0:000:00

0:00

5 listopada 2020 Parlament Europejski i Rada Unii Europejskiej, reprezentowana przez niemiecką prezydencję, zakończyły negocjacje nowego instrumentu prawnego, który pozwoli UE zawieszać wypłaty z budżetu za łamanie unijnych wartości.

Tzw. mechanizm "pieniądze za praworządność" czeka już tylko głosowanie w Parlamencie i akceptacja Rady, do której nie potrzeba jednomyślności. Oznacza to, że rząd Prawa i Sprawiedliwości ani rząd Fideszu, ani nawet połączone siły polsko-węgierskie nie będą w stanie go zablokować.

Zarówno Polska jak i Węgry przekonywały, że chociaż nie łamią unijnych zasad, na taki mechanizm nigdy się nie zgodzą. Jarosław Kaczyński niedawno zapowiadał, że gdyby takie prawo zostało uchwalone, jego partia skorzysta z opcji atomowej: zawetuje unijny budżet w całości i/lub koronafundusz odbudowy.

Ale rząd PiS miał już okazję do weta - na lipcowym szczycie Rady Europejskiej w Brukseli. Wówczas presja na jak najszybsze zakończenie negocjacji budżetowych była jednak ogromna. Mimo połajanek polityków Solidarnej Polski Mateusz Morawiecki ostatecznie zgodził się, by państwa członkowskie zapisały w konkluzjach, że Unia powoła do życia mechanizm ochrony budżetu przed łamaniem wartości.

Premier tłumaczył wtedy polskiej opinii publicznej - wbrew faktom - że jego przyjęcie będzie wymagało jednomyślnej decyzji członków Rady Europejskiej. Ale jak pisaliśmy w OKO.press w tekście konkluzji zapisano, że decyzję podejmie Rada UE i to większością kwalifikowaną.

Przeczytaj także:

Dziś, kiedy mechanizm jest o krok od wejścia w życie, Morawiecki i Kaczyński milczą. Jedynym wyraźnym komentarzem z wnętrza PiS była wypowiedź Ryszarda Terleckiego z 5 listopada. Wicemarszałek Sejmu stwierdził, że są to "dość chaotyczne i nerwowe ruchy ze strony unijnego etablishmentu". Eurodeputowany PiS Zdzisław Krasnodębski w rozmowie z "Rzeczpospolitą" nazwał decyzję Parlamentu i Rady "niedobrym kompromisem".

Na pierwszy plan znowu wysuwają się politycy Solidarnej Polski. Z głośnym: "a nie mówiliśmy?".

Solidarna Polska triumfuje

Reakcja partii Zbigniewa Ziobry pokazuje, że konflikt na linii minister sprawiedliwości - premier nie wygasł, mimo że Zjednoczonej Prawicy udało się przetrwać wrześniowy kryzys. Solidarna Polska błyskawicznie odpowiedziała na doniesienia z Brukseli 5 listopada. Oficjalne konto partii na Twitterze opublikowało nawet grafikę potępiającą powstający mechanizm.

"Unia Europejska próbuje ubezwłasnowolnić nasz kraj! Nigdy nie będzie na to naszej zgody!" - czytamy w opisie obrazka.

Solidarna Polska Patryk Jaki

Na grafice znalazła się twarz Patryka Jakiego i cytat: "To oczywiste łamanie traktatów! To zamach na naszą suwerenność! Polska to nie powiat w Europie, to samodzielne państwo".

Sam Jaki przypomniał swój wpis na Facebooku z lipca 2020. "Veto o muerte! Veto albo śmierć!" - napisał wtedy eurodeputowany PiS z ramienia Solidarnej Polski. Partia Zbigniewa Ziobry podczas szczytu UE w Brukseli naciskała na premiera, by ten odrzucił porozumienie Rady Europejskiej. Wg źródeł Onetu Ziobro jeszcze podczas rozmów koalicyjnych we wrześniu miał wypominać Morawieckiemu brak weta.

Dziś kolejni politycy Solidarnej Polski triumfują.

"VETO albo śmierć - to hasło-symbol obrony suwerenności przed niedemokratycznymi ideologicznymi zapędami eurokratów. Arogancki wywiad z Markiem Prawdą z @EUinPL to sygnał, że musimy twardo, jednoznacznie i raz na zawsze dać odpór atakowi na Polskę" - napisał na Twitterze wiceminister aktywów państwowych Janusz Kowalski.

We wspomnianym wywiadzie dla "Business Insider" szef przedstawicielstwa Komisji Europejskiej w Polsce Marek Prawda ostrzegał, że forsowanie przez Polskę swoich interesów może spowodować, że nie skorzysta ona z unijnej pomocy. A mechanizm praworządnościowy i tak będzie ją obowiązywał.

