"Żadna partia polityczna nie traktowała poważnie naszych postulatów" - mówią organizatorki niedzielnej Manify. PIS wytoczył kobietom otwartą wojnę, ale problemy, z którymi się borykają, to zaniechania wszystkich poprzednich rządów: przyzwolenie na przemoc, niepłacenie alimentów, nieodpłatną pracę, brak wsparcia socjalnego.
W tym roku wiele grup organizujących Manify w różnych miastach (m.in. w Poznaniu, Wrocławiu, Lublinie, Bydgoszczy, Łodzi, Warszawie) połączyło wysiłki i przygotowuje demonstracje pod wspólnym hasłem „Przeciw przemocy władzy”. "Protestujemy przeciwko wszelkiej przemocy – instytucjonalnej, systemowej, ekonomicznej, fizycznej, seksualnej, psychicznej, symbolicznej, przeciwko zaniechaniom i bierności tam, gdzie potrzeba pomocy i wsparcia" - piszą organizatorki.
Głównym tematem XVIII warszawskiej Manify będzie wyzysk reprodukcyjny. "Polska pod rządami PiS to państwo, które zmusza do rodzenia, ale nie wspiera kobiet kiedy chcą mieć dzieci". Manifa upomina się także o prawa samotnych matek, migrantek, uchodźczyń, pielęgniarek, seniorek, lesbijek, osób transpłciowych.
Państwo PiS - mówią organizatorki Manify - ogranicza dostęp do aborcji, antykoncepcji i edukacji seksualnej. Zmienia standardy opieki okołoporodowej, tnie refundację in vitro i utrudnia zakładanie rodzin parom jednopłciowym.
Natalia Broniarczyk, organizatorka Manify, członkini Porozumienia Kobiet 8 Marca: “Czujemy się zaniechane. W Polsce od dawna nic nie idzie ku lepszemu. Żadna partia polityczna nie traktowała poważnie postulatów kobiet. Uważamy, że warto wrócić do tematu wyzysku, bo obecnie rządząca partia kumuluje wszystkie formy przemocy i przypomina nam o nich na nowo.
Żeby osoby w Polsce chciały zakładać rodziny należy najpierw zadbać o rzeczy podstawowe: pracę, zabezpieczenia socjalne, miejsca w przedszkolach i żłobkach oraz możliwość wyboru. Mamy prawo decydować o sobie, dlatego domagamy się między innymi legalnej aborcji i finansowania in vitro.”
OKO.press czyta manifest XVIII warszawskiej Manify i punkt po punkcie analizuje postulaty kobiet.
Ustawa o planowaniu rodziny z 1993 roku dopuszcza możliwość przerywania ciąży jedynie w trzech konkretnych przypadkach. Takie obostrzenia powodują, że legalnych aborcji przeprowadza się niewiele. Według danych Ministerstwa Zdrowia w 2015 roku – 1040.
Krzykliwie na tym tle wygląda badanie CBOS przeprowadzone w 2013 roku na dużej próbie 3,5 tysiąca kobiet.
Liczbę kobiet przyznających się do zabiegu aborcji oszacowano na podstawie tych badań na 4,13 mln – 5,78 mln. To oznacza, że 25 - 35 proc. Polek przerwało ciążę. Większość nielegalnie. Legalne aborcje to absolutny margines zjawiska.
W tej sytuacji kryterium dostępu do aborcji jest ekonomiczne. Szacunkowy koszt "podziemnej" aborcji wynosi bowiem 4 tys. zł.
Prawo dopuszcza możliwość przerwania ciąży, która jest wynikiem gwałtu. Jednak przemoc seksualna w Polsce to zjawisko wciąż ukryte - oficjalne statystyki policyjne nie odzwierciedlają skali. Według Komendy Głównej Policji w 2014 roku wszczęto 2444 postępowań w sprawach dotyczących zgwałcenia, stwierdzono 1329 przestępstwa, wykryto – 1060.
Raport "Przełamać Tabu" fundacji STER z 2016 roku pokazuje coś zupełnie innego. Przemoc seksualna jest powszechna i dotyka 87 proc. Polek.
Aż 23 proc. kobiet doświadczyło próby gwałtu, a 22 proc. gwałtu.
Restrykcyjne prawo nigdy nie było sojusznikiem kobiet, świadomego rodzicielstwa, nie prowadzi do zmniejszenia liczby aborcji. W maju 2016 r. prestiżowy brytyjski tygodnik medyczny „The Lancet” przeanalizował zjawisko aborcji na świecie.
W badaniach nie zauważono silnego związku pomiędzy restrykcyjnym prawem aborcyjnym a liczbą aborcji.
W krajach, gdzie aborcja jest zakazana lub dozwolona tylko, gdy zagrożone jest życie matki, dokonuje się 37 aborcji na 1000 kobiet. W krajach, gdzie aborcja jest dozwolona na życzenie dokonuje się mniej aborcji - 34 zabiegi na 1000 kobiet.
Co więc służy kobietom? Antykoncepcja i edukacja seksualna, do której sukcesywnie ogranicza się dostęp.
Kobiety przymusza się do rodzenia, a jednocześnie odbiera możliwość zakładania rodzin, tym którzy chcą się na to zdecydować. OKO.press przypomina kilka decyzji.
Zmiana standardów okołoporodowych. Wprowadzenie standardów opieki okołoporodowej rozporządzeniem Ministra Zdrowia z 20 września 2012 r., było efektem wielu lat starań o godne rodzenie. Standardy opisywały szczegółowo prawa kobiet do porodu, w którym mają maksimum swobody i traktowane są podmiotowo. Ingerencje medyczne i rutynowe zabiegi (lewatywa, golenie włosów łonowych, nacinanie krocza) miały być ograniczone do minimum i dokonywane za zgodą kobiety.
W grudniu 2016 roku ministerstwo zdrowia obecne standardy postanowiło sprowadzić do zestawu luźnych rekomendacji "organizacyjnych".
W czerwcu 2016 roku, rząd PiS przerwał finansowanie z budżetu programu in vitro „Leczenie Niepłodności Metodą Zapłodnienia Pozaustrojowego”. Problem niepłodności w Polsce nie jest marginalny - dotyka aż 15 proc. par.
Refundacja in-vitro wyrównywała szanse w dostępie do kosztownej procedury medycznej - uśredniając cenniki różnych klinik zajmujących się leczeniem niepłodności, przyjmuje się, że koszt in vitro w Polsce to ok. 8 - 12 tys. zł.
Pary jednopłciowe w Polsce wciąż nie mają możliwości prawnego uregulowania swoich związków. Ich rodziny nie mają należytej ochrony prawnej. Jak wynika z raportu z badań w PAN w 2014 roku w ramach projektu "Rodziny z wyboru",
w stałych związkach homoseksualnych żyje w Polsce około miliona osób, a 9 proc. z tych par wychowuje dzieci. To oznacza, że ponad 50 tysięcy dzieci w Polsce jest wychowywanych przez rodziców tej samej płci, głównie kobiety.
Z danych Krajowego Rejestru Długów (styczeń 2017 roku) wynika, że milion dzieci w Polsce nie otrzymuje alimentów. To niemal co dziesiąta osoba do 25. roku życia.
Zadłużenie rodziców wobec dzieci przekracza 10 mld zł, a 96 proc. niepłacących rodziców to ojcowie.
Problem dotyka głównie kobiet, na które spada obowiązek utrzymania rodziny. Podjęcie pracy zarobkowej wiąże się najczęściej z utratą możliwości ubiegania się o świadczenia, których progi w Polsce są skandalicznie niskie.
Kobieta z jednym dzieckiem zarabiająca nawet tylko minimalne wynagrodzenie (2000 zł miesięcznie) nie ma szans uzyskać z Funduszu Alimentacyjnego ani grosza (próg wynosi 725 zł dochodu na głowę w rodzinie). W dodatku nie kwalifikuje się także na 500 plus (tu próg z jednym dzieckiem wynosi 800 zł na głowę w rodzinie). Nie otrzyma też pieniędzy z innych świadczeń wychowawczych i rodzinnych.
W 2010 r. jedynie 2 proc. dzieci w wieku do trzech lat było objętych różnymi formami opieki instytucjonalnej. Od wejścia w życie ustawy o opiece nad dziećmi do 3 lat w 2011 roku liczba miejsc w żłobkach i przedszkolach wzrasta ale nadal jest bardzo mało jak na standardy europejskie.
Według obliczeń Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej na opiekę żłobkową może liczyć obecnie co 11. dziecko – łącznie 9,2 proc. maluchów do trzeciego roku życia. Tymczasem Komisja Europejska zaleca, aby zapewnić żłobek przynajmniej co trzeciemu maluchowi. Są kraje w Europie, gdzie ten wskaźnik jest nawet wyższy. W Danii z opieki instytucjonalnej korzysta 74 proc. dzieci do trzeciego roku życia.
Tymczasem w Polsce w wielu gminach takiej opieki nad najmłodszymi dziećmi nie ma wcale. Na koniec 2015 r. żłobki funkcjonowały w zaledwie 26 proc. gmin.
Do czego prowadzi taka sytuacja? Organizatorki manify odpowiadają:
"Zmusza to nas do rezygnacji z pracy zarobkowej i tym samym z prawa do opieki socjalnej (np. emerytury); do pracy na dwa etaty – w pracy i w domu, a nasze matki na emeryturze do nieodpłatnej opieki nad naszymi dziećmi"
Organizatorki Manify zwracają szczególną uwagę na systemowy brak wsparcia dla migrantek i uchodźczyń w Polsce. W 2016 roku MSWiA nie wydało ani grosza z funduszy europejskich przeznaczonych na pomoc cudzoziemcom. Polska nie stworzyła programów integracyjnych i nie przyjęła żadnej osoby w ramach europejskiego programu relokacji uchodźców. Od miesięcy wbrew prawu na granicy białoruskiej polska straż graniczna odmawia uchodźcom ze wschodu dostępu do procedury azylowej.
To nie wszystko. Największym problemem - według organizatorek manify - jest przyzwolenie na rasizm i homofobię. Raport Centrum Badań nad Uprzedzeniami i Fundacji Batorego z 2017 roku badający zjawisko mowy nienawiści jest jednoznaczny. Nasz język brunatnieje, a akceptacja na ksenofobiczny hejt rośnie. Szczególnie w kierunku osób innej narodowości czy pochodzenia etnicznego.
Ponad połowa młodych Polaków przyznaje się do używania mowy nienawiści wobec Romów, imigrantów i muzułmanów.
Badania fundacji STER obnażyły "szarą strefę" przemocy, która nie jest zgłaszana organom ścigania i pokazały jej skalę.
W większości wypadków sprawcą była osoba bliska: obecny (22 proc.) lub były partner (63 proc.), a do zdarzenia doszło w mieszkaniu (55 proc.).
Przyzwolenie na przemoc pokazują badania z października 2016 roku o przemocy ze względu na płeć w krajach Unii Europejskiej.
Aż 27 proc. Polaków uważa, że przemoc wobec kobiet może być prowokowana przez ofiarę, a 30 proc. uważa, że są przypadki, w których gwałt może być usprawiedliwiony.
Kiedy słyszymy hasło "nierówności", najczęściej myślimy o nierówności płac. Jednak organizatorki manify zwracają uwagę na doświadczenia nisko płatnych, mało prestiżowych zawodów, które wykonują kobiety. W 2016 roku w walce o godną płacę od łóżek po raz kolejny odeszły pielęgniarki, tym razem dotyczyło to pracownic z Centrum Zdrowia Dziecka. Najnowsze dostępne dane GUS mówią, że w 2012 roku średnia w Polsce wynosiła 3309 zł brutto i aż 80 proc. pielęgniarek zarabiało mniej niż 3900 zł brutto.
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.
Komentarze