0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Grzegorz Celejewski / Agencja Wyborcza.plFot. Grzegorz Celeje...

Polityka staje się coraz bardziej wyrachowaną grą pod publiczkę, w sensie kalkulacji opartych na sondażach opinii publicznej. Nie jestem pewien, czy tak być musi i czy to się na pewno opłaci. Ale po kolei.

Duet Donald Tusk – Rafał Trzaskowski wystąpił w Gliwicach ze starannie przygotowanym planem pierwszej bitwy o prezydenturę. Tusk zajął skromne kilkanaście minut, jako suport Trzaskowskiego, biorąc na siebie ulubioną rolę harcownika. Trzaskowski miał opowiadać o tym, co będzie i przekonać wszystkich, że jest inny, niż rysuje go PiS, a jednocześnie nie rozczarować wyborców, a zwłaszcza wyborczyń, które mają serce po lewej stronie.

To pierwsze udało się lepiej niż drugie.

Tusk negatywny, Trzaskowski pozytywny

Tusk, w krótkim wprowadzeniu, trzykrotnie ukąsił kandydata obywatelskiego PiS, błyskotliwie, demagogicznie i boleśnie zarazem:

  • pytał, czy chcemy mieć prezydenta, który fotografuje się z gangsterami, a potem będzie ich ułaskawiał. I pojechał po bandzie, zestawiając foty Karola Nawrockiego ze zdjęciami Trzaskowskiego z powstankami warszawskimi,
  • wytknął Nawrockiemu, że przedstawiał PRL-owskie nosze jako oryginalny zabytek z Westerplatte,
  • opowiedział anegdotę o kobiecie, którą zapytano, któremu kandydatowi zostawiłaby dzieci pod opieką. Odpowiedziała, że Rafałowi oczywiście,
a Nawrockiemu to by nawet chomika nie zostawiła.

W ten sposób Trzaskowski mógł już tylko patrzeć do przodu, w przeszłości oglądając jedynie „nasze wielkie zwycięstwo” 2023 roku oraz eksponując przegrane wybory prezydenckie 2020. Mówił o nich z entuzjazmem i żarem, zadając retoryczne pytanie, co by się stało, gdyby je wtedy wygrał: nie byłoby kompromitacji Polski za granicą, średniowiecznego prawa aborcyjnego, niszczenia polskiej szkoły, wielkiej inflacji...

Wisiał w powietrzu cytat z Trumpa, że wybory 2020 były oszukane (faktycznie nie były uczciwe), ale nie padł, bo Trzaskowski przekuł to w slogan skierowany w przyszłość: „Tyle czasu zostało zmarnowane, a my nie mamy czasu. Cała Polska naprzód!” – rzucił hasło swej kampanii po raz pierwszy.

Powtórzył je potem 13 razy,

puentując kolejne wątki, a sala klaskała coraz bardziej uradowana.

Bo słowo słowem, ale liczy się także show. Salka Towarzystwa Gimnastycznego Sokół, gdzie PiS zaprezentował Nawrockiego, tak się miała do rozmachu widowiska w Gliwicach, jak gołąb do sokoła właśnie.

Trzaskowski mówił ze swadą, choć powinien może częściej sięgać po pauzy, bo leciał na jednym tonie, jakby się gdzieś spieszył (chyba że nabrał do pauz wstrętu po popisach Andrzeja Dudy).

Przeczytaj także:

Tusk aż posiwiał. Taki jest Trzaskowski niezależny

Wystąpienie Trzaskowskiego (49 minut) miało zarysować wizję tej Polski, która ma ruszyć z kopyta i zarazem zdjąć z niego maskę społeczną, jaką nosił do tej pory, a którą PiS będzie go okładał, (co w języku mniej uczonym oznacza przyprawianie gęby). Chodziło o to, by pokazać, kim Trzaskowski może się stać jako prezydent, wbrew stereotypom powtarzanym przez propagandę PiS.

I na tym drugim skupimy się w analizie, ukazując wizje państwa i plany polityczne jako element autoprezentacji kandydata KO.

Tusk zaczął od tego, że Trzaskowski jest „w pełni niezależny”, o czym mają świadczyć... włosy premiera, który w wyniku sporów z nim posiwiał (niech kto chce, wierzy).

Przypisał też Trzaskowskiemu decydujący głos przy utrzymaniu świadczeń 800+, bo miał prezydent Warszawy przekonać także premiera, że to po prostu indeksacja świadczenia, która się ludziom należy i czego im odebrać nie wolno.

Sam Trzaskowski rysował swoją prezydencką niezależność jako wzięcie odpowiedzialności za myślenie strategiczne, czyli pilnowanie, czy rząd w doraźnej polityce nie robi ruchów ad hoc, oraz za współpracę z samorządami, z którymi będzie wypracowywał strategię rozwoju Polski, korzystając z prezydenckiego funduszu rozwojowego, w skromnej kwocie 2 mld zł (tłumaczył, że chodzi bardziej o inspiracje).

Odklejenie Rafała od Donalda ma też na celu zmniejszenie zagrożenia negatywnym elektoratem, który, choć mniejszy niż za rządów PiS, jest wciąż problemem premiera. Według listopadowego CBOS Trzaskowskiemu ufa 47 proc., a nieufność deklaruje 36 proc. (suma plus 11 pkt proc.), Tuskowi ufa 40 proc. ale nie ufa 47 proc. (minus 7 pkt proc.).

Trzaskowski już nie jest z Warszawy

„Jestem z miasta, to widać, słychać i czuć” – śpiewały Elektryczne gitary kilkanaście lat temu. Rafał Trzaskowski, na co już zwracaliśmy w OKO.press uwagę, robił, co mógł, by pokazać, że nie jest z miasta, w sensie dużego miasta, a już zwłaszcza nie jest z Warszawy. Oczywiście w sensie wrażliwości, bo zarazem jest tytułowany prezydentem, co z jednej strony dobre, bo dodaje mu powagi, ale z drugiej złe, bo z Warszawy.

Wymienił ponad 20 nazw miejscowości, o które chce zadbać, odwołując się do raportu PAN o 139 miastach, które w wyniku transformacji utraciły funkcje społeczno-gospodarcze. PiS miał im pomóc, ale nic nie zrobił. Prezydent RP Trzaskowski z samorządowcami przygotuje strategię, jak rozwijać prawdziwą równość szans.

Opowiadał, jak skarżą mu się mieszkańcy tych miejscowości, co my mamy zrobić, żeby młodzi ludzie nie wyjeżdżali.

„Pan jest z Warszawy – cytował – ale pan jest jednym z nas, pan znajdzie sposób, żeby nasze miasta mogły się rozwijać”.

Mówił o pokorze tego, kto urodził się w wielkim mieście, ale chce dać szanse innym, „żebyśmy byli dumni z całej Polski”. I wtedy „Cała Polska, naprzód!”.

Cytował swoje rozmowy. Burmistrz Chrzanowa nie może sobie poradzić ze składowiskiem opon, prezydent Zduńskiej Woli z ciepłociągiem, w Sosnowcu chcieliby odzyskać od PKP stację Sosnowiec Maczki, w Bytomiu brakuje kładki nad linią kolejową, w kaszubskim Bytowie centrum kultury...

To są moi przyjaciele – mówił Trzaskowski, w czasach PiS trzeba było odwagi, żeby trzymać się razem. Nauczyłem się wtedy, jakie są problemy Polek i Polaków.

„Bo jak ktoś nie ma pokory i empatii, to nie ma czego szukać w polityce”.

A jak ma to „Cała Polska...”.

Dodał anegdotę. Przyjechał do Rybnika, gdzie mieszkała jego narzeczona, a dziś żona. „Zapytałem, co macie tu do zobaczenia, powiedziała, że wystawę sztandarów górniczych. Uśmiechnąłem się pod nosem, bo byłem głupi. Nie rozumiałem dumy z górniczej tradycji i z odrębności Śląska”.

Nie jest jakiś euroentuzjasta, ale polski patriota

Trzaskowski jest przeciw naiwnie „pojmowanej globalizacji”. Podkreśla, że UE powinna być potęgą, ale „ważniejsze, żeby polska gospodarka była potęgą”.

Koncepcja „patriotyzmu gospodarczego” jest skupiona na sukcesie polskich firm i naszego kraju w rywalizacji z zagranicą. „Nie ma powodu, żeby Amica nie mogła konkurować z Boschem”. Trzeba rozwijać firmy technologiczne, aby talenty naszej młodzieży kumulowały się w naszym kraju.

Jedzie też Trumpem („my z wyborów USA wyciągamy wnioski, a Europa?”): Niemcy mają 9 razy większą gospodarkę, a wydają na zbrojenia niewiele więcej niż my. „To skandal!”. Polska jest militarnym prymusem. W 2026 będzie to już 5 proc. PKB na armię.

Obiecuje młodym wakacje czy weekendy ze szkoleniem wojskowym (płatne przez państwo), ustawę o ochronie ludności, wzmocnienie policji i Straży Granicznej...

My nie straszymy, ale odstraszamy – mówi – bo wtedy nikt się nie zamachnie na bezpieczeństwo Polski.

Polskość bez Ukrainek i Ukraińców

Ta polskość – dodajmy dla pocieszenia lewicowej wrażliwości – nie szuka wroga na siłę i nie boi się np. języka śląskiego jako regionalnego (obiecał ustawę). „Nie polega na szukaniu genu polskości. Mamy różne tradycje, to nas wzmacnia”.

Cała Polska naprzód – mówił Trzaskowski – z naciskiem na „cała”.

Patriotyzm to nie tylko gotowość do bohaterstwa, to szukanie siły w tym, co nas łączy, koleżeńskość, solidarność. „Nie patriotyzm napuszonej solenności, ale patriotyzm wspólnoty”.

Cała Polska owszem, ale ani słowa, ani jednego słowa o Ukrainkach i Ukraińcach, jakby się w tej wspólnocie nie mieścili.

Jakby ich nie było. Może się nawet mieszczą, ale wg sondaży życzliwość wobec nich spada. Poza tym nie głosują, prawda?

Trzaskowski nie jest lewakiem

W czasach gdy PiS ledwie raczkował, a OKO.press jeszcze nie było na świecie, jeden z najmniej mądrych (tak to nazwijmy) ministrów Kaczyńskiego, Witold Waszczykowski mówił „Bildowi”, że "chcemy uleczyć nasz kraj z niektórych chorób. Poprzedni rząd wdrażał lewicową koncepcję, jak gdyby świat musiał zgodnie z marksistowskim wzorcem poruszać się tylko w jednym kierunku: mieszanki kultur i ras, świata rowerzystów i wegetarian, który stawia na odnawialne źródła energii i zwalcza wszystkie formy religii. To nie ma nic wspólnego z tradycyjnymi polskimi wartościami”.

Trzaskowski starannie zdejmuje maskę takiej lewackiej „choroby”. Żadnych wegetariańskich mrzonek. Rozpływa się kulinarnie: „Rewelacyjna gęsina, polskie sery, pomidory, które mają smak, białe wino, które może konkurować z francuskim” (serio?). Tu się zresztą zreflektował i dodał „w umiarkowanych ilościach”.

I dalej: „Kochamy pierogi, roladę, kluski śląskie. Polskie zupy to potęga. Zalewajka”.

Cała Polska ruszy naprzód po tak pożywnym posiłku (nie dbając o wiatry).

Ze spraw poważniejszych. Nie ma w mowie Trzaskowskiego ani słowa o groźnym konserwatyzmie i politycznym zaangażowaniu Kościoła. Ani słowa o świeckim państwie i ograniczaniu roli religii (choćby w szkole, przez najbliższą koleżankę polityczną Barbarę Nowacką).

Trzaskowski nie chce się wychylać, może dlatego w maju 2024 w Warszawie wprowadzono rozsądne zarządzenie, że „w budynkach urzędu dostępnych dla osób z zewnątrz oraz podczas wydarzeń organizowanych przez urząd nie eksponuje się w przestrzeni (np. na ścianach, na biurkach) symboli związanych z określoną religią. Nie dotyczy to symboli noszonych przez osoby pracujące na użytek osobisty, np. w formie medalika, tatuażu”.

Bezpiecznie temat Kościoła przemilczeć, w końcu nie trzeba mówić o wszystkim.

Także w bolesnej dla wielu osób kontynuacji przez obecny rząd polityki PiS wobec uchodźców i migrantów na granicy z Białorusią, Trzaskowski mówi językiem prawicy. Chwali się umocnieniami granicy.

„Będziemy bronić każdego centymetra polskiej ziemi i nikt się nie odważy na nas podnieść ręki!”. Na wszelki wypadek ani słowa o strategii migracyjnej, która myli integrację z asymilacją.

Kobiety i mężczyźni mają mieć pełną równość. Ale o prawie do aborcji tylko napomknął, a o osobach LGBT ani słowa. Po co poruszać takie tematy w tak uroczystej chwili?

Koniec „lenia”. Sięga po „przyspieszenie”!

Ten efekt jest być może tylko odpryskiem innych korekt wizerunku, ale narracja o zarozumiałym leniu, który zna niebezpiecznie dużo języków obcych i lubi wygodę, już jest jedną broni w ataku kandydata obywatelskiego. Nawrocki pozycjonuje się jako człowiek z ludu, z robotniczej rodziny, w dodatku były bokser, czyli mistrz najbardziej ludowego sportu.

