0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Unia Europejska mat. pras.Unia Europejska mat....

W niedzielnych wyborach parlamentarnych do fińskiej Eduskunty, czyli jednoizbowego parlamentu, w którym zasiada 200 deputowanych z 13 okręgów, walczyć będą w sumie 24 ugrupowania. Partia, która zdobędzie najwięcej głosów, poprowadzi powyborcze rozmowy koalicyjne, by uformować rząd.

Choć w ciągu trzech i pół lat rządów poparcie dla kierowanej przez Sannę Marin Fińskiej Partii Socjaldemokratycznej (SDP) nie spadło, to w przedwyborczych sondażach – nieznacznie, bo o 1,5 proc., ale jednak – prowadzi największe ugrupowanie opozycyjne, centroprawicowa Narodowa Partia Koalicyjna (KOK).

Łeb w łeb z partią Sanny Marin idzie też nacjonalistyczna i populistyczna Partia Finów (PS). Marin już zapowiedziała, że w koalicji z Partią Finów rządzić nie zamierza.

Na zaproszenie finlandzkich władz, w styczniu 2023 roku Organizacja Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie przeprowadziła przedwyborczą misję celem ustalenia, czy jest niezbędna obserwacja wyborów przez OBWE. W wyniku przeprowadzonych wywiadów, ze względu na wysoki stopień zaufania do procesu wyborczego, OBWE ustaliło, że nie ma takiej potrzeby.

O tym, jak przebiegała kampania wyborcza oraz czy wybory w Finlandii mogą być triumfem skrajnej prawicy, OKO.press rozmawia z komentatorką polityczną oraz badaczką Josefiną Sipinen z Uniwersytetu w Tampere.

Inflacja - główny temat kampanii

Paulina Pacuła, OKO.press: W niedzielę 2 kwietnia Finki i Finowie idą do wyborów parlamentarnych. Obecna premier, Sanna Marin, która stoi na czele centrolewicowego rządu, choć cieszy się sporą popularnością – zarówno w Finlandii, jak i na scenie międzynarodowej – w sondażach nieznacznie, ale jednak przegrywa z największą partią opozycyjną, centroprawicową Narodową Partią Koalicyjną. Dlaczego?

Josefina Sipinen, badaczka polityki, Uniwersytet Tampere: To dość normalne, że partia rządząca z upływem czasu traci poparcie. Część postulatów udało się zrealizować, części nie.

Głównym wątkiem kampanii była kwestia wysokiej inflacji, rosnących kosztów życia oraz powiększającego się długu publicznego Finlandii. To dość trudne tematy dla Sanny Marin, bo to jej rząd podejmował decyzje o coraz większych wydatkach: kolejnych programach wsparcia dla przedsiębiorców w czasie pandemii, wzroście wydatków na służbę zdrowia czy poprawy zdolności obronnych w związku z wojną w Ukrainie.

I choć Finlandia z pandemią poradziła sobie dobrze, a potrzeby zwiększania naszych możliwości obronnych nikt nie kwestionował, to inflacja sięga 8,8 proc., a dług publiczny to już 144 mld euro. Ten temat stał się głównym wątkiem kampanii, bo tu najłatwiej było w Marin uderzać.

SDP wciąż stoi na stanowisku, że to jeszcze nie czas, by oszczędzać. Nie rezygnuje z ambitnych celów klimatycznych, których realizacja będzie generować kolejne koszty, nie zgadza się na ograniczenie wydatków socjalnych. Marin dopiero co zakończyła dużą reformę służby zdrowia, której celem jest skrócenie kolejek do lekarzy i poprawa dostępności tych usług na terenach wiejskich. To wszystko kosztuje.

Aby uzasadnić odłożenie w czasie cięć w wydatkach publicznych, Marin przywołuje przykład kryzysu finansowego w 2008 roku. Rządząca wówczas koalicja na czele z centroprawicową Narodową Partią Koalicyjną naciskała na cięcia, co sprawiło, że kryzys dotknął Finlandię mocniej. Zdaniem Marin to samo wydarzy się teraz, jeśli będziemy zaciskać pasa.

Narodowa Partia Koalicyjna (KOK), na której czele stoi Petteri Orpo, opowiada się natomiast za ogólnymi cięciami wydatków i wprowadzeniem większej dyscypliny budżetowej. Orpo postuluje cięcia wydatków na politykę społeczną, wsparcia dla przedsiębiorców, ograniczenia bezrobocia, a tym samym liczby osób pobierających zasiłki dla bezrobotnych [bezrobocie w Finlandii wynosi teraz ok. 6,3 proc. - przyp. red.].

Na podobnym stanowisku stoi skrajnie prawicowa Partia Finów, która także wzywa do ograniczenia wydatków socjalnych, przede wszystkim tych dla migrantów. Poza tym Partia Finów wzywa też do ograniczenia tempa zielonej transformacji. Ich zdaniem cele klimatyczne mogą być osiągnięte najwcześniej do 2050 roku, a nie w 2035, jak chce tego SDP, KOK i Zieloni.

W sytuacji, w której ludzie są zmęczeni rosnącymi kosztami życia i obawiają się inflacji, okazuje się, że postulat większej ostrożności fiskalnej trafia na podatny grunt. Przedwyborcze sondaże rzeczywiście wskazują na nieznaczną przewagę Narodowej Partii Koalicyjnej nad SDP. Na KOK chce głosować w zależności od sondażu od 19,5 do 20,8 proc. wyborców; na SDP 19 - 19,5 proc. wyborców. Tyle samo co na skrajnie prawicową Partię Finów (PS).

Ale trzeba zauważyć, że jak na to, w jak trudnym momencie rządziła Marin, wynik jej partii jest bardzo dobry.

Na SDP chce głosować dziś więcej osób niż w 2019 roku, kiedy to ugrupowanie, kierowane jeszcze przez poprzedniego lidera Anttiego Rinnego, wygrało wybory z wynikiem 17,7 proc. głosów. Rząd Sanny Marin jest oceniany bardzo dobrze, a trzy główne siły polityczne idą łeb w łeb. Różnice w ich poparciu mieszczą się w granicach błędu statystycznego. Wynik wyborów nie jest przesądzony. Zupełnie nie wiadomo, kto wygra.

Przeczytaj także:

Liderka na trudne czasy

Dwa dni przed wyborami, o północy 30 marca, ratyfikację traktatu akcesyjnego Finlandii do NATO przegłosowała w parlamencie Turcja. W kontekście trwającej 75 lat i wymuszonej przez ZSRR neutralności, wejście Finlandii do NATO to historyczne wydarzenie. Czy decyzja Turcji wpłynie na wynik wyborów?

To zaskakujące, ale ten wątek nie był w ogóle poruszany w tej kampanii. Nie toczyła się żadna dyskusja na ten temat, ponieważ w tej kwestii nie ma różnic między partiami. Wszystkie partie ostatecznie poparły drogę Finlandii do NATO jako sposób na uzyskanie gwarancji bezpieczeństwa; popierają wydatki na obronność. Ta dyskusja przetoczyła się przez Finlandię w zeszłym roku.

Sanna Marin nie była też w żaden sposób atakowana przez partie opozycyjne za brak finalizacji tego procesu. Niewykluczone jednak, że decyzja Turcji na dwa dni przed wyborami może nieznacznie przechylić szalę na jej korzyść. To w końcu jej minister obrony jeździł na szczyty NATO, to ona wraz z prezydentem podpisała się pod wnioskiem o członkostwo. To zdecydowanie jej sukces.

Z polskiej perspektywy Sanna Marin jest postrzegana przede wszystkim jako odważna liderka, silny głos na forum UE postulujący wspieranie Ukrainy, odcinanie się od Rosji i europejskie „geopolityczne przebudzenie”. A jak to wygląda z fińskiej perspektywy? Co w ciągu tych 3,5 lat najmocniej wpłynęło na postrzeganie Marin?

Marin jest bardzo dobrze oceniana przede wszystkim za to, jak szybko stanęła na wysokości zadania podczas pandemii. Ludzie oczekiwali zdecydowanego przywództwa, jasnych decyzji, co i jak trzeba robić, by opanować pandemię. Marin bardzo dobrze weszła w tę rolę, mimo że pandemia zaskoczyła ją zaledwie trzy miesiące po tym, jak objęła władzę.

Szybko podejmowała kluczowe decyzje, bardzo sprawnie się komunikowała. Kluczowe było wspieranie przedsiębiorców, utrzymanie zatrudnienia, poprawa wydajności służby zdrowia, organizacja edukacji w czasie lockdownu. Sanna Marin z tym wszystkim poradziła sobie naprawdę dobrze. A do tego dawała ludziom poczucie, że wiedzą, co trzeba robić, jak działać w tej sytuacji. W czasie pandemii notowania jej rządu poszybowały w górę.

Ledwo skończyła się pandemia, zaczęła się wojna w Ukrainie. Pomimo że polityka zagraniczna i kwestie bezpieczeństwa należą do prerogatyw prezydenckich, to i tu Marin bardzo dobrze odnalazła się, reprezentując Finlandię na forum UE. Zajęła zdecydowane stanowisko w sprawie rosyjskiej agresji, jej postawę doceniły zagraniczne media. Na jej korzyść przemawiało też to, że była najmłodszą premierką w gronie europejskich przywódców, co ją wyróżniało.

Za jej sprawą Finlandia z kraju dość peryferyjnego i raczej niedostrzeganego, nagle stała się krajem widzianym i słyszanym.

Fakt niezwykłej popularności Marin na arenie międzynarodowej przełożył się na jej popularność na forum krajowym. Sanna Marin bardzo odmłodziła też elektorat SDP. Swoją naturalnością, brakiem zadufania, żywiołowością, przyciągnęła do partii mnóstwo młodych wyborców, którzy do tej pory głosowali na mniejsze partie lewicowe, np. na Zielonych.

Ale to nie zmienia faktu, że wyborcy centroprawicy lub prawicy nigdy na nią nie zagłosują. Sanna Marin jest liderką socjaldemokracji. Stąd taki wynik sondaży.

Fińska sztuka kompromisu

To nie pierwszy raz, gdy największe ugrupowania na fińskiej scenie politycznej tuż przed wyborami idą łeb w łeb. Podobna sytuacja miała miejsce w 2019 roku, kiedy to SDP zdobywając 17,7 proc. głosów, wygrało przewagą 0,2 proc. głosów. Na Partię Finów głosowało wtedy 17,5 proc. wyborców, co dało jej drugi wynik, zaś na Narodową Koalicję – 17 proc. Minimalna różnica w liczbie głosów, kolosalna różnica w zakresie tego, jaki będzie kolejny rząd.

Tak, to dość typowe dla fińskiego systemu partyjnego, który jest bardzo rozproszony, nie ma partii dominującej. Mamy trzy średnie ugrupowania polityczne, których poparcie sięga plus minus 20 procent. Kolejne trzy lub cztery partie, które trzymają się na pułapie plus minus 10 proc. poparcia. I kilka mniejszych ugrupowań. Bywa, że do parlamentu wchodzi nawet dziesięć partii w jednej kadencji, nie ma ograniczeń w postaci progu wyborczego.

To, która partia będzie miała najwyższe poparcie, jest kluczowe dla budowy koalicyjnego rządu. W Finlandii standardem są wielopartyjne rządy koalicyjne oparte na kompromisie oraz regularna zmiana władzy. O charakterze rządu przesądza to, kto jest budowniczym nowej koalicji. Taki system zapewnia mocną, demokratyczną reprezentację.

Fiński system partyjny ma ponad 100-letnią tradycję. Większość partii jest obecna na scenie politycznej co najmniej kilkadziesiąt lat. Ponadto historia takich ugrupowania jak SDP (socjaldemokracja), VAS (Sojusz Lewicy) czy KESK (Partia Centrum) sięga XIX wieku. Od kilkudziesięciu lat żadna partia w wyborach nie zdobyła więcej niż 30 proc. głosów; najczęściej zwycięzca ma koło 20 procent.

Demokracja to sztuka dogadywania się i wypracowywania kompromisów. Dla nas to oczywiste.

Sanna Marin już w styczniu zapowiedziała, że nie wejdzie w żadną koalicję z nacjonalistyczną Partią Finów. To sprawia, że efektem tych wyborów może być bardzo prawicowy rząd, bo Narodowa Partia Koalicyjna na czele z Petterim Orpo takich zastrzeżeń nie poczyniła.

Tak, od ponad 10 lat i znacznego wzrostu w siłę Partii Finów, przy każdych kolejnych wyborach stoimy w obliczu takiej możliwości. Deklaracja Marin to pewne novum w fińskiej polityce.

Dotychczas liderzy partii w kampanii wyborczej nie deklarowali, z kim będą tworzyć koalicję, a z kim nie. Mówili raczej „zobaczymy, jaki będzie wynik wyborów i usiądziemy do rozmów”. W ten sposób proces wyborczy miał być w pełni demokratyczny. Chodziło o to, by nie wywierać nadmiernej presji na wyborców, by mogli oni zagłosować zgodnie ze swoimi przekonaniami.

To pierwszy raz, gdy lider jednego z najważniejszych ugrupowań politycznych, namawia do „głosowania strategicznego”. W tej kampanii Sanna Marin otwarcie przekonywała wyborców lewicy do głosowania na SDP, a nie na mniejsze lewicowe partie, by nie dopuścić Partii Finów do rządów. Wielu wyborców to podchwyciło i jest gotowych zagłosować na SDP, pomimo że dotąd głosowali na inną lewicową partię.

To częściowo też efekt popularności Marin. W Finlandii od dekad obserwujemy różne tendencje głosowania: na partie lub na kandydatów. W przypadku SDP pod rządami Marin mamy zdecydowanie do czynienia z głosowaniem na kandydata. Nie ma drugiego lidera w fińskiej polityce, który budziłby takie emocje. Sanna Marin jest gwiazdą.

Prawica – przeciw imigrantom i zielonej transformacji

Na ile antysystemową i antydemokratyczną partią jest Partia Finów? Czy ich dojście do władzy zagraża fińskiej demokracji?

Partia Finów to partia antyimigrancka i antyeuropejska. Jej członkowie, a także były przewodniczący, bywali karani za rasistowskie wypowiedzi i mowę nienawiści. Dla Marin to dyskwalifikuje ich jako koalicjantów. Podobnej deklaracji nie złożył centroprawicowy KOK, co oznacza, że koalicja KOK i Partii Finów nie jest wykluczona.

Ciężko powiedzieć, czy jest to partia antysystemowa. Partia Finów w ostatnich latach przeszła spore zmiany. Popularność zdobyła w latach 2005 – 2010 na gruncie bardzo radykalnych antyimigranckich i antyunijnych haseł. W wyborach w 2011 roku opowiadała się głównie przeciwko unijnej polityce ratowania państw strefy euro, wysokim składkom do unijnego budżetu, świadczeniom socjalnym przyznawanym imigrantom w Finlandii.

Natomiast w ciągu ostatnich dwóch lat, za sprawą zmiany na stanowisku lidera, przesunęła się trochę bardziej w stronę mainstreamu. Riikka Urra, obecna liderka, nie budzi takich skojarzeń, nie ma na koncie historii rasistowskich wypowiedzi czy mowy nienawiści.

Partia Finów to wciąż partia nacjonalistyczna, która, jak głosi, na pierwszym miejscu stawia dobro Finów. Przy czym za Finów uznaje jedynie tych, którzy nie mają imigranckiego pochodzenia. Wciąż jest to partia populistyczna i bardzo konserwatywna, sprzeciwiająca się prawom mniejszości seksualnych, zielonej transformacji itp. Ale nie jest to partia antydemokratyczna w sensie podważania reguł demokratycznej gry. Takich zapędów wśród polityków i polityczek Partii Finów nie widać. Poza tym w tej kampanii widzimy wyraźne złagodzenie narracji celem zwiększenia możliwości koalicyjnych.

To chyba dosyć niebezpieczne? Widzieliśmy już nie raz, jak skrajnie prawicowe ugrupowania budują swoje poparcie na radykalnych hasłach, a żeby dojść do władzy, łagodzą narrację. Tak było w ostatnich wyborach we Włoszech, w Szwecji, Grecji. Tym samym radykalna agenda – antyimigrancka, antyunijna, antyglobalistyczna, staje się elementem debaty publicznej głównego nurtu.

Tak, za sprawą Partii Finów to samo stało się w Finlandii. Ale wśród fińskich ugrupowań politycznych nie ma konsensusu co do tego, jak postępować wobec Partii Finów. To Sanna Marin zaproponowała tworzenie kordonu sanitarnego, ale już Narodowa Partia Koalicyjna nie wyklucza podjęcia współpracy i akceptuje to ugrupowanie jako reprezentację części wyborców.

To wynika też z tego, że Partia Finów deklaruje gotowość do kompromisów, a my w historii naszej demokracji widzieliśmy już wiele pozornie niemożliwych koalicji. Pomimo że jest to jedyna partia w Finlandii, która w swoim programie ma wyjście z Unii Europejskiej, to jej szefowa w trakcie kampanii wielokrotnie podkreślała, że ze względu na okoliczności – wojnę w Ukrainie, trudną sytuację ekonomiczną, inne priorytety – nie będzie dążyć do realizacji tego punktu swojego programu. To zwiększa potencjał współpracy.

Wojna kulturowa dzieli partie

Z wyników przedwyborczych sondaży wynika, że to któraś z tych trzech partii – Narodowa Partia Koalicyjna, SDP albo Partia Finów – będzie formować nowy rząd. Którym z tych ugrupowań do siebie bliżej? Centroprawicy spod znaku Narodowej Partii Koalicyjnej do centrolewicy SDP, czy centroprawicy do Partii Finów?

Jeszcze do niedawna można byłoby bez wahania stwierdzić, że centrolewicy do centroprawicy. Narodowa Partia Koalicyjna oraz Fińska Partia Socjaldemokratyczna to jedne z najstarszych ugrupowań na finlandzkiej scenie politycznej; partie te wielokrotnie ze sobą współpracowały, tworząc tak zwane niebiesko-czerwone koalicje.

Ale w ostatnich latach scena polityczna Finlandii uległa pewnej polaryzacji. Podziały polityczne między centroprawicą a centrolewicą się pogłębiły, a więc zdolność koalicyjna tych partii względem siebie bardzo zmalała.

SDP stała się partią dużo bardziej lewicowo-liberalną. Przejęła postulaty jeszcze do niedawna zarezerwowane dla partii zielonych: szybką, zieloną transformację traktowaną priorytetowo względem np. wzrostu gospodarczego czy bardzo liberalne podejście do kwestii rodziny, płci.

Jednym z wątków tej kampanii była także kwestia wprowadzenia w różnych formularzach urzędowych itp. trzeciej opcji identyfikacji płciowej. Chodzi o to, by w ten sposób uszanować prawa osób niebinarnych. Sanna Marin opowiedziała się za takim rozwiązaniem.

Poza tym rząd Marin przeforsował ostatnio także regulacje dotyczące przymusowego dzielenia urlopu rodzicielskiego między obojgiem rodziców. Chodzi o to, by kobieta nie była bardziej narażona na wykluczenie z rynku pracy.

To są rozwiązania, których Narodowa Partia Koalicyjna nigdy by nie poparła. Jeszcze do niedawna istniejące liberalne skrzydło tej partii uległo znacznemu osłabieniu. Dziś KOK to partia bardzo konserwatywna. I jako taka przedkłada wzrost gospodarczy nad potrzeby środowiska; uważa, że podstawową jednostką społeczną jest „tradycyjna” rodzina, postrzegana jako związek kobiety i mężczyzny itp.

Z tej perspektywy centroprawicy KOK bliżej do Partii Finów. Z drugiej strony te ugrupowania dzieli przepaść w kwestii podejścia do integracji europejskiej. Narodowa Partia Koalicyjna jest partią bardzo prounijną, a Partia Finów, jak już wspominałam, postuluje wyjście Finlandii z UE. Stąd takie deklaracje szefowej Partii Finów, o odłożeniu tego postulatu chwilowo na półkę. Tylko w ten sposób może ona zachęcić KOK do koalicji.

Mimo to w dzisiejszych warunkach chyba łatwiej sobie wyobrazić koalicję Partii Finów z Narodową Partią Koalicyjną niż tradycyjną dla Finlandii koalicję czerwono-niebieską. Finlandia, podobnie jak wiele innych państw, dała się ogarnąć swego rodzaju wojnie kulturowej. Kwestie tożsamościowe związane z postrzeganiem spraw obyczajowych stworzyły wyrwę pomiędzy tym, co kiedyś było centrolewicą a centroprawicą.

;

Udostępnij:

Paulina Pacuła

Pracowała w telewizji Polsat News, portalu Money.pl, jako korespondentka publikowała m.in. w portalu Euobserver, Tygodniku Powszechnym, Business Insiderze. Obecnie studiuje nauki polityczne i stosunki międzynarodowe w Instytucie Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas przygotowując się do doktoratu. Stypendystka amerykańskiego programu dla dziennikarzy Central Eastern Journalism Fellowship Program oraz laureatka nagrody im. Leopolda Ungera. Pisze o demokracji, sprawach międzynarodowych i relacjach w Unii Europejskiej.

Komentarze