0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Michal Lepecki / Agencja Wyborcza.plFot. Michal Lepecki ...

Świętość tak, kult jednostki nie

Gdy 10 listopada 2020 roku Sekretariat Stanu Stolicy Apostolskiej opublikował liczący prawie 500 stron raport dotyczący byłego kardynała Theodore McCarricka, poprzedzony specjalnym listem kardynała Pietro Parolina, doszło do prawdziwego trzęsienia ziemi. Kardynał został oskarżony o molestowanie seksualne dorosłych i nieletnich, do którego dochodziło na przestrzeni dziesięcioleci. Mimo że informacje o przestępstwach McCarricka docierały do Watykanu od początku lat 90., papież Jan Paweł II nie zareagował. Dopiero Franciszek w 2019 roku wydalił McCarricka ze stanu duchownego. https://www.vatican.va/resources/resources_rapporto-card-mccarrick_20201110_en.pdf Po ogłoszeniu raportu pojawiły się głosy, że należy „odkanonizować” Jana Pawła II (to we Francji) lub przynajmniej ograniczyć jego kult do sfery prywatnej (to w USA).

W Polsce debatę zdominowały głosy broniące Jana Pawła, które powtarzały jak mantrę stwierdzenie, że Jan Paweł II „nic nie wiedział” i dał się zmanipulować diabelsko przebiegłemu McCarrickowi (dominikanin Maciej Zięba). Podobne argumenty pojawiły się w momencie ujawnienia zbrodni Maciela Degollado, założyciela Legionistów Chrystusa, zaprzyjaźnionego z polskim papieżem. Degollado przez dziesięciolecia wykorzystywał seksualnie dzieci i seminarzystów, ale Watykan traktował informacje od ofiar jako pomówienia.

Jak się dzisiaj okazuje, tamta debata tylko została odłożona w czasie.

W marcu 2023 roku mamy polską odsłonę sejsmicznego poruszenia, które uruchomiły dwa niezależnie prowadzone śledztwa dziennikarskie na temat tuszowania pedofilii w diecezji krakowskiej w czasach, kiedy biskupem był Karol Wojtyła. Książka Ekke Overbeeka https://wydawnictwoagora.pl/maxima-culpa-co-kosciol-ukrywa-o-janie-pawle-ii/ oraz reportaż „Franciszkańska 3” Michała Gutowskiego w TVN24 spolaryzowały polskie społeczeństwo. Oliwy do ognia dodała rządząca partia PiS, ogłaszając 9 marca uchwałę w sprawie obrony dobrego imienia św. Jana Pawła II.

Temperatura sporu osiągnęła niespotykane w polskiej debacie publicznej natężenie. Zdążyli się już wypowiedzieć polscy biskupi, kurator oświaty w Krakowie i niemal wszyscy prominentni politycy, o publicystach nie wspominając. Zabrałem głos również i ja krótkim tekstem opublikowanym w Gazecie Wyborczej 13 marca, który zatytułowałem „Jan Paweł II: Świętość tak, kult jednostki nie”. https://wyborcza.pl/7,75968,29555826,jan-pawel-ii-swietosc-tak-kult-jednostki-nie.html

O skali emocji świadczyła reakcja przewodniczącego stowarzyszenia Dzieło Biblijne i Stowarzyszenia Biblistów Polskich, którey w oświadczeniu zatytułowanym „Św. Jan Paweł II – przed »sądem Piłata«” przyrównał reportaż w TVN24 do sądu nad samym Jezusem.

„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY” to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, zaskakują właśnie

Przeczytaj także:

Naoliwiony mechanizm zaczyna się zacinać

Ostatnie wydarzenia skłaniają do zastanowienia się nie tylko nad świętością Jana Pawła II, ale nad działaniem watykańskiej fabryki świętych, która w czasach pontyfikatu Jana Pawła II przeżywała prawdziwy rozkwit, a ostatnio jakby wyhamowała. Coraz częściej procesy kanonizacyjne w czasach Franciszka są wstrzymywane lub zawieszane z różnych powodów.

Dotyczy to chociażby problemów z kanonizacją księdza Jerzego Popiełuszki. Watykan odrzucił świadectwo cudownego uzdrowienia, wymaganego w procesie kanonizacji. Może to echo niefortunnego „cudu”, uznanego przy kanonizacji Matki Teresy, który okazał się rezultatem zastosowanej terapii, o czym poinformował lekarz „cudownie” uzdrowionej pacjentki.

