0:000:00

0:00

Wynik II tury wyborów będzie kluczowy dla zachowania w Polsce resztek konstytucyjnej demokracji i zatrzymania staczania się kraju w oligarchiczną ultrakatolicką demokraturę. Różnica między kandydatami jest pod tym względem oczywista. Ale po deklaracjach Trzaskowskiego i Dudy widać, że przynajmniej jedno się nie zmieni: Polska pozostanie "państwem z tektury", cierpiącym na wieczne deficyty w usługach publicznych i skazującym pracowników budżetówki na nie kończącą się walkę o ograniczone zasoby.

Dlaczego? Jak powiedział duński historyk i pisarz Rutger Bregmen w głośnym wystąpieniu podczas szczytu w Davos: "Podatki, podatki, podatki. Cała reszta to zawracanie głowy".

Wolny rynek obietnic

Oddajmy głos kandydatom i ich obozom.

“Trzeba dążyć do tego, żeby osoby zarabiające do 30 tys. zł rocznie nie płaciły PIT-u w ogóle. Dla osoby zarabiającej między 30 tys. zł a 65 tys. zł rocznie kwota wolna wyniesie 8 tys. zł. Dla osób z najwyższymi pensjami wysokość PIT i obowiązkowych składek jest relatywnie mniejszym obciążeniem, w ich przypadku obecne zasady nie uległyby zmianie”.

Jednocześnie zadeklarował: “Zaproponuję uszczelnienie ram fiskalnych i umocnienie zasad budżetowych, tak aby finanse państwa, czyli finanse wszystkich Polek i Polaków, były w pełni przejrzyste, a rząd musiał respektować polskie i unijne reguły fiskalne”.

We wtorek, dwa dni po pierwszej turze, na spotkaniu wyborczym w Kartuzach (14,6 tys. mieszkańców), Trzaskowski nie pozostawił wątpliwości - zagwarantował

“weto podatkowe na podnoszenie wszystkich obciążeń dla Polek i Polaków”.

Tę deklarację powtarzał na kolejnych wiecach.

PiS włączył się do wyścigu tego samego dnia.

“Jedynym gwarantem tego, że podatki będą służyły Polakom i nie będą podnoszone, jest prezydent Andrzej Duda”

- oświadczył premier Mateusz Morawiecki na spotkaniu w Opolu Lubelskim (8,6 tys. mieszkańców).

W środę Morawiecki opublikował porównanie “podatków podnoszonych za rządów PO” z podatkami “obniżonymi za rządów PiS”. Do tych pierwszych zapisał nawet oskładkowanie umów zlecenia - zmiany korzystnej dla pracowników i ważnej dla ograniczenia plagi śmieciówek na polskim rynku pracy.

"My obniżamy podatki!"

- potwierdził Andrzej Duda na spotkaniu z mieszkańcami Drawska Pomorskiego (11,6 tys. mieszkańców; w roku wyborczym małe miasta ledwo mieszczą wszystkich warszawskich polityków, którzy chcą je odwiedzić).

Kontekst tych deklaracji jest oczywisty - w II turze kluczową rolę mogą odegrać wyborcy, którzy 28 czerwca poparli kandydata skrajnej prawicy Krzysztofa Bosaka (wynik 6,78 proc., 1 mln 317 tys. głosów). Ogromna część z nich to ultrawolnorynkowcy, sympatycy kolejnych partii Janusza Korwin-Mikkego, dla których walka z obciążeniami podatkowymi jest istotą tożsamości politycznej.

Głos propaństwowej lewicy został całkiem zmarginalizowany przez słabiutki wynik Roberta Biedronia. Wyborcy lewicy to zresztą najbardziej antypisowski elektorat, ogromna cześć z nich poparła najsilniejszego kandydata opozycji już w pierwszej turze, reszta, z bardzo nielicznymi wyjątkami, zrobi to teraz.

Na stole pozostają więc głosy nacjonalistów i skrajnych wolnorynkowców. I nawet trudno dziwić się kandydatom - uczestnikom tak wyrównanego wyścigu - że walczą o poparcie tam, gdzie jeszcze mogą je ugrać.

Jeśli jednak poważnie potraktować kampanijne deklaracje, konsekwencje dla państwa - zwłaszcza teraz, gdy zmaga się ono z koronakryzysem - mogą być bardzo złe.

Przeczytaj także:

Komu lekko, komu ciężko

Czy w Polsce podatki są zbyt wysokie? Na tak zadane pytanie istnieje jedna krótka odpowiedź: zależy dla kogo.

Przede wszystkim bowiem podatki w Polsce są regresywne. Stosunkowo silnie obciążają niezamożnych, są łagodne dla osób o wysokich dochodach.

  • Pensja pracownika zarabiającego ⅔ przeciętnego wynagrodzenia i pracownika ze średnią pensją jest w Polsce obciążona wyższym klinem składkowo-podatkowym niż średnia dla tej kategorii pracowników w krajach OECD.
  • Z kolei osoba zarabiająca 1 i ⅔ przeciętnego wynagrodzenia oddaje w składkach i podatkach procentowo mniej, niż wynosi odpowiednia średnia OECD.
  • Sytuację zmienia posiadanie dzieci - w Polsce ulgi na dzieci są szczodre, nawet nie licząc bezpośrednich transferów gotówkowych. Rodzice płacą u nas stosunkowo niskie podatki dochodowe.

Ustawa o podatku dochodowym obowiązuje w Polsce od 1992 roku. Początkowo mieliśmy trzy progi: 20, 30 i 40 proc. Pierwsza zmiana to rok 1994 i podwyżka wszystkich progów do 21, 33 i 45 proc.

Dalej podatek już tylko cięto. W 1997 na 20, 32 i 44 proc., a rok później na 19, 30 i 40. Takie stawki utrzymały się do końca rządów AWS-UW, przetrzymały rząd SLD-PSL. W 2009 roku zaczęły obowiązywać nowe stawki PIT uchwalone jeszcze za pierwszych rządów PiS – 18 proc. dla większości, 32 proc. dla najbogatszych (od nadwyżki ponad 85 tys. 528 zł dochodu rocznie – ta kwota nie była zmieniana do dziś, co jest jedyną, ukrytą formą podwyższania podatku dochodowego dla części ludzi o wysokich dochodach). W 2019 roku PiS obniżył niższy próg do 17 proc.

Wcześniej, w 2017 roku, PiS zmienił wysokość kwoty wolnej od podatku, ale w dość ekwilibrystyczny sposób.

  • Dla dochodów do 8 tys. złotych rocznie (to 667 złotych miesięcznie) podatku rzeczywiście nie ma.
  • Powyżej 8 tys. próg kwoty wolnej proporcjonalnie spada, a między 13 tys. złotych rocznie a 85 528 złotych wynosi 3091 złotych (to wysokość kwoty wolnej od 2009 roku).

Czyli – jeżeli ktoś zarabia między 1083 a 7127 złotych miesięcznie, obowiązuje go kwota wolna na poziomie 3091. Przy wyższych zarobkach kwota maleje. Powyżej zarobków na poziomie 127 tys. złotych rocznie nie ma już kwoty wolnej.

Według danych OECD, wśród 21 krajów Unii, jesteśmy na 20. miejscu pod względem liniowości systemu podatkowego. Za nami są tylko Węgrzy z idealnie płaskim opodatkowaniem. W tych porównaniach znikają jednak ekstrema, które jeszcze dodają wyjątkowości polskiemu systemowi.

“W Polsce nierówności praktycznie się nie zmieniają po opodatkowaniu lub wręcz minimalnie rosną – to ewenement w skali świata” - mówił w rozmowie z Michałem Sutowskim dr Paweł Bukowski, ekonomista z London School of Economics zajmujący się badaniem nierówności dochodowych i majątkowych.

Tanie państwo na trzech nogach

W OKO.press już od lat wskazujemy na trzy główne składowe tego absurdu.

