taką skalę działań”.
Dlaczego w artykule ani jednym słowem nie jest wspomniana Polska2050, której właśnie jednym z głównych założeń jest depolaryzacja społeczeństwa? Działania w tym zakresie podejmowane są na wielu frontach, zaczynając od wspomnianej skali mikro praktycznie od początków pandemii i formowania się ruchu. Program opracowywany przez Strategie2050 też dąży do tego żeby możliwie jak najwięcej osób mogło się z nim zgodzić, jest robiony dla tych "szarych" (i oczywiście ostro krytykowany za tą szarość zarówno przez "białych" jak i "czarnych"). Inicjatywa "zapraszamy do pokoju" co prawda z powodu pandemii nie wypaliła, ale jak będzie można już się w miarę swobodnie spotykać, to pewnie jej temat powróci. Jednymi z głównych haseł wyborczych Szymona Hołowni były "Jedność to nie jednolitość" albo "Polska to duży kraj, zmieścimy się tu wszyscy". Z resztą cały czas wypowiada się w tym tonie. Ostro krytykuje obecną władzę, ale nie jej wyborców.
Więc to czyste kłamstwo że nikt się tym nie zajmuje, bo zajmuje się tym ruch i partia mające już ok 20% poparcia w społeczeństwie! I warto zauważyć że najprawdopodobniej połowa tego to są dotychczasowi wyborcy PiS (mimo wyłącznie opozycyjnych polityków w partii), bo w końcu gdzie się podziało to 10% które PiS stracił od jesieni?
ad p Łukowomska. Co mają oznaczać hasła "jedność, to nie jednolitość" czy "zmieścimy się ty wszyscy" ?. To wg mnie nadal dawanie pola dla skrajnego radykalizmu i zezwolenie na funkcjonowanie w Polsce skrajnie szkodliwych organizacji i ugrupowań.
Nawet w realnie demokratycznych państwach istnieją zakazy głoszenia określonych ideologi i funkcjonowania określonych organizacji. Jak dotychczas pan Hołownia nie wypowiedział się w sprawie polskich, radykalnych narodowców, IPN, Ordo Juris, betonu w edukacji, hochsztaplerów w nauce, średniowiecza w episkopacie i KUL. Najwyższy czas na żądanie od polityków konkretyzacji ich propagandowo – wyborczego ględzenia. Inaczej szczytne hasła o odnowie moralnej i materialnej będziemy mogli powiesić na haku. Po wyborach, w ustronnym miejscu.
Tak było na początku, przed wyborami. Teraz Szymon segreguje ludzi i odmawia rozmowy o faktach. Rozpoczyna się u niego totalitaryzm. Wroga już ma, a są nim niechętni do szczepień i zakazów. Zaczął nimi szczuć ludzi i dalej polaryzować społeczeństwo, zamiast zapoznać się z badaniami naukowymi i na ich podstawie opierać to co mówi. Jeżeli sam nie umie zapoznać się z badaniami, tylko doradcy mu tak doradzają… to niech wywali ich na zbity ryj, bo się na tym nie znają, tak samo jak obecny rząd.
Tak więc to nie jest kłamstwo, proszę sobie obejrzeć film:
https://www.cda.pl/video/356297500 (Dyktatura trzeciej fali)
Pokazany w nim jest eksperyment, w którym w ciągu 7 dni udało się wprowadzić w klasie dyktaturę… zauważam już podobne zachowania u Szymona i dla jasności, oglądałem jego LIVE-y od początku. Przestałem jak zaczął na każdym mówić o szczepionkach i stanie wyjątkowym. Niby broni mniejszości, ale chce odebrać wolność wszystkim… to niepoważne.
"Zaczął nimi szczuć ludzi i dalej polaryzować społeczeństwo, zamiast zapoznać się z badaniami naukowymi i na ich podstawie opierać to co mówi. Jeżeli sam nie umie zapoznać się z badaniami, tylko doradcy mu tak doradzają… to niech wywali ich na zbity ryj, bo się na tym nie znają, tak samo jak obecny rząd."
– Pan to podsumowanie zaczerpnął skądś, czy sam je sporządził? Wszystko, o czym mówi Szymon Hołownia w kontekście pandemii oparte jest na "mainstreamie" naukowo-badawczym. Mowa o szczuciu przez to, że ktoś opiera się na powszechnym konsensusie naukowym, a odrzuca jednego czy dwóch medyków-renegatów, którzy próbują zbić kapitał finansowy/społeczny na staniu w opozycji do 99% uczonych to jakieś totalne pomieszanie.
Sytuacja zupełnie jak z niedopuszczaniem do słowa tych, którzy twierdzą, że szczepionki wywołują autyzm. Przypomnijmy, że, pomijając jego wyznawców, rzecz dotyczy pojedynczego, byłego już medyka, któremu odebrano wszystkie uprawnienia zawodowe i którego skazano za fałszerstwo naukowe, a który to teraz lata po świecie i zarabia na głoszeniu teorii spiskowej, wedle której to on jest jedynym piewcą "prawdy", a źli ludzie chcą go zniszczyć – sam prezes Obajtek musi się na nim wzorować…
Sam to sporządziłem. Jeżeli Szymon opiera się na badaniach, niech poda ich źródło. Chętnie się zapoznam. Niech się także zapozna z pozostałymi badaniami.
To co Pan pisze, to jest dokładnie to o czym mówię. Czyli negowanie wszystkiego co nie jest zgodne z linią "naszej partii" i wykluczanie ludzi, którzy mają inne zdanie. Nasłuchał się Pan o antyszczepionkowcach w TV i teraz przekazuje to dalej, nie sprawdzając faktów i ślepo ufając osobie, która wcześniej była idealnym kandydatem.
Pozwolę sobie tutaj odpowiedzieć. Nie, Szymon sam nie analizuje badań bo nie jest medykiem i nie jest ekspertem w tej dziedzinie. Korzysta owszem z opinii ekspertów i np. WHO tak samo jak robi WIĘKSZOŚĆ społeczeństwa, medyków itd. Natomiast nie można go nazwać ekstremistą w tym zakresie, bo nie naciska np. aby szczepionki były przymusowe, od początku jego stanowisko jest za dobrowolnymi szczepieniami na COVID. Owszem ostro krytykuje osoby przeciwne szczepieniom, ale jak wspomniałam antyszczepionkowcy w znacznym stopniu sami się do tego przyczynili od początku pandemii atakując Szymona i na siłę przypisując mu wypowiedzi które nigdy nie padły. Nie wydaje mi się, żeby kiedykolwiek nastąpiła chociaż najmniejsza próba ze strony ruchów antyszczepionkowych podjęcia merytorycznej, rzetelnej dyskusji na ten temat (mimo że kiedyś wysłałam taką sugestię do STOP NOP). Niestety to właśnie antyszczepionkowcy w tym przypadku są inicjatorami polaryzacji w tym zakresie, a ze strony Szymona to jest tylko kontrreakcja.
Natomiast proszę mi podać konkretny przykład gdzie Hołownia nawołuje do wykluczenia społecznego, czy faktycznej wrogości wobec osób nieszczepiących się.
Zgadzam się natomiast, że wypowiedź Pana Tomasza nie jest depolaryzacyjna i rzetelna, tak samo jak Pana.
P.S. Bardzo ciekawy film, ale doszukiwanie się analogii między Polską2050, a tym eksperymentem jest mocno naciągane i świadczy albo o niezrozumieniu filmu, albo schematu i idei powstawania tego ruchu.
Ja wcześniej nie interesowałem się tematem totalitaryzmu, tego jak powstaje i przypadkiem trafiłem na ten film. Po obejrzeniu go zauważam takie działania np. w PIS, w kościele. Z Szymonem należy uważać i mieć to na uwadze, bo jak na razie jest charyzmatyczną osobą, za którą idą ludzie. Ja też za nim idę, ale zauważyłem, że szczuje ludzi na osoby, które nie chcą przyjąć szczepionki i nie ma z nimi dialogu, są wykluczani. Może to być pierwszy etap… a może to przypadek. Warto w każdym razie mieć to na uwadze, że można być zmanipulowanym przez osobę, której się ufa, która wydaje się, że jest jedyną opcją w tym pokręconym kraju.
Nie muszę oglądać filmu. Hołownia, to podrzędny dziennikarzyna. Popopychadło reżysera jakiegos szmatławego programu TVP. Otoczony cwanymi i wygadanymk typkami, czekającymi na budżetowe koryto. To już nie niepełnosprawny umysłowo Pada-alec. Coś gorszego.
Grzegorz Nosowski "Teraz Szymon segreguje ludzi i odmawia rozmowy o faktach. Rozpoczyna się u niego totalitaryzm."
Elegancko Pan odpowiedział na pytanie. Dlatego "ani jednym słowem nie jest wspomniana Polska2050". Bo totalitaryzm.
Nie "bo totalitaryzm", tylko dlatego, że także polaryzuje ludzi.
Stan nadzwyczajny jest między innymi po to, żeby pokrzywdzeni obostrzeniami mieli przejrzyste procedury i narzędzia aby od Państwa uzyskać odszkodowania. Więc tu wcale nie chodzi tylko o zwiększenie ograniczeń.
Co do szczepień to akurat sama jestem raczej przeciwniczką, ale jestem w stanie zrozumieć pro-szczepienną retorykę w szczególności u Szymona, jako że ma on doświadczenia z krajów tzw. trzeciego świata gdzie miał okazję zobaczyć jaką robotę robią szczepienia w tamtych warunkach.
Ja mam swój pogląd na temat szczepień i gdybym miała okazję to z chęcią bym z nim podyskutowała na ten temat, ale wiem że i tak skończyło by się na tzw. "lets agree to disagree" (podobnie mam z moim bratem). Mam świadomość że należę do mniejszości ze swoimi poglądami i nie zamierzam z ich powodu wypowiadać nikomu świętej wojny. Nie identyfikuję się z typowymi agresywnymi antyszczepionkowcami, którzy w znacznym stopniu sami przyczynili się do tak negatywnej opinii Hołowni na swój temat.
Ale ludzie nie chcą odszkodowań. Chcą ciężko pracować z własnej woli. Wystarczy przedstawić badania dotyczące bzdurnych zakazów, których przez rok nikt, nawet Szymon, nie umie wyjaśnić. Zamiast tego proponuje zakaz wszystkiego w postaci stanu wyjątkowego.
Stan wyjątkowy, czy właściwie stan klęski żywiołowej, który w tym przypadku jest bardziej adekwatny, nie jest z automatu ograniczeniem czegokolwiek, jest tylko i wyłącznie narzędziem do LEGALNEGO wprowadzenia pewnych ograniczeń, które PiS narzucił nielegalnie.
A co do tego że wprowadzone przez PiS obostrzenia są w większości totalnie chaotyczne i absurdalne to chyba nikt, po za ewentualnie ich wyborcami nie ma najmniejszych wątpliwości. Teraz już oczywiście jest za późno na odkręcenie tego wszystkiego, ale po pierwsze to o co Hołownia postulował, to wcale nie zwiększanie ograniczeń tylko zrobienie tego w końcu z głową i zgodnie z literą prawa, a po drugie, to jest bardziej zwracanie uwagi społeczeństwa, że od początku PiS działa niezgodnie z prawem, bo oczywistym było, że tego stanu nadzwyczajnego nie wprowadzą.
Pani Bogno, to raczej nie jest depolaryzujący komentarz. Partie polityczne istnieją by manifestować polaryzację poglądów. To jest istota demokracji liberalnej. Ważne jest co dalej – np. obecna struktura prawa wyborczego, nastawiona na kreację większości rządzącej kosztem reprezentacji nie sprawdziła się, gdy do władzy doszła partia radykalna i uznała, że reprezentuje większość obywateli (tzw. suweren), a reszta nie ma nic do powiedzenia. Nawet gdyby reprezentowała większość, a nigdy tak nie było, to co z tego – dalej nie reprezentuje wszystkich i należy uwzględniać głosy mniejszości.
Ale partie są od polaryzacji – i depolaryzująca retoryka partii jest strategią wyborczą, a nie depolaryzującym działaniem społecznym.
Dlatego artykuł zajmował się fachowcami i NGO, a nie partiami.
