0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Archiwum Dominiki KasprowiczArchiwum Dominiki Ka...

OKO.press rozmawia z uczestniczkami i liderkami protestów kobiet z 2020 r., które startują dziś do Sejmu. Dominika Kasprowicz, liderka protestów kobiet w Iławie, była jedną z bohaterek naszego raportu “Na celowniku” opisującego naciski państwa PiS na aktywne obywatelki i obywateli. Była też jedną z osób, które ujawniły nam tajemnicę wielkiej oddolnej pomocy dla Ukrainy:

„Gdybyśmy się wszyscy w tym aktywistycznym świecie wcześniej tak nie zsieciowali, nie zżyli, to ta pomoc [Ukrainie] oddolnie by tak nie wyglądała w całej Polsce”.

Dominika Kasprowicz miała kilka spraw za protesty. W pewnym momencie policja się na nią uwzięła – być może w związku z kolportowaną przez PiS legendą o tym, że kobiety w Iławie chciały zaatakować kościół (tę legendę powtarzał sam Jarosław Kaczyński). Tyle że żaden “atak” tam się nie wydarzył.

Przeczytaj także:

W pewnym momencie w czasie kolejnego protestu Kasprowicz postanowiły wesprzeć inne liderki protestu kobiet: Marta Lempart i posłanka lewicy Monika Falej. Policja nie tknęła Marty Lempart, ale zrobiła kolejną sprawę Kasprowicz i zaatakowała Falej. Kasprowicz dosyć szybko została przez sąd uniewinniona, ale sprawa posłanki Falej wlokła się miesiącami. Komenda Główna Policji złożyła wniosek o uchylenie immunitetu. Wyglądało na to, że Sejm to zrobi. PiSowi zabrakło jednak kilku głosów.

Dominika Kasprowicz startuje z Iławy, w okręgu 34. Na liście Nowej Lewicy jest 16.

Monika Falej wyszarpała mnie z rąk policjantów

Agnieszka Jędrzejczyk, OKO.press Jak trafiłaś na listę?

Dominika Kasprowicz: Dzięki Monice Falej. Wspólnie działałyśmy od początku w Ogólnopolski Strajku Kobiet. W 2020 roku pojechałam do Olsztyna wesprzeć grupę nowych dziewczyn (grupa z protestów w 2016 roku się tam rozsypała). Sprawdzić sprzęt, poradzić, przekazać informacje. I z tego ich protestu policja mnie brutalnie wyciągnęła, nawet zanim on się zaczął. Monika Falej dosłownie wyszarpała mnie wtedy z rąk policjantów.

Więc jak powiedziała, że tworzy listę i mnie tam chce, to się zgodziłam. Nie, że od razu – jestem w żałobie po bliskiej osobie i na urlopie aktywistycznym. Ale jej nie mogłam odmówić.

Jesteś szesnasta na liście.

To akurat dobre, bo ostatnie miejsce na liście. Nawet się tego nie spodziewałam. Myślałam, że po prostu wzmocnię listę ściągając głosy od tych, którzy nas wpierali.

Na ile mandatów w okręgu liczycie?

Na jeden – a i on jest zagrożony. Ale to jest właśnie ten okręg, w którym turystyka wyborcza może wiele zmienić, jeśli ludzie postawią na Lewicę. A powinni, bo ten mandat będzie się liczył, kiedy opozycja będzie tworzyć rząd.

W Iławie silna jest Konfederacja i prawica sprzęgnięta ze środowiskami kibolskimi, działacze narodowi, którzy mnie gnębili w czasie protestów kobiet. Oni liczą nawet na dwa mandaty – więc musimy się mobilizować.

A gdyby przyszli do ciebie przedstawiciele innych partii opozycyjnych?

Startować mogę tylko z Lewicy. Ale tu jest kilka osób z KO, które wspieram, bo je znam i za nie ręczę. I wiem, że mają serce po lewej stronie.

Ludzie kombinują strategicznie

Masz siły na kampanię?

W zasadzie tylko w Iławie. Na jeżdżenie po regionie nie mam siły. Iława jest ważna, bo mogę coś tu zmienić.

Co mówią ludzie?

Różnie. Ale dużo jest takich rozmów strategicznych: jak nie zmarnować głosu i jak sprawić, by on jak najwięcej znaczył. Czy lepiej na KO, czy jednak na Lewicę? Pytają o d’Hondta. Czy na jedynkę, czy na kogoś innego Jest trochę głosów przerażenia, czy jakakolwiek zmiana jest możliwa. Ale po marszu 1 października pojawił się optymizm. Lewica zaczęła rosnąc, a Konfederacji zaczęło spadać.

I afera wizowa mnóstwo zmieniła: ludziom się odnowił wkurw. I “Zielona granica” Agnieszki Holland dopomogła. Bo ten film zmienia ludzi.

Ludzie chodzą do kina?

W Iławie jeszcze filmu nie ma – pokażą go dopiero po wyborach. Ale był w lokalnym szmatławcu negatywny materiał o filmie. Kino jest miejskie i tłumaczy się, że umowami dystrybucyjnymi i “innymi zadaniami”. Ja tego nie kupuję, bo film jest w kinach w Sztumie i w Tczewie. W Malborku też. Więc turystyka filmowa kwitnie w tej naszej lewackiej bańce. Już większość film widziała.

Marsz 1 października poprawił nastroje

A ci, co nie chcą głosować?

Na spotkaniach i na plakatowaniu i ulotkowaniu są sami zdecydowani. Ale kiedy zbieraliśmy podpisy, to spotykaliśmy masę ludzi niezainteresowanych. Albo co chcieli pogadać, żeby się rozładować. Nie wierzyli, w głosowanie, uważali, że wybory zostaną sfałszowane, albo PiS i tak nie odda władzy. A jak opozycja wygra, to i tak się ludziom nic nie zmieni, bo po PiS latami trzeba będzie sprzątać.

Ale to – powtarzam – było przed marszem 1 października. Teraz ludzie się aktywizują. Mam więcej chętnych do plakatowania. Bo trzymałam je na koniec – aż się inni wyczerpią. Jest kilka słupów, jedni drugim zaklejają, więc lepiej zachomikować na ostatnią chwilę.

Pracujemy na nas wszystkie

A referendum?

Owszem, na samym początku ludzie mówili, że głosować nie będą, żeby nie ujawniać swojego stanowiska w referendum. Ale teraz to już wszyscy wiedzą, że karty do referendum się nie bierze i się to odnotowuje. I że nawet jeśli w ten sposób powstanie lista wrogów systemu, to nie ma się czego bać. “Przecież i tak na Facebooku widzą, co to ze mnie za sort”.

Zatem pracujesz na Monikę Falej?

Pracuję i na Monikę Falej, i na całą Lewicę, i na siebie, jednocześnie. Tu nie ma albo-albo. Będą kolejne wybory i ta robota się przyda.

Mam długi płot przy ul. Mickiewicza, nad jeziorem w centrum miasta, przy najlepszej trasie spacerowej. U mnie na płocie czerwono, bo wiszą banery kandydatek z okręgu. Wisi Monika, wisi Ola Żmijewska z Działdowa. Jest mój baner i mój z Moniką Falej. Mam jeszcze miejsce na dwa banery, więc jak dziewczyny z Ostródy się pospieszą, dowiozą, to też ich banery powieszę. W ogóle nie widzę w tym rywalizacji.

Płot przy domu, na którym wiszą czerwone banery kilku kandydatek Lewicy do Sejmu
Płot na domu Dominiki Kasprowicz. Fot. z jej archiwum

Wszystko, czego się nauczyłam w aktywizmie, tworzy ten sam kapitał, z którym do sejmu już weszła z list Lewicy Katarzyna Kotula.

Idę tą samą drogą.

Wiele dziewczyn nią przeszło i mnóstwo zrobiły. Stare struktury partyjne ich nie przemieliły. Mają takie zasoby, kompetencje i umiejętności, że wyrastają na liderki Lewicy.

Obywatelskie jedynki

Poza tym jestem “obywatelską jedynką”. Beata Molik z Protestu z Wykrzyknikiem, którą znałam z protestów edukacyjnych i z Wolnej Szkoły, zaproponowała mi to. W ten sposób dodatkowo wzmacniamy listy opozycyjne. Partie zadbają o swoje jedynki, a obywatele mogą w “obywatelskich jedynkach” rozpoznać kandydatki, które znają z działalności u siebie.

Ciekawe, jakie to będzie miało przełożenie. W Iławie może nie – ale to jest początek, takie przepoczwarzanie się ruchu: w masie poszliśmy do polityki.

Nowa Lewica po prostu Strajkiem Kobiet stoi. Ale i KO., a nasze dziewczyny są nawet u Hołowni.

Może się wydawać, że to tylko ta kampania. Ale my działamy siedem lat. Właśnie 3 października minęła rocznica pierwszego protestu w 2016 roku. Wojna w Ukrainie nas wypompowała z sił – ale zebrałyśmy się z podłogi. I poszłyśmy do Sejmu po władzę. A w wyborach samorządowych będzie dokładnie to samo.

To fantastyczna wizja

Mam za sobą trudny czas, kiedy strajk kobiet się w Iławie załamał. Tu jest tak: powiat jest w rękach PO, miasto jest opozycyjne. Ale jakoś ten PiS rządzi, nawet w kinie. Bo atmosfera jest taka, żeby się jasno nie deklarować.

Na mnie to się wprost odbiło: po protestach kobiet zostałam zupełnie sama. Zaszczuwana przez grupę skrajnych prawicowców. Ludzie uwierzyli im, że przesadzam, że jestem nadmiernie radykalna, że chciałam atakować kościół.

Opozycja jakoś mnie nie broniła, a ludzie pewnie myśleli "Coś w tym musi być, że jej ludzie jej nie bronią”.

Dziewczyny już się nie wycofają

Jako nauczycielka angielskiego wiesz, że po angielsku się mawia "Pionierkę można poznać po strzałach w plecach” (“You can spot a pioneer by the arrows in her back”).

To trafne, ale moje plecy są już zaleczone. Trochę się bałam, że znowu zacznie się hejt. Ale zdobyłam nowa umiejętność: nie czytam tego. A ludzie też już się nauczyli, że o hejcie się nie informuje, nie mówi "zobacz, co o tobie napisali”. Taka psychoedukacja aktywistyczna.

Powiem ci tak: dziewczyny, jak już raz wystartują, to niezależnie od wyniku, będą działać w polityce.

Teraz, w kampanii do sejmu, są może tylko trybikami pracującymi na całą listę. Ale w wyborach do samorządu – mogą już roznieść lokalne towarzystwo.

I będą wszędzie. Od rad osiedli po powiaty. Najmocniejsze z samorządów pójdą do Sejmu, Senatu i do Parlamentu Europejskiego.

;
Na zdjęciu Agnieszka Jędrzejczyk
Agnieszka Jędrzejczyk

Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)

Komentarze