Pierwszy absurd, może najważniejszy: możliwość liniowego opodatkowania działalności gospodarczej. 19-procentowy podatek liniowy dla przedsiębiorców został wprowadzony przez rząd Leszka Millera. Ogromna część osób o wysokich dochodach nie musi więc płacić podatku wg skali. Przejście na „liniowiec” opłaca się samozatrudnionym już od ok. 100 tys. zł dochodu rocznie. Liniowo rozlicza się dziś około 630 tys. podatników - najzamożniejszy segment społeczeństwa. Widać to na poniższym wykresie przedstawiającym sposób rozliczania podatków przez 10 proc. najzamożniejszych podatników. Po prawej stronie górny centyl - 1 proc. osób o najwyższych dochodach.

PIT-37 to deklaracja dla pracowników opodatkowanych wg skali podatkowej, PIT-36L - dla przedsiębiorców, którzy korzystają z przywileju liniowca. Widać jak liniowiec króluje w górnym centylu. I nic dziwnego - to swego rodzaju "ulga za bycie bogatym".

Po drugie - limit 30-krotności składek na ZUS. W polskim systemie emerytalnym (systemie zdefiniowanej składki) limit ma zapobiec zbyt wysokim emeryturom, które – wypłacane w przyszłości – mogłyby doprowadzić do trwałej nierównowagi finansów publicznych. Zamożnym etatowcom od pewnego pułapu dochodów klin składkowo-podatkowy drastycznie spada. Widać to na tym wykresie z podziałem na centyle dochodowe:

Żródło: P. Chrostek, J. Klejdysz, D. Korniluk, M. Skawiński: Wybrane aspekty systemu podatkowo-składkowego na podstawie danych PIT i ZUS 2016

Z kolei polscy przedsiębiorcy płacą w praktyce ryczałt - składkę od podstawy 60 proc. prognozowanego przeciętnego miesięcznego wynagrodzenia (wyjątkiem są samozatrudnieni z małym przychodem, którzy mogą skorzystać z preferencyjnych zasad). Przedsiębiorcy mogą oprowadzać wyższe składki, jeśli chcą, ale właściwe nikt tego nie robi. Regresywny efekt widać na tym wykresie:

Żródło: P. Chrostek, J. Klejdysz, D. Korniluk, M. Skawiński: Wybrane aspekty systemu podatkowo-składkowego na podstawie danych PIT i ZUS 2016

Trzeci czynnik: podatek VAT również jest w praktyce regresywny. Mocniej obciąża niezamożnych, ponieważ przeznaczają oni względnie większą część swoich zarobków na konsumpcję.

„Podatki pośrednie działają jak cep, obciążają każdego dzień po dniu, godzina po godzinie, idzie się do sklepu i płaci podatek. Niby to sprawiedliwe, bo każdy tyle samo zapłaci. Tyle że osoby mniej zamożne w sklepach co miesiąc zostawiają wszystko. Im większą część dochodów ktoś musi wydawać na życie, tym bardziej te podatki go obciążają” – mówiła w wywiadzie dla gazeta.pl, profesor Hanna Kuzińska, ekonomistka z Akademii Leona Koźmińskiego.

VAT w połączeniu z niemal liniowym opodatkowaniem pracy sprawia, że w całym systemie biedniejsi mają nałożone większe obciążenia podatkowe, a bogatsi – mniejsze. Idzie za tym jeszcze jedna logiczna konsekwencja: dochody budżetu państwa są mniejsze niż mogłyby być.

"Zlikwidowanie liniówki, wprowadzenie jakiejś sensownej progresji w dochodzie, zwiększenie kwoty wolnej od podatków i naprawienie składek zusowskich byłoby krokiem w stronę zwiększenia zdolności państwa do zbierania dochodu w przyszłości" - mówił OKO.press dr Paweł Bukowski.

To żadna rewolucja - chodzi o system podatkowy zbliżony do tego, który funkcojnuje w wielu krajach Zachodu.

Jak udusić budżetówkę

O niesprawiedliwości systemu podatkowego wspomniał w swoim programie Rafał Trzaskowski: "Dziś w Polsce najbardziej obciążone podatkami i obowiązkowymi składkami są te osoby, które zarabiają najmniej". Dlatego Trzaskowski postuluje zdecydowanie wyższą kwotę wolną (w 2015 roku obiecywał to też Andrzej Duda, obietnicy dotrzymał tylko częściowo - dla ogromnej większości podatników kwota wolna od podatku wciąż jest żałośnie niska). Na wiecach obiecuje też obniżkę VAT z 23 do 22 proc.

To nie najgorsze postulaty, ale Trzaskowski nie napomknął o drugiej stronie równania - niższych wpływach budżetowych. Nic dziwnego: w polskiej debacie publicznej prawie nikt takiej refleksji nie oczekuje, tak jakby podatki nie miały nic wspólnego z możliwościami finansowymi państwa i stanem usług publicznych.

Ministerstwo Finansów szacowało, że obniżka VAT o jeden punkt kosztowałaby budżet ok. 9 mld zł (dla porównania: zakładane dochody budżetu państwa w tym roku to ok 435 mld zł, ostatecznie będą oczywiście niższe ze względu na kryzys). Wyższsza kwota wolna w wersji zaproponowanej przez Trzaskowskiego? Trudno powiedzieć, ale co najmniej dwa razy tyle (koszt kwoty wolnej 8 tys. dla wszystkich podatników był szacowany na ponad 17 mld zł).

Gospodarstwa domowe zyskałyby na obniżce podatków, ale duszona oszczędnościami budżetówka zostałaby stłamszona jeszcze bardziej, tym bardziej, że Trzaskowski proponuje "uszczelnienie ram fiskalnych i umocnienie zasad budżetowych". Tymczasem budżetówka już jest w kiepskim stanie, w OKO.press piszemy o tym regularnie.

Kilka z wielu przykładów z ostatnich miesięcy, czasów pisowskiego "budżetu bez deficytu":

  • W prawie połowie skontrolowanych ośrodków pomocy społecznej kontrolerzy NIK uznali, że warunki pracy były niezgodne z przepisami BHP, w jednym stan budynku był tak zły, że stwierdzono zagrożenie dla życia i zdrowia ludzi. „Widzimy to na co dzień, urzędy z pozłacanymi klamkami, a na uboczu ośrodek pomocy społecznej, który przypomina ruderę. Wszędzie walają się kable, przestrzeń jest zagracona, czasem kraty w oknach odcinają drogę ewentualnej ucieczki” – mówił OKO.press Paweł Maczyński przewodniczący Polskiej Federacji Związkowej Pracowników Socjalnych i Pomocy Społecznej. Płaca części pracowników socjalnych jest bliska płacy minimalnej.
  • "Jesteśmy codziennie narażone na zakażenie, nie mamy niezbędnych środków ochrony osobistej. I niektóre z nas zarabiają płacę minimalną” - mówiła OKO.press na początku pandemii Krystyna Ptok przewodnicząca Ogólnopolskieg Związku Pielęgniarek i Położnych.
  • "Przy podwyżce pensji minimalnej aż jednej trzeciej naszych pracowników trzeba było podnieść pensję. A mówimy często o osobach z dziesięcioletnim czy dwudziestoletnim stażem pracy" - mówiła OKO.press Katarzyna Andrzejczak, związkowczyni z KRUS.

Wszystkim tym pracownikom należą się znaczące podwyżki. Choć Polska ostatnich dekad była krajem wielkiego sukcesu rozwojowego bez względu na to, kto akurat rządził, budżetówka i świadczone przez nią usługi publiczne niezmiennie były traktowane jak zło konieczne.

Szanse na zmianę są niewielkie, gdy politycy w kampanii puszczają się poręczy w licytacji na to, kto gwarantuje niższe podatki. Z "Nową Solidarnością" zapowiadaną przez Trzaskowskiego, czy "Solidarnym państwem" tradycyjnie reklamowanym przez Dudę, nie ma to nic wspólnego.

Solidarność niestety kosztuje.

Udostępnij:

Bartosz Kocejko

Redaktor OKO.press. Współkieruje działem społeczno-ekonomicznym. Czasem pisze: o pracy, podatkach i polityce społecznej.

Przeczytaj także:

Komentarze