Od Trzaskowskiego aż bije energia.

Zapowiada cały pakiet ustaw, które „wprowadzimy w pierwszych godzinach, dniach. Potrzebujemy przyspieszenia”. Nic w polityce nie ginie, po 34 latach doczekaliśmy się powrotu hasła Lecha Wałęsy, którym wygrał wybory 1990 roku.

To ma być prezydentura aktywna.

Prezydent Trzaskowski będzie myślał strategicznie, ma plan na przyszłość, „nie będzie prężył muskułów na siłowni, ale nie dopuści do wojny” (nie wykorzystał okazji, by przypomnieć, że tu akurat ma kompetencje, bo prezydent jest zwierzchnikiem sił zbrojnych). Będzie inspirował, ale kiedy będzie trzeba „weźmie sprawy w swoje ręce”.

Jak? Kiedy? Z kim i przeciw komu?

I jeszcze bon mot: „Jeden żyrandol nie wystarczy, będzie cała bateria świateł, która oświetli nam drogę do przyszłości”. Efektowny, ale trochę niepoprawny, bo „strażnikiem żyrandola” przezywał Bronisława Komorowskiego Andrzej Duda.

Trzaskowski uratuje nasze portfele

Wbrew stereotypowi polityka oderwanego od realnego życia, Trzaskowski odrobił lekcję zwycięstwa Trumpa. Prezydent elekt USA, zdaniem wielu wygrał wybory, obiecując opanowanie inflacji. Także Trzaskowski przemówił bezpośrednio do naszych portfeli, rachunków i podatków.

Jego „patriotyzm gospodarczy” to dziwna mieszanka, w której decyzje strategiczne mieszają się z konkretnymi do (budżetowego) bólu obietnicami. Wymagałyby precyzyjnej analizy, wzięcia też pod uwagę możliwości działania prezydenta, które są przecież ustrojowo więcej niż skromne.

Ale Trzaskowski się nie ograniczał. Ciekawe, co myślał o tym obecny na sali minister finansów?

„Aż mi się ręce trzęsą” – zwierzył się Trzaskowski – „gdy słucham, jak ludzie narzekają na inflację, podatkowe zamieszanie, wysokie ceny energii”.

Masło po 10 złotych!

„Gwarantuję wam tanią energię” – mówił, jakby był co najmniej prezesem URE (Urzędu Regulacji Energii).

I dalej: Morawiecki zabijał energię z wiatraków, sprowadzał ruski węgiel. My wybudujemy atom, dokonamy transformacji energetycznej tak, żebyście zobaczyli ją na swoich rachunkach. Każdy, kto produkuje energię [z paneli fotowoltaicznych] wykazując się postawą patriotyczną, zobaczy ten efekt.

Trzaskowski obiecał przełamanie dwóch barier tego sektora – poprawę sieci przesyłowych i budowanie rozproszonych magazynów energii. Brzmiało to trochę jak serial o słonecznym już nie patrolu, ale panelu. Równie pogodnie i nierealistycznie.

Trzaskowski zaapelował do prezesa NBP: „Wzywam Glapińskiego do obniżenia stóp procentowych”. Wyjaśnił, że prezes NBP tego nie robi, bo odbiera telefony od Kaczyńskiego. Będzie odbierał od Trzaskowskiego?

Wahadło w prawo, na początek, czy na stałe?

Przekaz Trzaskowskiego jest wychylony w prawo i zapewne o to chodziło w tym momencie. Ostatnie średnie sondaży pokazują, że przewaga trzech elektoratów koalicji rządowej KO (32,8 proc.), TD (8,6 proc.) i Lewicy (7,3 proc.), razem 46,7 proc. nad prawicą z PiS (30,8 proc.) i Konfederacji (11,8 proc.), razem 42,6 proc. wynosi tylko 4 pkt proc. A w wyborach 2023 roku było 11 pkt.

Decydenci i analitycy w KO uznali zapewne, że trzeba utrwalić pozycję kandydata wśród ludzi o poglądach centro-prawicowych, a także nie zniechęcać przekazem wyborców Sławomira Mentzena, których głos w drugiej turze może przesądzić sprawę.

Ten wątek kalkulacji politycznej z uznaniem opisał dziś w OKO.press Witold Głowacki

Być może w kolejnych odsłonach Trzaskowski wychyli się bardziej w lewo? Inaczej może nie zmobilizować wyborców, a zwłaszcza wyborczyń liberalno-lewicowych, a w tych wyborach decydować będzie mobilizacja.

;
Na zdjęciu Piotr Pacewicz
Piotr Pacewicz

Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze