0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Slawomir Kaminski / Agencja GazetaSlawomir Kaminski / ...

OKO.press sprawdza model Morawieckiego, który 4 listopada zapowiadał wprowadzenie "kwarantanny narodowej" (lockdownu) przy 70 nowych przypadkach zarażenia SRS-CoV-2 na 100 tys. mieszkańców. Okazuje się, że na całym świecie, tylko dwa kraje spełniają takie wyśrubowane kryterium - Litwa i Serbia. A Polska jest ledwie na granicy "czerwonej i żółtej fazy" (zobacz wykres pod koniec tekstu).

Coś jest nie tak z modelem, podobnie jak z polityką informacyjną rządu w ogóle. Ale po kolei.

Premier Mateusz Morawiecki przedstawia progi etapów bezpieczeństwa, 4 listopada 2020. Fot. Adam Guz /KPRM

"Wątła podstawa prawna narodowej kwarantanny"

Zamieszanie po wypowiedzi ministra Adama Niedzielskiego z 17 grudnia 2020 („od 28 grudnia do 17 stycznia wprowadzamy kwarantannę narodową”) i sprostowaniach polityków PiS, że to co najwyżej "przedłużona faza odpowiedzialności z dołożeniem pewnych ograniczeń", ma wymiar komiczny także ze względu na osobliwe nazwy, jakich władza używa na oznaczenie rygorów. Śmieszne jednak nie jest, bo do reszty rujnuje wiarygodność ministra zdrowia i całego systemu rządowej informacji o zagrożeniu. A to oznacza mniejszą skuteczność wprowadzanych zaleceń i zakazów.

Zwłaszcza, że jak przyznali w niedzielnej "Kawie na ławę" TVN24 20 grudnia nawet poseł PiS (Porozumienia) Kamil Bortniczuk i prezydencki minister Andrzej Dera, mająca obowiązywać w Sylwestra godzina policyjna ma "wątłą podstawę prawną", a jeśli nawet ktoś dostałby mandat, to wygra sprawę w sądzie.

Noc sylwestrowa to szczególny dzień w roku. Każdy z nas chce go spędzić w gronie przyjaciół i rodziny. W obecnej sytuacji jednak wszelkiego typu imprezy i zgromadzenia stwarzają niezwykle groźne warunki do dalszej transmisji koronawirusa. A co za tym idzie, są bardzo niebezpieczne dla nas i naszych bliskich. Dlatego zostań w domu i nie organizuj imprez i spotkań towarzyskich poza gronem domowników. Podobnie jak inne liczne kraje europejskie, również Polska wprowadza ograniczenia w tym dniu. Z 31 grudnia 2020 roku na 1 stycznia 2021 roku w godzinach od 19:00 do 06:00 w całym kraju obowiązuje zakaz przemieszczania się. Wyjątkiem będą m.in. niezbędne czynności służbowe oraz inne wskazane w rozporządzeniu. (informacja z 17 grudnia 2020).

To wszystko razem tworzy chaos informacyjny i nie zachęca do poważnego traktowania zarówno diagnoz rządowych, jak i wprowadzanych regulacji. OKO.press wielokrotnie pisało, że zasadniczą winą PiS jest niewprowadzenie stanu klęski żywiołowej. Władze nie chciały tego zrobić, dokonując licznych manipulacji, aby przeprowadzić wybory prezydenckie póki nie spadną notowania Dudy (co jak wskazał sondaż OKO.press rzeczywiście nastąpiło). Argumentowały też fałszywie, że oznaczałoby to wysokie odszkodowania, jakie rząd musiałby płacić firmom.

Grafika konkretna, choć dziwna w formie

Podstawą ostatniego zamieszania wokół "narodowej kwarantanny" jest strategia ogłoszona 4 listopada 2020 przez Morawieckiego. W odróżnieniu od wcześniejszych ogólników, premier przedstawił wtedy "instrukcję obsługi" COVID-19 uzależniając wprowadzanie restrykcji od natężenia epidemii.

Miarą miała być średnia liczba nowych zakażeń w najnowszym tygodniu. Taka liczba oczywiście zmienia się codziennie wraz z danymi z kolejnych dni.

Grafika jest z pewnością ładna, ale sposób prezentowania danych - dziwny. W wyjątkowo skomplikowany sposób przedstawiono prosty podział na pięć poziomów zagrożenia epidemią w Polsce:

  • od 760 do 3 800 nowych zakażeń średnio-tygodniowo - faza zielona (ew. z powiatami żółtymi i czerwonymi);
  • od 3 800 do 9 400 - faza żółta (ew. z powiatami czerwonymi);
  • od 9 400 do 19 000 - faza czerwona;
  • od 19 000 do 27 000 - "faza odpowiedzialności";
  • ponad 27 000 (a nie jak na wykresie 27-29 tys.) - "narodowa kwarantanna".

W chwili, gdy Morawiecki ogłaszał tę strategię, średnia liczba zakażeń z najnowszego wtedy tygodnia (28 października - 4 listopada 2020) wynosiła 19 810, czyli mówiąc językiem rządu wkraczaliśmy właśnie w "fazę odpowiedzialności".