Po pierwsze Polska2050 to nie tylko partia, to jak już zauważyłam wcześniej, przede wszystkim ruch społeczny oraz think-tank, partia jako taka istnieje tylko od paru tygodni i jest tylko jednym najmłodszym z elementów ruchu – koniecznym, bo mającym największą możliwość wpływania na sytuację w kraju nie tylko oddolnie, ale też odgórnie.
Po drugie oczywistą rzeczą jest, że partie o różnych poglądach są potrzebne i nikt tego nie neguje. Ale jeśli są spolaryzowane do tego stopnia że nie ma żadnej opcji konsensusu i wzięcia pod uwagę potrzeb i poglądów drugiej strony, wypracowania kompromisu. Do tego jeśli to właśnie partyjna polaryzacja powoduje tą społeczną wojnę to pojawienie partii środka jest koniecznością żeby ten proces polaryzacji powstrzymać.
Hołownia do polityki wszedł między innymi właśnie po to, w tym celu kandydował na prezydenta (i założył też po to fundację, a więc NGO). I dlatego tak dużo ludzi go teraz popiera. Bardzo dużo ludzi właśnie dzięki jego kampanii sobie uświadomiło jak bardzo nas ta polaryzacja wyniszcza, ja sama do tych osób należę, więc proszę tu nie pisać że to jest tylko strategia wyborcza. Partia powstała tylko jako narzędzie realizacji celów fundacji i ruchu, a nie na odwrót.
Po pierwsze, wokół Polski2050 mnożą się znaki zapytania. Czy to nie będzie przypadkiem jakaś forma powtórki z przedostatnich wyborów samorządowych w Warszawie, kiedy to parę komitetów startowało jako niezależnie od "popisu", a zaraz po wyborach radośnie oznajmiały, że właśnie wstępują do PiS? Co sprawiło, że Hołowni nagle odechciało się być prezenterem tv, a zachciało się być politykiem? Sam z siebie na to wpadł, czy ktoś nim kieruje? A jeśli ktoś – to kto konkretnie? Jeśli 5 minut temu Hołownia optował za ostrzejszym prawem aborcyjnym, teraz optuje za łagodniejszym, to za jakim będzie optował za kolejne 5 minut – za jeszcze łagodniejszym czy znowu za ostrzejszym?
Po drugie, Polska2050 świetnie teraz wypada w sondażach. Ale niedawno świetnie też miał się Kukiz. A wcześniej Palikot. A jeszcze wcześniej Lepper z Samoobroną. I jeszcze wcześniej… Tymiński ze swoją Partią X. Różne formacje "spoza układów" świetnie się miały i… przeminęły z wiatrem.
To dlaczego Hołownia postanowił wejść do polityki wyjaśniał już tyle razy, że trudno zliczyć, m.in. dosyć dogłębnie w swojej ostatniej książce. Zadawanie takiego pytania świadczy tylko o zerowym wysiłku włożonym w znalezienie odpowiedzi.
Co do prawa aborcyjnego, to też było już dziesiątki razy wyjaśniane…
Po trzecie porównywanie kogoś do innych tylko pod kątem, a bo im się nie udało to jemu też się nie uda, jest bardzo krótkowzroczne. Hołownia nie jest ani Kukizem ani Palikotem, ani nikim innym, tylko sobą. Ma swój bagaż doświadczeń, swoich doradców, a także wiedzę o błędach poprzedników. Po za tym wszedł do polityki w innym czasie, w momencie można powiedzieć krytycznym. Na tyle na ile zdążyłam go poznać to ma duże szanse rzeczywiście wprowadzić tą nową jakość do polskiej polityki, dlatego mu kibicuje, choć nie we wszystkim się z nim zgadzam.
Hołownia wyjaśniał. O.K. Ale ile jest prawdy w tym jego wyjaśnieniu? Może 100%? Może 50? Może 10, a może 0? Nie wiem.
Oczywiście, że Hołownia nie jest Kukizem ani Palikotem. Ale gdy lat temu parę wróżyłem schyłek Kukiza, to jego fani rzucili się na mnie, że przecież Kukiz nie jest ani Palikotem, ani Lepperem, ani Tymińskim, bo… W zasadzie bronili go podobnie, jak Pani teraz broni Hołowni.
Nie twierdzę, że Hołownia jest be, ani nie twierdzę, że jest cacy. Po prostu widzę nad nim znaki zapytania, na które nie umiem sobie odpowiedzieć. I jeszcze raz przypomnę, o czym już wspomniałem – w wyborach samorządowych w 2014 r. ileś tam komitetów wyborczych w Warszawie deklarowało się jako apolityczne i niezwiązane z żadną istniejących partii. A zaraz po wyborach – nagle ci "apolityczni" tłumnie zgłosili akces do PiS. Nie twierdzę, że Polska2050 powtórzy ten numer na skalę ogólnokrajową. Nie ukrywam jednak, że gdzieś tam z tyłu głowy telepie mi się obawa, czy przypadkiem nie nastąpi tu powtórka z rozrywki.
Pana prawo, aby mieć pewne wątpliwości, ale sam fakt że do ruchu i partii przystępują głównie osoby z opozycji powinien być swego rodzaju gwarantem, że tego typu sytuacja nie nastąpi. Hołownia owszem jest liderem i inicjatorem ruchu, ale nie jest wszechwładcą i dyktatorem, nie jest w stanie nagle odwrócić poglądów osób które do ruchu i partii przystępują (a nawet jeśli by hipotetycznie coś takiego próbował robić, to pewnie sam by został wykluczony).
Co do motywów Hołowni to podczas kampanii przede wszystkim zapoznałam się z jego wcześniejszym życiorysem, poglądami i działalnością, (którą wielu próbuje sprowadzać tylko do pracy w "Mam Talent"). To chociażby jego działalność w ramach fundacji, które założył przekonała mnie do tego, że po prostu jest człowiekiem godnym zaufania, osobą która dużo wyżej od własnego komfortu ceni sobie dobro innych ludzi. Jest typem społecznika podobnie jak np. taki Owsiak, któremu największą radość w życiu sprawia pomaganie innym. Czegoś takiego nie da się sfałszować, choć zawsze znajdą się malkontenci którzy będą poddawać to w wątpliwość.
