Widać zmianę – ludzie chcą słuchać, biorą ulotki. Zwolennicy PiS nie są już tak agresywni, jak byli jeszcze rok temu, gdy w Tczewie gościła Obywatelska Kontrola Wyborów. Tczew jest dziś obwieszony i obstawiony banerami nie tylko PiS. A debata w TV pokazała siłę naszych kandydatek
"Dziś Lewica jest przyjmowana dobrze, również przed wyborców innych opcji. Ludzie rozumieją, jak ważne jest, kto będzie w tych wyborach trzecią siłą” – mówi Iwona Ochocka.
Ostatnia na liście Lewicy w okręgu 25 (Pomorze) była liderką protestów kobiet w 2020 roku w Tczewie. Nauczycielka i dyrektorka prywatnej szkoły jest członkinią Nowej Lewicy, dokąd przyszła z “Wiosny”. Po protestach kobiet oberwała od władzy PiS – ona i jej mąż.
On stracił pracę w państwowym Lotosie. Ona miała postępowanie dyscyplinarne przed kuratorium oświaty – za „uchybienie godności zawodu”, walcząc o prawa kobiet. Oraz za nawoływanie do znęcania się nad zwierzętami (chodziło o hasło protestujących “Kaczor do wora, wór do jeziora”).
Państwo PiS brało je na celownik i zniechęcało do aktywności publicznej. A one teraz wchodzą do “wielkiej polityki”.
“Permanentny stres, wywołany nieustającą nagonką ze strony aparatczyków PiS wpłynął na pogorszenie mojego stanu zdrowia. Mąż nadal nie może znaleźć zatrudnienia w firmach państwowych, mimo że spełnia merytoryczne kryteria naboru. Ale naciski się skończyły, bo w czerwcu 2021 roku zapadł wyrok oczyszczający mnie ze wszystkich zarzutów” – mówi teraz Iwona Ochocka. “A teraz kandyduję do Sejmu. Nie jest to moja pierwsza kampania. Startowałam już 2019 roku i choć nie miałam wielkiej kampanii, zrobiłam dobry wynik”.
Agnieszka Jędrzejczyk, OKO.press: Jak tczewska liderka Ogólnopolskiego Strajku Kobiet trafiła teraz na listę do Sejmu?
Iwona Ochocka: Z polityką partyjną związałam się, kiedy Robert Biedroń ogłosił swój projekt – “Wiosnę”. Pozytywny projekt, proeuropejski, budujący świeży lewicowy wizerunek. Zaangażowałam się w to z przekonaniem, najpierw w Tczewie, a potem na Pomorzu.
Tu, w okręgu gdańskim, istotną częścią Nowej Lewicy jest młoda, progresywna ekipa dawnej Wiosny. Czas po połączeniu był trudny, trzeba było wzajemnie zdobywać zaufanie. Nasza działalność sprawiła, że odbudowują się struktury i odzywają się zaangażowani kiedyś fajni działacze dawnego SLD, którzy zniechęcili się współpracą z osobami skłonnymi do “baronowania”. Dziś w kampanii mam więcej chętnych do wieszania moich banerów niż samych banerów.
Tczew jest dziś obwieszony i obstawiony banerami. Do niedawna wisiało tylko PiS. Na szczęście to się zmieniło, uaktywniły się inne komitety. I mimo że Tczew to prawicowe miasto – PiS, PO i Konfederacji, to widzę, że moja nieustająca aktywność w obronie praw kobiet, mniejszości, demokracji i praworządności przynosi też pozytywne efekty dla Lewicy.
Czyli na listę wyborczą weszłaś z marszu?
Nie. Proces decyzyjny i negocjacje trwały kilka tygodni. Zwłaszcza w kontekście okoliczności usunięcia z pomorskiej listy posłanki Beaty Maciejewskiej, której asystentką społeczną i dyrektorką biura regionalnego w Tczewie byłam. Gdyby dziś na „jedynce” był ktoś inny niż Katarzyna Kotula lub inna posłanka, której działalność cenię, bez żalu zrezygnowałabym ze startu w tych wyborach. Kasi zależało na mnie, bo wiedziała, jak się angażuję, jak pracuję i co jest dla mnie najważniejsze. Ona też jest aktywistką, “ulicznicą”, podobnie jak ja. Jesteśmy “wiedźmami z ulicy”.
Kobietami, które wiedzą.
Tak.
Miałam jednak swoje warunki: żeby nie było na liście osób, które w mojej ocenie działały na szkodę Lewicy. Żeby byli nasi młodzi Wiosenni aktywiści – bo oni niosą pozytywną zmianę. No i tylko ostanie miejsce wchodziło w grę, jeśli nie mogło być pierwsze.
Ja mam co robić w życiu, dlatego nie mandat jest dla mnie najważniejszy. Priorytetem było, jest i będzie odsunięcie PiS od władzy oraz świeckie państwo. Bo bez tego nie obronimy praw kobiet, mniejszości, obecności Polski w Unii Europejskiej. Niezwykle ważne jest dla mnie uznanie ze strony osób, które widzą i doceniają moje zaangażowanie.
Na przykład to, że jestem Obywatelską#1, czyli zostałam wskazana oddolnie przez aktywistki i aktywistów z całej Polski jako osoba godna zaufania, zaangażowana w walkę o praworządność, demokrację i wolne media.
W każdym okręgu wyborczym jest maksymalnie jedna taka osoba. To dla mnie wielki zaszczyt i motywacja do dalszej walki. Zwłaszcza że „jedynkami” na listach wyborczych są polityczki i politycy, o których kampanię i wyniki dbają partie. Projekt Obywatelskie#1 wzmacnia nasze kandydatury i pokazuje, że każda i każdy znajdzie w swoim okręgu osobę, której może zaufać, bo się sprawdziła w realu, jest mocna w działaniach, a nie tylko deklaracjach.
Nawet jeśli teraz nie zdobędę mandatu, a PiS straci władzę, to i tak uznam swoją aktywność za sukces. No i prawdopodobnie będę startowała w wyborach samorządowych.
A na ile mandatów liczycie w okręgu 25?
Na pewno na jeden. Arytmetyka wyborcza jest bardzo skomplikowana, bo między poszczególnymi wynikami istnieje sieć powiązań i zależności. Ale jeśli Lewica zdobędzie 14 proc. w całej Polsce, a lista zrobi określony wynik, to w naszym okręgu jest szansa na dwa mandaty. Wierzę, że ciężka praca całej Lewicy zostanie doceniona, szczególnie przez Polki i osoby, dla których lewicowe postulaty są ważne.
Liczy się aktywność każdej osoby na liście. Ja tym razem mocno pracuję na siebie, ale mój dobry wynik będzie korzystny również dla naszej „jedynki”. Dlatego całe dnie spędzam w terenie.
Jak to wygląda?
Wstajemy z mężem rano, robimy plan. Patrzymy na wydarzenia organizowane przez regionalny komitet wyborczy i na wydarzenia lokalne. I w drogę. Jestem obecna na debatach dotyczących tematów, które są dla mnie ważne – na przykład Fundacji "Widzialne”, o których OKO.press pisało.
Jeżdżę po całym okręgu: Dzierzgoń, Sztum, Skórcz, Zblewo, Morzeszczyn. Plakatujemy, rozdaję ulotki, rozmawiam z ludźmi. Nie mam dostępu do mediów mainstreamowych, więc mocno wykorzystuję social media. No i codziennie jestem blisko ludzi. Wszystko finansuję z prywatnych pieniędzy, wpłacanych na konto komitetu wyborczego, bo wszystko musi być zgodnie z prawem. Otrzymałam niewielkie darowizny od osób wspierających moją aktywność, za co jestem bardzo wdzięczna, bo to budujące emocjonalnie.
A wyborcy co na to?
Widać zmianę – ludzie chcą słuchać, biorą ulotki. Zwolennicy PiS nie są już tak agresywni, jak byli jeszcze rok temu, gdy w Tczewie gościła Obywatelska Kontrola Wyborów. Wówczas bardzo wielu seniorów reagowało wyzwiskami na samo słowo „konstytucja”. Dziś Lewica jest przyjmowana dobrze, również przed wyborców innych opcji.
Ludzie rozumieją, jak ważne jest, kto będzie w tych wyborach trzecią siłą. I że Lewica daje gwarancję stworzenia bezpiecznej dla Polski i Polek demokratycznej koalicji.
Pytają, co jest dla mnie ważne. Odpowiadam, że Polska w Unii, wolność od faszyzmu.
Z tymi, którzy mają podobne priorytety, jest mi po drodze. Nie muszą być z Lewicy – ale to oczywiście wyklucza jakiekolwiek układy z Konfederacją. Nie ma mowy.
Ludzie rozumieją, że liczy się, kto będzie trzeci i czwarty.
A co mówią ci, którzy nie chcą głosować?
Że to nic nie zmieni. Tak mówią młodzi. A starsi – że może zmienić, ale oni nie chcą już więcej zmian. W Starogardzie podczas plakatowania spotkałam pana, który przedstawił się jako wyborca PiS. Powiedział, że tak się nimi rozczarował, że już więcej głosować nie będzie.
Czy coś się zmieniło po marszu 1 października? Co Wam dała debata w TVP?
W stosunku do marszu 4 czerwca jest duża różnica. Wtedy KO bardzo chciała sukces frekwencyjny przypisać sobie, a teraz już nie. I nikt nie pytał ludzi z flagami Lewicy, co tu na marszu robią. To bardzo ważna zmiana – takie otwarcie na współpracę.
Wczoraj, 9 października, w telewizji były dwie debaty: w TVP i w Polsacie.
Trzymałyśmy kciuki za Joannę Scheuring-Wielgus i Katarzynę Kotulę.
Obie pokazały, że Lewica ma bardzo dobry program dla kobiet i ich rodzin. Wypadły w tych debatach fantastycznie – opanowane, merytoryczne, profesjonalne.
I myślę, że to dlatego Lewica odnotowuje tak wyraźny wzrost poparcia: dzięki codziennej, rzetelnej pracy naszych posłanek i znakomitej, aktywnej kampanii osób kandydujących, które od lat działają u podstaw, naprawdę blisko ludzkich spraw i problemów.
Przy tym zmienia się narracja samej KO i Platformy. Przez to ludzie już rozumieją, że znaczenie ma nie tylko to, kto wygra wybory, ale też to, kto będzie trzeci i czwarty. I widać wyraźnie odpływ poparcia dla Konfederacji.
No i dla mnie – powtórzę, bo to ważne – to oczywiste, że o żadnej współpracy z Konfederacją być nie może, zwłaszcza ze względu na radykalne różnice światopoglądowe.
Współpracować potrafię, z natury jestem koncyliacyjna, nastawiona na cel i budowanie relacji. To niesie ze sobą również doświadczenie aktywizmu. Przewodniczę Lewicy w powiecie tczewskim, ale jestem też liderką Strajku Kobiet na Kociewiu. Współorganizowałam wraz z KOD Pomorze akcję informacyjną na temat projektu Obywatelska Kontrola Wyborów. Zaprosiłam też do Tczewa wspaniałą Bożenę Przyłuską, szefową Kongresu Świeckości, z jej projektem Same Plusy. A Obywatelom RP pomagałam zorganizować u nas Przystanek Tour de Konstytucja.
Strajk Kobiet jeszcze istnieje?
Istnieje i ma się naprawdę dobrze. W Tczewie choćby w ten sposób, że ludzie mnie tu rozpoznają, chcą się przytulić, a obce osoby proszą o banery i zgłaszają do pomocy w kampanii. Pamiętają, że prowadziłam największe od 30 lat protesty w Tczewie. Po wyroku Trybunału Julii Przyłębskiej niemal 5 tys. osób demonstrowało w 2020 roku pod hasłem “Wybaczcie utrudnienia, Tczew ma rząd do obalenia”. Za te właśnie „spaceru po wolność i prawa kobiet” spotkały mnie i mojego męża represje ze strony PiS.
Po protestach zostały nam relacje, sieciowanie, kontakty z organizacjami pozarządowymi, zaufanie społeczne. Realizujemy różne oddolne projekty, zwłaszcza na rzecz dziewcząt i kobiet. Nastąpiła też zmiana świadomości: teraz już zupełnie normalnie można rozmawiać o legalnej aborcji do 12. tygodnia ciąży, o likwidacji klauzuli sumienia lekarzy, o antykoncepcji awaryjnej, ubóstwie menstruacyjnym. Polityka zaczęła się toczyć wobec kobiecych spraw. Czas najwyższy, bo stanowimy ponad połowę polskiego społeczeństwa.
A teraz, w wyborach, parasolki i transparenty zamieniamy na długopisy.
Co daje aktywizm w parlamencie?
Aktywizm daje odwagę i wymusza respekt. Z aktywistkami, “ulicznicami” trzeba się liczyć. Bo potrafimy działać skutecznie, dotrzeć do większego grona ludzi i zrobić merytoryczną awanturę. A poza tym wiemy, że sukces nie przychodzi od razu, że warto na niego poczekać.
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Komentarze