Jak widać na wykresie poniżej, średnia urosła potem aż do 25 600 przypadków 11 listopada, co oznaczało, że do granicy "narodowej kwarantanny" brakowało tylko 1 400 przypadków. Ale od tego czasu zaczęła spadać i 20 grudnia wynosi już "tylko" 9 583 przypadki, co jest wielkością graniczną między Polską "na czerwono" i Polską na "żółto".

Jeśli ktoś potraktował poważnie kryteria podane przez Morawieckiego, musi być zdumiony: skoro jesteśmy na granicy strefy żółtej i czerwonej, dlaczego ograniczenia są na poziomie "fazy odpowiedzialności" z dodatkiem godziny policyjnej w Sylwestra oraz pięciu dodatkowych restrykcji?

Te dodatkowe restrykcje dotyczą galerii handlowych, hoteli, stoków narciarskich, obiektów sportowych oraz kwarantanny dla przyjeżdżających do Polski.

Nowe zasady bezpieczeństwa – od 28 grudnia do 17 stycznia

Przedłużamy etap odpowiedzialności i wprowadzamy dodatkowe ograniczenia. Wszystko po to, aby przerwać transmisję COVID-19 i jak najszybciej wrócić do normalności. Nowe zasady bezpieczeństwa będą obowiązywały od 28 grudnia 2020 r. do 17 stycznia 2021 r., czyli do końca przerwy szkolnej. Co się zmieni?

  • Ponowne ograniczenie funkcjonowania galerii handlowych – otwarte pozostają m.in. sklepy spożywcze, z książkami i prasą, drogerie, apteki, salony fryzjerskie i kosmetyczne, a także wolnostojące wielkopowierzchniowe sklepy meblowe
  • Ograniczenie funkcjonowania hoteli – dostępne dla służb mundurowych, medyków, pacjentów szpitali specjalistycznych, ośrodków COS. Wyjątkiem są również hotele pracownicze.
  • Zamknięte stoki narciarskie
  • Infrastruktura sportowa dostępna tylko w ramach sportu zawodowego
  • 10-dniowa kwarantanna dla przyjeżdżających do Polski

Jak widać, rząd nie stosuje własnych kryteriów, co wcale nie znaczy, że powinien je stosować. Wiele wskazuje bowiem, że kryteria Morawieckiego zostały podane w sposób nieprzemyślany. Tylko udawały racjonalną analizę.

Sprawdźmy na początek, jak strategia Morawieckiego zadziałałaby na świecie.

Gdyby inne kraje miały posłuchać Morawieckiego

Punktem wyjścia dla wyliczeń Morawieckiego było 70 nowych przypadków na 100 tys. mieszkańców jako progu "narodowej kwarantanny" (powinno być 71,4*). Korzystając z portalu Our world in data sprawdzamy, które kraje przekraczają granicę 71,4 nowych przypadków na 100 tys. mieszkańców średniodziennie w ostatnim tygodniu (13/14-19/20 grudnia).

Kryteria Morawieckiego w liczbach nowych zakażeń na 100 tys. mieszkańców wyglądają tak:

  • od 2 do 10,1 średniodziennie - faza zielona;
  • od 10,1 do 24,9; - faza żółta;
  • od 24,9 do 50,3 - faza czerwona;
  • od 50,3 do 71,4 - faza odpowiedzialności;
  • ponad 71,4 - narodowa kwarantanna.

W skali całego świata liczba średniodziennych zakażeń wyniosła w ostatnim tygodniu 643 tys., co daje tylko 8 zakażeń na 100 tys. mieszkańców. Znacznie gorzej jest w Unii Europejskiej - 128 tys. zakażeń i 29,5 na 100 tys. mieszkańców wspólnoty. Mówiąc językiem Morawieckiego świat jest zielony, a Unia Europejska właśnie przeszła z żółci w czerwień.

W krajach o największej liczbie zakażeń sytuacja wygląda obecnie tak:

Jak widać, narodową kwarantannę powinny ogłosić Litwa, która do tej pory dobrze sobie radziła, oraz Serbia, a Chorwacja jest tuż pod kreską.

Fazę odpowiedzialności należałoby wprowadzić w dziewięciu krajach: Chorwacji, Luksemburgu, kontrowersyjnej Szwecji, Słowenii, Stanach Zjednoczonych (biją rekordy w liczbach bezwzględnych: nawet 250 tys. dziennych zakażeń, 18 mln od początku epidemii i 320 tys. zgonów), Holandii, Danii, Czechach (kolejne odbicie po uspokojeniu w listopadzie) i Szwajcarii.

Polska jest w kolejnej grupie 10 krajów "czerwonych", ale na samym końcu, już blisko żółtej strefy. Bezpieczniej niż w Polsce jest dziś we Francji i Hiszpanii, które niedawno miały ogromne wzrosty.

Zamykanie według innych reguł

Wiele krajów zamyka dziś gospodarkę i wygasza życie społeczne. Wielka Brytania właśnie wprowadziła na części terytorium czwarty najwyższy próg obostrzeń w związku z pojawieniem się nowej mutacji wirusa SARS-CoV-2.

