0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Tomasz Pietrzyk / Agencja Wyborcza.plFot. Tomasz Pietrzyk...

„Piękne słońce mamy dziś w Bogatyni” – cieszył się na wiecu PiS rzecznik partii Rafał Bochenek. A nad jego głową powoli przesuwały się chmury i kłęby dymu z węgla brunatnego spalanego z elektrowni Turów.

„Damy radę”, „Zwyciężymy” – pokrzykiwali działacze. To naprawdę dobra próbka atmosfery sobotniego wiecu PiS w Bogatyni.

Prawo i Sprawiedliwość oddało polityczną „supersobotę” niemal walkowerem. To pierwszy weekend wakacji szkolnych – moment, w którym partie mają ostatnią szansę na zaangażowanie uwagi wyborców, zanim ci rozjadą się na urlopy.

W lipcu nastąpi naturalne spowolnienie tempa kampanii wyborczej, aż do momentu, w którym ruszy ona pełną parą, czyli od chwili ogłoszenia terminu wyborów, czego można się spodziewać w sierpniu. To właśnie powód, dla którego na sobotę 24 czerwca swoje kampanijne wydarzenia zwołały wszystkie wiodące ugrupowania polityczne.

Donald Tusk wystąpił na wiecu Koalicji Obywatelskiej we Wrocławiu, swoje konwencje miały też Lewica, Trzecia Droga i Konfederacja. Każda z partii chciała więc tego dnia zagrać o zainteresowanie elektoratu i mediów.

Przeczytaj także:

Piosenki, które wszyscy już znamy

Na tle wszystkich politycznych wydarzeń tej soboty spotkanie PiS wypadło wyjątkowo blado. Nie padła na nim żadna obietnica wyborcza, nie został wprowadzony żaden nowy temat kampanii wyborczej.

Liderzy prawicowej koalicji rządzącej Polską zagrali w Bogatyni same zgrane szlagiery.

Jarosław Kaczyński zapowiadał obronę suwerenności Polski i godności Polaków, straszył też „nową falą” uchodźców. Zbigniew Ziobro obiecywał reformę wymiaru sprawiedliwości i sądownictwa (sic!), straszył „hipokrytami z Unii Europejskiej” i wzrostem cen prądu na skutek polityki klimatycznej prowadzonej przez UE. A Adam Bielan straszył po prostu Donaldem Tuskiem.

Debiut Joachima Brudzińskiego w roli szefa sztabu PiS trudno więc uznać za udany. Wielka partyjna konwencja zwołana do Łodzi na skutek serii kłopotliwych dla partii zdarzeń opisywanych już przez nas w OKO.press zamieniła się ostatecznie w „spotkanie PiS” w Bogatyni.

Wiązało się to ze stratą 150 tysięcy złotych zaliczki na salę wynajętą już w Łodzi i koniecznością odwołania rezerwacji autokarów, które miały zwieźć do niej 10 tysięcy działaczy z całej Polski. Konwencję przeniesiono w trybie nagłym do Bogatyni, odległej o 400 kilometrów od Łodzi, na samym południowozachodnim krańcu Polski.

Sukcesem frekwencyjnym nie miało to się prawa skończyć. I tak jednak został ogłoszony. „Jest nas tutaj ponad 14 tysięcy” wołał rzecznik PiS Rafał Bochenek, otoczony mniej więcej dwoma tysiącami działaczy partii.

Partia w swej przedwiecowej komunikacji zapomniała nawet o tym, że wydarzenie było wspólnym przedsięwzięciem Zjednoczonej Prawicy z udziałem Zbigniewa Ziobry, Adama Bielana i pomniejszych koalicjantów PiS.

Ba, PiS podał oficjalnie godzinę spotkania dopiero w piątek – jak dowiodła „Gazeta Wyborcza”, jeszcze tego dnia nawet część biur poselskich PiS na Dolnym Śląsku nie dysponowała tą informacją.

Tłumy przeogromne, aż nie sposób kamerą objąć!

Same ujęcia z bliska, bez wysięgników i dronów, za to z paskiem „Tłumy zbierają się na spotkanie PiS” – tak więc filmowała sytuację przed imprezą PiS w Bogatyni TVP Info.

Ujęć z góry być nie mogło – bo też nie było żadnych tłumów, był co najwyżej tłok. Przed spotkaniem zwolennicy PiS tłoczyli się w kilku (4-5) rzędach za stalowymi policyjnymi barierkami, które ustawiono, by oddzielić ich od partyjnych dygnitarzy goszczących w Bogatyni.

Samo spotkanie wyglądało już nieco lepiej – uczestniczyło w nim kilka setek zwolenników PiS, pojawiły się więc ujęcia z wysokości około 3 metrów. Dronów jednak personel TVP Info nawet nie rozpakował. Było za to dużo zbliżeń na pobliski ogromny komin elektrowni Turów.

PiS wybrał to konkretne miejsce oczywiście po to, by zadąć w róg wzywający do obrony Polski przed złą Unią i działającą w jej imieniu jeszcze gorszą opozycją.

