„Udały się reformy, pani zdaniem?” – zapytał Annę Zalewską 3 stycznia 2020 dziennikarz Radia Wrocław. Była minister edukacji, dziś posłanka PiS w Parlamencie Europejskim, odpowiedziała z typowym dla siebie optymizmem.
[Dziennikarz: Udały się reformy, pani zdaniem?] "Nie tylko moim zdaniem, ale myślę, że już wszystkich".
fałsz. W sondażu OKO.press źle oceniło ją 51 proc. Polek i Polaków. Z ziemią zrównali ją też: NIK, eksperci edukacyjni, nauczycieli i sami uczniowie
Najwyraźniej z dystansu sukces reformy edukacji jest dla Anny Zalewskiej jeszcze większy, niż wieszczyła jako minister edukacji. A jak jest naprawdę?
Sondaż IPSOS dla OKO.press z września 2019 roku pokazał, że krytycznych wobec zmian w szkolnictwie jest 51 proc. Polek i Polaków, a w elektoracie opozycji słupki niezadowolenia skaczą do: 73 proc. Co ciekawe – nawet co dziesiąty wyborca PiS reformę ocenia źle. Na szkolną piątkę – bardzo dobrze, czyli tak jak życzy sobie tego minister Zalewska – reformę oceniło zaledwie 14 proc. badanych.
Suchej nitki na zmianach wprowadzonych przez minister Zalewską nie zostawiła też kontrola NIK prowadzona w szkołach w 2019 roku:
- w ponad 1/3 placówek oświatowych warunki pogorszyły się, a w ponad 50 proc. nie widać śladu obiecywanej „dobrej zmiany” (warunki ani się nie pogorszyły, ani nie poprawiły);
- podstawy programowe były pisane pospiesznie, a 80 proc. autorów nie było rekomendowanych przez żadną instytucję edukacyjną;
- szkoły wydłużyły prace – średnio do 11 godzin – co sprawiło, że dostępność zajęć pozalekcyjnych spadła o ponad połowę;
- zwiększył się też odsetek nauczycieli wędrujących, czyli takich, którzy uzupełniają etat w dwóch, trzech lub nawet czterech szkołach.
Do tego dochodzi bałagan przy rekrutacji podwójnego rocznika. Obraz gniewu i krytyki uzupełniają relacje ekspertów edukacyjnych, nauczycieli i uczniów, które w OKO.press śledzimy od września 2018 roku.
„Miałam rację, policzyłam”. Znów wszystko nie tak
Dalej minister przeprosiła rodziców, uczniów i uczennice, ale nie za fatalną reformę, tylko za zachowanie „totalnej opozycji, która niepotrzebnie rozgrzała emocje”.
„Kiedy te emocje opadły, to okazało się, że wszystko to, co powiedziałam, że wszystko jest zaplanowane i policzone, po prostu się wydarzyło. Ostatnie emocje były związane m.in. z podwójnym rocznikiem. Kiedy mówiłam, że jest dramatyczny niż demograficzny i wszystkie dzieci się zmieszczą, to okazało się prawdą.
Więcej młodzieży, niż w ubiegłych latach, dostało się do szkół pierwszego wyboru”
– kwituje Zalewska.
To piramidalna bzdura. Minister musi wiedzieć, że skoro do szkół ruszył podwójny rocznik, czyli 731 tys. uczniów zamiast 359 tys., to w pierwszym naborze naturalnie dostanie się więcej uczniów.
Problem jest gdzie indziej – w liczbie uczniów, którzy nie dostali się do wybranych szkół w pierwszym naborze, a na ogłoszenie wyników musieli w niepewności czekać do końca wakacji. A tych było rekordowo dużo – w największych miastach aż 19 tys. uczniów i uczennic. W Warszawie progi punktowe podskoczyły nawet o 43 punkty. Są też szkoły, w których klasy tworzą wyłącznie z laureaci olimpiad przedmiotowych.
Wyjątkowo nieuczciwe jest też chwalenie się tym, że miejsce znalazł każdy uczeń. Dlaczego?
Po pierwsze, nie do oszacowania jest liczba osób, które w obawie przed konkurencją zrezygnowały z wymarzonej szkoły. Po drugie: nie można też pokazywać, że ogólna liczba miejsc w szkołach w kraju była wystarczająca do przyjęcia podwójnego rocznika, nie uwzględniają różnic geograficznych oraz podziału na typy szkół.
Największy problem był w naborze do liceów oraz najlepszych techników, głównie – w dużych miastach.
To właśnie tam rok do roku w rekrutacji bierze udział nie tylko młodzież mieszkająca w mieście, ale też osoby z mniejszych miejscowości i wsi, które chcą uczyć się poza miejscem zamieszkania.
I wreszcie, fakt, że kryzys rekrutacyjny udało się opanować, jest jedynie zasługą samorządów i dyrektorów szkół, którzy wspólnymi siłami utworzyli dodatkowe oddziały, a na ostatniej prostej, by upchnąć uczniów w szkołach, dostawiali pojedyncze ławki i krzesła. A gdy samorządy szukały dodatkowych pieniędzy na uczniów, MEN zajmował się głównie dezinformacją.
Jak 15-latkowie przestali być gimnazjalistami
Według Anny Zalewskiej sukces reformy potwierdzają też wyniki badań PISA 2018 opublikowane w grudniu 2019 roku. Polscy uczniowie znaleźli się w nich w ścisłej czołówce krajów, gdzie młodzież ma najwyższe kompetencje matematyczne, przyrodnicze, a także interpretacyjne. Więcej pisaliśmy o tym tutaj:
Podobną narrację, o cudzie reformy, budowały już „Wiadomości TVP”, ale Anna Zalewska poszła krok dalej.
„Złośliwcy mówią, że to gimnazjaliści tak świetnie wypadli w badaniu i są w pierwszej trójce. Nie proszę państwa. To są badania 15-latków, nie gimnazjalistów”
– oznajmiła minister.
Jeśli ten jest złośliwcem, kto trzyma się faktów, to OKO.press czuje się wywołane do odpowiedzi.
15-latkowie przepytani przez PISA to właśnie uczniowie drugich i trzecich klas gimnazjów, których reforma dotknęła dopiero podczas rekrutacji do szkół średnich. Innymi słowy, całą edukację szli starym programem i systemem, czyli po sześciu klasach szkoły podstawowej ruszyli do gimnazjów.
W OKO.press pisaliśmy, że sukces polskich uczniów w PISA 2018, ma słodko-gorzki smak. Z jednej strony badania pokazały potencjał uczniów i nauczycieli, bardzo szybki skok kompetencji ze średniaków do pierwszej ligi, wzrost umiejętności cyfrowych, a także zmniejszenie odsetka uczniów z najsłabszymi wynikami.
Z drugiej strony, to ostatni rok, kiedy edukacja ogólna trwała dziewięć, a nie osiem lat, a uczniowie uczyli się według starych podstaw programowych.
„System 6 + 3 oznaczał 9 lat edukacji ogólnej, wspólnej dla wszystkich. Teraz wracamy do 8 lat, jak w PRL. Ciekawa jestem, czy w 2021 roku, gdy badane będą 15-latki po selekcji – ten do liceum, ta do technikum, ci do szkoły branżowej – uda się zachować wysoki poziom, czy też zniknie efekt wyrównywania szans i obniżymy loty.
Przed wprowadzeniem gimnazjów różnice między liceami a zawodówkami były ogromne, tak jakby fakt, że jesteś w »gorszej szkole« odbierał ci chęć do mierzenia się z niestandardowymi zadaniami i wiarę w siebie”
– mówiła OKO.press ekspertka edukacyjna Alicja Pacewicz.
_ Aż szkoda energii na komentowanie wypowiedzi i działań pani minister edukacji Anny Zalewskiej. Ta kobieta po prostu należy do gatunku ludzi niesensonormatywnych.
Dokładnie.
Zalewskiej się udało. Przez parę lat pobaluje w Brukseli za fajną kasę i jeszcze przejdzie do historii jako wybitna specjalistka od destrukcji.
Rozmowa z Zalewską to kompletna strata czasu , poziom intektualny tej pani sięga dna a kłamstwa to osiągają szczytów Himalajów.
Komentarz został usunięty ponieważ nie spełniał standardów społeczności.
Komentarz został usunięty ponieważ nie spełniał standardów społeczności.
Nie tylko Anna Zalewska. Jej zastępca, wiceminister Maciej Kopeć, wypowiedział się wczoraj na swoim profilu na fb dokładnie w tym samym duchu: Mamy lepszy wynik w PISA i to moja zasługa. Ani słowa komentarza, że badani byli przedostatni gimnazjaliści, którzy uszli przed reformą.
Perfidia ukryta w wypowiedziach Zalewskiej i Kopcia to nie tylko stawianie sobie pomników cudzym kosztem. Oboje milczą o tym, że jeszcze niedawno negowali badania PISA. Wskazywali, że trend wzrostowy w stosunku do Polski nic nie pokazuje… Że to wręcz manipulacja ekspertów OECD. Że system trzeba przebudowywać.
Tymczasem Maciej Kopeć od początku wiedział, że działania związane z reformą bardzo źle przysłużą się edukacji i dlatego przed walcem reformy uratował własną szkołę. To jedyny przypadek w Polsce.
W Szczecinie w gmachu przy ulicy Unisławy mieści się słynne XIII LO, od r. 1999 pracujące w zespole z równie znakomitym gimnazjum nr 16. Konkursowy nabór uczniów, świetna kadra, internat i stypendia dające szanse uczniom z mniej zamożnych domów. To działało bezbłędnie. W trakcie reformy dla tej szkoły nagięto przepisy. Pozostawiono przy życiu gimnazjum nr 16 z jego autorskimi programami, profilowanymi klasami, systemem naboru, z mundurkami – jako szkołę podstawową z klasami VII i VIII. Ogłoszenie tej decyzji przez MEN (29 maja 2017) było celowo opóźnione by związać ręce innym szkołom. A było wielu chętnych na taki ratunkowy tryb. Wszystkim odmówiono.
Skutki są dziś miażdżące – ocalone gimnazjum w Szczecinie bryluje we wszelkich konkursach, bo nie ma konkurencji. Widać to podczas konkursów przedmiotowych czy też podczas ogólnopolskich olimpiad, takich jak na przykład Olimpiada Matematyczna Juniorów…
https://niedlachaosuwszkole.pl/2019/12/27/xv-olimpiada-matematyczna-juniorow-statystyki-nie-klamia/
Jak zawsze fakty opinie i komentarze. Faktem jest, że cud-reforma jest autorstwa dwóch pań. O Minister Az można tylko powiedzieć, że jest bardzo dobrym urzędnikiem.
Zdumiewające jest tylko, że bohaterki aktualnie znajdują się w PE i tam właśnie nie zajmują się zagadnieniami edukacyjnymi.
Czyzby musiały odreagować psychicznie? Przecież minister Az doskonale wie jaki potencjał tkwi we współczesnej młodzieży i jak znamienita mogła być jej pomóc z optyki UE-jak zawsze brak konsekwentnej linii postępowania.
Komentarz został usunięty ponieważ nie spełniał standardów społeczności.
Szanowna wie o czym artykuł i nasze uwagi do niego? Zalewska to wstrętny człekopodobny twór, który swoją zawsze uśmiechnięta facjatą firmowała niszczenie edukacji w Polsce. Ona i jej mocodawcy nie mają pojęcia o współczesnym świecie, obowiązku ludzi dorosłych wobec dzieci i młodzieży. Gdzie te nowe pokolenia mają posiąść odpowiednią wiedzę jak poruszać się w otaczającej rzeczywistości. Moje Córki (8 i 11 lat) uczą się od 2017 roku w szkołach w Bonn więc wiem o czym piszę.
Żal mi polskich dzieci wrzuconych do kotłów szkół w Polsce.
A "nasza szkapa" ciągle szczerzy nowe porcelanki i rży, że ma rację.
Tej patologii już nic nie zmieni !
Nikt kto jest realistą i ma jako takie pojęcie o zarządzaniu nie brałby udziału w farsie jaką jest obecny i poprzedni rząd PiS-u.Ich krewni pewnie będą się za nich wstydzić do piątego pokolenia. Zalewska to wybitny typ, ale narcyza.
Komentarz został usunięty ponieważ nie spełniał standardów społeczności.
Mój komentarz nie dotyczy meritum tekstu, które jest bez zarzutu. Chciałbym zwrócić uwagę na warstwę językową artykułu, w którym autor -zapewne na polecenie swojego zwierzchnika – usiłuje forsować nowe obyczaje językowe w duchu neobolszewickiego feminizmu. Czytamy bowiem :"W sondażu OKO.press źle oceniło ją 51 proc. POLEK i POLAKÓW (podkr. moje)". Postproletariackie "elity", posługujące się słowem pisanym, usiłują przekierować na nowe tory – w rytm dyktatury macicy w bezmózgim, cielesnym obłogu – paradygmatyczne myslenie czytelników. Atoli, feministyczne bezmózgowie i głupota charakteryzują się tym, że są niekonsekwentne. Oto bowiem dalej, w tym samym tekście, znajdujemy taki oto passus: "badania pokazały potencjał uczniów i nauczycieli". Czy Anton Ambroziak toczy walkę wewnętrzną z własnymi przekonaniami? Czy tez może redaktor naczelny wykazał się brakiem spostrzegawczości, nie zmieniając – w feministycznym duchu – rzeczonego zdania na "badania pokazały potencjał uczennic, uczniów, nauczycielek i nauczycieli…" Skoro wybrało się ideologię tępej blondynki za ontologiczny wzorzec i jej absurdy w pakiecie, to trzeba być koherentnym…
Nie jestem wielbicielką komplikowania języka w imię poprawności politycznej – sama tego nie robię w swoich tekstach i czasami mnie nadgorliwość razi u innych.
Ale wytaczać takie działa? Po co ten przemądrzały ton, nasycenie kliku zdań tylu pseudonaukowymi zwrotami?
Do zwykłych ludzi Pan piszesz, na przykład do mnie.
W efekcie tego zacietrzewienia argumentacja szwankuje, bo czytelnik nie wie, czy faktycznie chodzi o neobolszewicki feminizm i desowietyzację języka, czy jedynie o dyktaturę macicy i ideologię tępej blondynki. Bo to dwie różne diagnozy. Według mnie obie na wyrost.
Komentarz został usunięty ponieważ nie spełniał standardów społeczności.
Komentarz został usunięty ponieważ nie spełniał standardów społeczności.