Przeczytaj także:

Potężne ograniczenia wprowadza Litwa, ale też Niemcy (od 16 grudnia), Słowacja (od 19 grudnia), Czechy (od 18 grudnia), Dania i Holandia. Określenie "lockdown" w przypadku tych krajów oznacza różne rygory, dokładna analiza wymagałaby odrębnego tekstu, ale jak widać rządy wielu krajów są znacznie ostrożniejsze niż przewiduje model Morawieckiego.

To dlatego, że kryteria polskiego rządu były zawyżone. Daleko idące restrykcje wprowadzają nawet kraje ledwie czerwone, jak Niemcy.

Robimy najmniej testów. 3 x mniej niż na Litwie, 2 x mniej niż w Czechach

Gradacja zagrożenia podana przez Morawieckiego przyniosła więcej szkody niż pożytku. Wynika to z założenia, że polityka walki z epidemią może być wyznaczana przez jeden czynnik, co jest szkodliwym uproszczeniem.

Aby właściwie ocenić zagrożenie należy brać pod uwagę nie tylko aktualną liczbę wykrywanych zakażeń, ale także liczbę testów, przy pomocy których zostały one wykryte. W Polsce przeprowadzono do tej pory tylko 181 tys. testów na milion mieszkańców.

Według danych z portalu Wordlometer, wśród 23 krajów na wykresie wyżej przedstawionym jesteśmy ostatnim i jedynym, który sprawdził zakażanie u mniej niż co piątego obywatela/obywatelki.

Wśród sąsiadów: Litwa zrobiła testów 554 tys. na milion, Czechy 328 tys., Słowacja 239 tys., Niemcy 381 tys., Szwecja 394 tys. Wyprzedziły nas nawet Węgry (260 tys.) i Rumunia (240 tys.), które niedawno testowały rzadziej.

Dania przeprowadziła więcej niż jeden test na osobę (1,6 mln testów na milion mieszkańców), a Luksemburg jeszcze więcej (2,5 mln), co oznacza powtarzanie badania u tych samych osób.

Wielka Brytania testowała 728 tys., Francja 464 tys., Włochy 414 tys. itd.

Tak mała liczba testów w Polsce jest zresztą zgodna ze strategią rządu, by sprawdzać osoby z rozwiniętymi objawami choroby i nie robić badań profilaktycznych czy przesiewowych.

Oznacza to jednak, że przyjęcie przez Morawieckiego kryterium nowych zakażeń jest w Polsce tym bardziej wątpliwe, że nie oddaje prawdziwej u nas skali zagrożenia.

Inne kryteria się liczą

Jest oczywiste, że ocena zagrożenia musi brać pod uwagę inne zmienne. Epidemiolodzy operują złożonymi modelami, tutaj zwrócimy uwagę tylko na kilka czynników:

  • dynamika epidemii - w Polsce liczba osób aktualnie zakażonych (active cases; na wykresie poniżej - czerwony kolor) spada, 20 grudnia wyniosła 241 tys. (z tego 1 710 osób w stanie krytycznym). Jeszcze 25 listopada zakażonych było 440 tys. Ostatnio jednak spadek wyhamował, co może być niepokojącym sygnałem. Z tego punktu widzenia sytuacja wygląda groźnie na Litwie, w Danii czy Czechach, nieco lepiej na Węgrzech, nie najgorzej w Szwecji, gdzie liczba zakażonych spada. Za to wciąż źle we Francji, gdzie zakażonych jest już rekordowe 2,2 mln osób;
  • twarde wskaźniki zasięgu choroby, jak liczba zgonów (w Polsce niepokojąco wysoka, a przy tym zaniżona, bo wiele zgonów nie jest rozpoznawanych jako COVID-19);
  • nowe okoliczności, jak mutacja koronawirusa, która pojawiła się w Wielkiej Brytanii; szczep VUI-202012/01, może być nawet o 70 proc. bardziej zakaźny, choć na razie nie ma dowodów na to, że jest bardziej śmiertelny lub odporny na szczepionkę;
  • oczekiwanie na szczepionkę. W sytuacji, gdy realne staje się zaszczepienie w ciągu kilku miesięcy znacznej części osób narażonych na zakażenie, można zaostrzyć środki bezpieczeństwa epidemicznego, bo jest nadzieja na ich względnie szybkie poluzowanie.

Wszystko to wymagałoby rzetelnej i rzeczowej polityki informacyjnej, cierpliwego wyjaśniania społeczeństwu, dlaczego wprowadzane są takie a nie inne ograniczenia, przedstawiania wielowymiarowych modeli rozwoju epidemii, unikanie wszelkich propagandowych sygnałów zarówno fałszywie uspokajających, jak nadmiernie straszących. Taka polityka powinna opierać się na konsultacjach z ekspertami, powinna używać tonu poważnej troski o obywateli zamiast fajerwerków, pomyłek, propagandy i uproszczeń.

*27 tys. przypadków w Polsce to przy 37,8 mln ludności 71,4 na 100 tys.

;
Na zdjęciu Piotr Pacewicz
Piotr Pacewicz

Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze