Po co Tuskowi głosowanie nad wotum zaufania dla rządu? Zadziałał impuls: trzeba zrobić coś, cokolwiek. Wyjść z inicjatywą, nie stać bezczynnie. Dzięki kampanii i przegranej Rafała Trzaskowskiego, po 18 miesiącach, rządzący zorientowali się, że wyborcy nie widzą, co oni właściwie robią
W środę 11 czerwca około 9 rano Donald Tusk staje przed salą sejmową, by wygłosić drugie w tej kadencji exposé. Bo głosowanie nad wotum zaufania dla rządu to otwarcie nowego rozdziału w historii gabinetu Tuska, a co najmniej szansa na takie otwarcie.
Dzień po wyborach prezydenckich przegranych przez Rafała Trzaskowskiego Donald Tusk ogłosił, że chce potwierdzić mandat swojego rządu w sejmowym głosowaniu. Ogłosił to bez konsultacji z koalicjantami i musiał za to zapłacić tygodniową zwłoką. Przez te kilka dni koalicjanci urządzili mu „ścieżkę zdrowia”, wzywając do dymisji i obciążając odpowiedzialnością za przegraną Trzaskowskiego.
Po co Tuskowi to wotum? Zadziałał impuls: trzeba zrobić coś, cokolwiek. Wyjść z inicjatywą, nie stać bezczynnie. Wotum ma też dać sygnał wyborcom: to nie jest koniec świata. Nie będziecie mieli swojego człowieka w Pałacu Prezydenckim, ale macie swoich ludzi w rządowych budynkach. Rząd, który wybraliście w 2023 roku, jest i działa. Wotum jest też po to, żeby skonsolidować władzę, potwierdzić pozycję Tuska.
Ale najważniejsze pytanie, na jakie w środę ma jeszcze raz odpowiedzieć Donald Tusk brzmi: po co jest jego rząd?
Przemówienie premiera ma zawierać dwa główne elementy: przypomnienie dokonań rządu i listę rzeczy, które rząd zamierza zrealizować do końca 2025 roku. Dzięki kampanii Rafała Trzaskowskiego, po 18 miesiącach, rządzący politycy zorientowali się, że ludzie nie wiedzą, co oni właściwie robią. Za to świetnie wiedzą, że nie spełnili obietnic, które zmobilizowały w 2023 kobiety i młodych – zwłaszcza nie zliberalizowali prawa aborcyjnego.
Słyszę, że sami liderzy koalicji ze zdumieniem wysłuchali wypowiedzi wicepremiera Krzysztofa Gawkowskiego w programie „Fakty po faktach” Anity Werner w TVN24 w środę 4 czerwca 2025.
„W momencie, kiedy do pani jechałem, zrobiłem sobie listę spraw: 79 propozycji, które były w kampanii i zostały już załatwione” – mówił Gawkowski. „Ja nie mówię o 100 konkretach, bo to Platformy. [Mówię] o tych, które różne partie zrobiły. To są mega duże propozycje, które przeszły” (podkreślenie – ASz).
Następnego dnia, podczas konferencji prasowej po spotkaniu liderów koalicji, wicepremier i szef MON Władysław Kosiniak-Kamysz zdumiał dziennikarzy, gdy przez kilka minut wymieniał rzeczy załatwione przez rząd. Od rozpoczęcia budowy najdłuższego tunelu kolejowego w Europie po podpisanie kontraktu na zakup 96 śmigłowców Apache, z których osiem przyleci do Polski 16 czerwca.
Współprzewodniczący Nowej Lewicy, wicemarszałek Sejmu Włodzimierz Czarzasty chodzi do mediów z karteczką, na której ma wypisane 14 ustaw realizujących postulaty wyborcze Nowej Lewicy i już przyjętych przez Sejm.
„To my naprawdę aż tyle zrobiliśmy?” – samozaskoczenie niesie się szeptem przez szeregi koalicji rządzącej.
„Ludzie nie wiedzą, że w Polsce są bezpłatne żłobki! A to nasza zasługa!” – takie słowa słyszę zarówno od członków Nowej Lewicy, jak i PSL-u. Chodzi o efekty programu Aktywny Rodzic — państwo pokrywa opłaty za pobyt dziecka w wieku do lat trzech w instytucji opieki. To osiągnięcie resortu rodziny i pracy, na którego czele stoi Agnieszka Dziemianowicz-Bąk z Nowej Lewicy.
Przy czym na stronie programu Aktywnyrodzic.gov.pl nadal można przeczytać, że program dopiero wystartuje. Nic dziwnego, że ludzie nie są pewni, jaka jest rzeczywistość.