Podziały i wrogość…szkoda, że autorka przywiązuje tak dużą wagę do międzynarodowego charakteru zjawiska. Wydaje się, że jednak ważniejsze są tutaj immanentne cechy poszczególnych narodów. Polacy tradycyjnie wyróżniaja się w Europie skłonnością do depolaryzacji, brakiem skłonności do kompromisu itp. za czasów PZPR mówiło się o używaniu argumentów siły, zamiast siły argumentów. Te metodę sprawowania władzy kontynuuje PiS. Z dużą precyzją wykorzystuje tutaj ogólnie niski poziom intelektualny i moralny Polaków. Po daniu zielonego światła dla ich najgorszych instynktów podjął "pracę od podstaw" w ich pogłębianiu i wzmacnianiu. Sprowadza edukację do średniowiecza, akceptuje upadek i szalbierstwa nauki, nie reaguje na wybryki prawicowych radykałów. Podobnie zaczyna zachowywać się opozycja, dopuszczając do publicznej działalności swoich prymitywów, oszustów i chamów, używających rynsztokowego języka. Nie można też pominąć paranoicznego udziału KRK, robiącego pośmiewisko z dogmatów katolickiej moralności. Z beznadzieją szukam w programach opozycji działań zatrzymujących nihilizm władzy.
>To jak pandemia. Polaryzacja wymknęła się spod kontroli.
>Potrzebujemy deeskalacji wrogości…
Najwyraźniej produkcja autorki źle się sprzedaje a wtedy "najlepszym" wyjściem są sensacje
na poziomie brukowców bo na nie zawsze będzie popyt. Polska ma bardzo dużo problemów (którymi ludzie są zmęczeni i nie chcą o nich słyszeć) ale do nich polaryzacja się nie zalicza.
Zalicza się, choć być może jesteś zmęczony i nie chcesz już o niej słyszeć.
W momencie w którym polaryzacja społeczna zaczyna usuwać jakiekolwiek wspólne płaszczyzny wartości i komunikacji, to jest to znacznie większy problem iż sama "dzisiejsza" pandemia.
Aby się rozwijać musimy mieć zdolność wymiany idei oraz pomysłów. Zamykanie się w obrębie przekonań grupy oraz powolna radykalizacja nie jest prorozwojowa.
Deeskalacja? Optuję za wariantem rumuńskim. Tamtejszy prezes został bardzo gruntownie zdeeskalowany. W Polsce przydałaby się również podobna deeskalacja paru innych pieszczoszków. A później można zacząć rozmawiać.
Komentarz został usunięty ponieważ nie spełniał standardów społeczności.
Lewaccy ekstremiści nie istnieją poza rozgorączkowaną wyobraźnią ksenofobów oraz chłodną kalkulacją trolli internetowych.
Ekstremizmy występują na każdej skali. Jeżeli uważasz iż po jakiejś stronie ich nie ma, to możliwe iż sam/sama jesteś właśnie w takiej grupie.
OK, mógłbyś podać przykład ekstremalnie lewicowego zachowania widocznego w ostatnim czasie w przestrzeni publicznej?
Komentarz został usunięty ponieważ nie spełniał standardów społeczności.
Nie uważasz iż część działań podczas strajku kobiet wyszło sporo poza zachowania akceptowane społecznie.
"Na stwierdzenie prowadzącej, że protestowanie nie wymaga niszczenia fasad kościołów i przerywania nabożeństw, Lempart stwierdziła: „Oczywiście, że tak trzeba. Trzeba robić to, co się czuje, to, co się myśli, to, co jest skuteczne i to, na co zasłużyli”."
Te działania wraz z tą wypowiedzią były jednym z największych szkód wyrządzonych strajkowi kobiet. Niestety takie działania oraz wypowiedzi moim zdaniem są przejawem tego myślowego ekstremizmu lewicy. Idea odbudowywania przez twórcze niszczenie oraz zwiększanie podziałów społecznych jest przeraźliwie krótkowzroczne.
W porównaniu jednak do tego co dzieje się w USA to mamy niewielki problem na ten moment. Niestety wydaje mi się iż część lewicy uważa, iż trzeba właśnie wejść w buty lewicy w USA i iść dokładnie taką samą drogą, gdyż wyższość moralna ich celów pozwala wychodzić oczyszczonym z każdej moralnie dwuznacznej sytuacji.
Nie polemizujmy z trollem i/lub idiotą. Szkoda niszczyć swoje zdrowie przez głupotę innych.
Przypinanie komuś etykietki trolla raczej nie zaradzi polaryzacji.
Z takiego samego powodu, z jakiego pani redaktor nie wspomniała np. o jaszczuroludziach…
Komentarz został usunięty ponieważ nie spełniał standardów społeczności.
Grzegorz, antifa to nie organizacja. Tak po prostu. Antifa nie istnieje, jest prawicowym fejkiem. To tylko nazwa antyfaszystowskiej postawy (głównie) młodzieży, która ma dość nazioli wciskających się w swoich schludnych chłopaczkowatych garniturach wszędzie, gdzie się da. Demolka, o której wspominasz to po prostu gwałtowne protesty, wybuch wściekłości i frustracji jako reakcja na kolejne morderstwo dokonane przez policjanta. Nie ma nic wspólnego z lewicą.
Identycznie jest ze strajkiem kobiet – nie ma nic wspólnego z postawą lewicową, to zwykła walka o prawa człowieka. Coś jak prawa wyborcze dla mężczyzn, ośmiogodzinny dzień pracy, prawo do edukacji wyższej dla białych, zezwolenie na małżeństwa heteroseksualne.
Poczytaj trochę teraźniejszości.
Dlaczego w artykule wskazywany jest tylko radykalizm prawicowy pomijając w ogóle radykalizm lewicowy i tęczowy przejawiający się brutalnym językiem antykościelnym?
Jeżeli strona prawicowa się radykalizuje to jest to tylko skutkiem popierania lewicowych mediów grup skrajnie lewicowych ora ich haseł np. strajku kobiet "To jest wojna" a później się dziwią że są że większość normalnych ludzi w akcie obrony przed agresją lewej hołoty próbuje się bronić to nagle uważają się za ofiary. Jeżeli lewica chce doprowadzić do wojny to niech liczy się z reakcją obronną ze strony prawicy.