Wspomnijmy sprawę kardynała Alojzego Stepinaca z Chorwacji, u którego co prawda Watykan potwierdził cud, ale Franciszek wstrzymał proces z powodu podejrzeń o kolaborację kardynała z ustaszami podczas wojny. Przeciwko jego kanonizacji opowiadają się działacze żydowscy i Serbska Cerkiew Prawosławna, która zarzuca mu przymuszanie Serbów do przechodzenia na katolicyzm podczas wojny. Stepinac jest o tyle ciekawy, że jego historia przypomina historię Popiełuszki: był również prześladowany przez reżim komunistyczny, więziony przez wiele lat. Część katolików w Chorwacji uważa go za bohatera. Przypomnijmy, że beatyfikował go w 1998 roku Jan Paweł II mimo wspomnianych sprzeciwów, związanych z jego działalnością w czasie II wojny światowej.

Kolejnym przykładem jest zawieszenie procesu kanonizacyjnego założyciela Ruchu Szensztackiego o. Józefa Kentenicha. Sprawa ma związek z oskarżeniami, jakie w 2020 roku wysunięto wobec o. Kentenicha, który miał dopuścić się nadużyć, również o charakterze seksualnym.

Z polskiego podwórka wspomnijmy jeszcze protest Komitetu Żydów Amerykańskich (AJC) w 2018 roku przeciwko ogłoszeniu przez Franciszka uznania heroiczności cnót kardynała Augusta Hlonda, prymasa Polski w latach 1926-1948. Protestujący wskazywali na jego wrogie nastawienie wobec Żydów oraz odmowę – mimo wielokrotnych próśb polskich przywódców żydowskich – podjęcia działań w celu ochrony społeczności żydowskiej podczas Holokaustu. Papież Franciszek zatwierdził dekret o heroiczności cnót kardynała Augusta Hlonda w 2018 roku. Proces beatyfikacyjny trwa od 1992 roku.

Ciekawa jest też sprawa beatyfikacji abp. Fultona Sheena – wstrzymanej przez Watykan w 2019 roku na dwa tygodnie przed ogłoszeniem go świętym. Decyzja miała związek z obawami, że informacje o tuszowaniu pedofilii będą również jego dotyczyć. Mimo to niektóre media katolickie, jak Radio Maryja, już go ogłosiły błogosławionym.

Przykłady można mnożyć i zapewne będzie ich coraz więcej. Jak zrozumieć decyzje Watykanu o wstrzymaniu procesów kanonizacyjnych?

Masowa produkcja świętych

Jak się wydaje, mamy tu do czynienia z istotnym problem „zacinania się fabryki świętych”, która za pontyfikatu Jana Pawła II działała niezawodnie. Czy coś się zmieniło w funkcjonowaniu Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych? A może po prostu jest to początek refleksji nad szkodliwością masowej „produkcji” świętych, która sprawia, że świętość niektórych z nich budzi wątpliwości.

Być może pewną rolę odgrywa tutaj pośpiech przy beatyfikacji i kanonizacji Jana Pawła II. Nie została ona poprzedzona staranną weryfikacją źródeł historycznych, nie wszyscy krytycy polskiego papieża zostali należycie wysłuchani. Niezbyt fortunne okazało się skrócenie wymaganego przez procedury watykańskie czasu rozpoczęcia procesu beatyfikacyjnego (pięć lat od śmierci kandydata/tki na ołtarze). Pokazuje to precedens z Matką Teresą, powtórzony po śmierci Jana Pawła II.

Mogłoby się wydawać, że Kościół katolicki zaczyna się uczyć na błędach. Jednak chyba nie do końca. Pierwsze dwie dekady XXI wieku przyniosły zupełnie wyjątkowy wysyp nowych świętych papieży, któremu patronuje papież Franciszek. Sprawa zasługuje na głębszą refleksję, tym bardziej że literatura przedmiotu jest naprawdę imponująca i warto zajrzeć przynajmniej do niektórych publikacji.

Okazuje się bowiem, że w rzeczywistości chodzi nie tyle o świętość, co o bardzo świadomy program ideologiczny.

Jego użyteczność dla propagowania chrześcijaństwa została odkryta bardzo wcześnie, bo już w pierwszych wiekach istnienia tej religii. Do tej pory program świętych się sprawdzał, ale być może stoimy u progu jego załamania.

Kto może zostać świętym?

