0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Jakub Orzechowski / Agencja GazetaJakub Orzechowski / ...

"Szczyt III fali jest jeszcze przed nami" - mówi OKO.press prof. Maria Gańczak, wybitna epidemiolożka, specjalistka chorób zakaźnych, kierowniczka Katedry Chorób Zakaźnych Collegium Medicum Uniwersytetu Zielonogórskiego i wiceprezydent Sekcji Kontroli Zakażeń Europejskiego Towarzystwa Zdrowia Publicznego. I dodaje: "To musi jeszcze potrwać kilka tygodni, do początku kwietnia".

Prof. Gańczak tłumaczy, że fala zacznie się cofać dopiero, gdy odpowiednio duża grupa ludzi się zarazi.

"Stosunkowo miękkie obostrzenia wprowadzane regionalnie nie odetną wirusowi tlenu. Dopiero gdy wirus opanuje kolejne bańki społeczne, nabierzemy odporności".

Winna jest brytyjska odmiana wirusa B.1.1.7. o 40-70 proc. bardziej zaraźliwa niż poprzednia wersja wirusa.

Rządowe komunikaty w sobotę i niedzielę 13-14 marca potwierdzają, że trzecia fala pandemii narasta. Podano, że nowych zakażeń było odpowiednio 21 tys. i 17,3 tys., a średnia tygodniowa, która wskazuje na dynamikę epidemii urosła do 15,6 tys.:

Najgorzej wyglądają statystyki najciężej chorych na COVID-19, którzy muszą być podłączeni do respiratora. Takich osób jest już 2077, aż 97 proc. najgorszego wyniku drugiej, jesiennej fali (22 listopada 2020 - 2149).

W obecnym tempie dogonimy listopadowy rekord już w poniedziałek lub wtorek:

Pod względem liczby osób pod respiratorem (inaczej - w stanie ciężkim lub krytycznym) Polska jest na 13. miejscu na świecie, a w UE wyprzedzają nas tylko: Francja (4,0 tys. osób, Włochy - 3,0 tys., Niemcy 2,8 tys. i Hiszpania 2,2 tys.). Uderzające, że Wielka Brytania, poprzednio srogo dotknięta przez COVID-19, dzięki szczepieniom poprawiła wskaźniki (tylko 1,1 tys.).

Także liczba zajętych "łóżek covidowych" rośnie w równym tempie. Obecna liczba (19 654 ) to 85 proc. najgorszego momentu w listopadzie (16 listopada - 23 tys.):

Jedyną prawdziwą szansą na opanowanie epidemii są szczepienia, pod warunkiem, że zostaną przeprowadzone na dużą skalę i szybko. Tutaj też nie ma dobrych wiadomości.

Dlaczego szczepienia idą tak wolno?

Podana w sobotę 13 marca dobowa liczba szczepień (90,6 tys.) jest gorsza niż tydzień temu (104,6 tys.), podobnie w niedzielę: 27,2 tys. do 47,2 tys. To sprawia, że tzw. tygodniowa średnia krocząca szczepień spadła kolejny dzień – do 74,8 tys. Tydzień wcześniej sięgała 87,5 tys.

Jak podano w niedzielę, do końca grudnia 2020 wykonaliśmy 4 mln 517 tys. szczepień. Obie dawki dostało 1,6 mln osób, po pierwszej jest 2,9 mln.

To niewiele lepiej niż według pierwotnego harmonogramu szczepień preparatami Pfizera i Moderny - miało być 4,3 mln do końca tygodnia 8-14 marca. Nie uwzględniał on jednak szczepień AstraZeneką, której wg zapowiedzi rządu miało być w I kwartale 600 tys. dawek (harmonogramy szczepień i dostaw zobacz tutaj).

Tempo szczepień jest zaskakująco wolne zwłaszcza, że mimo perturbacji z producentami szczepionek Pfizera i AstraZeneki, dostawy (zaznaczone jasnoniebieskimi słupkami) są na wysokim poziomie: do Polski dotarło 5 mln 341 tys. dawek.

Jak informuje rządowy raport, do punktów szczepień zostało skierowanych 4,823 mln szczepionek, a następna dostawa będzie już w poniedziałek 15 marca.

Powstaje pytanie, dlaczego wykonano tylko 4,517 mln szczepień i aż 306 tys. dawek czeka w punktach (średnio po blisko 50 dawek na punkt).

Nie byłoby to możliwe wcześniej, bo szczepionki Pfizera po rozmrożeniu z temperatury minus 70 stopni, trzeba podać w ciągu 5 dni. AstraZeneca może czekać dłużej.

Najgorszą hipotezą byłaby niechęć Polek i Polaków do szczepienia właśnie AstraZeneką i rezygnacja z umówionych terminów (wiadomo, że tak zrobiło ok. 10 proc. nauczycieli). OKO.press parokrotnie rozbrajało spiskowe myśleniu o tej szczepionce , m.in. o "tajemniczych zgonach", rzekomo groźnych odczynach poszczepiennych, i o obawach nauczycieli.

Ile mamy rezerw? Według oficjalnych statystyk jest OK

Władze uspokajają, że panują nad sytuacją. Rządowe statystyki dostępnych łóżek covidowych i respiratorów rosną z dnia na dzień. W niedzielę 14 marca podano, że na chorych czeka 28 347 łóżek, co by oznaczało, że zajętych jest "tylko" 69 proc. z nich. Trochę gorzej z respiratorami - jest ich 2850, z tego w użyciu 73 proc.

Ale jak już pisaliśmy, te ogólne statystyki mogą być zawyżone, a lokalnie zaczyna brakować sprzętu i miejsc w szpitalach. Poza tym wąskim gardłem systemu jest personel, a zwłaszcza brak lekarzy i lekarek oraz pielęgniarek anestezjologicznych.

Przeczytaj także:

Ile jest osób zakażonych? Mniej niż w listopadzie, ale nie wiemy ile

Można się pocieszać, że jeszcze daleko nam do liczby zakażeń w czasie II fali epidemii, kiedy to 10 listopada 2020 średnia tygodniowa przekroczyła 25,6 tys. Obecny poziom (17.3 tys.) - to 68 proc. tamtej liczby. Ale średnia zakażeń od miesiąca szybko rośnie.

Ogólny obraz sytuacji jest podobny. Rośnie liczba aktywnych przypadków wykrytych przez testy - już prawie 300 tys. (na wykresie poniżej zaznaczonych na czerwono). To jednak nadal dopiero 68 proc. maksymalnego poziomu - 25 listopada było 440 tys. potwierdzonych testem zakażeń.

Wszystko to potwierdza tezę, że wirus - w ok. 40 proc. mutacja brytyjska B.1.1.7 - stał się groźniejszy niż był, bo zasięg epidemii rośnie wolniej niż liczba ciężkich zachorowań.

Rzecz jednak w tym, że mówiąc o liczbie osób zakażonych w Polsce poruszamy się we mgle.

W sobotę poinformowano o 73 tys. testów i 21 tys. nowych przypadków zakażenia, w niedzielę o 59 tys. testów i 17 tys. przypadków.

Daje to identyczny odsetek pozytywnych testów - 29 proc., przy zalecanym przez WHO poziomie 5 proc.

Polska trzyma się strategii testowania osób dopiero z wyraźnymi objawami i stopniowo spada w rankingu testów na milion mieszkańców - jesteśmy już na... 85. miejscu na świecie.

Wg zestawienia portalu worldometer w UE wyprzedzamy już tylko Bułgarię, ale i ona za chwilę nas przegoni.

Żenujący wynik 282 tys. na milion osób, jest 12 razy gorszy niż w Danii, 5 razy gorszy niż w Wielkiej Brytanii i Izraelu, 3 razy gorszy niż w Czechach, Estonii i Portugalii, dwa razy gorszy niż na Węgrzech i w Chile, gorszy niż w Turcji, Kazachstanie, Botswanie itd.

Sprawia to, że nie wiemy, jaka jest rzeczywista skala epidemii. Na kwarantannie przebywa obecnie prawie 300 tys. osób. Ile z nich miało robiony test? Ile jest zakażonych?

Umieramy mniej niż jesienią, przynajmniej na razie

Jest też gorzkie pocieszenie. Liczba zgonów, choć także rośnie, w porównanie z II falą nie wygląda aż tak tragicznie. W sobotę poinformowano o 343 przypadkach śmierci, w niedzielę - tradycyjnie mniej - 110, a średnia krocząca ostatniego tygodnia wyniosła 271. To "tylko" 54 proc. najgorszej średniej tygodniowej z 25 listopada.

Układa się to w spójną całość:

  • zakażenia rosną (być może) wolniej niż w czasie II fali, choć przy polskim poziomie testowania nie jest to takie pewne;
  • wirus daje więcej przypadków wymagających hospitalizacji i ciężkich przypadków, które wymagają mechanicznej wentylacji;
  • umiera mniej chorych.

Znaczenie może tu mieć wiek osób chorych. Według oficjalnych informacji "na oddziały trafia coraz więcej młodszych pacjentów, którzy często bagatelizują objawy COVID-19. Wiek osób hospitalizowanych w szpitalach spada – średnia obecnie wynosi około 62 lata".

Poza tym - trzeba mieć nadzieję, bo takich badań nie ma - medycy nauczyli się skuteczniej leczyć także ciężkie stany COVID-19.

Gorsza wiadomość jest taka, że fala zgonów przychodzi z opóźnieniem wobec fali chorych, a zwłaszcza chorych w stanie ciężkim.

;

Udostępnij:

Piotr Pacewicz

Naczelny OKO.press. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze