Jeszcze w środę 4 listopada wydawało się to mało realne, ale stało się faktem: wygrana w Pensylwanii przesądza o wygranej Joe Bidena w wyborach prezydenckich w USA. Populista Donald Trump w styczniu 2021 roku będzie musiał się wyprowadzić z Białego Domu. Biden odbił Pensylwanię (cztery lata temu wygrał tutaj Trump): wraz z podliczaniem głosów przesłanych pocztą, jego strata do Trumpa malała o kolejne setki tysiące głosów, aż w końcu szala przechyliła się ostatecznie na korzyść Demokraty.
Jednak, mimo że już w piątkowy poranek wynik w Pensylwanii był oczywisty, mijały kolejne godziny, a stan wciąż figurował jako „too close to call” – z wynikiem zbyt niepewnym, by z pewnością wskazać triumfatora. Kolejne godziny oczekiwania na werdykt dłużyły się niemiłosiernie, stały się już nawet obiektem żartów w amerykańskim mediach. Ale ta zwłoka miała swoją dobrze uzasadnioną przyczynę.
Powodem było m.in. ok. 100 tys. nie policzonych tymczasowych kart do głosowania (provisional ballots). Wyborca otrzymuje taką kartę np. wtedy, gdy zgłosił zamiar głosowania pocztowego, otrzymał pakiet wyborczy, ale w ostatniej chwili zdecydował się jednak głosować w dniu wyborów w lokalu wyborczym. Istniało domniemanie, że wśród takich wyborców może być więcej Republikanów. Przy przewadze Bidena wynoszącej najpierw kilka, później kilkanaście tysięcy głosów, było wciąż matematycznie możliwe, że wyborcy głosujący za pomocą kart tymczasowych przechylą szalę na korzyść Trumpa.
W sobotę 7 października po godz. 17:00 polskiego czasu przewaga Demokraty stała się na tyle duża, a głosów do podliczenia na tyle mało, że można było ogłosić: Pensylwania dla Bidena!
Do rozstrzygnięcia pozostały cztery stany:
Georgia – 98 proc. podliczonych głosów, 7,2 tys. przewagi Bidena. Już wiadomo, że głosy w tym stanie będą przeliczane powtórnie.
Karolina Północna – 96 proc. podliczonych głosów, 76,5 tys. Trumpa. Tutaj wynik poznamy najpóźniej, ale z ogromnym prawdopodobieństwem wygra Trump.
Nevada – 93 proc. podliczonych głosów, 22,6 tys. przewagi Bidena. Szanse na wygraną Trumpa czysto matematyczne.
Arizona – 97 proc. podliczonych głosów, 20,6 tys. przewagi Bidena. Ten stan wywołał największe zamieszanie: już w środę rano agencja Associated Press i telewizja FOX News ogłosiły tu zwycięstwo Demokraty, dziś wydaje się, że zbyt wcześnie. Biden ma większe szanse na wygraną, ale jego przewaga topnieje. Na naszej mapie nie uwzględniamy już Arizony jako stanu rozstrzygniętego.
Biden prezydentem, choć Trump zaczął z przytupem
Od wtorkowego wieczoru 3 listopada Biden kolekcjonował kolejne stany niczym trofea – tym cenniejsze, że jednak niespodziewane. Gdy kilka godzin po zamknięciu pierwszych lokali wyborczych okazało się, że Donald Trump na przekór prognozom (znów!) łatwo wygrał Florydę, każdemu, kto śledził te wybory, przyszedł na myśl rok 2016. Wówczas również badania przedwyborcze dawały Demokratce Hillary Clinton pozycję zdecydowanej faworytki, a później Trump z marszu wziął Florydę i maszerował na północ, biorąc wbrew prognozom kolejne stany. W ciągu kilku godzin wszystko było wtedy jasne.
Uczucie déjà vu wzmacniały szczątkowe dane z kolejnych stanów: Ohio, Georgii, Karoliny Północnej, Pensylwanii – przewaga Trumpa niby niczego nie przesądzała, ale była duża. W oczy Demokratów zajrzało widmo kolejnej upokarzającej porażki.
Ale wybory 2020 nie okazały się powtórką sprzed czterech lat z zasadniczego powodu: epidemii koronawirusa. To ona spowodowała, że jeszcze przed dniem wyborów oddano nieprawdopodobną liczbę ponad 100 milionów głosów.
Bardziej skłonni do takiego głosowania – pocztowego, lub gdzieniegdzie przez punkty drive thru – byli zwolennicy kandydata Demokratów. Trump przez wiele tygodni z powodów, które trudno racjonalnie zrozumieć, zniechęcał swoich zwolenników do takiego głosowania: sugerował, że będzie ono zmanipulowane, a poza tym twierdził – skąd my to znamy – że ten wirus jest w zasadzie niegroźny, nie należy się go bać. Że można bezpiecznie głosować klasycznie.
Dlatego byliśmy świadkami powtarzającego się – stan po stanie – schematu: zwolennicy Bidena masowo oddali głos wcześniej, najczęściej pocztą, ludzie popierający Trumpa poszli głosować jak zawsze – w dniu wyborów.
To zarazem powód, dla którego pierwsze, szczątkowe wyniki nie oddawały dynamiki wyścigu po prezydenturę: w większości stanów najpierw liczono głosy oddane w dniu głosowania, dopiero później głosy oddane wcześniej. Taką absurdalną kolejność wymusili republikanie, w tym prawnicy Trumpa, zapewne po to, by uzyskać przewagę w głosowaniu klasycznym i szukać możliwości blokowania liczenia głosów przysłanych wcześniej.
Im dalej od zamknięcia lokali wyborczych, im więcej zliczano kart wyborczych, tym przewaga Trumpa topniała zwłaszcza w Pensylwanii i Georgii (w Arizonie, Biden nie zyskiwał, bo głosy pocztowe policzono tam wcześniej).
W środę nad ranem skłoniło to Trumpa do jednego z bardziej dziwacznych wystąpień w historii amerykańskich wyborów: w niezbornej, pozbawionej logiki wypowiedzi dowodził w Białym Domu, że wygrał, ponieważ wyjściowo miał dużą przewagę. Jej gwałtowne topnienie nazwał oszustwem.
Nerwowość Trumpa była jeszcze wtedy zupełnie pozbawiona sensu: Biden ciągle był w defensywie, skutecznie się bronił, ale to wszystko.
Ale z godziny na godzinę sytuacja zaczynała się zmieniać. Najpierw agencja Associated Press (a jeszcze wcześniej prawicowa telewizja FOX news, wprawiając sztab Trumpa w dziką furię) ogłosiła, że Biden bierze Arizonę. Później Demokrata zdobył – potencjalnie kluczowy – jeden głos elektorski w drugim dystrykcie Nebraski, a następnie zaklepywał kolejne stany „niebieskiej zapory Demokratów”: Minnesotę, Wisconsin, Michigan. Tej samej zapory, która zawaliła się z hukiem cztery lata temu.
Do tego im dalej było od głosowania, tym bardziej zastraszająco szybko topniała przewaga Trumpa w Pensylwanii i Georgii, w stanach, które urzędujący prezydent musiał wygrać, żeby myśleć o zwycięstwie.
„Śpiący Joe” Biden pokonał „człowieka sukcesu”
20 stycznia 2021 roku (tego dnia zaplanowania jest inauguracja nowego prezydenta USA) Joe Biden wprowadzi się ponownie do Białego Domu. Ponownie, bo w latach 2008-2016 rezydował tam jako wiceprezydent w administracji Baracka Obamy.
Joe Biden zdobył najwięcej głosów w historii wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych. Kandydat Demokratów już teraz ma na koncie ponad 74,4 mln głosów (przy przy 70,3 mln Donalda Trumpa), czyli o ponad 4 mln więcej niż wynik poprzedniego rekordzisty – Baracka Obama z 2008 roku.
Wieloletni senator o nominację swojej partii na najwyższy urząd w państwie ubiegał się do tej pory dwukrotnie: przed wyborami w 1988 roku zakończyło się to klęską, przed głosowaniem w 2008 roku – dotkliwą porażką. Podjął trzecią próbę, jak mówi, pod wpływem tragedii w Charlottesville, gdy na marszu skrajnej prawicy neonazista zmasakrował samochodem tłum kontrdemonstrantów, zabijając kobietę.
Udało się – w walce prawyborczej pokonał Berniego Sandersa, kandydata lewego skrzydła Demokratów.
Wygrana Bidena w partyjnych prawyborach nie spotkała się z wielkim entuzjazmem – dla wielu był zbyt mdły (podchwycił to później Trump, nazywając go „śpiącym Joe”), zbyt centrowy, z co najmniej dwuznaczną historią głosowania w ważnych, socjalnych tematach. Miał być zbyt uwikłany w waszyngtońskie układy i codzienną politykę, w business as usual, którego miliony Amerykanów mają serdecznie dość. Przykładając do tego polską miarę i nadwiślańskie metafory, według krytyków Biden miał być kandydatem, który chce, „żeby było tak, jak było” przed Trumpem.
Jednocześnie Bidena trudno nie lubić, ciężko było zarzucić mu również przypisywany Sandersowi lewicowy radykalizm, co w dobie gwałtownych protestów ruchu Black Live Matters, mogło mu pomóc w zjednaniu sobie białych wyborców z przemysłowego „pasa rdzy”, którzy cztery lata temu postawili na Trumpa.
Atutem Bidena była również swojskość i specyficzna nieporadność zbliżająca go do „zwykłego wyborcy”. Prezydent-elekt słynie z gaf, tygodnik „Time” zrobił nawet swego czasu zestawienie 10 największych wpadek Bidena. Niektóre są naprawdę zabawne, np. ta, gdy Biden składał kondolencję irlandzkiemu premierowi z powodu śmierci cieszącej się dobrym zdrowiem matki europejskiego polityka.
Podzielona Ameryka wyzwaniem dla Bidena
Przed Bidenem trudne zadanie poskładania z powrotem we względną całość ekstremalnie podzielonego amerykańskiego społeczeństwa. Tym bardziej, że podziały pogłębi postawa Donalda Trumpa, który nie godzi się z porażką i będzie próbował odzyskać zwycięstwo w sądach.
Przeczytaj także:

Przeczytaj także:
Umarł Trump, ale trumpizm żyje
6 listopada 2020
Jeszcze w trakcie liczenia głosów urzędujący prezydent składał pozwy w Wisconsin, Pensylwanii, Michigan oraz Georgii. I można być niemal pewnym, że się nie zatrzyma, a kwestią wyborów zajmie się ostatecznie Sąd Najwyższy. Chyba że Trumpa powstrzyma establishment partii Republikańskiej, zwłaszcza, że szanse na wygraną batalię sądową nie są zbyt wielkie. Póki co, sztab ustępującej głowy państwa nie potrafił sprecyzować nawet jasnego zarzutu i wskazać, które konkretnie hipotetyczne nieprawidłowości miały wpływ na wynik wyborów w konkretnych stanach. Jest jednak pewne, że czeka nas jeszcze długi sądowy serial: Trump będzie walczył do końca wszelkimi sposobami.
Biden od środowego poranka stara się studzić emocje i obniżać polityczne napięcie, wzywając do odstąpienia od kampanijnej retoryki i deklarując, że nie będzie prezydentem Demokratów tylko prezydentem Stanów Zjednoczonych.
UFF, co za ulga.
Pies drapał lewicę, prawicę czy całą tą pieprzoną politykę. Ale ten niewierzący w zmiany klimatu debil był zagrożeniem dla całej ludzkości. Koga jak kogo, ale jankesów stać na ograniczenie emisji CO2, a drugie miejsce na świecie w niszczeniu środowiska przez tak rozwinięte technologicznie państwo jest haniebne.
A Very Stable Genius – odejdź bardzo szybko.
Zgadzam się z powyższym.
Antynaukowi populiści u władzy stanowią zagrożenie dla bezpieczeństwa publicznego.
Dokładnie tak. Pierwsza naprawdę dobra wiadomość w tym chorym roku ( i być może ostatnia biorąc pod uwagę ile zostało).
Oby wytrzymał kadencję.
Nieodpowiednio oceniałem amerykanów, ale udało sie. Gratuluje zwyciezcy.
Bardzo dobra informacja dla Polaków, dla UE. Poważny problem dla polskiej Zjednoczonej Prawicy i przez nią tworzonego rządu. I tu trzeba wyraźnie powiedzieć co to znaczy republikanin jak D. Trump czy demokrata jak J. Biden cyt. cyt. "Republikanie wolą niskie, proste podatki i krytykują pomysły podobne do Obamacare. Zasadniczo uważają, że Amerykanie dużo lepiej poradzą sobie bez nadmiernych obowiązków ze strony administracji, liberałowie klasyczni, konserwatyści, w ogromnej większości zwolennicy dostępu do broni. Można symbolicznie określić, że ich najważniejszą wartością jest Wolność.
Demokraci zdecydowanie popierają programy takie jak Obamacare, gdyż chcą szerokiej opieki socjalnej, która objąć powinna wszystkich ludzi w kraju. Niskie podatki to dla nich drugorzędna sprawa (choć ciężko ich nazywać socjalistami, na podobieństwo socjalistów europejskich). Można symbolicznie określić, że ich najważniejszą wartością jest Bezpieczeństwo." link do materiału źródłowego https://www.marekczuma.pl/2017/01/24/czym-roznia-sie-glowne-partie-w-polsce-i-w-usa/. Daleko by szukać podobieństw do naszych partii. Jednak żadna z nich nie kwestionuje: Konstytucji, trójpodziału władzy, wolności sądów, wolności mediów oraz wolności i praw obywatelskich. Obie partie uważają za nadrzędną państwo prawa i praworządność. Jednak już można powiedzieć były prezydent Trump, odszedł dosyć daleko od typowych ideałów amerykańskich republikanów w stronę populizmu i autorytaryzmu. To mogło w znacznym stopniu spowodować, że Amerykanie jednak nie dali mu drugiej kadencji.
Nie dalej jak kilka miesięcy można było przeczytać na OKOpress że głosowanie korespondencyjne to jedno wielkie oszustwo i fałszerstwo a teraz kłamstwami nazywacie identyczne wypowiedzi D Trampa.
Zatem określcie się Oko czy kłamaliście wcześniej czy kłamiecie teraz?
A widziałeś, jak wyglądały "pakiety" sasina? – zwykłe kartki bez żadnych stempli "zabezpieczone" nadrukowanym czerwonym paskiem. Ale najgorsze, że te pseudowybory miały się odbyć za plecami PKW – głosy miała liczyć obsadzona przeróżnymi misiewiczami Poczta Polska. Zupełna szopka.
W stanach tradycja takich wyborów sięga XIX wieku i mają to przemyślane.
Uczestnik wyborów musi uprzednio złożyć wzór swego podpisu w komisji wyborczej i podpisać zewnętrzną kopertę – podpisy porównywane są elektronicznie, a w przypadkach wątpliwych – ręcznie.
W Pensylwani głosy oddane listownie, które nie miały pieczątki z datą, uznawane w tych wyborach były za wysłane w odpowiednim czasie i liczone. Podpisy na tych kartach nie musiały zgadzać się z tymi w rejestrze.
Pensylwania nie wymaga żadnego dokumentu do głosowania (z czy bez zdjęcia).
Mężowie zaufania nie mieli możliwości kontrolowania tych głosów, nie mieli możliwości nagrywania liczenia głosów, odgrodzeni od liczących głosy byli barierką i nie mogli zbliżyć się na mniej niż 6 ft (~2 metry) do stanowisk najbliższych barierkom, a to dopiero po interwencji sądu, wcześniej byli nie bliżej niż 10~15 ft. Stanowiska były ustawione w wielu rzędach, więc tylko do tych najbliższych był taki dystans.
Proszę to sobie teraz porównać do polskich mężów zaufania i jakie oni mają możliwości kontrolowania liczenia głosów, a także samych kart.
Nie bez powodu sztab Trumpa chce ponownego liczenia głosów i ingerencji sądu. https://youtu.be/7H10wZ4SszM
Założę się, że gdyby te głosy padły na Trumpa to nikomu z jego sztabu (ani zapewne panu) nic by nie przeszkadzało. Od dawna wiadomo, że psychoprawica jest specjalistą od kreaowania wyimaginowanych spisków i zalewania mediów lawiną tanich kłamstw. Na szczęście nikt już w te brednie nie wierzy.
Może i Biden jest lepszą opcją dla Polski i Europy, ale jednak uważam, że wybory powinny być skontrolowane, nie ważne kto wygra.
Tak jak w Polsce głosowałem na Biedronia, tak myślę, że stany nie powinny być rządzone przez faceta ze skłonnościamy pedofilskimi, który obrał sobie Dick Cheney'a (sławnego rozpoczęcia wojny w Iraku, wprowadzenia waterboardingu, przetrzymywania więźniów bez wyroku i prawa do sądu w Guantanamo, szpiegowania cywilów – monitorowania telefonów i e-maili przez NSA, oraz rozszerzania praw prezydenta do poziomu autorytaryzmu) za doradcę ws. spraw zagranicznych. Tylko czekać jaką wojnę rozpoczną Stany pod tym przywództwem.
Głosowanie korespondencyjne nie będzie oszustwem, jeżeli będą właściwie i zgodnie z Konstytucją zorganizowane. Uwagi do proponowanej wersji w wydaniu Zjednoczonej Prawicy dotyczyły po pierwsze odsunięcie PKW od wyborów i przekazanie ich organizacji Sasinowi. I dwa zmianie zasad (zmian w ordynacji można dokonywać w czasie do 6 miesięcy przed wyborami) wyborów niezgodnej z Konstytucją i wyrokiem TK.
Kartę wyborczą pana Sasina w każdej chwili mogę sobie wydrukować. Bo "wypłynęła" w internecie, a ja ku pamięci ją zapisałem. Wzory kopert też ktoś udostępnił. Bez żadnych zabezpieczeń.
Tak naprawdę późniejsze wybory, które dokonały się w lokalach, też do końca nie były prawomocne, można jedynie uznać wynik podany przez PKW. Tak więc nie chybi zaryzykować twierdzenie, że w tym roku mieliśmy plebiscyt (nagła zmiana kadydata), czy też może referendum prezydenckie.
Partia rządząca w Polsce, czyli "Prawo i Sprawiedliwość", w osobie prezesa Jarosława Kaczyńskiego, podeptała Konstytucję Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 2 kwietnia 1997 roku, a więc prawo obowiązujące wyborcze.
Zgadzam się z opinią, że wybory korespondencyjne organizowane przez p. Sasina byłyby oszustwem.
Odsunięcie Państwowej Komisji Wyborczej w "pakietowych wyborach Sasina" jest tego dobitnym przykładem.
Wynik późniejszych wyborów uprawomocnia PKW.
W sobotę 7 października po godz. 17 polskiego czasu przewaga Demokraty stała się na tyle duża, a głosów do podliczenia na tyle mało, że można było ogłosić: Pensylwania dla Bidena!
W sobote, 7 pazdziernika? Czyzby? Dlaczego nikt tego nie poprawi?
xxx – doróbcie proszę usuwanie komentarzy.
Koniec klauna !
Wołodia nie pomógł (jak 4 lata temu) i amerykańska wersja pisiora pójdzie w… tam gdzie jego miejsce!
duuuży krok w dobrym kierunku, jednego maloła mniej
yyyy, matoła
Początek Bidena w USA, koniec PiSu i kleru w Polsce…
Nie trzeba dużej znajomości angielskiego internetu, żeby zapoznać się nieprawidłościami podczas głosowania i liczenia głosów. Nie jest jednak pewne, czy te nieprawidłowości wpłynęły na ostateczny wynik. Jeżeli sąd najwyższy USA nie zajmie się tym, to będzie oznaczało, że republikanie poświęcają właśnie Trumpa w tych wyborach, żeby zgarnąć całą pulę w następnych.
Trump. Pomijając całe to jego polityczne matołswto zrobił wielką przysługę bogatym zmniejszając im podatki, w śród jednych i drugich są bogaci, więc skorzystały na tym obie strony. Sam Trump i Melania przeżyli bajkę swojego życia, Duda pewnie orgazm, a my koszmar
Bo ci jeszcze ktoś uwierzy w te powielane bzdury. Może lepiej wejdź na fora TVPutin.
Hehehe, wątpię, żeby Pan tu zajrzał, ale skoro ktoś poświęcił czas, żeby to zebrać to ja mogę przynajmniej podrzucić link:
https://mega.nz/folder/SUBgRLZI#toM5h9WX64-g80S55MEa3Q
W skrócie: są tam np. zdjęcia i filmiki ludzi liczących głosy i zarazem uzupełniających coś długopisami albo głosy korespondencyjne oddane na Trumpa, które delikatnie mówiąc nie trafiły do urn.
Trump jest mistrzem od fake-news. Ale jako clown można mu to wybaczyć. Natomiast bezpodstawne głoszenie zwycięstwa, gdy głosy były jeszcze liczone, to nic innego jak nawoływanie do wojny domowej w społeczeństwie uzbrojonym po zęby.
W pewnym sensie tak, jest to nawoływanie do wojny. Może po prostu demokrację ceni bardziej niż pokój?
Masz na myśli socjalistyczną demokrację, którą tak dzielnie generał Jaruzelski w Polsce bronił, a dekadę wcześniej radzieckie wojska wraz z polską armią w Czechosłowacji broniły. Bo demokracja była ważniejsza niż pokój.
Wątpię, żeby Trump że swoją znajomością świata i historii znał taki rodzaj demokracji.
Nie obrażaj inteligencji swojego idola. Nie na darmo przecież jeździł na przyspieszone kursy real-polityki do Putina.
Znasz bajkę o łodzi???
Dokładnie jak PiSowi, zostały im kłamstwa i sądy (najwyższy czy ten fasadowy trybunał mgr. Przyłebskiej.).
ktoś tej fasadzie dał 43 %, może to byłeś Ty ?
Zapytaj w Końskich. Tu zły adres jeśli szukasz zwolenników PiSu.
43% to jest ta część Kaczyńskiego, która lubi kuchnię pani magister. On jest jedynie w 57% zatwardziałym, bezkompromisowym mizoginem.
Komentarz został usunięty ponieważ nie spełniał standardów społeczności.
Wszystcy wiemy dobrze kim jest Trump. Nikt z prezydentów USA nie przedstawił się dotąd jeszcze, tak dogłębnie i jaskrawo jak Donald T.
Wszystcy widzieli i słyszeli, jak zapętlony Trump obrażał kobiety.
Jak się pokrętnie wywijał z rosyjskich powiązań, aż jego najbliżsi trumpiarze odpadali, jak spróchniałe trupie ząbki.
Jak próbował skłonić szefa FBI Comey, by ten umożył śledztwo w sprawie doradcy Trumpa – Flynna (podał się do dymisji) i jego współpracy, z polecenia Trumpa z rosyjskim wywiadem. Russiagate znają wszystcy. Impeachment też.
Jak pobłażał rasistowski zamach autem w Charlottesville w Wirginii, z 35 rannymi i 1 zabitą z demonstracji przeciwko m. in. Proud Boys, których później publicznie trenował, by trzymali się w pogotowiu. Sam strasząc Antifą, jako strażą przyboczną Bidena.
Wielu jego rodaków nie zaskoczył. Wielu znało go z wygrywania nawet gigantycznych procesów w NY, po bezprawnym zwalnianiu tysięcy ludzi z jego firm nieruchomościowych. Jak płacił za ugodę sądom, działając rączka w rączkę z mafią przez kontakty swojego obecnego doradcy, rzecznika i adwokata, ówczesnego burmistrza New York – Giullianiego.
Raport Roberta Muellera, szefa FBI prowadzącego komisję badającą Russiagate, którą to Trump ukrócił, stawia zarzuty 38 osobom w 8 przestępstwach, popełnionych w sprawie Russiagate, nie jest zamknięty i może zostać otwarty na nowo, tym bardziej, że dowodów przybyło.
Telewizje światowe, akurat transmitują, jak to terroryści z Antify i inne totalitarne lewactwo, na swój sposób świętują w USA przejęcie pełni władzy, przez komendanta Antify, tow Joe Bidena w całych Stanach Zjednoczonych.
Niekończące się salwy karabinów maszynowych, pancerfaustów, bazooków, granatów ręcznych są tak głośne, że pękające szyby w drapaczach chmur, m.in. na Mannhatanie w Nowym Jorku i centrum Chicago zabiły już tysiące ludzi. Okropne sceny, ulice miast zamienili w rzeki. Tak kochają ich kolor, te komunistyczne wampiry.
Właśnie urządzają polowania na republikanów. Po zniesieniu policji, nic im już na drodze nie stoi. Czystki na całego. Plądrowanie kościołów i sklepów właśmie eskaluje, tak samo jak wywłaszczanie egzekutowanych, całych rodzin zamożnych obywateli.
Schronienie w swych czołgach, mają tylko barbarzyńskie, paramilitarne dzikie hordy amerykańskich bolszewików. rozjeżdżające w amoku paniczny tłum. To dopiero początek bezbożnej dyktatury demokratycznej.
Właśnie te, niosące zniszczenie i chaos, wiadome siły, jak mówi znany badacz chaosu, Jarosław K. są absolutnym końcem narodów.
Sorry! Przełączyłem niechcąco na tefałpe. Nie powtórzy się.