2 maja 2023 roku zmarł Paweł Smoleński, reporter i publicysta, wieloletni dziennikarz „Wyborczej”, który pisał również dla OKO.press. Pewnie nikt w Polsce nie znał się tak dobrze na wewnętrznym życiu Izraela, w tym na konflikcie pomiędzy Izraelem i Palestyńczykami. Miał 64 lata
Przez ponad dekadę mojej pracy jako publicysta „Wyborczej” (2005-2016) Paweł był moim kolegą z sąsiedniego biurka.
Dla dwadzieścia lat młodszego dziennikarza był także legendą. Byłem dumny, że poznałem go osobiście i jeszcze bardziej dumny, że mogłem pracować obok.
Paweł wrócił właśnie z ogarniętego okrutną wojną domową Iraku, gdzie był korespondentem wojennym — w najgorszym momencie, w którym w Bagdadzie co chwila wybuchały bomby, a ulubionym narzędziem egzekucji wybieranym przez islamistów były wiertarki automatyczne: porwanym przewiercali na wylot stawy i czaszki. Praca w tym kraju wymagała wówczas od dziennikarzy wielkiej odwagi.
Paweł był w „Wyborczej” od początku, wcześniej publikował w pismach podziemnych. Należał do pokolenia dziennikarzy, które walczyło o wolną Polskę, publikując w konspiracji. Inaczej niż prawicowi bohaterowie ostatniej godziny walczył naprawdę, a nie dopisywał sobie to do biografii — kiedy już za odwagę nic nie groziło. Rodzimych nacjonalistów i antysemitów nie znosił: pogardzał nimi serdecznie. Prawica z kolei pamiętała głównie, że to Paweł napisał w 2002 roku sławny artykuł „Przyszedł Rywin do Michnika", który ujawnił korupcyjną propozycję złożoną redaktorowi „Wyborczej” przez producenta filmowego Lwa Rywina — od której zaczął się kryzys polityczny prowadzący m.in. do podziału polskiej sceny politycznej pomiędzy PiS i Platformę.
Wydał kilkanaście książek reporterskich. Pisał najchętniej o Bliskim Wschodzie, zwłaszcza o Izraelu i Palestyńczykach oraz o ich niekończącej się wojnie. Był autorem wrażliwym i przenikliwym. Potrafił opisywać sprzeczne racje i konflikty, których nie da się rozwiązać, ponieważ każda strona ma racje, za które da się zabić — jak w Iraku, w Palestynie, na polsko-ukraińskim pograniczu.
Był kolegą szorstkim, ale życzliwym i niesłychanie lojalnym. W różnych konfliktach z kierownictwem „Gazety” — a konflikty zdarzają się w każdej redakcji, zwłaszcza kiedy emocje i ambicje nakładają się na malejące budżety i obcinane honoraria — byliśmy zawsze po tej samej stronie.
Miał fenomenalną reporterską pamięć. Kiedy pracował w terenie, rozmawiając z ludźmi, często nie robił notatek w ogóle. Potrafił potem zanotować wiernie kluczowe części rozmowy z pamięci. Powiedział mi kiedyś, że wielu rozmówców boi się nie tylko kamery telewizyjnej, ale nawet reporterskiego notesu — i że czują się bardziej komfortowo, kiedy go nie widzą.
Jak wielu reporterów, Paweł cierpiał bardzo z powodu kurczącego się miejsca na reportaż w prasie. Z punktu widzenia redakcji reporter jest bardzo drogim pracownikiem, a reportaż — bardzo drogim gatunkiem. Dobry reportaż pochłania często tygodnie pracy. Zajmuje też dużo miejsca na papierze. W dobie kurczących się objętości prasy drukowanej i coraz mniejszych budżetów gazet coraz trudniej było być reporterem prasowym.
Cieszyłem się bardzo, że w OKO.press udało nam się opublikować jego osiem artykułów. To wielka strata dla Czytelniczek i Czytelników — a także dla redakcji — że już nie będzie ich więcej.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Komentarze