0:00
0:00

0:00

„Chcemy (…), by Polacy zdali sobie sprawę, że ich Zielony Ład też dotknie. Bo on dotknie każdego Polaka. Każdy Polak za niego zapłaci. Będziemy więc starali się przekonać Polaków, żeby 10 maja poszli z nami” – tak wiceprzewodniczący NSZZ „Solidarność” Bartłomiej Mickiewicz nawołuje do protestu w Warszawie, na którym obecni będą także przedstawiciele PiS.

10 maja „Solidarność” organizuje w Warszawie wielki protest przeciwko europejskiemu Zielonemu Ładowi. Swoją demonstrację promuje szeroko w kanałach internetowych i w mediach społecznościowych.

Główne argumenty przeciwko Zielonemu Ładowi to rzekome potencjalne zubożenie polskiego społeczeństwa po wprowadzeniu nowych przepisów.

W jednym z umieszczonych w mediach społecznościowych filmików promujących protest lektor mówi:

„Prof. Władysław Mielczarski uważa, że w wyniku wprowadzenia zapisów Zielonego Ładu Polacy stracą nawet połowę dochodu. Zatrzymajmy wspólnie to szaleństwo!”.

Łatwo odnaleźć wypowiedź, na którą „Solidarność” się powołuje. Prof. Mielczarski mówił 3 kwietnia w wywiadzie dla wnp.pl:

„Ten Europejski Zielony Ład będzie szczególnie kosztowny dla biedniejszych krajów europejskich, w tym dla Polski.

Oznaczać to będzie pauperyzację społeczeństw w UE. Ponadto będzie szybko postępować utrata konkurencyjności europejskiego przemysłu”.

Niemcy przez Europejski Zielony Ład nieco zbiednieją, ale Polacy stracą przez niego nawet połowę dochodu liczonego na osobę

Wywiad dla wnp.pl,03 kwietnia 2024

Sprawdziliśmy

Byłaby to niewyobrażalna katastrofa gospodarcza. Ale nikt jej nie przewiduje. Koszty dla gospodarstw domowych zależą od naszego tempa transformacji energetycznej. A ZŁ to też gospodarcze korzyści.

Zarobki poniżej minimalnej?

„32 tys. zł. Nawet tyle za Zielony Ład będzie płacił co roku każdy pracujący Polak” – widzimy w innym filmiku promującym protest. Średnie wynagrodzenie brutto w 2023 w sektorze przedsiębiorstw w 2023 roku wynosiło 6246 zł. Jeśli więc wziąć to, co mówi profesor Mielczarski na poważnie, wówczas nasze dochody spadłyby do 3123 zł brutto. Czyli poniżej pensji minimalnej.

A jeśli wystawić sobie rachunek na 32 tys. zł rocznie, to wówczas nasze zarobki spadłyby do 3579 zł brutto miesięcznie. Również poniżej pensji minimalnej. Dodajmy jeszcze, że koszty z pewnością rozłożyłyby się na lata, i ostateczny spadek wyglądałby inaczej w liczbach. Ale sedno jest to samo – zubożenie o połowę. To rzeczywiście przerażająca wizja, której nie chce nikt.

Problem w tym, że jest kompletnie fałszywa.

Przeczytaj także:

Inwestycje się zwracają

„Prosta odpowiedź jest taka, że Zielony Ład nie spowoduje, że Polacy zubożeją o połowę” – mówi nam Paweł Wiejski z Instytutu Zielonej Gospodarki. I dodaje, że dyskusja na temat kosztów Zielonego Ładu jest dosyć skomplikowana dlatego, że ma ona kilka poziomów.

„Pierwszy z nich to koszt inwestycji, które będą nam potrzebne, żeby osiągnąć cele klimatyczne Unii Europejskiej. W debacie publicznej pojawiają się różne liczby. Popularne opracowanie z czasu, zanim ZŁ został ogłoszony, mówi o 260 mld euro rocznie inwestycji, by osiągnąć cele klimatyczne na 2030 rok. Teraz według Komisji Europejskiej to nawet 700 mld euro.

