0:000:00

0:00

27 listopada, kilka dni przed rozpoczęciem COP24 (dwudziestej czwartej konferencji stron w ramach Ramowej Konwencji Narodów Zjednoczonych w Sprawie Zmian klimatu, UNFCCC) minister środowiska, Henryk Kowalczyk, ogłosił sponsorów szczytu klimatycznego. Wśród nich znalazły się firmy:

  • Jastrzębska Spółka Węglową (JSW) – największy producent koksu w Europie;
  • PGE – właściciel m.in. opalanej węglem brunatnym elektrowni w Bełchatowie, największego emitenta CO2 Europy;
  • Tauron – firma produkująca energię głównie z gazu i węgla ale starająca się sprawiać wrażenie jak najbardziej przyjaznej środowisku;
  • PGNiG – spółka zajmująca się wydobywaniem gazu i ropy naftowej.

Choć ta wiadomość oburzała i zaskoczyła wielu, nie jest to pierwszy raz, kiedy sponsorzy COP budzą takie wątpliwości.

"To tak jakby spotkanie dotyczące ograniczenia dostępu do broni w USA było opłacane przez Narodowe Stowarzyszenie Strzeleckie Ameryki, NRA. Albo jakby rozmowy o zdrowiu publicznym były finansowane przez przemysł tytoniowy" – komentuje działacz organizacji pozarządowej, która walczy z tym procederem. Ale o co w nim chodzi i po co właściwie wielkie firmy to robią?

Przeczytaj także:

Tradycja wątpliwego partnerstwa

Na szczytach klimatycznych truciciele są obecni od lat. Przykłady?

  • Podczas COP17 w 2011 roku, w Durbanie (RPA) sponsorem wielu wydarzeń, w tym ceremonii otwarcia, był Anglo American – międzynarodowy kopalniany gigant. Koncern współorganizował też wraz z południowoafrykańskim rządem popołudniowy koktajl dla uczestników COP.
  • W 2013 roku COP19 w Warszawie sponsorował LOTOS oraz PGE. Ponadto polska prezydencja współorganizowała wraz z World Coal Association (WCA, węglowa organizacja lobbingowa) Światowy Szczyt Węgla i Klimatu, na którym mowę wygłosiła ówczesna sekretarz generalna UNFCCC, Christiona Figures. Na oficjalnej stronie COP19 znajdowało się poparcie dla odwiertów na Arktyce, w które zaangażowany był m.in. LOTOS.
  • Przełomowy COP21 w 2015, który zakończył się porozumiem paryskim, sponsorowany był m.in. przez koncerny energetyczne Engie i EDF, oraz Air France i Renault.
  • Rok później, COP22 w Marrakeszu sponsorem również był m.in. koncern Engie.
  • Ubiegłoroczny COP24, organizowany wspólnie przez Niemcy i Fidżi, sponsorowany był m.in. przez Deutsche Bank, który inwestuje w paliwa kopalne i przez BMW Group. Fidżi, które potrzebowało finansowego wsparcia do przeprowadzenia wydarzenia, otworzyło specjalny fundusz dla sponsorów, do którego dorzuciły się korporacje zajmujące się paliwami kopalnymi, Fiji Airlines oraz rozwinięte państwa jak Stany Zjednoczone (które wycofały się z Porozumień Paryskich). (źródło; źródło)

Co zyskują brudni sponsorzy?

W zasadzie od początku istnienia UNFCCC firmy, które zarabiają na degradacji środowiska, starają się być w pobliżu, gdy mają zapadać decyzje dotyczące klimatu. Zapewnia im to wiele korzyści.

  • Obecność na wydarzeniu daje możliwość kontaktu z politykami, decydentami, a nawet umożliwia zabieranie głosu w dyskusjach.
  • Korporacje, które czerpią zyski z pogłębiania kryzysu klimatycznego są postrzegane jako strony w negocjacjach, a nie przyczyna problemu. Dzięki temu zyskują uwagę polityków, zwiększają ich podatność na lobbying.
  • Firmy zyskują przestrzeń do promowania fałszywych rozwiązań i nieznaczących dla redukcji emisji ulepszeń. Opóźniają w ten sposób odejście od paliw kopalnych.
  • Udział w negocjacjach ONZ wpływa pozytywnie na wizerunek firm. To strategia PR-owa, która opiera się na greenwashingu (czyli czyszczeniu brudnego wizerunku i „myciu go na zielono”, wywołując wrażenie, że firma dba o środowisko) i bluewashingu (czyli „myciu na niebiesko”, zwiększaniu publicznego zaufania poprzez bliskie kontakty z ONZ, której oficjalnym kolorem jest niebieski).

Niebezpieczeństwo wynikające z takiej współpracy opisuje nam Jesse Bragg z Corporate Accountability. To organizacja, która walczy o pociągnięcie międzynarodowych korporacji do odpowiedzialności za spustoszenia, jakie powodują w środowisku naturalnym i ludzkim zdrowiu.