Ale zacznijmy od tego, na czym polega proces kanonizacyjny i czemu służy? Kto może zostać świętym i dlaczego? Mówiąc w wielkim skrócie, Kościół uznał, że zgodnie z rzymską zasadą, że słowa ulatują, a przykłady kształcą (verba volant, exempla trahunt) wierni potrzebują przykładów ludzi, którzy mimo własnej słabości i grzeszności, dzięki łasce Bożej wspięli się na wyżyny świętości. Najpopularniejszymi świętymi byli i są do dzisiaj św. Paweł Apostoł, który przed nawróceniem prześladował chrześcijan i św. Augustyn z Hippony, który jako młody człowiek prowadził rozwiązłe życie, a dzięki pomocy z nieba z nim zerwał i stał się przykładem dla innych.

Od czasów nowożytnych, a szczególnie po gwałtownym ataku Kościołów powstałych w wyniku reformacji, które odrzuciły kult świętych, katolicyzm przykłada większą wagę do przekazów na temat heroiczności życia kandydatów na ołtarze. Można powiedzieć, że tak jak każdy żołnierz nosi w plecaku buławę marszałkowską, tak każdy katolik może zostać świętym, jeśli tylko będzie z należytą gorliwością o to prosił Boga. W ten sposób nie tylko sam zasłuży na niebo, ale stanie się przykładem dla innych.

Formalnie proces beatyfikacyjny odbywa się w porozumieniu z Kongregacją Spraw Kanonizacyjnych, nazywaną też Dykasterią do Spraw Świętych. Ma dwa etapy, diecezjalny, który, jeśli jest pomyślnie zakończony, przejmuje wspomniana Dykasteria. Sprawę zgłasza biskup danej diecezji na prośbę określonej grupy wiernych (może to być zakon lub osoby świeckie). Długość procesu nie jest określona i zależy od kompletności zebranego materiału dotyczącego kandydata na ołtarze.

Ostatecznym warunkiem jest stwierdzenie cudu, z którego jednak papież może zwolnić jeśli uzna, że kandydat do świętości jest wystarczająco wyrazisty (tak było w przypadku Jana XXIII, którego papież Franciszek kanonizował bez czekania na cud). Jeśli chodzi o kryteria świętości to są one również określone w konstytucji apostolskiej Divinus perfectionis Magister z 1983 roku, ogłoszonej przez Jana Pawła II.

Dwa wspomnienia osobiste

Miałem osobiście do czynienia z dwoma procesami kanonizacyjnymi. Pierwszy dotyczył Piotra Skargi (1536-1612) i rozpoczętych przez jezuitów już w 1912 roku starań o jego beatyfikację. Do dzisiaj nie została ona zwieńczona sukcesem, mimo że sprawą interesował się sam Jan Paweł II. Otóż od 1985 roku jako jezuita byłem zaangażowany w przygotowanie procesu beatyfikacyjnego tego nadwornego kaznodziei króla Zygmunta III Wazy i autora wielu ważnych dzieł duchowych i teologicznych, wśród których na czoło wysuwa się absolutny bestseller w historii polskiej literatury: „Żywoty świętych” oraz polityczny traktat „Kazania sejmowe”. Tej sprawie poświęciłem pracę doktorską. Zresztą duża część mojego dorobku naukowego z lat 80. i 90. dotyczyła właśnie Skargi.

A jednak proces się nie rozpoczął z powodu sprzeciwu kardynała Franciszka Macharskiego, który uważał, że jest to zupełnie niepotrzebne.

A nawet sądził, że w tamtym czasie byłby to krok nierozważny. Jego zdaniem Skarga mógł być wykorzystany politycznie i lepiej nie nagłaśniać jego wojowniczej teologii. Miał rację. Wystarczy przypomnieć, że kontrowersyjna organizacja Ordo Iuris wywodzi się właśnie ze Stowarzyszenia im. Piotra Skargi. Następca Macharskiego kardynał Stanisław Dziwisz uznał, że takiego niebezpieczeństwa dzisiaj nie ma i dał zielone światło toczącemu się procesowi. Jego wynik nie jest jednak przesądzony.

Druga sprawa dotyczy siostry Faustyny Kowalskiej (1906-1938). Jej kanonizacja w odróżnieniu od procesu Skargi wydawała się na początku zupełnie beznadziejna i wręcz była blokowana przez Watykan. Tymczasem dzisiaj to właśnie ona jest świętą Kościoła katolickiego. Co więcej, pojawiają się całkiem poważne głosy, by ogłosić ją doktorem Kościoła (czyli świętą, której nauczanie w zakresie teologii czy duchowości odznaczało się wyjątkowością – red.).

