0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.plFot. Sławomir Kamińs...

Sejm wybierze członków komisji śledczej do zbadania nieprawidłowości przy organizacji prezydenckich wyborów kopertowych z wiosny 2020 roku. Przypominamy, co się wtedy działo, za co odpowiedzialny był Kaczyński, za co Sasin, a za co Morawiecki. Jakie zarzuty można postawić ludziom, którzy organizowali wybory bez podstawy prawnej? Jaki był kontekst polityczny całej sprawy? Dlaczego wybory kopertowe ostatecznie jednocześnie odbyły się i nie odbyły? Przeczytajcie.

Niech ludzie wybiorą Dudę pocztą

Prezes Jarosław Kaczyński w marcu 2020 roku postanowił rzucić wyzwanie światowej pandemii koronawirusa. Był to bowiem byt krnąbrny i niepodlegający woli politycznej lidera PiS, a więc z definicji musiał zostać okiełznany, żeby nie pokrzyżować planów politycznych Prawa i Sprawiedliwości.

Choć dochodziły do nas tragiczne wieści z Lombardii, choć kolejne kraje Europy zamykały się w lockdownach, choć wiadomo było, że nowy, śmiertelnie groźny wirus przybędzie do Polski i zbierze śmiertelne żniwo, Kaczyński miał wówczas inny priorytet – majowe wybory prezydenckie. Były dla PiS kluczowe, bo po skromniejszym, niż zakładali, sejmowym zwycięstwie z jesieni 2019 roku, istniało realne zagrożenie, że jeden z filarów władzy PiS nad Polską, prezydent Andrzej Duda, może utracić stanowisko w wyniku pandemicznego kryzysu. Kaczyński postanowił więc, że choćby się waliło i paliło, wybory muszą odbyć się jak najszybciej, czyli w zaplanowanym terminie 10 maja.

Kto umrze, to umrze, trudno – Duda ma być wybrany. Tak można streścić ówczesny przekaz i strategię obozu władzy.

Dlatego, choć w połowie marca kostnice wypełniały już ciała polskich ofiar Covid, a rząd wprowadził pierwsze restrykcje, politycy Prawa i Sprawiedliwości zapewniali, że wszystko jest w jak najlepszym porządku i wybory 10 maja po prostu bez żadnych przeszkód się odbędą.

Marszałek Sejmu Elżbieta Witek: „Data 10 maja 2020 roku jest niezagrożona. Rząd wprowadził stan zagrożenia epidemicznego, a to nie wyklucza przeprowadzenia wyborów prezydenckich”.

Wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki: „Opozycja myśli tylko o sobie i lamentuje w sprawie odłożenia wyborów. Im więksi nieudacznicy, tym krzyczą głośniej. Ale Polacy nie wybiorą ich ani w maju, ani w żadnym innym terminie”.

Europosłanka Beata Mazurek: „Prezydent Duda coraz bliżej zwycięstwa w pierwszej turze. Z wielu powodów byłoby to bardzo dobre sensowne oraz praktyczne rozstrzygnięcie”.

Rzecznik prezydenta Błażej Spychalski: „Mam 100 proc. pewności, że państwo dzisiaj funkcjonuje normalnie w sensie konstytucyjnym”.

Premier Mateusz Morawiecki: „Wybory prezydenckie powinny się odbyć w zaplanowanym terminie. W dłuższej perspektywie może nastąpić bardzo wiele nieprzewidzianych okoliczności, np. jesienią może nastąpić nawrót koronawirusa”.

Jednak mijały kolejne dni i nawet do najbardziej wiernych wyznawców linii Kaczyńskiego zaczęło docierać, że epidemia nie skończy się na dwutygodniowych obostrzeniach – zakażenia rosły lawinowo, a wraz z nimi liczba hospitalizowanych i ofiar. Stało się jasne, że wyborów 10 maja przeprowadzić się po prostu nie da. Można było je zgodnie z prawem przełożyć, gdyby rząd zdecydował się na wprowadzenie w Polsce stanu klęski żywiołowej, czyli jednego z opisanych w konstytucji trzech stanów nadzwyczajnych. Ale nie było na to zgody Jarosława Kaczyńskiego. Lider PiS wpadł za to na genialnie szatański pomysł: poczta, niech ludzie wybiorą Dudę pocztą!

I tak zrodził się koncept wyborów kopertowych

Złożony przez grupę posłów PiS projekt specjalnej ustawy regulującej organizację wyborów prezydenckich w maju pojawił się na stronie internetowej Sejmu, we wtorek 31 marca 2020 roku, po godz. 18. Nowe prawo zmieniało sposób głosowania w wyborach prezydenckich z bezpośredniego na korespondencyjne, a główny wysiłek zorganizowania tego wydarzenia de facto przerzucało z Państwowej Komisji Wyborczej na Ministerstwo Aktywów Państwowych, kierowane przez Jacka Sasina oraz na Pocztę Polską, która miała być odpowiedzialna za dostarczenie i odbiór od obywateli pakietów wyborczych.

Przeczytaj także:

Podkreślmy jeszcze raz – jest 31 marca, a data wyborów została w lutym ustalona rozporządzeniem na 10 maja. Do głosowania został więc nieco ponad miesiąc. W tym czasie PiS zamierzał przeprowadzić cały proces legislacyjny (głosowanie w Sejmie, Senacie, podpis prezydenta) i na podstawie nowego prawa dokonać rewolucji w prawie wyborczym.

To od samego początku było nierealne i obliczone na świadome łamanie obowiązujących przepisów.

Żeby cokolwiek zgodnie z prawem (bo przy domniemaniu konstytucyjności nowej ustawy) mogło się wydarzyć w sprawie wyborów kopertowych, prawo musiało najpierw wejść w życie. Tymczasem tylko Senat ma 30 dni na procedowanie ustaw przyjętych przez Sejm, co oznaczało, że zmiany przepisów mogłyby zacząć obowiązywać najwcześniej na około tydzień przed wyborami. Ale w rzeczywistości prezydent Duda podpisał ustawę dopiero... w piątek 8 maja. Dwa dni przed wyborami. I dopiero dwa dni przed datą wyborów można było legalnie podejmować czynności związane z ich organizacją w trybie korespondencyjnym.

Ale PiS zaczął to robić już wcześniej – podejmując decyzję i wydając środki publiczne bez żadnej podstawy prawnej.

Podkreślmy też, że nawet gdyby napisana przez Prawo i Sprawiedliwość ustawa obowiązywała wcześniej, i tak wybory kopertowe byłyby naruszeniem Konstytucji i zasad wyborczych. Jej zapisy oddawały bowiem kontrolę na procesem wyborczym władzy wykonawczej, pozwalały na nadużycia i na fałszerstwa wyborcze.

  • Pakiety wyborcze, które miała dostarczać Poczta Polska, de facto nie były w ogóle chronione. Każdego można byłoby pozbawić prawa wyborczego, po prostu wyciągając pakiet do głosowania ze skrzynki pocztowej danej osoby, bo ustawa nie przewidywała żadnej procedury, która mówiłaby o ponownym dostarczeniu skradzionego pakietu.
  • Co więcej, osoba, która ukradłaby nasz pakiet, mogła wypełnić kartę do głosowania, posługując się znanymi sobie danymi – czyli zagłosować za kogoś innego.
  • Wyborca miał wrzucać swój głos do specjalnych skrzynek pocztowych, nad którymi nadzór miały sprawować instytucje podległe politykowi PiS ministrowi Jackowi Sasinowi.
  • Nowe prawo otwierało też furtkę do głosowania rodzinnego – za dziadka, babcię, ojca, syna, córkę. Innymi słowy, ta osoba w gospodarstwie domowym, która miała kontrolę nad kluczykiem do skrzynki pocztowej, miała również kontrolę nad pakietami wyborczymi. Znając dane członków rodziny mogła zagłosować za nich.

Wybory kopertowe: długa lista naruszeń prawa

Ponieważ Prawo i Sprawiedliwość szybko zdało sobie sprawę, że na podstawie ustawy wyborów kopertowych przygotować się nie da, obóz władzy zaczął szukać furtek, które dałyby głosowaniu choćby pozory legalności. Premier Mateusz Morawiecki zaczął więc wydawać decyzje administracyjne dotyczące organizacji wyborów, które w formie powszechnego głosowania korespondencyjnego nie istniały w polskim porządku prawnym.

Czyli szef rządu podpisywał się pod decyzjami, które pozwalały na wydawania środków publicznych na coś, co nie istniało.

To paradoks, że choć twarzą „pocztowego projektu” był minister Jacek Sasin, to premier Morawiecki wziął na siebie urzędniczą odpowiedzialność za bezprawną działalność instytucji państwowych. Oto jak wyglądało to w szczegółach.

Szef rządu podjął 16 kwietnia 2020 roku dwie kluczowe decyzje.

Po pierwsze, premier polecił Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych realizację działań „polegających na wydrukowaniu":

  • „odpowiedniej liczby kart do głosowania”,
  • „instrukcji głosowania korespondencyjnego” oraz
  • „oświadczeń o osobistym i tajnym oddaniu głosu na karcie do głosowania, niezbędnych do przeprowadzenia głosowania korespondencyjnego w wyborach Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej w 2020 r.”.

Koszty miały być pokryte z budżetu Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji.

Druga decyzja dotyczyła Poczty Polskiej. Morawiecki nakazał jej wykonanie „niezbędnych czynności zmierzających do przygotowania przeprowadzenia wyborów Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej w 2020 roku, w trybie korespondencyjnym, w szczególności poprzez:

  • przygotowanie struktury organizacyjnej,
  • zapewnienie niezbędnej infrastruktury oraz
  • pozyskanie koniecznych zasobów materialnych kadrowych”.

W efekcie za koszty związane z organizacją wyborów kopertowych Poczta Polska S.A. i Polska Wytwórnia Papierów Wartościowych S.A. przesłały do Ministerstwa Finansów faktury o wartości 76 527 400 zł.

Przypomnijmy, Morawiecki wydał powyższe decyzje, mimo że ustawa o wyborach kopertowych jeszcze nie obowiązywała, a więc zrobił to bez żadnej podstawy prawnej. Tymczasem urzędnicy państwowi – do których należą premier, wicepremier i ministrowie – zgodnie z art. 7 Konstytucji powinni działać „na podstawie i w granicach prawa”. Zgodnie z art. 231 kk funkcjonariuszowi publicznemu, który przekraczając swoje uprawnienia działa na szkodę interesu publicznego, grozi do 3 lat więzienia.

Z kolei – zgodnie z art. 296 kk – temu, kto nadużywając udzielonych mu uprawnień, wyrządza znaczną szkodę majątkową instytucji, o której sprawy majątkowe jest zobowiązany dbać, grozi do 5 lat więzienia. Za samo sprowadzenie ryzyka powstania szkody grozi do 3 lat pozbawienia wolności. Wszyscy się zgodzą, że kwota 76,5 mln zł stanowi znaczną szkodę majątkową.

Do tego dodajmy, że minister aktywów państwowych Jacek Sasin i minister spraw wewnętrznych Mariusz Kamiński (lub ktoś przez niego upoważniony), na podstawie bezprawnej decyzji premiera, w kwietniu 2020 r. podjęli z PWPW i Pocztą Polską ustalenia dotyczące druku kart wyborczych oraz ich dystrybucji, władze PWPW bezprawnie zmieniły ustalony przez PKW wzór karty wyborczej, zaś Poczta bez podstawy prawnej przetwarzała wrażliwe dane osobowe milionów Polek i Polaków – w tej sprawie obecnie toczy się proces sądowy.

Raport NIK o wyborach kopertowych

W maju 2021 roku swój raport dotyczący wyborów kopertowych przedstawiła Najwyższa Izba Kontroli. Oto kluczowe wnioski z kontroli:

  • Jedyną jednostką uprawnioną do organizowania wyborów była Państwowa Komisja Wyborcza. Organizowanie wyborów na podstawie decyzji administracyjnej nie powinno mieć miejsca i było niezgodne z prawem.
  • W czasie podejmowania decyzji o wyborach kopertowych obowiązywał kodeks wyborczy i jedynym organem do podejmowania decyzji o drukowaniu kart mogła być PKW.
  • Rząd nie przeprowadził analiz kosztów potencjalnych wyborów kopertowych.
  • Poczta Polska nie miała prawa wystąpić o przekazanie danych wyborców i przetwarzanie ich.

NIK ustalił również, że 15 kwietnia 2020 roku doszło do spotkania przedstawicieli Ministerstwa Aktywów Państwowych, Poczty i Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych. Na spotkaniu uzgodniono, że za wydrukowanie kart wyborczych odpowiedzialna będzie PWPW, a do wysyłki przygotują je podmioty prywatne, które podpiszą umowy z Pocztą Polską.

Co ważne, ekspertyzy prawne, które przeprowadzono na zlecenie Kancelarii Premiera (kosztowały 149 300 złotych), były negatywne. Zarówno Departament Prawny KPRM, jak i Prokuratoria Generalna uznały, że w ówczesnym stanie prawnym wydanie decyzji o przeprowadzeniu wyborów 10 maja w formie korespondencyjnej jest niemożliwe.

Sprzeciw Gowina powstrzymał wybory kopertowe

Jak pamiętamy, ostatecznie wybory kopertowe 10 maja się nie odbyły. To znaczy odbyły się, nie odbywając.

Wszystko na podstawie porozumienia politycznego zawartego między szefem PiS Jarosławem Kaczyńskim a liderem koalicyjnego Porozumienia Jarosławem Gowinem, który konsekwentnie sprzeciwiał się organizacji wyborów kopertowych. I mimo wysiłków PiS, by przejąć jego posłów, wciąż dysponował głosami, które mogły zachwiać większością Kaczyńskiego w Sejmie.

6 maja 2020 roku po wielu dniach nerwowych negocjacji, podchodów i szantaży, Kaczyński i Gowin zdecydowali się na wariant, który zakładał, że wybory kopertowe 10 maja po prostu się nie odbędą, a ówczesna marszałek Sejmu Elżbieta Witek nie wyznaczy na maj nowego terminu głosowania. W kolejnym kroku Sąd Najwyższy ogłosi, że wybory, które się nie odbyły, są nieważne, a wtedy cały proces wyborczy zacznie się od nowa: począwszy od zgłaszania kandydatów i zbierania podpisów, a skończywszy na nowym biegu kampanii wyborczej.

Tak się też ostatecznie stało, a powtórzone wybory w klasycznej formule odbyły się 28 czerwca (pierwsza tura) i 12 lipca (dogrywka) – wygrał je Andrzej Duda, minimalnie pokonując Rafała Trzaskowskiego.

Jak widać, komisja śledcza, której skład poznamy 7 grudnia 2023 roku, będzie miała bardzo dużo materiału do pracy. Wszystko wskazuje też, że będzie to najbardziej medialna ze wszystkich komisji planowanych przez nową większość parlamentarną. Szczególnie interesująco jawią się zeznania Jarosława Gowina – jego opowieść o kulisach sprawy, negocjacjach z Kaczyńskim, naciskach na jego środowisko polityczne – będą zapewne dla Prawa i Sprawiedliwości bardzo niewygodne.

Gowin już zadeklarował, że przed komisją się stawi i złoży zeznania.

;
Na zdjęciu Michał Danielewski
Michał Danielewski

Naczelny OKO.press, redaktor, socjolog po Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW. W OKO.press od 2019 roku, pisze o polityce, sondażach, propagandzie. Wcześniej przez ponad 13 lat w "Gazecie Wyborczej" jako dziennikarz od spraw wszelakich, publicysta, redaktor, m.in. wydawca strony głównej Wyborcza.pl i zastępca szefa Działu Krajowego. Pochodzi z Sieradza, ma futbolowego hopla, kibicuje Widzewowi Łódź i Arsenalowi

Komentarze