0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Jakub Orzechowski / Agencja GazetaJakub Orzechowski / ...

W październikowym sondażu Ipsos badaliśmy pojedynek kilku kandydatów opozycji z Andrzejem Dudą w I turze. Sprawdzaliśmy, kto na opozycji ma największy negatywny elektorat, co może decydować o wyniku II tury. Ale zapytaliśmy też o inny wariant wyborczy:

Czy wolał(a)by Pan/Pani, żeby opozycja: Koalicja Obywatelska, Lewica oraz Polskie Stronnictwo Ludowe wystawiły w pierwszej turze wyborów prezydenckich w 2020 r. jednego wspólnego kandydata czy też każde z ugrupowań własnego?

Okazało się, że:

  • 44 proc. badanych opowiedziało się za wspólnym kandydatem;
  • 44 proc. stwierdziło, że każde z trzech ugrupowań powinno wystawić swojego kandydata;
  • 12 proc. nie miało zdania.

Wśród kobiet wyraźnie wygrywa koncepcja jednego kandydata/kandydatki w pierwszej turze (50 proc.), mężczyźni opowiadają się raczej za trzema kandydatami (49 proc.).

Oczywiście pytanie o jednego kandydata ma zupełnie inny sens dla zwolenników i dla przeciwników PiS.

Wyborcy opozycji myślą o opozycji

W elektoracie KO zwolennicy jednego kandydata stanowią aż 66 proc. wyborców, w Lewicy - 55 proc., w PSL - 52 proc. Postawa wyborców KO jest zrozumiała, w końcu to ten komitet ma najsilniejszą pozycję i przekonanie, że wspólny kandydat byłby tak naprawdę "nasz" jest uzasadnione. Poparcie na Lewicy i PSL może dziwić, wszak oznaczałoby to zapewne niewystawienie "swojego" kandydata, co osłabia pozycję partii.

Podobną postawę odkryliśmy jednak już wcześniej, analizując wyniki pytania naszego sondażu o zadowolenie z wyników wyborów do Sejmu i Senatu.

Satysfakcję z (minimalnego) zwycięstwa w Senacie podzielało aż 77 proc. wyborców PSL i Koalicji Obywatelskiej i 79 proc. wyborców Lewicy (niezadowolonych w tych trzech elektoratach było po 19-20 proc.). Odczucia wyborców trzech partii są identyczne, choć partyjne zyski były tak różne: Koalicja Obywatelska zdobyła 43 senatorskie mandaty, PSL – 3 mandaty, Lewica – 2 mandaty.

Jak widać, duża część wyborców, choć ma swoje preferencje partyjne, myśli w kategoriach "zjednoczonej opozycji". I marzenie o sukcesie "opozycji" jest silniejsze, niż pragnienie wygranej "mojej partii".

Podobnie może być tutaj. Jeden wspólny kandydat może być postrzegany jako sygnał jedności i siły opozycji jako całości.

Wszyscy razem, pięści w górę, obalimy dyktaturę

Nie bez znaczenia jest również efekt psychologiczny. Wyborcom partii opozycyjnych Prawo i Sprawiedliwość jawi się jako kolos i monolit. W obliczu tak wielkiego zagrożenia oczekują stworzenia wielkiego bloku, który dorównałby rozmiarami partii rządzącej. Trzy mniejsze zdają się bez szans.

Przeczytaj także:

Odpowiedzi wyborców PiS kształtują się dokładnie odwrotnie. Reagują na sygnał wspólnego kandydata opozycji jak na zagrożenie dla "naszego Dudy", bo "większy" po stronie opozycji wydaje się groźniejszy. Wyborcy PiS mogą też liczyć na to, że opozycja podzielona pogrąży się we wzajemnej rywalizacji, oddając łatwo zwycięstwo obecnemu prezydentowi.

Głosy zwolenników Konfederacji wyglądają podobnie jak głosy PiS. Ale stać może za nimi inna kalkulacja. W przypadku zjednoczenia opozycji jest oczywiste, że do drugiej tury przechodzi kandydat opozycyjny i Andrzej Duda (jeśli oczywiście wybory nie kończą się na jednej turze). Konfederaci mogą liczyć na to, że rozbicie głosów na kilku kandydatów nieco wyrówna szanse kandydata Konfederacji, który dodatkowo może robić sobie nadzieję na przejęcie wyborców Pawła Kukiza z 2015 roku (a to ok. 20 proc.).

Czy w ogóle warto rozpatrywać wspólnego kandydata? Warto, bo...

Założeniem pomysłu jest oczywiście zwycięstwo w pierwszej turze.

Skumulowane głosy elektoratów partii prodemokratycznej opozycji miałyby wygrać z Andrzejem Dudą, dodatkowo osłabionym o głosy kandydata Konfederacji. W II turze te głosy zasilą raczej puszczającego oko do skrajnej prawicy Dudę, choć trudno to dziś przewidzieć z większą pewnością.

Żeby to osiągnąć trzeba zdobyć jednak aż 50 proc. wszystkich głosów. Nie udało się to ani w wyborach do Parlamentu Europejskiego, ani w wyborach do Sejmu, a nawet w wyborach do Senatu (opozycja wygrała na mandaty, remisując w liczbie głosów). Z drugiej strony, notowania PiS zachwiały się po wyborach...

W rozważaniach nad strategią na I turę chodzi też o ekonomię mobilizacji. Zwolennicy jednego kandydata podkreślają, że wspólne prowadzenie kilkumiesięcznej kampanii przyniesie lepszy efekt, niż wsparcie udzielone jednemu kandydatowi opozycji dopiero w drugiej turze.

Dodatkowo rozdrobnienie w I turze może działać demobilizująco na elektoraty partii, której kandydaci odpadną. Argumentem za formułą "jeden wspólny kandydat" jest uniknięcie miesięcy kampanii, podczas której między kandydatami opozycji dochodziłoby do bratobójczej walki.

Ta obawa artykułowana była także przy okazji kampanii do Sejmu i Senatu. Ostatecznie jednak ugrupowania demokratyczne wypracowały formułę rywalizacji, w której jest miejsce na krytykę, nawet spięcia, ale nie są wytaczane najcięższe działa.

Nie warto, bo...

Najpoważniejszym argumentem przeciwko jednej kandydaturze jest fakt, że elektoraty tak łatwo się nie sumują, a raczej nieco się "odejmują". Oparcie całej, wielomiesięcznej kampanii na jednym kandydacie z KO z przekazem "musimy odsunąć od PiS od władzy" mogłoby skutecznie zniechęcić do udziału w głosowaniu wyborców dwóch pozostałych komitetów.

Z takich zapewne powodów wynik "paktu senackiego" opozycji do Senatu był gorszy od sumy wyników trzech partii osobno do Sejmu (w powyborczym sondażu OKO.press ta przewaga urosła z 5 do 7 pkt proc.):

Sejm i Senat 2019: PiS vs opozycja (PAC)
Sejm i Senat 2019: PiS vs opozycja (PAC)

Uwaga! Do wyniku PiS do Senatu (44,56 proc.) doliczamy poparcie niezależnej Lidii Staroń (0,58 proc.), a do wyniku opozycji (KO + PSL + SLD = 43,66 proc.) trzech niezależnych senatorów: Stanisława Gawłowskiego, Krzysztofa Kwiatkowskiego i Wadima Tyszkiewicza (razem 1,04 proc.). Gdy policzyć też poparcie kandydatów, którzy nie weszli do Senatu (jak zrobiła Dominika Wielowieyska w "Wyborczej") okaże się, że opozycja miała minimalną przewagę.

Dopuszczenie realnej rywalizacji w pierwszej turze, a następnie oficjalne udzielenie poparcia przeciwnikowi Andrzeja Dudy może mieć większy mobilizacyjny potencjał. Przy założeniu, że "ujemna premia za zjednoczenie" będzie mniejsza niż w wyborach do Senatu.

Mało realny scenariusz

Władysław Kosiniak-Kamysz w połowie października snuł rozważania na temat wyłonienia wspólnego kandydata opozycji w prawyborach opartych na debatach i spotkaniach. Nadal opowiada o tej koncepcji w mediach, ostatnio w TVN24. Kosiniak-Kamysz był bardzo długo liderem w rankingach zaufania wśród polityków opozycji (obecnie dogoniła go Małgorzata Kidawa-Błońska), ale jest jednak liderem najmniejszego z trzech ugrupowań. Można to czytać jako kalkulację: jestem na tyle popularny, by stawić czoła Andrzejowi Dudzie, ale jednocześnie mając konkurentów w postaci liderów dwóch większych ugrupowań, mogę nie dostać się do drugiej tury.

Lider PSL jest jednak odosobniony. Politycy KO i Lewicy jednoznacznie odrzucają formułę "jednego kandydata". Grzegorz Schetyna określił pomysł jako mało realny, a I turę nazwał "pewnego rodzaju prawyborami". KO liczy na to, że jako opozycyjne ugrupowanie z największym poparciem wprowadzi swoją kandydatkę (Kidawę-Błońską) lub kandydata (Donalda Tuska?) do drugiej tury, nie ryzykując ewentualnej przegranej w prawyborach.

Ale pomysł jednego kandydata odrzucają też politycy Lewicy (m.in. Krzysztof Gawkowski, Robert Kwiatkowski), a start lewicowego kandydata ogłosił Włodzimierz Czarzasty. Wszystkie partie lewicowe chcą natomiast wspólnego kandydata lewicy. Dotychczas mówiło się, że ma to być Robert Biedroń, choć jak wskazuje sondaż OKO.press, Adrian Zandberg, jeden z liderów Razem, niewiele mu ustępuje w poparciu wśród elektoratu lewicy.

Tu motywacją jest zachowanie podmiotowości własnego obozu, który rośnie po wyborach w siłę.

Sondaż IPSOS dla OKO.press 21-23 października 2019, metodą CATI (telefonicznie), na ogólnopolskiej reprezentatywnej próbie 1004 osoby

;

Udostępnij:

Dominika Sitnicka

Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.

Komentarze