Jak wytłumaczyć ten zaskakujący rozwój tych dwóch procesów? Sprawą decydującą była determinacja Karola Wojtyły. Główny postulator, czyli odpowiedzialny za ten proces polski jezuita Antoni Mruk poprosił mnie o napisanie popularnej biografii przyszłej świętej. Moja przygoda, dość marginalna wobec całej sprawy, jest jednak znamienna dla sposobu postępowania głównych architektów „fabryki świętych”. Otóż ojciec Mruk był również spowiednikiem Jana Pawła II. Znali się od 1946 roku i obaj podzielali entuzjazm dla mistyczki Faustyny Kowalskiej. Było tak, mimo że Faustyna nie znajdywała uznania u teologów, a Jerzy Strojnowski, psycholog i profesor KUL-u, uznał ją wręcz za psychicznie chorą.

Moją krótką biografię oparłem przede wszystkim na uważnej lekturze „Dzienniczka” Faustyny i starałem się być w miarę obiektywny. Maszynopis mojego dziełka przeleżał u ojca Mruka w Rzymie 10 lat i nie usłyszałem na jego temat żadnego komentarza. Gdy po latach (było to już po beatyfikacji i tuż przed kanonizacją Faustyny) zapytałem, czy książeczkę mogę opublikować, dostałem pozwolenie. Jednak mój tekst nigdy nie stał się pobożną lekturą dla wiernych czcicieli polskiej mistyczki, co było zamierzeniem Mruka.

Nigdy nie usłyszałem, dlaczego zamówiony tekst nie został wcześniej opublikowany i jakie zastrzeżenia miał wobec niego postulator.

Mogę się tylko domyślać, że był zbyt trzeźwy i pozbawiony entuzjazmu dla bohaterki, przynależnego tego rodzaju utworom.

Te dwa epizody stanowią pewien wgląd w kulisy działania Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych.

Fabryka świętych od podszewki

Szczegóły procesów kanonizacyjnych, niekiedy dość pikantne, przedstawił dziennikarz „Newsweeka” Kenneth L. Woodward w niezwykle pouczającej książce „Fabryka świętych. Kulisy i tajemnice procesów kanonizacyjnych”, do której będę się wielokrotnie odwoływał. Autor jest nie tylko wziętym dziennikarzem, ale również katolikiem, posiadającym rozległe znajomości w kręgach watykańskich. Pisząc książkę, wielokrotnie odwoływał się do rozmów z postulatorami, którzy chętnie dzielili się sekretami swojej pracy. Przy zachowaniu różnic jego praca żywo przypomina książkę francuskiego socjologa Frederica Martela „Sodoma”, również opartą na rozmowach z watykańczykami.

Ustalenia Woodwarda w dużym stopniu pokrywają się z moimi doświadczeniami.

Podstawową zasadą działania Watykanu jest sekret i dopuszczani są do niego tylko ludzie sprawdzeni.

Różnica jest jednak zasadnicza, Martel chciał skompromitować Watykan i jego homofobiczne nastawienie do grup LGBT (co mu się zresztą znakomicie udało). Amerykański dziennikarz natomiast nie kryje podziwu dla skuteczności działania „fabryki świętych”.

Woodward pisał swoją książkę pod koniec lat osiemdziesiątych XX wieku, a wydanie z 1996 roku wzbogacił danymi z pierwszej połowy lat 90. A więc dokładnie z okresu, gdy fabryka świętych działała pełną parą.

Przypomnijmy, że Jan Paweł II w sumie beatyfikował 1318 osób i kanonizował 478.

Jest więc absolutnym rekordzistą, a jego osiągnięcie raczej nie zostanie pobite przez żadnego z następców.

Tak masowa „produkcja” świętych od początku budziła wątpliwości, i to wśród najbliższych współpracowników polskiego Papieża, jak chociażby Josepha Ratzingera. Co więcej, można wręcz mówić o kompromitacji w wielu wypadkach. Jak np. ze wspomnianym domniemanym „cudem” za wstawiennictwem św. Matki Teresy, który w świetle późniejszych relacji lekarza „uzdrowionej” można było wyjaśnić zwykłym leczeniem.

Podobne wątpliwości budziła od początku ekspresowa beatyfikacja (1992) i równie szybka kanonizacja (2002) założyciela kontrowersyjnego stowarzyszenia Opus Dei, zmarłego w 1975 roku Josemarii Escrivery da Balaguera. Wiadomo bowiem, że głównymi informatorami Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych byli bądź to członkowie Opus Dei, bądź osoby blisko związane z tą na poły sekretną organizacją.

Oczywiście, być może Escrivera da Balaguer świętym był, ale zastanawia, dlaczego nie wysłuchano przeciwników jego wyniesienia na ołtarze.

To samo dotyczy procesów beatyfikacyjnych i kanonizacyjnych tak kontrowersyjnych papieży jak Pius IX i Pius XII. W przypadku tego pierwszego wyłączono z procesu najlepszego znawcę jego pontyfikatu, jakim był jezuicki historyk z Papieskiego Uniwersytetu Gregoriańskiego Giacomo Martina (1924-2012), autor czterotomowej monografii poświęconej temu papieżowi.

Martina na pytanie czy uważa Piusa IX za człowieka świętego, odpowiedział krótko – nie!

To wystarczyło, by go wyłączyć z prac beatyfikacyjnych.

To samo dotyczy Piusa XII – „papieża Hitlera”, jak go nazwał w tytule swej książki brytyjski historyk John Cornwell. Szeroko rozpisuje się o tym autor „Fabryki świętych” i stawia pytania, które jak dotąd nie znalazły zadowalających odpowiedzi: „Jaką gwarancję ma Kościół, że bez systemu bezstronnego wyboru sędziów takie sprawy będzie się prowadzić z zachowaniem ścisłej obiektywności, która powinna mieć znaczenie także przy wyznaczaniu konsultorów teologicznych? Zwłaszcza gdy nazwiska sędziów i ich głosy są utrzymywane w tajemnicy jeszcze długo po ogłoszeniu orzeczenia”.

Tych pytań jest oczywiście znacznie więcej. Sporo uwagi poświęciliśmy tym sprawom z Arturem Nowakiem na kartach „Gomory” i „Babilonu”, nie będę więc do nich wracał. W tym eseju chodzi mi raczej o uchwycenie sposobu działania mechanizmu kanonizacji. Jak się okazuje, jednym z najciekawszych jego aspektów jest uświęcenie papieży. Jest to problem, który daleko wykracza poza kanonizację Jana Pawła II, ale dotyczy istoty samego papiestwa.

Dwóch papieży kanonizuje trzeciego

Jednym z największych autorytetów w dziedzinie funkcjonowania papiestwa, a zwłaszcza historii kanonizacji papieży, jest włoski historyk Roberto Rusconi. W istocie tej sprawie poświęcił kilka książek i masę artykułów naukowych, w tym oparte na źródłach obszerne dzieło „Ojciec święty. Świętość papieża od świętego Piotra do Jana Pawła II”. Książka ukazała się dosłownie w przededniu beatyfikacji Jana Pawła II i mogła być dla głównego postulatora ks. Sławomira Odera ważnym ostrzeżeniem. Jak się wydaje, Oder (dzisiaj już biskup gliwicki) nigdy po nią nie sięgnął. Popełnił wszystkie możliwe błędy, przed jakimi Rusconi przestrzegał, odsłaniając kulisy papieskich procesów kanonizacyjnych.

Jednym z najważniejszych błędów było podporządkowanie beatyfikacji czy kanonizacji bieżącym potrzebom ideologicznym jednej koterii, która akurat posiada władzę. Takie „zwycięstwa” okazywały się zwykle iluzoryczne, bo „przegrana” partia przy pierwszej lepszej okazji przekreślała dokonania przeciwników. Przykładem jest kanonizacja Celestyna V, która stała się jednym z centralnych zagadnień innej książki Rusconiego, poświęconej abdykacjom papieskim, do której pretekstem stała się oczywiście rezygnacja z urzędu Benedykta XVI w lutym 2013 roku.

Przykładem podobnego błędu było uświęcenie Jana Pawła II.

Overbeek zaczyna swoją książkę o zaniedbaniach Wojtyły w sprawie pedofilii właśnie od przypomnienia niezwykłego spektaklu, jakim była kanonizacja Jana Pawła II: „Franciszek niecały rok był papieżem, gdy w niedzielę 27 kwietnia 2014 roku kanonizował Jana Pawła II. Asystował przy tym jego poprzednik, emerytowana głowa Kościoła Benedykt XVI, który trzy lata wcześniej beatyfikował polskiego papieża. Oto spektakl, jakiego świat nie widział: dwóch papieży kanonizuje papieża”.

Overbeek przypomina zastrzeżenia i wątpliwości, jakie się wówczas pojawiły: „Tymczasem krytycy alarmowali: papież Jan Paweł II był współodpowiedzialny za tuszowanie skandali pedofilskich, od prawie czterdziestu lat siejących spustoszenie w Kościele.

Można bez przesady mówić o największym kryzysie w Kościele katolickim od czasów reformacji.

Nie powinno więc dziwić pytanie o odpowiedzialność człowieka, który był jego głową przez większość tego okresu”.

No właśnie, nie powinno dziwić, ale tego pytania sobie nikt z odpowiedzialnych za ten błyskawiczny proces nie zadał, albo nie chciał zadać. Po latach również Kenneth Woodward swój artykuł na łamach konserwatywnego czasopisma „The First Things” z lutego 2020 roku zatytułował znacząco „Grzesznik i święty”. Zakończył go równie wymownie: „Tylko Bóg czyni świętych i Bóg wie kim oni są. Jako katolik jestem szczęśliwy, że mogę oddać cześć św. Janowi Pawłowi II. Jednak moje modlitwy łączę z ofiarami nadużyć seksualnych katolickich księży”.

Znacznie ostrzej kanonizację polskiego papieża skomentował dominikanin Thomas Doyle, od połowy lat 80. XX wieku wspierający ofiary nadużyć seksualnych kleru katolickiego. Jego zdaniem Kościół kanonizuje człowieka, który mógł „bardziej niż ktokolwiek inny zakończyć koszmar ofiar i oszczędzić wiele istnień niewinnych ludzi”.

Lista takich krytycznych głosów jest długa, jednak jak dotąd były one ignorowane zarówno w Watykanie, jak i w Polsce. Co ważniejsze, postulator Oder nie poprosił ich autorów o wyrażenie swojego zdania, kiedy w pośpiechu przygotowywał błyskawiczny proces wyniesienia na ołtarze Karola Wojtyły.

Papieże kłopotem katolicyzmu

Dziś bogaci w zdobytą przez historyków, archiwistów i dziennikarzy wiedzę stajemy nie tylko przed pytaniami, sformułowanymi przez Woodwarda, ale również innymi, które wiążą się z kondycją i miejscem papiestwa w katolicyzmie i szerzej w chrześcijaństwie. Być może należy też postawić pytanie o rolę tej instytucji w liberalnych demokracjach, które jak wiadomo były i ciągle są postrzegane przez Watykan jak główny przeciwnik w różnych sporach ideologicznych.

Nie trzeba być zbyt wnikliwym obserwatorem dziejów chrześcijaństwa, by zdać sobie sprawę, że to właśnie papieże są największym kłopotem katolicyzmu i przeszkodą w porozumieniu z innymi wyznaniami. Z tego prostego względu, że robili wszystko, by skupić we własnych rękach całą władzę kościelną.

To właśnie sprzeciw wobec tej uzurpacji był powodem kolejnych podziałów wewnątrz wspólnoty chrześcijańskiej.

Owszem, z 264 papieży aż 81 ogłoszono świętymi. Jednak są to głównie męczennicy z pierwszych wieków. Sprawę dodatkowo komplikują badania brytyjskiej historyczki Candidy Moss, która ustaliła ponad wszelką wątpliwość, że

prześladowania pierwszych chrześcijan to jedna wielka mistyfikacja,

a większość żywotów świętych tamtego czasu to legendy, oparte na wcześniejszych wzorach literackich z czasów greckich i rzymskich, a nawet na źródłach żydowskich.

Moss w niezwykle drobiazgowych analizach filologicznych wykazała, że duża część traktowanych z takim szacunkiem przez pobożnych chrześcijan przekazów nie ma pokrycia w faktach. Co więcej, nawet sam „mit prześladowań” musi być poważnie zweryfikowany, gdyż większość dostępnych dzisiaj tekstów powstała już po 313 roku, a więc po legalizacji chrześcijaństwa w Cesarstwie Rzymskim przez Konstantyna.

Miały one legitymizować szczególne prawa nowej religii, jakoby prześladowanej w sposób zupełnie bezprzykładny.

Oczywiście czytelnikowi wychowanemu na „Quo vadis” Henryka Sienkiewicza trudno się rozstać z tym mitem. Niemniej jednak trzeba się liczyć z tym, że wielu świętych papieży tamtego okresu może się okazać przy bliższym badaniu raczej tworem wyobraźni kreatywnych historyków niż postaciami historycznymi. Kolejne wieki historii papiestwa są z tego punktu widzenia równie problematyczne.

Eksplozja świętości następców świętego Piotra

Z drugiego tysiąclecia świętymi ogłoszono zaledwie trzech papieży. Pierwszym był Celestyn V (1294), który zrezygnował z urzędu zaledwie po pięciu miesiącach jego sprawowania. Świętym został ogłoszony w roku 1313 w dużym stopniu z powodów politycznych, choć jego osobistej świętości życia nie sposób kwestionować. Drugim był Pius V (1566-1572), dominikanin, który wprowadził w życie reformy Soboru Trydenckiego. Został kanonizowany w 1712 roku, a więc 140 lat po śmierci, a zapewne głównym tytułem do chwały ołtarzy była zdecydowana walka z „herezjami” i zwycięstwo zainicjowanej przez Piusa V Świętej Ligi. Stworzona przez Ligę armia wojsk chrześcijańskich pokonała Imperium Osmańskie w 1571 roku w bitwie pod Lepanto.

Trzecim świętym papieżem drugiego tysiąclecia jest Pius X (1903-1914), którego kanonizował w 1954 roku Pius XII. Ten trzeci święty papież doprowadził do, jak to określił Woodward, „stłumienia myśli oraz nauki w Kościele”. Wprowadził też niezwykle niszczący i demoralizujący system donosów, który sprawił, że wielu samodzielnie myślących teologów zostało oskarżonych o herezję modernizmu. Trudno się dziwić, że to właśnie Pius XII go kanonizował – robił dokładnie to samo w czasie swojego pontyfikatu.

Czy w tym kontekście nie jest uzasadnione zdziwienie, że niemal wszyscy papieże XX wieku zostali wyniesieni na ołtarze i to dosłownie w ostatnich dwudziestu latach? Czy mamy tutaj do czynienia z prawdziwą eksplozją świętości następców świętego Piotra? A może raczej z rozpaczliwą próbą uratowania autorytetu instytucji pogrążonej w coraz większym kryzysie?

Pewnej podpowiedzi dostarcza lista tych beatyfikacji i kanonizacji. Przypomnijmy, otwiera ją podwójna beatyfikacja Jana XXIII i Piusa IX, której dokonał w 2000 roku Jan Paweł II. To akt czysto polityczny, mający zadowolić obie strony sporu w Kościele. „Dobry papież”, jak powszechnie był nazywany Jan XXIII, został wyniesiony na ołtarze z architektem antymodernistycznej histerii i kontrowersyjnego dogmatu o nieomylności papieża.

Jak wspomniałem,

Benedykt XVI nie należał do entuzjastów „fabryki świętych”, która w czasie jego pontyfikatu znacznie zwolniła.

Jednak i on uległ presji, głównie zresztą polskich hierarchów, i w 2011 roku beatyfikował Jana Pawła II. W przypadku Franciszka mamy do czynienia ze zmianą priorytetów i pewną próbą „nadrobienia zaległości”. Przykładem beatyfikacja w 2015 roku i kanonizacja trzy lata później abpa Oscara Romero (1917-1980), zamordowanego przez członków Szwadronów Śmierci w San Salvador. Od chwili śmierci był czczony w całej Ameryce Łacińskiej jako męczennik za wiarę, jednak Jan Paweł II robił wszystko, by powstały wokół niego kult blokować. Głównie z powodu domniemanych powiązań Romero z teologią wyzwolenia.

Franciszek uznał, że nie można dłużej czekać i wobec oczekiwań wiernych wyniósł na ołtarze najsłynniejszego męczennika San Salvador. Jednak z interesującego nas punktu widzenia znacznie ciekawsza jest aktywność Franciszka w wyniesieniu na ołtarze papieży XX wieku. Otóż w 2014 roku kanonizuje Jana Pawła II i Jana XXIII, kierując się dokładnie tą samą logiką, co jego poprzednik, gdy w roku 2000 beatyfikował Jana XXIII i Piusa IX. Co więcej, w tym samym roku beatyfikuje Pawła VI, którego w 2018 roku również kanonizuje.

Ostatnim z wyniesionych na ołtarze jest Jan Paweł I, beatyfikowany w 2022 roku. Na liście oczekujących jest ciągle Pius XII. Kontrowersje wokół tej kandydatury nie milkną i jego beatyfikacja, w świetle udostępnionych ostatnio dokumentów, wydaje się sprawą coraz mniej realną. Choć nie brak oczywiście „historyków”, którzy nie ustają w wysiłkach, by udowodnić zarówno heroiczność cnót tego papieża, jak i jego bezkompromisowość w walce z totalitaryzmami XX wieku. Jednak ostatnia książka amerykańskiego historyka Davida Kertzera, uznanego znawcy stosunku papiestwa do Żydów, wydaje się przekreślać takie nadzieje. W istocie „The Pope at War: The Secret History of Pius XII, Mussolini, and Hitler” pokazuje, że trudno mówić nie tylko o heroizmie, ale i o bezkompromisowości Piusa XII.

Być może mamy więc do czynienia z największym kryzysem papiestwa od czasów protestu Marcina Lutra w XVI wieku. Argumenty Lutra były natury teologicznej, gdyż uważał, że zbawia tylko Chrystus (solus Christus), natomiast włączanie ludzi ogłaszanych przez Kościół za świętych uważał za idolatrię. Dzisiaj, w świetle nowej wrażliwości humanistycznej, to już nie tylko teologia jest kwestionowana, ale w ogóle stawia się pod znakiem zapytania możliwość ogłaszania świętymi ludzi, którzy byli dziećmi swego czasu. Jan Paweł II był tej nowej wrażliwości pozbawiony, o czym świadczą niezbite dowody jego obojętności na los ofiar pedofilii kleru.

Jak się wydaje wprzęgnięcie w obronę jego autorytetu „fabryki świętych” jedynie ten kryzys pogłębia.

Nasz własny święty

Nie chcę tworzyć wrażenia, że wzorem protestanckich teologów jestem całkowicie przeciw ogłaszaniu świętych. Nie jest też tak, że nie dostrzegam ogromnej wartości wychowawczej kultu świętych. Sam zresztą na tym kulcie się wychowałem od dzieciństwa, a przez dziesięciolecia propagowałem ten kult jako istotną część tradycji religijnej Kościoła katolickiego. Podobnie jak Leszek Kołakowski, uważam, że mit spełnia istotną rolę w ludzkiej kulturze.

Co więcej, z dużym szacunkiem odnoszę się do badań historyków i antropologów kultury, którzy wskazują, jak wielką rolę właśnie kult świętych odegrał i nadal odgrywa w budowaniu tożsamości grupowej. Przykładem takiej książki jest praca amerykańskiej historyczki Kathleen Sprows Cummings „A Saint of Our Own. How the Quest for a Holy Hero Helped Catholics Become American”, badającej wpływ świętych na stawanie się bardziej świadomymi obywatelami USA. Podobnych prac znam tysiące i wiem, że powstały z głębokiego przekonania o wartości zarówno samych świętych, jak i tworzącej ich „fabryki świętych”.

Wspomniałem o wielkiej roli, jaką w kształtowaniu mentalności religijnej i narodowej Polaków odegrały „Żywoty świętych” Piotra Skargi. A to tylko jeden z wielu przykładów. Właściwie każdy zakon może z powodzeniem przedstawiać swojego założyciela czy założycielkę jako świętą postać, kształtującą życie milionów ludzi. Mistrzami w takiej religijnej pedagogice są jezuici. Wiele im zawdzięczam, również moje krytyczne podejście do kultu świętych i samych świętych. A jednak krytyczna praca zarówno nad ich życiem, jak i nad sposobem, w jaki Kościół katolicki stwierdza ich świętość, wydaje mi się wprost konieczna. Zwłaszcza jeśli chce się być pełnoprawnym uczestnikiem życia w liberalnych demokracjach, a jednocześnie chce się obronić własną wiarygodność.

To jednak temat na zupełnie inną opowieść.

Na zdjęciu: stragan z dewocjonaliami podczas transmisji kanonizacji Jana Pawła II na rynku w Wadowicach, 27.04.2014 r.

;

Udostępnij:

Stanisław Obirek

Teolog, historyk, antropolog kultury, profesor nauk humanistycznych, profesor zwyczajny Uniwersytetu Warszawskiego, były jezuita, wyświęcony w 1983 roku. Opuścił stan duchowny w 2005 roku, wcześniej wielokrotnie dyscyplinowany i uciszany za krytyczne wypowiedzi o Kościele, Watykanie. Interesuje się miejscem religii we współczesnej kulturze, dialogiem międzyreligijnym, konsekwencjami Holocaustu i możliwościami przezwyciężenia konfliktów religijnych, cywilizacyjnych i kulturowych.

Komentarze