Ja, analizując sytuację, więcej 'lewackości' dostrzegam w PiS-ie niż w Wiośnie czy SLD. Ale niech tam – pozostańmy przy ogólnie przyjętym (choć moim zdaniem błędnym) rozumieniu lewicy i prawicy. A zatem:
a) lewica nie zmusza nikogo do bycia homo lub bi;
b) lewica nie zmusza nikogo do aborcji;
c) lewica nie zabrania żadnemu obywatelowi finansowania kościoła.
Gdy tymczasem…
a) nie można wprawdzie powiedzieć, że prawica zabrania orientacji homo lub bi, ale jednak okazuje takim ludziom jawną pogardę i praktycznie jedyne, na co im pozwala, to żyć w zgodzie ze swoimi preferencjami bardzo, bardzo, bardzo dyskretnie, w swoich czterech ścianach, w domowym zaciszu;
b) prawica zmusza wszystkie kobiety w ciąży do urodzenia;
c) prawica zmusza wszystkich obywateli do dawania kasy na kościół – bo tam właśnie idzie blisko 20 mld złotych rocznie z naszych podatków.
Hasło: 'To jest wojna!' oznacza tutaj wojnę obronną, wojnę w obronie praw obywateli, na których napadła prawica. Krótko mówiąc (aczkolwiek upraszczając): lewica hołduje hasłu 'żyj i pozwól żyć', prawica zaś mówi: 'żyj tak, jak my ci każemy'.
Ludzie używający słowa "To jest wojna" naprawdę mocno nie przemyśleli znaczenia tego zdania. Ja prywatnie uważam takich ludzi za głupców. Ale ludzie lubią łatwe i proste hasła.
Rzadko lubią natomiast konsekwencje które przychodzą po czasie.
Zgadzam się z panem, że "wojna" to mocne słowo. Ale czy za mocne? Czy jeśli człowiek broni własnego życia, to użycie przez niego słowa "wojna" jest nadużyciem? A te dziewczyny, które po ogłoszeniu wyroku TK wyszły na ulice, właśnie broniły własnego życia (faceci zaś bronili życia swoich żon, sióstr, partnerek, koleżanek…). Bo wprawdzie zapis o dopuszczalności przerywania ciąży z powodu zagrożenia życia kobiety pozostał – na razie – nietknięty, to przecież tylko naiwny może wierzyć, że to, co pani Przyłębska na zamówienie Kaczyńskiego upichciła całej Polsce, nie spowoduje w najbliższym czasie śmiertelnego zagrożenia dla kobiet dotkniętych skomplikowanymi ciążami.
jeżeli obrona (jak to nazywasz) polegająca na wyrywaniu samotnej nastolatce wracającej z wieczornego nabożeństwa różańca z ręki, popychanie i wyzywanie od ciemnogrodu przez protestujące trzy kobiety z czerwonymi błyskawicami bo odmówiła przystąpienia do protestu to się nie dziw później że reakcja pozostałej część społeczeństwa jak to ty nazywasz zaścianku w tym mnie jako ojca będzie bojowa i jeżeli obrona będzie wymagać siły to nie zawaham się jej użyć.
@Gerald Car
Zachowania naganne (o ile rzeczywiście miały miejsce), ale incydentalne (sam w podobnych sytuacjach staję w obronie tej drugiej strony). W kampanii wrześniowej z 1939 r. też z pewnością dałoby się stworzyć długą listę nagannych zachowań żołnierzy polskich wobec niemieckich – co jednak nie zmieni faktu, że Polska się broniła, a Niemcy byli agresorami.
W punkt. I wojna może być też światopoglądowa, kulturowa… niekoniecznie oznacza od razu zbrojne działania.
(…) W kampanii wrześniowej z 1939 r. też z pewnością dałoby się stworzyć długą listę nagannych zachowań żołnierzy polskich wobec niemieckich – co jednak nie zmieni faktu, że Polska się broniła, a Niemcy byli agresorami.(…)
Tia… Pearl Harbor dało prawo USA do Hiroszimy i Nagasaki.
Po pierwsze :
Uważam iż nie tyle broniły swojego życia ( gdyż zagrożenia dla życia dla ~99% z nich nie było i nie będzie), ale broniły swojego prawa do decydowania o swoim ciele w czasie ciąży.
Tak jak uważam iż wszyscy ludzie powinni mieć prawo o decydowaniu o swoim ciele w zakresie w którym pojawia się zagrożenie dla życia, tak również uważam iż ludzie którzy dostają prawa ( np. dość luźnego traktowania współżycia seksualnego ), powinni brać również na siebie odpowiedzialność za swoje czyny. Ciąża od zawsze była pewnym rodzajem odpowiedzialności za rozpoczęcie współżycia, dzisiaj próbujemy rozszerzyć zdejmowanie odpowiedzialności również po zajściu w ciążę co moim zdaniem jest moralnie bardzo słabo umotywowane.
Uważam iż celem powinna być edukacja seksualna oraz dostępność środków antykoncepcyjnych, a nie aborcja na życzenie. Natomiast aborcja ze względu na ( gwałt, uszkodzenia płodu, ryzyko śmierci) powinna być dostępna również z powodów moralnych. Nikt nie powinien mieć prawa decydować o moim życiu i śmierci, natomiast w wypadku gwałtu nie mamy prawa mówić iż była to w jakikolwiek świadoma decyzja kobiety. (Problemem na pewno będzie definicja gwałtu)
Po drugie:
W każdej wojnie są ofiary i osoby które mówią iż to jest wojna moim zdaniem wiedzą kto tymi ofiarami ma być. Ciekawe dlaczego nie chcą się tym podzielić z ludźmi? Może po prostu nie porwałyby za sobą ludzi kiedy powiedziałby kto ma zapłacić życiem lub zdrowiem za tą ich „wojnę”.
Zgadzam się. Ja osobiście byłem przerażony, gdy takie hasła wyprowadzono na sztandary – toż to było proste zaproszenie do przemocy. Bo jak wojna, to wiadomo że przemoc i agresja jest uzasadniona…
Najgorsze iż te słowa tak naprawdę zniosły cześć odpowiedzialności po stronie służb. Skoro po drugiej stronie mówią iż to wojna to dlaczego ja mam zachowywać się grzecznie?
Zapewne jest to spowodowane prywatnymi poglądami Pani Ani.
Gdy jest się grupie walczącej o równość bardzo łatwo nie zauważyć iż grupa w której się znajdujemy może posuwać się za daleko w swoich działaniach. Bardzo łatwo rozszerzamy moralność grup do których przynależymy i jest to dość naturalny proces. W końcu duża część pracy naszego własnego mózgu polega na tym aby utwierdzać nas w przeświadczeniu iż jesteśmy dobrzy. A więc jak możemy być dobrymi przynależąc do grupy która robi złe rzeczy.
Przy okazji uważam iż ludzie używający słowa "wojna" najczęściej nie rozumieją co ono naprawdę oznacza oraz do czego szafowanie takimi słowami może doprowadzić.
"Zapewne jest to spowodowane prywatnymi poglądami Pani Ani."
Jaki koń jest, każdy widzi.
To jest takie trochę właśnie "każdy jest winny, tylko nie ja". Najciężej dostrzec belkę we własnym oku, nie tylko w cudzym.
W ciągu ostatnich dwóch lat w moim życiu, tak to nazwę, społecznym nastąpiła drastyczna zmiana – niezwykle się zradykalizowałem. Nie jestem pewien czy ktoś taki, jak opisany wyżej Mervin dałby radę mnie "zderadykalizować". Nie jestem w stanie zrozumieć ludzi, którzy łamią prawo i wrzeszczą przy tym, że jest to dla mojego dobra. Dla dobra mojego kraju. Nie jestem sobie w stanie wyobrazić "grubej kreski" po rządach tych ludzi. Mam również swoje osobiste urazy, ale zostawiam je na boku. Czasem mam już dość czytania czy oglądania jakichkolwiek publikatorów, bo wiem, że znowu będzie jakaś afera z rządzącymi. Przybywa tych afer już nawet nie z tygodnia na tydzień czy z dnia na dzień, ale z godziny na godzinę. Rano tuszowanie incydentu w ZG, w południe wyciek danych z RCB, wieczorem Nawacki. I to nieśmiertelne hasło "Polacy nic się nie stało". Na Saturn z tymi jaszczurami z kosmosu!!!
(…)Nie jestem sobie w stanie wyobrazić "grubej kreski" po rządach tych ludzi.(…)
Mam się za symetrystę i też będę żądał Norymbergii… tylko bez wieszania.
Mam dokładnie takie same odczucia. Jak mam znaleźć wspólny język z osobami, które niszczą mój kraj? Przecież żadne argumenty nie działają! Teraz to ja tylko chcę rozliczenia szubrawców i sprawiedliwości. Tej prawdziwej.
Nikt nie każe rozumieć i wybaczać PiSowi, tylko chodzi o to że nienawiści wobec tych "szubrawców" nie można przelewać bezmyślnie na ich wyborców (którzy w znacznej mierze po prostu zostali zmanipulowani/zindoktrynowani).
Powiedzcie ten dowcip o deeskalacji niejakiej Lampart 😀 😀 😀
Lempart, Margot, prof. Środa – to są przykłady po lewej stronie. Po prawej mamy Kaczyńskiego, dowolnego członka Konfederacji (Braun lub Korwin najlepiej), Jędraszewskiego czy prof. Pawłowicz. Co świadczy, że wykształcenie i pozycja w żaden sposób nie chronią przed radykalizacją i brakiem chęci wysłuchania drugiej strony, gdy uważamy się za lepszych i że nasza sprawa jest "jedynie słuszna".
Nie tylko po prawej stronie nastąpiła radykalizacja – po lewej stronie też to widać, o czym świadczą hasła "to jest wojna!", "spokojnie już było". Tylko aborcja do 12 tygodnia albo wcale, reszta to "zgniły kompromis" (czy nie podobnie brzmią hasła o "zgniłym i zdemoralizowanym zachodzie"?). To nie jest język dialogu, a język właśnie postępującej radykalizacji (na własne oczy widziałem jak niszczone było mienie publiczne, gdzie dziewczyna na zwrócenie uwagi, że jest to dobro wspólne – także po proteście – mówiła "a w d***e mam zabytki, gdzie są k***a moje prawa" w sposób wręcz histeryczny. Do takich zachowań prowokują właśnie hasła o wojnie, dlatego mam wrażenie że nie wszyscy ich używający zdają sobie sprawę do czego zdążają. Podobnie na przykład Margot – wprost mówi na Oko.press, że chce zniszczyć Polskę a co potem, to już nie jej sprawa. Mamy także polaryzację na linii antyszczepionkowcy/proepidemicy vs zwolennicy szczepień, masek itd. Dochodzi już do rękoczynów – ostatnio jakaś kobieta dostała z piąchy w twarz za zwrócenie uwagi, że ktoś nie nosi maseczki, jakiś czas temu pobito ekspedientkę za to samo. A potem tłumaczenia jak w niedawnym artykule: co może przekonać? Nic. Takie zdarzenia będą coraz częstsze, jeśli nic z tym się nie zrobi.
c.d. Do tego prowadzi polaryzacja, do agresji słownej, a także przemocy jak najbardziej fizycznej. I robią to obie strony sceny politycznej. Ja wiem, że ciężko dostrzec błędy po własnej stronie, ale KO, lewicowi aktywiści też wcale w deeskalacji często nie pomagają. To nie jest tak, że tylko sam Kaczyński jątrzył Smoleńskiem. Dlatego mam wrażenie, że jeśli jakaś partia miałaby szansę rozpocząć ten proces (bo na pewno nie skończyć, to potrwa moim zdaniem lata), to jest to Polska 2050 jako najbardziej neutralna, najbliższa takim Szarym. Partia, która zauważa wprost, że daliśmy się wpędzić w wojnę polsko-polską na linii PO-PiS. Tu widać bardzo jasno analogię do Białych i Czarnych. Jeśli ktoś, kto jest za PO zetknie się z kimś, kto nie popiera PO, to zapewne uzna go za "pisiora". I odwrotnie, zwolennik PiSu niezwolennika PiSu uzna zapewne za "platfusa". Albo dalej "prawak"/"lewak" to też pojęcia pełniące podobną rolę. Zauważcie Państwo, że większość podziałów w naszym społeczeństwie przebiega według linii wytyczonej przez te dwie partie. Co znaczy, że aby ruszyć do przodu należy od rządzenia odsunąć PiS i nie dopuścić do niego PO.
A państwa takie jak Rosja się z takiej sytuacji tylko cieszą. I nawet jeśli rosyjskie trolle same nie generują konfliktów, to się nimi żywią i je podsycają. Bo skłócony i chamiejący kraj, to słaby kraj.
To nie jest prawda. Podziały nie przebiegają tylko na linii PiS – PO. Jest ogromna grupa ludzi – zwolenników Konfederacji, Hołowni, Razem, SLD, Kukiza – którzy bezpardonowo traktują rządy PO i PiS jednakowo. Przy czym ich poglądy są często bardziej ekstremistyczne, niż można się byłoby spodziewać.
Mogę się zgodzić – może poza Hołownią, acz wszędzie zdarzają się niestety fanatycy. Piszę o PiS-PO, gdyż to dwie największe polskie partie – razem zgarniają prawie połowę głosów. Więcej niż pozostałe 6 ugrupowań razem wziętych. Dlatego ten podział, który one tworzą i jest im na rękę – jedni bez drugich nie istnieją, trochę jak Joker i Batman – jest najistotniejszy. Zwłaszcza, że to właśnie gdyby nie to, być może Duda nie byłby dzisiaj prezydentem.
Radykalizacja lewej strony to wynik poczucia bezsilności tej części społeczeństwa. Będzie postępować tak długo jak długo u władzy będzie grupa która nie reprezentuje większości społeczeństwa ale uzurpuje sobie prawo do narzucania wszystkim swojej wizji świata i dla której nie istnieje słowo kompromis w żadnym aspekcie życia publicznego.
Mogę się zgodzić, mechanizm jest zwykle podobny. To samo się działo przecież ze środowiskiem okołosmoleńskim. Ci ludzie nie zaczęli krążyć wokół Kaczyńskiego bez przyczyny, tylko dlatego że uwierzyli, że jest ktoś, kto może coś na ich bezsilność poradzić. Właśnie tak PO załatwiło sobie koniec rządów, i tak samo nikt tyle nie zrobił dla aborcji, co Kaczyński i Jędraszewski. Bo w przyszłości zradykalizowane wahadełko wybije w drugą stronę.
Niemniej to, że radykalizacja nie bierze się sama z siebie i ma swoje przyczyny nie znaczy, że jest dobra. Nieważne czy lewej, czy to prawej strony.
Mam pytanie. Skoro przynajmniej części autorów artykułów publikowanych na tej stronie zależy na depolaryzacji polskiego społeczeństwa, to może warto zacząć od tonu używanego w publicystyce? Jestem centrystką od zawsze, osobą szarą zdecydowanie i świadomie. Zaglądam tu regularnie, chciałabym wspierać, ale mierzi mnie słownictwo z góry narzucające wiadomą interpretację: bzdura, kłamstwo, skandal, etc. Nawet jeśli sama przebrnę przez artykuł i przymknę oko na język, to nie podam go dalej nikomu z bardziej czarno-białych znajomych, bo jak? Powiedzieć: Zignoruj autora-dzbana, on musi tak pisać, żeby było klikalnie, ale zobacz, jakie ciekawe dane? (Żeby nie było, bo wszystkim rozpulchniło się ego w tej pandemii, autor-dzban jest tu figurą stylistyczną, nie odniesieniem do konkretnego człowieka). Artykuł zasadny, ale inicjatywy społeczne i strategie deeskalacji nie załatwią sprawy, jeśli prasa nadal będzie równała w dół, jak dotychczas. A równa najwyraźniej, bo polaryzacja się opłaca. Trudno mi więc brać troskę wyrażoną w tym artykule na serio.
Zgodzę się, bywają tu artykuły, zwłaszcza w tematyce kościelnej, gdzie właśnie centrystów atakuje się za bycie pośrodku, na przykład tutaj: https://oko.press/nie-broncie-uczuc-religijnych-katolikow-przed-gniewem-ofiar-kosciola-6-rad-dla-centrystow/ Takie trochę jednostronne "rozumiem, że to nie jest łatwy czas, ale jednak róbcie inaczej".
Inna rzecz, że publicystyka ma to do siebie, że właśnie nie jest pisana obiektywnie a subiektywnie. To wynika z natury takich tekstów. Stąd słownictwo narzucające konkretny tok myślenia, choć mam wrażenie że w normalnych artykułach faktycznie zdarza się częściej niż powinno. Może w takim razie warto by obok [Widzę to tak] rozpocząć jakiś cykl artykułów, które można pokazać czarnym-białym, również by pomóc wyjść z bańki informacyjnej, bo to też jedna z przyczyn polaryzacji – social media i uprzedzenia na temat danych mediów. Ktoś, kto widzi w Oku jedynie "propagandę lewaków" w życiu nie kliknie w podesłany mu link.
Dziękuję Panu. Ale jest chyba różnica między pisaniem subiektywnym a tendencyjnym, do tezy, czy nie? Chociażby to przerzucanie się słowem "kłamstwo", które notorycznie pojawia się w artykułach, a także padło już w komentarzach bardziej politycznych powyżej. Ono już zawiera w sobie mocny osąd. Tymczasem mówienie nieprawdy może mieć różne powody: niezorientowanie, niekompetencję, niedbałość, posługiwanie się błędnymi bądź nakierowanymi danymi, etc., etc. Ja akurat widzę tę różnicę, ale zostawmy to. Cykl artykułów bardziej szary w wydźwięku byłby fantastyczny 🙂
Rozumiem, że chodzi o m.in. o mój wpis. Dziękuję za zwrócenie uwagi, może rzeczywiście użycie słowa "kłamstwo" w tym przypadku było zbyt mocne. No cóż, nie jestem dziennikarką, ani w żaden sposób osobą zajmującą się zawodowo pisaniem, wyrażam tylko swoją prywatną opinię i spostrzeżenia jako (względnie) zwykła, szara 😉 obywatelka. Wszechobecne w mediach manipulacje, naginanie prawdy, czy pominięcia faktów dosyć mnie drażnią, a w szczególności na portalu OKO.press, co do którego, jako że jest na czele moich ulubionych źródeł informacji, mam po prostu trochę wyższe wymagania.
Natomiast jak najbardziej przyłączam się do apelu o trochę więcej "szarości" w publikacjach.
Przeczytałam artykuł i wydaje mi się, że kwestia polaryzacji została przedstawiona trafnie, ale tylko częściowo. Dotyczy mnóstwa innych tematów. Ile już razy widziałam tu komentarze, gdy na jakiekolwiek wątpliwości w kwestii szczepionek, od razu padało tylko jedno hasło: antyszczepionkowcy! (ewentualnie jeszcze płaskoziemcy lub trolle).
Od początku powtarzam, że należy się przyglądać, poznawać różne źródła, a przede wszystkim umieć przyznawać się do błędów, by było miejsce na dyskusję. I tak szczerze, to te same osoby, które załamują ręce nad spolaryzowaniem społeczeństwa, pierwsze są do tego, by głosić, że jedynie szczepionki uratują ludzkość (a wiemy, że to nieprawda – w sensie że absolutnie nie tylko one, one tylko mogą to wspomóc). Tym samym same dokładają cegiełkę do polaryzacji, bo "albo jesteś z nami, albo przeciwko nam". Przynajmniej część osób publikujących na oko.press również jest temu winna.
Dlatego zgadzam się całkowicie z komentarzem Carolyn Zaremby 🙂
Dziękuję 🙂
Komentarz został usunięty ponieważ nie spełniał standardów społeczności.
Nie ma jak bardzo adekwatny komentarz do artykułu o polaryzacji społeczeństwa…
Komentarz został usunięty ponieważ nie spełniał standardów społeczności.
Obawiam się, że niektórzy komentatorzy nie czytają artykułów, a jedynie komentarze (a może nawet kończą na nickach autorów komentarzy). Stąd ten brak adekwatności.
A co do polaryzacji, to w Polsce każdy chciałby robić, co mu się podoba, a to inni mają się dostosować. To widać nie tylko w polityce.
Faktycznie, to się nazywa depolaryzacja – tradycyjne nazywanie trollami ludzi o innych poglądach, bo przecież tacy nie mogą istnieć 😉
Przeczytałam większość umieszczonych tu komentarzy. Mam wrażenie, że właśnie te komentarze potwierdzają tezę zawartą w tekście – polaryzacja zaczyna nas zżerać. Dlatego polecam zainteresowanie się działalnością wspomnianej w artykule organizacji DC Peace Team, można się zapisać na warsztaty. W sieci dostępne są również wspomniane publikacje na temat radykalizacji. Obok nakreślenia problemu to właśnie te informacje są w tym artykule najważniejsze.
A ja mam to głęboko gdzieś. Jedyną polaryzacją jaka mnie interesuje, to polaryzacja światła, na którą mam filtr. Szaleństwa, demonstracje, kopanie się z koniem, czyli PiS SS-manami zwanymi policją omijam dużym łukiem.
Działaczem Solidarności (tej pierwszej) nie byłem, chociaż ją popierałem. Podobno pokonała komunę. Z Wałęsą, albo odwrotnie. Efektem tego były "wybory kontraktowe" z Jaruzelem jako prezydentem, Kiszczakiem jako ministrem i komuchami przepoczwarzającymi się w biznesmenów.
Jak będzie teraz? Ci demonstrancji dostający w d.. od policji dostaną w d.. od życia, a do koryta dorwie się nowa nomenklatura. Tak zawsze bywało i tak będzie.
Mam nieodparte wrażenie, że te opisywane działania deeskalacyjne to leczenie skutków przez przyklejanie plasterków na rany. Widzę też bardzo niebezpieczne oddzielanie partii politycznych od społeczeństwa, bo partiom wolno polaryzować,bo od tego są. Nieprawda, celową polaryzację prowadziło NSDAP i do czego to doprowadziło? Dziś radykalną polaryzację, z pomocą potężnego aparatu propagandy, prowadzi PiS w celu utrzymania się u władzy. Hasło Polak=Katolik spowodowało, że innowiercy (np. jak ja) poczuli się zagrożeni i, oczywiście, mogą się zradykalizować. Za każdym razem atakuje się małą grupę, która w odpowiedzi się radykalizuje. I wtedy jej zarzuca się tą radykalizację, a nie tym, którzy ją wywołali.
Partie polityczne to nie gladiatorzy wychodzący na arenę, ale emanacje społeczeństwa i na tym społeczeństwie operują by wzmocnić swoją pozycję. Jeśli swoją działalność utrzymują w granicach przyzwoitości to nie ma istotnej polaryzacji. Jeśli działają jak Trump czy PiS to wywołują polaryzację tym większą im bardziej czują się zagrożeni na swojej pozycji. PiS bez ataków na kolejne małe, dobrze wybrane grupy, być może szybko straciłby popularność, bo z obietnic zrealizował tylko 500+ (akurat popieram), ale wywołując te zadymy przykrywa w ten sposób swoje "błędy i wypaczenia". Takie metody deeskalacji jak wyżej opisane są dobre w ulicznych kłótniach, ale nie w tym co obserwujemy w Polsce. Prócz wszystkiego powiedzianego wyraźnie władze zmierzają do państwa religijnego specjalnie się z tym nie kryjąc. To jak mam się nie radykalizować kiedy słyszę "tylko pod krzyżem, tylko pod tym znakiem Polska będzie Polską, a Polak Polakiem". A ja? Co mnie czeka? Getto dla innowierców? Już mi proponowano, że jak mi się nie podoba to mogę wyjechać. Dwa razy. Raz w PRL i raz w III RP. Robiąc się na szaro mam się żegnać znakiem krzyża przechodząc koło kościoła, a w zaciszu domowym mogę sobie wyznawać swoją religie, żeby nikogo nie drażnić z radykałów? Zresztą, nigdy jej ostentacyjnie nie wyznawałem jak czynią to katolicy w RP.
Raczej jak to robią radykałowie "świętsi od papieża" – na pokaz. Warto zauważyć, że również takie wrażenie może wynikać z tego, że ciągle katolicy są najliczniejszą grupą w naszym społeczeństwie (choć na pewno nie tak liczną jak się wydaje osobom twierdzącym o 90%).