0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Foto Sameer Al-DOUMY / AFPFoto Sameer Al-DOUMY...

25 czerwca 2025 Sejm przyjął rządowy projekt ustawy o wycofaniu się z konwencji ottawskiej, która zakazała stosowania min przeciwpiechotnych. Za głosowało 415 posłów i posłanek, prawdopodobnie równie mocne poparcie dla ustawy wyrazi Senat. Podpis prezydenta oraz akt wypowiedzenia konwencji jest kwestią czasu. Co to oznacza dla polskiej polityki bezpieczeństwa?

Samej konwencji oraz jej technicznym aspektom poświęciłem już tekst, opublikowany w OKO.press w marcu tego roku.

Przeczytaj także:

Warto teraz spojrzeć na zagadnienie z innej perspektywy.

Zaczęli politycy PiS

Dyskusje o wycofaniu się Polski z konwencji zaczęły się rok temu – początkowo od wypowiedzi polityków związanych z Prawem i Sprawiedliwością, tym ówczesnego premiera Mateusza Morawieckiego i min. Michała Dworczyka.

W maju 2024 grupa posłów PiS i Kukiz’15 złożyła projekt uchwały wzywającej rząd do wycofania się z konwencji ottawskiej. W tym projekcie konwencję nazwano „reliktem lat dziewięćdziesiątych, gdy większość elit politycznych i środowisk eksperckich uważała, że w Europie nie dojdzie już do konfliktów zbrojnych na szeroką skalę”.

Wskazano także, że konwencji nie podpisały zarówno Rosja, jak i USA. Jako przykłady państw pozostających poza konwencją podano także Izrael i Koreę Południową. Argumentem za powrotem do korzystania z min przeciwpiechotnych zdaniem autorów projektu była agresywna polityka Rosji oraz przydatność min, określonych jako „stosunkowo tanią, szybką w użyciu i skuteczną metodę spowalniania działań ofensywnych przeciwnika”.

Nie zaskakuje także, że identyczna argumentacja znalazła się w wywiadzie, jakiego Michał Dworczyk udzielił dla portalu Defence24:

„Na Ukrainie obecnie miny stanowią jeden z bardzo istotnych środków bojowych. Są tanie, a jednocześnie bardzo efektywne. Jeżeli poważnie traktujemy zagrożenie płynące ze strony Federacji Rosyjskiej i chcemy przygotować pogranicze do obrony, musimy wystąpić z Konwencji Ottawskiej, przygotować zapas min i być gotowymi do ich sprawnego rozmieszczenia”.

Ten czas i kontekst są o tyle istotne, że na wiosnę roku 2024 rząd ogłosił program rozbudowy fortyfikacyjnej wschodniej granicy znany jako „Tarcza Wschód”.

Wówczas jednak Donald Tusk stwierdził podczas konferencji prasowej 21 maja 2024, odnosząc się wprost do ówczesnych słów polityków PiS, że Polska nie zamierza minować granicy ani nie przewiduje się polskiej inicjatywy zmiany prawa międzynarodowego.

Tusk zmienia zdanie

Sytuacja zmieniła się jednak w roku 2025. 18 marca wystosowane zostało wspólne oświadczenie ministrów obrony Polski, Litwy, Łotwy i Estonii w sprawie wycofania się z konwencji o minach przeciwpiechotnych. Trzy miesiące później – 16 maja do Sejmu wpłynął projekt ustawy w tej sprawie.

W uzasadnieniu wybrzmiewają podobne tony, co w zeszłorocznych wypowiedziach polityków PiS.

  • Podkreśla się zagrożenie militarne ze strony Rosji i zmianę sytuacji międzynarodowej.
  • Wskazuje się, że wobec tych zmian „zobowiązania wynikające z Konwencji Ottawskiej stanowią dla państw wschodniej flanki NATO, w tym dla Rzeczypospolitej Polskiej, ograniczenia, które mogą przeszkodzić w skutecznym zabezpieczeniu ich granic przed potencjalnym atakiem”.
  • Ponadto określa się miny przeciwpiechotne jako broń skuteczną w obronie, kanalizującą ruchy wojsk przeciwnika, pozwalającą na szybkie budowanie zapór.
  • Powraca także argument, że do konwencji nie przystąpiły niektóre państwa w tym Rosja, USA, Izrael czy Korea Południowa.
  • Wreszcie, deklaruje się, że po wypowiedzeniu konwencji Polska podejmie niezbędne działania, aby „produkowane bądź nabywane miny przeciwpiechotne były wyposażone w systemy auto dezaktywacji lub zdalnego sterowania, co pozwoli na ich skuteczne usunięcie bezpośrednio po zakończeniu działań i uniknięcie negatywnych długofalowych skutków ich użycia”.

Ponad podziałami

Podczas wystąpień w Sejmie 25 czerwca szereg posłów odwołał się do bardzo podobnych argumentów. Sprawozdawca, poseł KO Andrzej Szewiński praktycznie powtórzył argumentację z uzasadnienia, dodając, że „W interesie Polski całej wspólnoty transatlantyckiej jest to, abyśmy byli przygotowani na realne zagrożenia, a nie iluzoryczne bezpieczeństwo oparte na jednostronnym rozbrojeniu”.

Także poseł PiS Marcin Ociepa stwierdził, że „Szkody, które wyrządzają miny przeciwpiechotne po ustaniu konfliktów zbrojnych, są oczywiste, natomiast daleko mniejsze niż szkody, które wyrządza ludności cywilnej armia najeźdźcza. W związku z tym należy zrobić wszystko, żeby nie doszło do naruszenia granicy Rzeczypospolitej, użyć do tego wszelkich dostępnych nam instrumentów, żeby chronić naszych obywateli”.

Posłanka KO Joanna Kluzik-Rostowska z kolei wskazała, że „to my na swoim terytorium miny przeciwpiechotne i tak będziemy mieli. Pytanie tylko, czy to będą wyłącznie miny rosyjskie, czy będziemy również mieli miny swoje, dzięki którym będziemy mogli się bronić”.

Wreszcie poseł Piotr Strach (Polska 2025) w emocjonalny sposób uznał miny przeciwpiechotne i przeciwpancerne za środek chroniący Polskę przed rosyjskim butem: „Wiemy, jaki ten but potrafi być brutalny, oni nie mają skrupułów. Amunicja kasetowa, bomby zapalające na szpitale, na szkoły, porwania ludzi, dzieci. To są barbarzyńcy, nie bójmy się powiedzieć tego słowa. Musimy dać naszemu żołnierzowi, naszej armii, każdy możliwy sprzęt, żeby ich tu nigdy nie wpuścić”.

Także wypowiedzi innych posłów, w tym reprezentujących PSL, koło Republikanie czy Konfederację powielały ten sam zestaw argumentów: miny są niezbędne jako środek zapewnienia bezpieczeństwa, a bezpieczeństwo jest wartością nadrzędną. Pojawiały się także argumenty o nowoczesności zarówno samych min, jak i środków ich unieszkodliwiania co miałoby zapewne ograniczyć skutki użycia tej broni dla osób cywilnych.

Miny przeciwieństwem obrony cywilnej

Jedynym głosem odrębnym było odwołujące się do aspektów humanitarnych wystąpienie posłanki Lewicy Joanny Wichy, która zauważyła także, że w roku 1997, gdy Polska podpisała (ale nie ratyfikowała) konwencję, nie należała jeszcze do NATO i zdaniem posłanki, „Polska była w znacznie mniej bezpiecznej pozycji niż dzisiaj”.

Dodała także że „podstawowym celem naszej obronności jest i powinna być obrona mieszkańców. Wykorzystanie min przeciwpiechotnych to dokładne przeciwieństwo dobrej obrony cywilnej”.

Nie zaskakuje, że stanowiska rządu – wiceministra obrony narodowej Stanisława Wziątka oraz ministra Kosiniaka-Kamysza – były natomiast jednoznaczne, nieustannie wskazujące na konieczność posiadania środków obrony, na nowoczesność uzbrojenia i środków neutralizacji min.

Odnośnie do samej konwencji, minister obrony stwierdził, że „Polska nie może być objęta żadnym gorsetem uniemożliwiającym obronę naszej ojczyzny”.

Prawa człowieka a bezpieczeństwo

Widoczny jest więc bardzo wyraźny trend w narracjach i to przekraczający podziały partyjne.

W obliczu zagrożenia agresją rosyjską, ze strony państwa, które nieustannie łamie prawo międzynarodowe i dopuszcza się zbrodni wobec ludności cywilnej, ograniczenia takie jak zakaz jednego rodzaju uzbrojenia uważane są za przeszkodę, wręcz gorset i należy je jak najszybciej usunąć, aby dać sobie pełną swobodę działania w obronie przed agresją.

Konsekwencje – choćby humanitarne – są traktowane jako drugorzędne lub pomijalne. Gdy mowa o aspektach humanitarnych i prawach człowieka pojawia się kolejny argument – w postaci prawa do obrony i prawa do życia ofiar agresji.

Nie jest to nic nowego: ten spór – na osi „prawa człowieka a bezpieczeństwo” jest obecny stale. W polskich realiach rok temu w imię bezpieczeństwa państwa i nienaruszalności granicy uchwalono ustawę mówiącą, że użycie broni w celu ochrony granicy państwowej, wbrew przepisom przestępstwem nie jest, a wcześniej na granicy wprowadzono stan wyjątkowy i zakazano (w imię bezpieczeństwa) wstępu dziennikarzom.

Jak brudny Harry

Jeśli w tym momencie nasuwają się skojarzenia popkulturowe, że wszystkimi scenami, w których policjant (jak choćby Harry Callahan, czyli Brudny Harry grany przez Clinta Eastwooda), czy oficer wywiadu, łamie procedury, by zdobyć dowody, stosuje tortury, by zapobiec zamachowi lub uwolnić porwaną osobę – to jest to właśnie popkulturowe zobrazowanie tego dylematu.

I trzymając się casusu filmu „Brudny Harry” – był to film z politycznym przesłaniem, a nie analiza prawna, więc dyskusja o prawie i bezprawiu była w nim ustawiona pod jedną tezę: policjantowi wolno wszystko, byle by powstrzymać przestępcę, a prawo i procedury tylko przeszkadzają.

Kwestia min w polskiej polityce wygląda podobnie. Także tutaj mamy przeciwnika: zamiast obleśnego seryjnego mordercy mamy masowy aparat zbrodni, jakim jest rosyjska armia. Nikt nie kwestionuje, że niezbędne do obrony przed nim są skuteczne narzędzia. Diabeł tkwi jednak w szczegółach.

Podobnie jak nakręcony pod tezę film nie jest naukową obiektywną analizą problemu prawnego, tak samo polityczne wypowiedzi i działania nie są obiektywne – służą celom politycznym.

Gdzie te miny?

W kontekście min przeciwpiechotnych szczególnie interesujące, gdy mowa o faktach, jest to, że w polskiej narracji problem wyjścia z konwencji ottawskiej był w roku 2024 nagłaśniany przede wszystkim przez polityków obecnej opozycji. Którzy do wyborów jesienią roku 2023 odpowiedzialni byli za kreowanie polityki obronnej państwa.

Jednak wówczas nie były podejmowane żadne działania ani na rzecz wyjścia z traktatu o zakazie min, ani tym bardziej o wprowadzeniu do użycia min, które spełniają jego postanowienia. Nie podjęto takich działań także po roku 2023, w tym w ramach „Tarczy Wschód”.

Nieustannie należy bowiem zwracać uwagę na zasadniczy fakt związany z konwencją ottawską. Zakazuje ona min przeciwpiechotnych, które detonowane są przez nacisk lub inną interakcję osoby z miną. Nie zakazuje urządzeń zdalnie detonowanych, nie zabrania także stosowania min przeciwpancernych z urządzeniami nieusuwalności.

Oznacza to, że zapisy tej konwencji można było przez cały czas łatwo obejść bez jej wypowiadania, mało tego to spełniałoby słowa niektórych parlamentarzystów o nowoczesnych minach.

Polityka przeciw prawom

Wyjście Polski z konwencji ottawskiej jest więc przede wszystkim decyzją polityczną, mającą także wymiar międzynarodowy. Tutaj trzeba przyznać rację tym głosom (choćby posłanki Kluzik-Rostkowskiej), że fakt wspólnego wyjścia czterech państw wschodniej flanki NATO jest bardzo silnym sygnałem politycznym, wskazującym na determinację państw zagrożonych rosyjską agresją.

Oczywiście istnieje ryzyko, że Rosja będzie przedstawiać negatywny obraz Polski, Litwy Łotwy i Estonii jako państw, które chcą stosować niehumanitarne środki walki – ale można odpierać ten zarzut, wskazując, że Rosja stroną konwencji nie jest i nigdy nie była. To jednak wymaga prowadzenia dobrej polityki (a wręcz walki) informacyjnej, a więc liczenia się z konsekwencjami.

Te konsekwencje bowiem nie dotyczą tylko sfery informacyjnej. Podczas konfliktu zbrojnego nasze terytorium będzie obszarem zagrożonym (przynajmniej częściowo) przez miny przeciwpiechotne – także rozmieszczane przez polskie wojsko. To oznacza, że nawet po zakończeniu konfliktu będzie występować większe niż dotychczas ryzyko ran i śmierci osób cywilnych.

W idealnym świecie zapisy prawa międzynarodowego mówiące o obowiązku notowania miejsc rozmieszczenia min i rozminowania po zakończeniu walk zmniejszyłoby to ryzyko do minimum – ale w rzeczywistości mają miejsce ludzkie błędy, pomyłki, awarie sprzętu, miny mogą zostać przemieszczone np. na skutek osunięcia ziemi.

Najpierw miny, potem pobór?

Tymczasem te konsekwencje zostały wyraźnie pominięte, w imię narracji o nadrzędnej roli ochrony suwerenności i integralności terytorialnej, zwłaszcza przed zbrojną agresją. Proces legislacyjny był dotąd bardzo szybki. Formalnie wszystko jest w porządku, ale można zadać pytanie, czy na przykład nie byłyby wskazane szersze konsultacje społeczne (albo wręcz referendum)?

Jest to o tyle problematyczne, że pojawia się pytanie o inne decyzje, które mogą zapaść w imię bezpieczeństwa państwa. Wystarczy wspomnieć, że tym razem decyzja wymagała udziału parlamentu.

Ale odwieszenie obowiązkowej służby wojskowej, zgodnie z obecnym prawem nie wymaga nawet poinformowania parlamentarzystów. Formalnie, może to się dokonać w ciągu kilku godzin, wystarczy rozporządzenie prezydenta wydane na wniosek rady ministrów.

Taka sama ścieżka wystarczy, aby wyprowadzić wojsko na ulice na okres sześćdziesięciu dni, o czym mówią wprowadzone w zeszłym roku przepisy o operacji wojskowej prowadzonej w czasie pokoju.

To tylko dwa przykłady decyzji, które mogą mieć daleko idący wpływ na społeczeństwo, a gdzie parlament nie odgrywa nawet roli opiniodawczej.

Jakie jeszcze prawa mogą być zagrożone

Argument o nadrzędności ochrony niepodległości i granic jest silnie zakorzeniony w polskiej kulturze strategicznej, która z kolei ukształtowana jest przez historię – pełną walk o niepodległość i traum związanych z jej utratą. To sprzyja przesuwaniu innych wartości na dalszy plan, zwłaszcza przez ugrupowania reprezentujące różne nurty prawicy. Widoczne to było i jest w kontekście kryzysu uchodźczego i polityki prowadzonej na granicy z Białorusią.

To jednak może mieć konsekwencje negatywne. Teraz „gorsetem uniemożliwiającym obronę” nazwana została ex cathedra konwencja międzynarodowa – dość wąska, w porównaniu z innymi. To niestety budzi niepokojące pytanie o to, czy istnieje ryzyko, że w przyszłości inne konwencje lub też zasady prawa wewnętrznego zostaną nazwane w taki sam sposób.

Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Rozbrajamy mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I piszemy o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.

;
Na zdjęciu Michał Piekarski
Michał Piekarski

Adiunkt w Instytucie Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Wrocławskiego, zajmuje się problematyką bezpieczeństwa narodowego, w szczególności zagrożeń hybrydowych, militarnych oraz kultury strategicznej Polski. Autor książki "Ewolucja Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej w latach 1990-2010 w kontekście kultury strategicznej Polski" (2022), stały współpracownik magazynu „Frag Out” członek Polskiego Towarzystwa Bezpieczeństwa Narodowego

Komentarze