Takie liczby robią wrażenie, to 3-5 proc. PKB całej UE rocznie. Ale to inwestycje. Nie można tych pieniędzy rozkładać na obywatela i mówić, że każdy z nas tyle zapłaci za ZŁ. Gdy wydajemy na drogi na przykład 200 mld zł w ciągu ostatnich 20 lat, to nie przeliczamy tego na obywatela. Bo te drogi przyczyniły się do wzrostu gospodarczego i do zwiększenia komfortu naszego życia”.

W rozmowie z OKO.press ekspert dodaje, że nie wie, skąd biorą się twierdzenia, jakie podaje profesor Mielczarski. A sam ich autor źródeł swoich przekonań i obliczeń nie podaje.

Mielczarski jest profesorem zwyczajnym na Politechnice Łódzkiej. Chętnie udziela się w mediach. W ostatnim czasie zdecydowanie krytykuje Zielony Ład i wieszczy, że przez skupienie się na budowie elektrowni atomowej w najbliższym czasie zabraknie nam energii elektrycznej.

Druga Grecja razy dwa?

Spadek naszych dochodów o połowę (choć nie wiemy, w jakim horyzoncie czasowym) byłby dawno niewidzianą katastrofą gospodarczą. Najdramatyczniejszy kryzys gospodarczy w Europie XXI wieku to Grecja. Na skutek strukturalnych problemów tamtejszej gospodarki i narzuconych przez UE programów oszczędnościowych greckie PKB jest dziś ponad 20 proc. mniejsze niż w 2008 roku. Między 2009 a 2019 rokiem greckie średnie wynagrodzenie spadło o 26 proc.

Jeśli więc mielibyśmy zubożeć dwukrotnie, mówimy o kryzysie dwa razy poważniejszym niż w Grecji. A przecież Zielony Ład jest ogólnoeuropejski, więc razem z nami na dno leciałaby cała UE. Prof. Mielczarski twierdzi wprawdzie, że Niemcy zubożeją tylko trochę, a my silnie, ale również nie wiemy dlaczego.

Tymczasem ekonomiczne prognozy mówią zupełnie co innego. Ekonomiści, którzy je przygotowują, doskonale zdają sobie sprawę z tego, czym jest Zielony Ład. I nikt nie przewiduje, że Polska w najbliższych latach zacznie ścieżkę w dół.

To Niemcy mają problem ze spowolnionym wzrostem. Według najnowszej prognozy Komisji Europejskiej w 2025 roku niemiecka gospodarka ma urosnąć o 1,2 proc., polska – o 3,2 proc. Dlatego w kolejnych latach Polska powinna kontynuować ścieżkę konwergencji do Niemiec.

Długoterminowe prognozy są w ekonomii obarczone sporym potencjalnym błędem ze względu na nieprzewidywalne czynniki, dlatego publikuje się je rzadziej. Prof. Marcin Piątkowski uważa, że zarobki w Polsce będą dalej dynamicznie rosły i w 2030 roku będą stanowiły 80 proc. bogatych krajów Europy.

Zielony Ład to też oszczędności

Wróćmy teraz do Zielonego Ładu. Czy jest się czego bać?

„Jak osiągnięcie celów ZŁ przełoży się na wzrost gospodarczy?” – zastanawia się Paweł Wiejski. – „To zależy od bardzo wielu czynników: w jakim tempie będziemy osiągać cele klimatyczne, ile chcemy zrobić do 2040 roku, a ile później. Od rozwoju technologicznego, od tego, czy technologie będą produkowane w Europie, czy będą importowane”.

Think tank Strategy Perspectives wyliczył, że osiągnięcie celów na 2040 rok będzie wymagało dodatkowych inwestycji w wysokości 668 mld euro. Ale jednocześnie pozwoli to zaoszczędzić 850 mld euro tylko na samym imporcie paliw kopalnych.

„Bo nie będzie potrzeby importować ich już tak dużo, jak dziś. Przy okazji powstaną nowe miejsca pracy – w tej analizie mowa jest o dwóch milionach. A ambitny cel na 2040 pozwoli ostatecznie zmniejszyć cenę energii elektrycznej” – mówi Paweł Wiejski.

Nie czy, ale jak

Ekspert przekonuje, że w Brukseli nie ma już dziś dyskusji, czy osiągniemy neutralność klimatyczną, tylko jak to zrobić najskuteczniej.

„Żeby nie importować paneli słonecznych w niemal stu procentach tak jak dziś. Żeby produkować jak najwięcej baterii elektrycznych do samochodów elektrycznych. To są poważne wyzwania, a nie to, czy emisje redukować. Nawet gdyby z jakiegoś powodu UE nagle uznała, że jednak nie interesuje jej redukcja emisji, to wciąż mamy zobowiązania międzynarodowe, takie jak Porozumienie Paryskie. A inne gospodarki światowe widzą w zielonych technologiach szansę gospodarczą. Chiny i Stany Zjednoczone wspierają produkcję zielonych technologii poważnymi środkami. Nie warto zostawać z tyłu”.

ETS2 – dużo zależy od nas

„Solidarność” w materiałach promujących protest przekonuje też, że Zielony Ład jest problemem, ponieważ każdy z nas zapłaci podatek ETS2. To podatek analogiczny do ETS, gdzie za prawa do emisji CO2 płacą dziś zakłady przemysłowe. Promuje to odchodzenie od paliw konwencjonalnych. Systemem ETS2 objęte będą emisje z paliw wykorzystywanych do ogrzewania budynków.

To część Zielonego Ładu, która została już zaakceptowana, ma wejść w życie od 2027 roku.

„To, w jakim stopniu wpłynie to na portfele Polaków, zależy wyłącznie od tego, w jaki sposób przeprowadzimy transformację u nas w kraju” – mówi Paweł Wiejski. – „System ETS1 jest dziś dla nas niekorzystny, ponieważ przez ostatnie 20 lat rządy nie zrobiły prawie nic, by zredukować emisje naszego przemysłu i elektroenergetyki. Dlatego jest drogo i dlatego korzyści z tego podatku nie są tak duże, jak mogły być”

Wiejski podkreśla, że jeżeli prześpimy konieczność transformacji pozostałych sektorów, to narazimy się na to, że polskie gospodarstwa domowe do pewnego stopnia poniosą koszty tych zaniedbań.

I przypomina:

„Częścią systemu ETS2 są mechanizmy osłonowe, czyli Fundusz Społeczno-Klimatyczny. Ma on osłonić od wpływu wzrostu cen energii najuboższych oraz małe i średnie przedsiębiorstwa. I zmodernizować źródła ciepła, pomóc w dopłatach do samochodów, do transportu publicznego, by koszty rozkładały się jak najsprawiedliwiej. Wpływy z ETS2 również będą zasilały budżet i mogą być wykorzystywane na cele transformacji energetycznej".

Dyskusja w złym kierunku

Nie można zapominać, że brak transformacji energetycznej transportu i budynków w Polsce przyczyniają się do poważnych skutków zdrowotnych i do śmierci wielu tysięcy osób rocznie. Pieniądze unijne z ETS2 będą mogły być wykorzystywane do tego, by wyeliminować smog w Polsce i znacząco poprawić jakość życia Polaków.

Wiejski dodaje, że rozmowa o kosztach transformacji energetycznej jest potrzebna.

„Nie możemy udawać, że fala równo poniesie wszystkie statki – tak się nie stanie. Niektórzy na tym zyskają, niektórzy stracą. Chodzi o to, by upewnić się, że ci, którzy stracą, byli odpowiednio skompensowani. I upewnić się, że zyski będą płynąć do Polski. To powinna być oś debaty o Zielonym Ładzie, ale niestety nie jest”.

Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Rozbrajamy mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I piszemy o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.

;
Wyłączną odpowiedzialność za wszelkie treści wspierane przez Europejski Fundusz Mediów i Informacji (European Media and Information Fund, EMIF) ponoszą autorzy/autorki i nie muszą one odzwierciedlać stanowiska EMIF i partnerów funduszu, Fundacji Calouste Gulbenkian i Europejskiego Instytutu Uniwersyteckiego (European University Institute).
Na zdjęciu Jakub Szymczak
Jakub Szymczak

Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.

Komentarze