"Lewacka agenda" pod płaszczykiem praworządności

Część polityków Solidarnej Polski poszła o krok dalej. Ich zdaniem nie chodzi tu tylko o praworządność.

"W najnowszej propozycji KE, PE i prezydencji niemieckiej budżet unijny ma być wiązany nie tylko z »praworządnością«, ale wszystkimi wartościami z art. 2 TUE. To całkowite złamanie zasady jednomyślności z art. 7 TUE. W ten sposób Polsce będzie szantażem narzucana lewacka agenda" - przekonuje na Twitterze wiceminister sprawiedliwości Sebastian Kaleta.

"Bo do wartości unijnych dzisiaj Bruksela i Berlin zaliczają przywileje LGBT, tylko czekać na próbę wpisania jako wartości konieczność przyjmowania nielegalnych imigrantów czy uznawanie pełnej aborcji i eutanazji za prawo człowieka" - ostrzega.

W podobnym tonie wypowiedziała się w Telewizji Trwam europosłanka PiS z Solidarnej Polski Beata Kempa:

"To spełnienie snów i marzeń o tym, by Polskę wreszcie wyrwać z tego, do czego dąży, czyli do ochrony wartości. Wartości chrześcijańskich, na gruncie których stanęła u swojego zarania. Wzmacniamy instytucję rodziny, polską gospodarkę, stajemy się państwem rosnącym w siłę, państwem myśli technicznej, ekonomicznej, społecznej. To wszystko drażni".

"Jakie jest niebezpieczeństwo? Z jednej strony tylnymi drzwiami wprowadzanie do nas wszelkich rozwiązań, na które my się nie godzimy. Moim zdaniem i aborcji, i eutanazji, i przede wszystkim też kwestii edukacji seksualnej do szkół. Także kwestie praw społeczności LGBT. Wszystko za pomocą szantażu i groźby, pod płaszczykiem tzw. praworządności" - ostrzega Kempa.

Jak na razie jednak kluczowym problemem rządu PiS nie jest narzucanie przez Unię "lewackiej agendy", a poważne wątpliwości dotyczące "reform" sądownictwa autorstwa resortu Ziobry.

To przede wszystkim na tej podstawie Polsce grozić może zawieszenie funduszy. O ile do niego dojdzie, bo mechanizm sam w sobie nie jest tak silny, jak chciał tego Parlament Europejski.

Co tak naprawdę jest w mechanizmie?

W OKO.press pisaliśmy, że porozumienie pomiędzy PE i Radą UE to efekt negocjacji. Parlament chciał, by mechanizm "pieniądze za praworządność" był jak najmocniejszy. Radzie, w której prezydencję sprawują obecnie Niemcy, zależało na tym, by przesadnie nie antagonizować Polski i Węgier.

Parlament musiał ustąpić w kluczowym postulacie: chciał, by do uruchomienia mechanizmu potrzeba była odwrócona większość kwalifikowana w Radzie. Wówczas państwo członkowskie posądzane o naruszenia wartości musiałoby szukać sojuszników, by odrzucić wniosek Komisji Europejskiej. Stanęło jednak na zwykłej większości - co najmniej 15 państw reprezentujących co najmniej 65 proc. ludności Unii będzie potrzebna, by taki wniosek zaakceptować.

Część eurodeputowanych jest zdania, że w ten sposób mechanizm uruchomić będzie bardzo ciężko. Rada już dziś bowiem jest niechętna sankcjom wobec poszczególnych państw członkowskich. Pokazało to fiasko procedury art. 7 Traktatu o UE, która wobec Polski toczy się w Brukseli od niemal trzech lat.

W zamian za zwykłą większość Rada zgodziła się natomiast, by mechanizm dotyczył nie tylko przypadków ewidentnych malwersacji unijnych funduszy.

Zgodnie z propozycją Parlamentu będzie mógł zostać uruchomiony także wtedy, gdy Komisja dopatrzy się systemowych naruszeń praworządności, na którą poza niezależnymi sądami składają się także prawa człowieka, demokracja i równość.

Dla polityków Solidarnej Polski te fundamentalne unijne wartości są właśnie elementami "lewackiej agendy".

Mechanizm będzie miał aspekt prewencyjny - będzie mógł zostać uruchomiony, gdy zaistnieje ryzyko naruszeń. Eurodeputowani zadbali zarazem, by końcowi beneficjenci - konkretne osoby korzystające ze wsparcia Unii - mogli otrzymywać pieniądze z pominięciem rządów centralnych.

Parlamentowi udało się też ograniczyć czas, jaki unijne instytucje będą miały na podjęcie decyzji - z postulowanych przez Radę 12-13 miesięcy do 7-9.

;

Udostępnij:

Maria Pankowska

Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio.

Komentarze