I to był główny motyw wiecu. „Otóż są w Europie mroczne siły, które chcą powstrzymać rozwój Polski – i są ich krajowi sługusi z partii opozycyjnych. Trzeba bronić Polski, trzeba bronić jej suwerenności i godności. Oto stawka tych wyborów" – opowiadali swym wyborcom liderzy Zjednoczonej Prawicy.

Spotkanie zaczęło się z 25-minutowym opóźnieniem, podczas gdy wydarzenia organizowane w sobotę przez pozostałe partie wystartowały punktualnie.

Konferansjerką zajmował się Rafał Bochenek, rzecznik PiS. Pierwsza przemawiała marszałkini Sejmu Elżbieta Witek – co może wskazywać na to, że PiS zamierza z niej zrobić jedną z twarzy kampanii. Marszałek Sejmu mówiła o obronie polskiej racji stanu i polskich interesów, zadawała retoryczne pytania, czy Polska „będzie jeszcze mogła podejmować suwerenne decyzje”?

Obrona, obrona i jeszcze raz obrona

Po Witek (przemawiała 5 minut) wystąpił Jarosław Kaczyński. Prezes Prawa i Sprawiedliwości zaczął od zadeklarowania solidarności z górnikami i pracownikami elektrowni Turów, którzy „po raz już drugi zostali zaatakowani przez Unię”.

„Nikt nie będzie za nas decydować, kto ma pracować, a kto będzie bezrobotny”. „Nikt nam nie będzie nic dyktował” – wołał prezes PiS. Twierdził, że chodzi mu o „powrót do korzeni Unii Europejskiej”. Wyraźnie zależało mu przy tym, by nie zostać oskarżonym o dążenie do polexitu. „Chcemy Unii Europejskiej, chcemy być w Unii Europejskiej, ale chcemy być suwerenni” – podkreślał Kaczyński.

„Polska broni Turowa”. „W obronie ludzi i polskiej energetyki” – takie paski wjechały wtedy na ekran TVP Info

„Musimy stoczyć wielką bitwę o Polskę” – wołał Kaczyński. I dowodził, że w nadchodzących wyborach decydować się będzie „kwestia polskiej suwerenności".

„Jeśli obronimy naszą suwerenność, to będziemy szli dalej” – zapowiadał Kaczyński. Poruszył też temat referendum w sprawie relokacji uchodźców, poświęcił mu jednak znacząco mało uwagi.

Co ciekawe, całe wystąpienie Kaczyńskiego było powtórzeniem (momentami prawie słowo w słowo) tego, co mówił w wywiadzie dla TVP w czwartek 22 czerwca wieczorem.

Zaraz po prezesie PiS wystąpił szef Suwerennej Polski. Zbigniew Ziobro powtarzał narrację o „likwidacji” elektrowni w Turowie, jaką rzekomo próbował wymusić na Polsce Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej i której skutecznie miał przeciwstawić się rząd PiS.

Nie szczędził komplementów Jarosławowi Kaczyńskiemu, co wydawało się sugerować, że negocjacje na temat miejsc dla ziobrystów na listach wyborczych są w toku. Wreszcie obwinił Donalda Tuska o wywołanie kryzysu energetycznego.

„Zamknąć Tuska” zaczęli skandować działacze PiS.

Parada przystawek

Swoje 5 minut dostali też Adam Bielan (Partia Republikańska), Adam Ociepa (OdNowa) i Zbigniew Giżyński (Polskie Sprawy) jako lojalni mikrokoalicjanci PiS-u.

Bielan opowiadał działaczom, że nadchodzące wybory będą także starciem personalnym między Jarosławem Kaczyńskim (który dzień i noc pracuje dla Polski) a Donaldem Tuskiem (który „tylko gra w piłkę”).

„Do Berlina, do Berlina!” odpowiedzieli mu zachwyceni słuchacze. Ociepa wzywał do jedności prawicy. A Giżyński oskarżał Donalda Tuska i Waldemara Pawlaka o podpisanie niekorzystnych umów gazowych z Rosją.

Ta parada PiS-owskich przystawek miała określony cel – chodziło o przekonanie coraz bardziej wątpiących w to wyborców prawicy, że mimo ogromnych problemów i konfliktów wewnętrznych Zjednoczona Prawica pozostaje wciąż spójna – i zgodnie podporządkowana Jarosławowi Kaczyńskiemu.

Po mikrokoalicjantach PiS-u na scenę wyszedł jeszcze premier Mateusz Morawiecki. Straszył „potężnymi siłami”, które sprzysięgły się przeciwko Polsce, jej rozwojowi i rządowi Prawa i Sprawiedliwości. Mówił o wyborach, których stawką ma być suwerenność i rozwój Polski.

„Nie dajcie się sprowokować. Jesteśmy zjednoczoną drużyną, która ma program i lidera – pana prezesa Jarosława Kaczyńskiego" – apelował Morawiecki do słuchaczy.

;

Udostępnij:

Witold Głowacki

Dziennikarz, publicysta. Pracował w "Dzienniku Polska Europa Świat" i w "Polsce The Times". W OKO.press pisze o polityce i sprawach okołopolitycznych.

Komentarze