0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Patryk Ogorzałek / Agencja Wyborcza.plFot. Patryk Ogorzałe...

W piątek 7 marca 2025 premier Donald Tusk stwierdził, że Polska potrzebuje półmilionowej armii, ale najpierw musi przeszkolić tych, „którzy nie idą do wojska” i „uczynić z nich pełnoprawnych żołnierzy w sytuacji konfliktu”.

Kilka dni później, 11 marca, podczas posiedzenia rządu, przedstawił nieco więcej szczegółów. Mowa tu o szkoleniach zasadniczych i specjalistycznych. „W 2027 roku osiągniemy możliwość przeszkolenia 100 tys. ochotników w ciągu roku. Jestem przekonany, że chętnych nie zabraknie. Dla nas zadaniem jest zapewnienie, że każdy zainteresowany będzie mógł to szkolenie odbyć” – mówił Donald Tusk.

Rząd chce, żeby system szkoleń zawierał dodatkowe zachęty. „Prosiłem, żeby zanalizować np. możliwość zapewnienia zainteresowanym w czasie takiego kursu [możliwości] skończenia kursu prawa jazdy zawodowego, także na pojazdy ciężarowe” – mówił Tusk.

Projekt ustawy w tej sprawie ma być gotowy do końca marca. Później, w rozmowie z dziennikarzami, Donald Tusk podkreślił, że chodzi o dobrowolne szkolenia, a nie obowiązkową służbę wojskową.

Dzięki materiałowi reportera TVN24 Artura Molędy ujawnione zostały niektóre założenia tego przygotowywanego wciąż programu. Za kilka tygodni ma ruszyć specjalna strona internetowa, na której będzie można zapisać się na szkolenie. Do wyboru będą szkolenia jednodniowe, trzydniowe i miesięczne.

Wiadomo także że szkolenia mogą dotyczyć jednego z czterech obszarów tematycznych:

  • walki wręcz,
  • strzelectwa,
  • survivalu oraz
  • pierwszej pomocy.

Przeczytaj także:

Aby dokonać oceny, nawet wstępnej, tej koncepcji, należy jednak najpierw umieścić je w szerszym kontekście funkcjonowania armii.

Trzy tryby sił zbrojnych

Siły zbrojne funkcjonują bowiem w trzech zasadniczych trybach:

  • czasu pokoju,
  • w czasie kryzysu oraz
  • wojny, rozumianej jako pełnoskalowy konflikt międzypaństwowy.

W czasie pokoju zadaniem wojska jest ponad wszystko prowadzenie szkolenia – działania bieżące są ograniczone i mają charakter poboczny wobec całości funkcjonowania armii.

W Polsce takowymi zadaniami są usuwanie niewybuchów, pomoc w niektórych akcjach ratowniczych (na przykład na morzu), ochrona przestrzeni powietrznej państwa.

W czasie kryzysu, którym może być powódź, zamach terrorystyczny, ataki hybrydowe czy wydarzenia międzynarodowe skutkujące wysyłaniem misji pokojowych, czy stabilizacyjnych, zaangażowanie wojska wzrasta, ale tradycyjnie cały aparat wojska i państwa działa poniżej progu wojny.

Tak było także wtedy, gdy Polska utrzymywała kontyngenty w Iraku czy Afganistanie. Nie wysyłano tam poborowych, nie mobilizowano rezerwistów, w kraju nie ogłaszano stanu wojennego.

Pojęcia takie jak „stan wojenny” czy „mobilizacja” są bowiem typowe dla ostatniego stanu – wojny pełnoskalowej. Otwarty konflikt z innym państwem oznacza, że potrzebne są wszystkie możliwe zasoby, także ludzkie.

I na taką wojnę przygotowywało się państwo polskie w czasach minionych. W okresie PRL i w pierwszej dekadzie III RP, Wojsko Polskie było armią z poboru. Oznaczało to, że służbę pełniły dwie kategorie żołnierzy: żołnierze zawodowi, zajmujący większość stanowisk dowódczych i specjalistycznych, oraz osoby odbywające służbę obowiązkową.

Najbardziej znana była służba zasadnicza. Istniał także odrębny tryb szkolenia dla osób uczęszczających na studia cywilne (tzw. Studium wojskowe później zamienione na szkoły podchorążych rezerwy – już dla absolwentów).

Taśmociąg szkolenia

Ten system tworzył pewien taśmociąg szkolenia. Wstępem była (i jest do dziś) prowadzona przez administrację wstępna selekcja, czyli kwalifikacja wojskowa.

Co oznaczało dla wszystkich mężczyzn obowiązek poddania się badaniom i nadania kategorii zdrowia. Ponadto kwalifikacji podlegały i podlegają niektóre kobiety, posiadające zawód lub wykształcenie uznane za istotne dla obronności państwa (obecnie są to zwłaszcza: medyczne, weterynaryjne, lotnicze, morskie, informatyczne i tłumaczy).

Osoby powołane do odbycia służby zasadniczej w okresie PRL obowiązane były spędzić w wojsku dwa lub nawet trzy (w Marynarce Wojennej) lata. Szkolono w ten sposób szeregowych oraz młodszych podoficerów (dowódców drużyn czy załóg).

W razie wojny osoby te zostałyby powołane do służby, w teorii mając nadane przydziały mobilizacyjne zgodne z ich nabytymi już kwalifikacjami i wyszkoleniem.

Kluczowe stanowiska specjalistyczne i dowódcze zajmowali zawodowi oficerowie, chorążowie i podoficerowie oraz osoby powołane z rezerwy: byli żołnierze zawodowi, oraz oficerowie rezerwy będący absolwentami cywilnych uczelni.

Ponadto powoływano osoby posiadające specjalistyczne kwalifikacje, co dotyczyło choćby właśnie służby zdrowia.

930 tysięcy żołnierzy na czas wojny

Ten aparat mobilizacyjny miał pozwolić na wystawienie w roku 1988 na czas wojny armii liczącej maksymalnie 930 tysięcy żołnierzy – przy stanie czasu pokoju wynoszącym 399 tysięcy osób.

Na tym mobilizacja się nie kończyła: poborowi służyli także w formacjach MSW (np. ZOMO), przydziały mobilizacyjne nadawano także osobom przeznaczonym do służby w instytucjach i przedsiębiorstwach przewidzianych do militaryzacji (przemysł zbrojeniowy i inne strategiczne gałęzie) oraz obronie cywilnej.

Stałe szkolenie wojskowe mające charakter powszechny pozwalało przy tym zwiększyć liczebność armii, ale co ważne – uzupełniać straty. Dlatego też rozwinięcie mobilizacyjne uzupełniało nie tylko już istniejące w czasie pokoju jednostki, ale miało pozwolić na wystawienie kolejnych.

Planowane było formowanie całych rezerwowych dywizji zmechanizowanych. Były to oczywiście wojska już nawet nie drugiego, lecz trzeciego rzutu, skromniej wyposażone i o mniejszej wartości bojowej.

Zanikający pobór w III RP

Ten model utrzymywano w III RP, choć już w innym celu – obrony, a nie ofensywy na Zachód, choć zakładano stopniowe ograniczenie zarówno liczebności sił zbrojnych, jak i stopniowe ograniczenie znaczenia poboru.

Zmniejszano czas służby zasadniczej, stopniowo do osiemnastu, piętnastu aż w końcu do dziewięciu miesięcy.

Pobór stał się coraz łatwiejszy do uniknięcia, więc doszło do zróżnicowania klasowego: zaczął obejmować przede wszystkim osoby z klasy ludowej, zwłaszcza z wykształceniem podstawowym i zawodowym, zwłaszcza spoza dużych miast. W tej grupie widoczne było także wciąż pozytywne nastawienie do obowiązku służby, nieraz traktowanego jako ryt przejścia do dorosłości i pełnej męskości.

Dla porównania, osoby z klasy średniej mogły łatwo poboru uniknąć.

Oprócz „załatwienia” sobie na różne sposoby kategorii D zwalniającej od powołania do służby w czasie pokoju łatwym sposobem dla osoby z maturą było po prostu podejmowanie studiów – nawet tylko dla otrzymania zaświadczenia o statusie studenta lub ucznia, które przedstawione w Wojskowej Komisji Uzupełnień zwalniało na rok od służby.

To, że pobór stawał się coraz bardziej selektywny, a nie istniały mechanizmy korygujące, pogłębiało także inne negatywne zjawiska. Jednym była znana „fala”, czyli nieformalna hierarchia wśród żołnierzy z poboru, w której liczył się czas pozostający do zakończenia służby. Zdarzało się, że do służby trafiały osoby z przeszłością kryminalną, powiązaniami przestępczymi, co tworzyło kolejne zagrożenia (w latach dziewięćdziesiątych doszło do kilku głośnych kradzieży broni z jednostek wojskowych).

Zarazem, kręgi eksperckie wzywały do zwiększenia liczby żołnierzy zawodowych. Obserwowane na Zachodzie, zwłaszcza w USA, trendy modernizacji technicznej armii były brane jako wzór, zarówno gdy mowa o samym wyposażeniu, jak i rozwiązaniach kadrowych. Uznano, że armii potrzebni są przede wszystkim ochotnicy, gotowi podjąć służbę zawodową i osiągać wysokie kwalifikacje. Dotyczyło to zwłaszcza korpusu podoficerskiego, który dotąd tworzyli głównie żołnierze z poboru.

Przechodzenie na zawodowstwo

Wobec tego w latach dziewięćdziesiątych wprowadzono nowe formy służby: nadterminową, pozwalająca żołnierzom służby zasadniczej zostać w wojsku na co najmniej rok, oraz kontraktową.

W 2004 roku pojawiła się możliwość służby zawodowej w korpusie szeregowych. Jednocześnie otwierano zawodową służbę wojskową dla kobiet: od 1995 roku w służbie zdrowia, specjalnościach prawniczych i finansowych a od 1999 kobiety mogły wstępować do szkół oficerskich, chorążych i podoficerskich.

Zwiększała się także pula etatów w służbie zawodowej i zaczęły pojawiać się stopniowo jednostki wojskowe, w których etatów dla żołnierzy służby zasadniczej już nie było. Pobór mający coraz mniejsze znaczenie został ostatecznie zawieszony w roku 2008, a w roku 2009 mury koszar opuścili ostatni żołnierze z obowiązkowego poboru.

Ta zmiana miała jedno fundamentalne znaczenie dla obronności. Zawieszenie poboru oznaczało, że zasób rezerwistów był ograniczony do osób, które w przeszłości odbyły służbę wojskową i zasilany był tylko przez odchodzących ze służby żołnierzy zawodowych.

Półśrodkiem okazało się wprowadzenie modelu ochotniczej służby niezawodowej, jakim była tzw. służba przygotowawcza, przeznaczona dla osób, które wcześniej w wojsku nie służyły.

Założono w ustawie, że czas tej służby dla ochotników do korpusu szeregowych miał trwać maksymalnie cztery miesiące, podoficerów – do pięciu, oficerów – do sześciu. Osoby, które tę służbę odbyły, przechodziły do rezerwy, mogły też ubiegać się o podjęcie służby zawodowej.

Od NSR do WOT

Jednocześnie utworzono tzw. Narodowe Siły Rezerwowe, złożone z osób, którym nadano przydziały kryzysowe – a więc formalnie można było je powołać do czynnej służby bez konieczności ogłaszania mobilizacji. Była to więc idea podobna do później wprowadzonej terytorialnej służby wojskowej, która w ogólnych zarysach działa tak samo.

Zasadniczą różnicą jest to, że tworząc WOT, nadano tej służbie odrębną tożsamość i zadania – podczas gdy NSR okazały się niewypałem. Widać to było nawet w kampaniach reklamowych. Pierwszy emitowany spot pokazywał osoby z NSR (pracownika budowlanego, lekarkę i nauczyciela), które wezwane do wojska pomagały powodzianom. Później posługiwano się już narracją „NSR – przepustka do zawodowej służby wojskowej”.

Dużo bardziej efektywne okazało się wdrożenie bardzo podobnego modelu niezawodowej służby, jakim jest terytorialna służba wojskowa.

Klucze do sukcesu oprócz ogromnego politycznego wsparcia i akcji promocyjnych było stworzenie odrębnego rodzaju sił zbrojnych, z własną strukturą i wyraźnie odrębnymi zadaniami.

Terytorialną służbę wojskową obecnie uzupełniają inne formy służby niezawodowej. Jest to przede wszystkim dobrowolna zasadnicza służba wojskowa, trwająca minimum dwadzieścia siedem dni, a maksymalnie – rok. Oprócz niej istnieją dodatkowe formy szkolenia, w tym zwłaszcza oferowana osobom, studiującym na uczelniach cywilnych, Legia Akademicka.

Rezerwa aktywna i pasywna

Osoby, które odbywają jakąkolwiek formę służby lub szkolenia wojskowego, zasilić mogą jeden z dwóch rodzajów rezerw.

Jednym jest wprowadzana obecnie rezerwa aktywna, obejmująca tylko ochotników i polegająca na okresowej służbie – co najmniej dwa dni na kwartał i dodatkowo co najmniej 14 dni raz na trzy lata.

Rezerwa pasywna z kolei obejmuje osoby, które przewidziane są do powołania do służby w czasie wojny, i ćwiczenia wojskowe odbywają sporadycznie, choć mogą być im nadane przydziały mobilizacyjne – czyli po prostu wskazane etaty na czas wojny.

Obecnie pulę tę tworzą zarówno osoby, które wcześniej odbywały służbę wojskową i złożyły przysięgę, jak również osoby, które podczas kwalifikacji wojskowej uznano za zdatne do służby.

W razie powołania te osoby musiałyby zostać przeszkolone od podstaw i złożyć przysięgę wojskową.

Aby zakończyć ten długi wykład, należy jeszcze pamiętać, że obowiązek obrony może być spełniany w wojsku, ale też w innych formacjach (np. Policji), w instytucjach objętych militaryzacją (część administracji i przedsiębiorstw), od niedawna istnieje także znów obrona cywilna.

Na wzór piramidy

Ta cała układanka tworzy pewną piramidę. W razie wzrostu napięcia międzynarodowego można stopniowo uzupełniać siły żołnierzy zawodowych, sięgając po żołnierzy wojsk obrony terytorialnej oraz, w przyszłości, rezerwistów z rezerwy aktywnej.

Kolejnym poziomem jest mobilizacja, która objęłaby rezerwę pasywną. Wreszcie, w przypadku wzrostu zagrożenia, cały czas możliwe jest odwieszenie poboru. Ten krok nie wymaga nawet zgody parlamentu – wystarczy decyzja prezydenta RP na wniosek Rady Ministrów i pozwala wprowadzić przymusowe szkolenie wojskowe, a więc powiększać grono żołnierzy rezerwy o osoby przeszkolone.

I tu pojawia się jeden i najważniejszy zarzut wobec ujawnionego programu szkoleń wojskowych. Odbycie jakiejkolwiek formy służby wojskowej reguluje dwie rzeczy. Po pierwsze status formalny – osoba kończąca służbę złożyła przysięgę, ma nadany stopień wojskowy i wiadomo, w jakim zakresie została przeszkolona. Po drugie, szkolenie – czyli określona programowo wiedza i umiejętności na przykład w zakresie obsługi danego sprzętu czy uzbrojenia. To jest czasochłonne.

Samo strzelanie to za mało

Obecnie samo podstawowe szkolenie unitarne trwa 27 dni (lub 16 w WOT). Dla porównania, w przypadku armii brytyjskiej podstawowe szkolenie trwa trzynaście tygodni, w armii amerykańskiej szkolenie w specjalności żołnierza piechoty zajmuje dwadzieścia dwa tygodnie.

Wynika to z tego, że sama na przykład nauka strzelania, jeśli ma być efektywna, musi obejmować szereg zagadnień. Budowa broni, zasady bezpieczeństwa, same strzelania o rosnącym stopniu trudności, usuwanie zacięć – to wszystko wymaga czasu oraz infrastruktury (w tym strzelnic).

Ponadto nauka strzelania nie służy samemu strzelaniu. To powinien być element umiejętności składający się na szerszą wiedzę, wbudowany w taktyki, techniki i procedury działania na polu walki. To samo dotyczy każdego innego elementu szkolenia.

Umiejętności, jakie są przekazywane podczas szkolenia, to nie tylko samo strzelanie czy poruszanie się z bronią. To także przygotowanie osób do funkcjonowania w hierarchicznej strukturze, która jest przeznaczona do udziału w konflikcie zbrojnym. A więc gdzie interes państwa i wojska jest nadrzędny wobec bezpieczeństwa i komfortu osób pełniących służbę.

Musztra i dyscyplina

Temu służy zarówno dyscyplina formalna (w tym nauka musztry oraz regulacje wyglądu zewnętrznego) oraz określone rytuały – jak uroczyste wręczenie broni czy przysięga wojskowa.

To zapewniają już istniejące formy szkolenia wojskowego, czy to terytorialna służba wojskowa, Legia Akademicka czy dobrowolna zasadnicza służba wojskowa.

W ramach tej ostatnie organizowane były zresztą specjalne wakacyjne edycje pod nazwą „Wakacje z wojskiem”. Trudno więc ocenić czym ma być proponowane szkolenie miesięczne. Być może po prostu będzie to inaczej nazwane szkolenie podstawowe.

Wątpliwości co do szkolenia przez trzy dni

Dużo więcej wątpliwości wzbudzają propozycje szkoleń trwających jeden czy trzy dni. I znów – od 2022 roku takowe są oferowane pod hasłem „Trenuj z wojskiem” i są to właśnie jednodniowe zajęcia.

Jednodniowe szkolenie, mimo obietnic zawartych na oficjalnych stronach, takich jak „nauczymy każdego posługiwać się bronią” i innych (np. zakładanie maski przeciwgazowej czy podstawy przetrwania) trudno ocenić inaczej niż działania promocyjne, które pozwolą osobom niemającym styczności z armią, nieco o wojsku się dowiedzieć i potencjalnie mogą przełożyć się na decyzję o podjęciu służby.

Trudno także ocenić pozytywnie proponowany dobór tematów zajęć. O ile jeszcze tematy takie jak pierwsza pomoc czy survival można próbować „uratować”, kompensując najbardziej podstawową i potencjalnie najbardziej przydatną osobom cywilnym wiedzę, to już nauka strzelania jest wątpliwa.

Choćby dlatego, że nawet po nauczeniu podstaw i wykonaniu jednego prostego strzelania, nie ma pewności, że komuś ta wiedza się przyda, bo aby z niej skorzystać, trzeba mieć broń. A to oznacza albo wstąpienie do formacji uzbrojonej (która szkoli strzelecko i tak) albo uzyskanie pozwolenia na broń (co wiąże się ze zdaniem w jakieś formie egzaminu sprawdzającego umiejętność posługiwania się bronią i tak).

Dlaczego nie ma obsługi dronów?

Jeszcze mniej zrozumiałe jest oferowanie szkoleń z walki wręcz. Być może zamysłem twórców tej koncepcji była forma przyciągnięcia osób zainteresowanych na przykład sportami walki – co budzi kolejne pytania.

Na przykład, dlaczego nie znalazł się w tym pakiecie temat związany z dronami?

Tym bardziej że, o ile ciosem karate czołgu nie da się zniszczyć, to dronem już tak. Ponadto, wysiłki promocyjne kierowane do osób uprawiających jakąś formę aktywności są już prowadzone, wojsko wykorzystywało w tym celu i sporty walki czy biegi przełajowe.

Kolejne pojawiające się wypowiedzi, w tym Donalda Tuska, mówiące o rozważaniu dodatkowych zachęt np. odbycia kursu prawa jazdy kategorii C, robią wrażenie, że koncepcja sama jest w fazie koncepcyjnej.

Tym bardziej że już teraz oferuje się w ramach służby wojskowej nabycie niektórych uprawnień zawodowych, w tym prawa jazdy na samochody ciężarowe czy uprawnień operatora sprzętu inżynieryjnego.

Obciążanie armii szkoleniami problematyczne

Kolejnym poważnym problemem jest to, że obciążenie armii kolejnymi rodzajami szkoleń może okazać się problematyczne. Zasoby takie jak infrastruktura czy kadra instruktorska są ograniczone.

Obecnie w armii zadanie szkolenia podstawowego w ramach dobrowolnej zasadniczej służby wojskowej powierzane jest praktycznie każdej jednostce wojskowej – czy to jest dywizjon hydrograficzny, brygada logistyczna, batalion powietrznodesantowy czy baza lotnicza.

Nie ma wyspecjalizowanych ośrodków (jednostek) przeznaczonych tylko do prowadzenia szkolenia unitarnego czy najprostszych specjalności (np. żołnierzy piechoty).

Co zamiast masowego szkolenia?

Z uwagi na sytuację międzynarodową, wyczerpujący się stopniowo zasób przeszkolonych już rezerwistów oraz konieczność odbudowy obrony cywilnej, niewątpliwie sama idea powszechnego, dostępnego szkolenia jest cenna.

Problemem zasadniczym jest konieczność zdefiniowania jej na nowo, wskazania obszarów, gdzie będzie potrzebne powszechne szkolenie i określenie efektów tego szkolenia.

Dotyczy to zarówno wojska, jak i pozostałych sektorów, w tym wspomnianej już obrony cywilnej. Może się okazać, że zamiast masowego szkolenia w zakresie walki wręcz cenniejsze będzie szkolenie mniej masowe i dłuższe, ale na przykład dotyczące ewakuacji ludności, ratownictwa, opieki medycznej czy inne cenne dla obrony cywilnej.

Można je wpisać w już przyjęte przepisy ustawy o ochronie ludności i obronie cywilnej, ponadto można wykorzystać wspomniane w tej ustawie podmioty (w tym organizacje pozarządowe).

Podobnie można i należy postąpić w przypadku sił zbrojnych.

Oferta powinna być szeroka, ale jednocześnie pozwolić na wykorzystanie osób z różnym potencjałem.

O ile w razie wzrostu zagrożenia można będzie po prostu odwiesić pobór i szybko szkolić żołnierzy piechoty czy oddziałów wartowniczych, to już na przykład osób znających język rosyjski nie da się szybko wyszkolić. A te kwalifikacje mogą być w razie wojny z Rosją na wagę złota.

Jak budować rezerwy

Należy więc dążyć do budowy rezerw, przede wszystkim mając na uwadze jakość kadr, kwalifikacje i zachęty do związania się z armią (także w rezerwie). Częściowo można to osiągnąć, na przykład wobec osób uczęszczających na cywilne uczelnie, wykorzystując już istniejące ramy prawne, wystarczy tylko przeorientować program Legii Akademickiej.

W przypadku innych grup osób można myśleć o bardziej precyzyjnym adresowaniu działań rekrutacyjnych. Silniej niż do tej pory wiążąc posiadane już uprawnienia, lub przynajmniej udokumentowane predyspozycje, z proponowaną forma szkolenia i sposobem zagospodarowania danej osoby przez armię.

Przykładowo, na polu walki, na którym ważne są drony i systemy walki elektronicznej, należy szczególną uwagę zwracać na osoby pobierające naukę w szkołach technicznych (w tym ponadpodstawowych) tak, aby później proponować im adekwatną do woli i kwalifikacji drogę służby, niekoniecznie zawodowej.

To oczywiście wymaga wysiłku związanego z wyszukiwaniem i zarządzaniem talentami – większego niż masowe i jednodniowe szkolenia.

;
Na zdjęciu Michał Piekarski
Michał Piekarski

Adiunkt w Instytucie Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Wrocławskiego, zajmuje się problematyką bezpieczeństwa narodowego, w szczególności zagrożeń hybrydowych, militarnych oraz kultury strategicznej Polski. Autor książki "Ewolucja Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej w latach 1990-2010 w kontekście kultury strategicznej Polski" (2022), stały współpracownik magazynu „Frag Out” członek Polskiego Towarzystwa Bezpieczeństwa Narodowego

Komentarze