W wystąpieniu Tuska mają się znaleźć tylko takie zapowiedzi, co do których koalicjanci są pewni, że staną się ciałem i zostaną zrealizowane do końca roku. Między innymi dlatego premier ma nie wspominać o podniesieniu kwoty wolnej od podatku do 60 tys. zł. Spełnienie tej zapowiedzi kosztowałoby budżet więcej niż niegdyś wprowadzenie programu 500 plus, co wyliczyło samo ministerstwo finansów w 2024 roku. Wobec dużych wydatków na zbrojenia i dziury w NFZ państwa po prostu na to nie stać.
A o czym Tusk powie? Wszyscy koalicjanci przekazali Tuskowi listę spraw, na których szczególnie im zależy.
Lewica: zakaz bezpłatnych staży oraz włączenia do stażu pracy czasu pracy na umowach zleceniach i jednoosobowych działalnościach gospodarczych, program mieszkaniowy (w tym powołanie ministerstwa budownictwa).
Polska 2050: Zakaz używania smartfonów w szkołach podstawowych, Ustawa o asystencji osobistej, odpartyjnienie spółek skarbu państwa (ustawa antykuwetowa), 2 mld zł na budownictwo społeczne już w tym roku + wsparcie dla Społecznych Agencji Najmu, ustawa medialna.
PSL chce wsparcia dla rolników i przedsiębiorców (konkrety nie trafiły do opinii publicznej).
Jednak nowe „konkrety” nie wystarczą (zwłaszcza biorąc pod uwagę, jak skompromitowane jest to określenie). Nie wystarczy też samo powołanie rzecznika – choćby najlepszego. Pytanie też, kim ma być ten rzecznik: ultra sprawną organizatorką, która wreszcie zapewni przepływ informacji między rządowymi instytucjami? Czy osobą, która wymyśli dla rządu nową opowieść.
Koalicjanci Tuska narzekają, że polityka informacyjna (o ile istnieje) jest prowadzona bez badań, a jedynie „na intuicję”. „Na czuja” Tuska, który zawodzi.
PiS używał hasła „wstawania z kolan”. Wyśmiewane przez ówczesną opozycję (zwłaszcza w kontekście polityki międzynarodowej) jednak dobrze oddawało emocje i pragnienia wyborców partii Jarosława Kaczyńskiego. Nie tylko na arenie globalnej, ale też w codziennym życiu (możliwość wyjazdu na wakacje). Dziś to, że Polacy nie chcą już być młodszą i brzydszą siostrą Niemiec czy Francji, wydaje się oczywiste. Rośnie oczekiwanie na kolejny skok. Czy Tusk widzi tę potrzebę i zdoła ją wyrazić? Czy rząd dostrzega te obszary, gdzie lęgną się nowe nierówności (edukacja)?
Nie, nie tak prędko. Choć wypowiedzi takie jak cytowana wyżej, można usłyszeć od rozemocjonowanych, a nierzadko odczuwających schadenfreude polityków koalicji. Tusk pozostanie premierem choćby dlatego, że nie ma go kto zastąpić (o czym niżej). Jednak pytania o przywództwo Tuska będą powracać.
„W tych wyborach każdy oberwał, ale to Tusk ma problem” – mówił nam niedawno jeden z najważniejszych polityków koalicji rządzącej.
Przez lata Tusk uchodził za mistrza komunikacji. Legendy krążyły o tym, że umie wszystko wcisnąć społeczeństwu. Dziś krążą opinie, że „Tusk stracił słuch społeczny”. Zarzuty rozciągają się od tego, że pozwolił startować kandydatowi, który nie miał szans wygrać, po oskarżenia, że przez niego ludzie tak nie lubią rządu. Członkowie rządu powtarzają też, że Tusk nie umie też zarządzać niepewnością, która w przypadku tego rządu bierze się ze skomplikowanej układanki partyjnej. A zarządzenie niepewnością to przecież podstawowa kompetencja lidera.
Powracać zatem będą konflikty i tarcia. „Każdy z nas ma złotą akcję” – powtarzają liderzy koalicji. Jednocześnie świetnie wiedzą, że są na siebie skazani. Wyjście kogokolwiek z koalicji oznaczałoby wybory, które dziś skończyłyby się zwycięstwem PiS-u i Konfederacji.
Może Trzaskowski? Może Sikorski? Może Kosiniak-Kamysz? Te trzy nazwiska najczęściej padają, gdy pada pytanie: kto poza Tuskiem mógłby być premierem.