"Sponsoring zapewnia trucicielom dostęp do negocjacji. To gigantyczny konflikt interesów. To tak jakby spotkanie dotyczące ograniczenia dostępu do broni w USA było opłacane przez Narodowe Stowarzyszenie Strzeleckie Ameryki, NRA. Albo jakby rozmowy o zdrowiu publicznym były finansowane przez przemysł tytoniowy" – mówi Bragg.

"Przy takim sponsoringu pojawia się pytanie, jakie wpływy zapewnia sponsorom finansowanie COP. W Paryżu i Warszawie nieskrępowany dostęp dany przedstawicielom branży kopalnianej i paliwowej podkopał sukces negocjacji, przydał większej władzy nadrzędnym interesom i uciszył głosy ludzi."

Targi przemysłowe COP

Firmy wydobywcze stanowią często ważny element gospodarki danego państwa. Podobnie jest w przypadku polskich sponsorów tegorocznego COP24 – wszystkie firmy są dużymi państwowymi spółkami. Jeśli chodzi o reklamowanie miejscowej gospodarki, polski COP24 w Katowicach nie różni się od innych.

"COPy są zawsze wystawami, targami prezentującymi przemysł różnych krajów"

– mówi Pascoe Sabido, badacz z Corporate Europe Observatory (CEO, Obserwatorium korporacyjnej Europy), organizacji, która ujawnia i kwestionuje przywileje i wpływy korporacji na stanowienie polityki Unii Europejskiej. Dla państw takich jak Polska, których gospodarka opiera się na węglu, szczyt klimatyczny to niekoniecznie ochrona środowiska, lecz raczej próba utrzymania obecnej gospodarki. "Chcą pokazać, jak ważny jest węgiel dla polskiej gospodarki i pracowników. Oczywiście nie słyszy się o zanieczyszczeniach powietrza, o tym, ile powodują przedwczesnych zgonów rocznie i ile kosztuje to służbę zdrowia" – dodaje Sabido.

Organizacje, które zajmują się lobbingiem, np. Coroprate Accountability, przewidziały taki sponsoring w Polsce i ostrzegały przed nim w swoich raportach. Jednak fakt, że Polska tak jawnie, jednowymiarowo promuje węgiel, który jest uznawany za podstawową przyczynę ocieplenia klimatu, jest poważnym zgrzytem. Sabido tłumaczy:

"Podczas gdy wśród wielu państw jest coraz większe przekonanie, że należy odejść od węgla, Polska konsekwentnie pokazuje na arenie międzynarodowej, że nie zamierza tego zrobić. Stara się pokazać – tak jak podczas COP19 w Warszawie – że węgiel jest częścią rozwiązania [kryzysu klimatycznego – przyp. autorki]. Poza Polską korzystają na tym Niemcy, którzy są również wielkim producentem i konsumentem węgla."

Polska i Niemcy stoją węglem, więc organizują COPy

Co ciekawe, Polska, podobnie jak Niemcy, najczęściej, bo aż trzykrotnie gościła COPy organizowane od 1994 roku. Czyli w ciągu 24-letniej historii szczytów klimatycznych, aż 6 razy zorganizowano je w dwóch krajach, których gospodarka jest niezwykle silnie uzależniona od węgla:

"Jeśli COP odbywa się w kraju węgla, to zawsze będzie użyty na korzyść przemysłu węglowego" – twierdzi Sabido. Choć i jego zaskakuje skala zaklinania rzeczywistości na COP24 w Katowicach. "Co roku energia nuklearna, gaz, węgiel lub przemysł motoryzacyjny sponsorowały COPy. Różnica jest w tym, jak spółki węglowe i polski rząd to prezentują. Dla porównania rok temu w Bonn, w uzależnionych od węgla Niemczech, była dekoracja z ponad 20 krajów prezentująca fazę wyjścia z węgla, więc [to, co jest w Katowicach – przyp. autorki] to jest ogromny krok wstecz."

Kto powinien płacić za COP?

Organizacja COP24 kosztowała 252 mln złotych (prawie trzykrotnie więcej niż COP19 w Warszawie, który kosztował 90 mln złotych i ponad trzy i pół razy więcej niż 70mln zł przeznaczonych na COP14 w Poznaniu). To duży, ale uzasadniony koszt. Jak powinno się finansować szczyty klimatyczne? Jak mówi Sabido, każde rozmowy organizacyjne przed szczytem o sponsoringu dają możliwość wpływu przemysłu wydobywczego na przebieg obrad. Dlatego jedyną opcją jest organizowanie COPów z publicznych pieniędzy.

"Finansowanie konferencji powinno spaść na bogate, rozwinięte państwa, które są zarazem w największym stopniu odpowiadają za zmianę klimatu. I jeśli te same korporacje, które sponsorują COP, będą płacić podatki, to wystarczy pieniędzy na takie cele."

To pozbawiłoby trucicieli ich przywilejów: współorganizacji i dostępu do negocjacji. A całkowite wykluczenie trucicieli z negocjacji pozwoliłoby na swobodną, przejrzystą rozmowę o ich roli i odpowiedzialności za obecną sytuację. Nie chodzi jednak o to aby wykluczyć firmy zupełnie z dyskusji. Bo jak przypomina dr Marcin Gerwin, specjalista ds. zrównoważonego rozwoju i partycypacji:

"To są miejsca pracy dla bardzo wielu ludzi i pytanie brzmi, co zrobić, żeby zachowali oni źródło utrzymania. Te wszystkie firmy powinny zostać zaproszone do układania planu sprawiedliwej transformacji. I tutaj ich rola jest uzasadniona. Powinny być zapraszane do dyskusji o tym, w jaki sposób zakończą swoją działalność”.

Rola społeczeństw w rozwiązaniu kryzysu klimatycznego

Poza jawną promocją węgla, obecny COP w Katowicach jest jednak wyjątkowy także pod innym względem. W tym roku po raz pierwszy w 24-letniej historii szczytów klimatycznych, do zabrania głosu zaproszono szerokie społeczeństwo. Poprzez hasztag #TakeYourSeat (z ang.zajmij swoje miejsce) można było wyrazić swoją opinię i pomysły w social mediach, które na COP przedstawił brytyjskich biolog David Attenborough. Marcin Gerwin dziwi się, że głos społeczeństwa został tak późno uwzględniony. Twierdzi, że to wokół niego powinny odbywać się negocjacje:

"Zaangażowanie społeczeństwa w ten cały proces jest kluczowe. Wyzwaniem jest zapytanie społeczeństwa, a nie rządu »Na jak daleko idące zmiany jesteście w stanie się zgodzić?«”

Widać coraz większe zainteresowanie społeczeństwa zmianą klimatu, ponieważ coraz więcej osób jest świadomych, że kryzys klimatyczny dotknie wszystkich. A szczególnie boleśnie uderzy w tych, którzy mają najmniej. Ruchy obywatelskie na całym świecie zrzeszają się i mówią coraz donośniejszym głosem. Jednym z przykładów jest przygotowanie i podpisane przez kilkadziesiąt organizacji z całego świata „Żądań ludzi” [ang. The People’s Demands] – dokumentu który punktuje, czego chcą obywatele od polityków, aby jak najszybciej rozwiązać kryzys klimatyczny. Jesse Bragg podkreśla, że jednym z postulatów jest zablokowanie dostępu do negocjacji korporacjom:

"Potrzebujemy nowego podejścia, które odpowiedzialnym za kryzys klimatyczny korporacjom i przemysłowi zablokuje dostęp do ustalania zasad mających na celu rozwiązanie tego kryzysu."

Symptom choroby

Sabido przypomina, że zmiana klimatu to symptom większego ekonomicznego problemu. Chodzi o uzależnienie gospodarki od paliw kopalnych i pazerność korporacji, w których interesie jest to, abyśmy dalej używali węgla, gazu i ropy. I to z tym ekonomicznym problemem musimy sobie poradzić. Jak? Poprzez budowanie demokracji i nakłonienie polityków do reprezentowania ludzi, a nie wielkich trucicieli.

W minioną sobotę w Katowicach, odbył się Marsz Dla Klimatu, w którym wzięło udział ok. 3 tysiące osób z Polski i zagranicy (OKO.press opisywało brutalną interwencję policji podczas tego wydarzenia). Drugiego grudnia dziesiątki tysięcy osób wyrażało swoją troskę o klimat na demonstracji w Belgii. Jednak Sabido twierdzi, że choć protestowanie na ulicy jest ważne, nie powinno być jedynym działaniem podejmowanym przez ludzi, którzy chcą wywrzeć wpływ na polityków:

"Na tę chwilę jest jasne, że liderzy polityczni nie będą słuchać naszych żądań na ulicznych demonstracjach. Potrzebujemy akcji bezpośrednich, musimy mieć bezpośredni wpływ ekonomiczny tak jak np. blokowanie kopani węgla na akcjach Ende Gelände. To jest jedna z najefektywniejszych kampanii doprowadzających do odejścia od węgla w Niemczech."

Paradoksalny efekt?

Sabido przekornie widzi także potencjał w aktywności sponsorów COP24. "Ci sponsorzy mogą sprawić, że węgiel ściągnie na siebie szczególną uwagę" - mówi. A to wcale nie będzie korzystne: ani dla nich ani dla władz.

Od początku szczytu klimatycznego codziennie wysłuchujemy nieprawdopodobnych wypowiedzi przedstawicieli polskiego rządu. Poza powyżej opisanym partnerstwem ze spółkami węglowymi, na COP spotkamy Lasy Państwowe, z ich "cudowną bronią" w walce o klimat, promuje się zwierzęce produkty myśliwskie, a dostępne posiłki to w większości mięsa, których produkcja przyczynia się do emisji gazów cieplarnianych.

Słuchając wypowiedzi premiera, prezydenta i ministra środowiska z ostatniego tygodnia faktycznie można się zastanawiać, czy ignorancją, kłamstwami i jawnym lekceważeniem zdrowia Polek i Polaków rząd nie zmobilizuje większej liczby ludzi do zainteresowania się klimatem, jakością powietrza w Polsce, węglem i ekonomicznym bilansem obecnej sytuacji. I tym, kto naprawdę w niej zyskuje, a kto traci.

Przeczytaj także:

Komentarze