O Trzaskowskim wspomniał Szymon Hołownia w rozmowie z Moniką Olejnik w „Kropce nad i” w TVN24. „Myślę, że to jest ciekawa propozycja” – powiedział. „Ludzie głosowali na Trzaskowskiego, nie na Donalda Tuska. To, że Rafał Trzaskowski na przykład obejmowałby tekę premiera — PiS by się zawiesił, bo oni są tak opętani wizją walki z Tuskiem, że takiej sytuacji nie byliby w stanie obsłużyć. Na nowego prezydenta byłby nowy premier” – przekonywał Hołownia.
Nie jest to pierwszy raz, kiedy Hołownia popycha Trzaskowskiego do działania. W 2020 roku proponował mu wyjście z Platformy Obywatelskiej i stworzenie partii „nowego pokolenia”, kolejnych „trzech tenorów”: Hołownia, Kosiniak-Kamysz, Trzaskowski. Nic z tego nie wyszło, bo Trzaskowski się nie zdecydował. Nie wydaje się, żeby od tego czasu temperament prezydenta Warszawy się zmienił i nagle był gotowy walczyć o stanowisko premiera z Tuskiem, z którym nie walczył o przewodniczenie Platformie. Co więcej, mimo opowieści, że Trzaskowski ma gigantyczny mandat społeczny, dziś wśród politycznych partnerów jest postrzegany raczej jako ten, który nie umiał dobrać zespołu, zawiódł i taktycznie, i strategicznie, przegapił swój moment. To niezbyt dobre papiery na premiera w bardzo wymagającej koalicji.
Sikorski? Więcej pisałam o tym tutaj. Wydaje się, że minister spraw zagranicznych ma poważne plany polityczne, ale wątpliwe, by chciał je realizować już w czerwcu 2025. Na razie część polityków PO zarzuca mu, że wpakował Trzaskowskiego na minę, ustawiając piwo z Mentzenem. Otoczenie Sikorskiego odpowiada, że Trzaskowski nie umiał tej sytuacji wykorzystać, więc sam sobie jest winien. Powracają też pytania o „emocjonalność” Sikorskiego: nie raz w mediach społecznościowych dawał wyraz temu, że nie umie trzymać emocji na wodzy. Czy to jest lider, którego potrzebuje ta skomplikowana koalicja?
Kosiniak-Kamysz? Jest dyżurnym premierem ratunkowym od dekady. Łukasz Rogojsz z Interii pisze, że PSL naciska na swojego szefa, by zawalczył o fotel premiera. „Będziemy próbowali wykorzystać tę sytuację” – zapowiadają ludowcy. Tyle że takich zapowiedzi było ze strony PSL-u krocie. A kończyło się nie na stanowisku premiera, lecz na stanowiskach dla paru partyjnych działaczy.
„Ja się nie zgłaszam” – skończył spekulacje sam Władysław Kosiniak-Kamysz w rozmowie z Konradem Piaeckim w TVN24 w poranek przed głosowaniem.
„Wszystkie partie mają deficyt liderów” – mówi osoba z jednej z instytucji rządowych.
W dodatku wszystkie te pomysły rozbijają się przede wszystkim o wyraźny brak woli Tuska, by ustąpić.
„Nie po to wracał do Polski, żeby kończyć swoją karierę w ten sposób. Będzie chciał wygrać jeszcze jedne wybory” – słyszę z niejednych ust.
Niby w polityce zdarzyć się może wszystko. Ale nie tym razem. Brak wotum dla rządu należałoby do zdarzeń typu: okazuje się, że ziemia faktycznie leży na czterech słoniach i jest płaska jak stół.
Jeden z liderów koalicji zapewnia mnie, że w głosowaniu (które ma się odbyć o godz. 14) nie będzie nawet osób wstrzymujących się. Wstrzymanie się od głosu polityków którejś z kolacyjnych partii miałoby pokazać, że ten koalicjant nie jest stuprocentowym pewniakiem. A to obniży jego pozycję podczas dalszych negocjacji. W tym tych dotyczących nowego podziału stanowisk w rządzie.
Jak widać, jedni kalkulują: im więcej szantażu, tym więcej możemy ugrać. A drudzy: tym więcej ugramy, im bardziej będziemy lojalni.
Jednak to nie wynik głosowania będzie w środę najciekawszy. Ale to, co powie Tusk i jak to powie.
Władza
Włodzimierz Czarzasty
Szymon Hołownia
Władysław Kosiniak - Kamysz
Donald Tusk
Adrian Zandberg
Rząd Donalda Tuska (drugi)
wotum zaufania
Dziennikarka polityczna OKO.press. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!“, a w OKO.press podcast „Program Polityczny”.
Dziennikarka polityczna OKO.press. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!“, a w OKO.press podcast „Program Polityczny”.
Komentarze