Jak ustaliło OKO.press, już niedługo zostanie wprowadzona pierwsza z oczekiwanych zmian prawnych, zwiększających nadzór nad kontrolą operacyjną, prowadzoną przez służby. Choć nie rozwiąże ona wszystkich problemów, i tak poprawi sytuację w Polsce
Trzy służby specjalne: ABW, SKW i CBA dostaną dodatkowe obowiązki przy występowaniu do sądu lub prokuratury z wnioskami o kontrolę operacyjną. Więcej pracy będą też mieli sędziowie. Wszystko po to, by lepiej chronić obywateli przed zbędną inwigilacją ze strony państwa, głównie przed podsłuchami i nagrywaniem rozmów telefonicznych.
Proces wprowadzania nowych przepisów ruszy już w ten czwartek, 21 listopada. Właśnie wtedy Komitet Stały Rady Ministrów, na wniosek ministra koordynatora służb specjalnych Tomasza Siemoniaka, ma opiniować zmiany w trzech rozporządzeniach premiera. Jeśli opinia będzie pozytywna, nowe akty prawne podpisze premier i przepisy wejdą w życie.
Zmiany nie będą dotyczyć policji, Straży Granicznej, Żandarmerii Wojskowej ani Krajowej Administracji Skarbowej – na razie. Tam nowe regulacje muszą być wprowadzane za pomocą nowelizacji ustawy, co wydłuża cały proces oraz stawia pod znakiem zapytania możliwość przeprowadzenia go skutecznie, Na końcu przecież ustawę musiałby podpisać prezydent Andrzej Duda.
Nowe przepisy to reakcja obecnych władz na aferę związaną z używaniem programu szpiegującego Pegasus za czasów rządów PiS. Obecni rządzący zapisali nawet postulat zwiększenia nadzoru nad kontrolą operacyjną w umowie koalicyjnej. Ale to także reakcja władz na orzeczenie Europejskiego Trybunału Praw Człowieka z 28 maja 2024 roku.
To słynna sprawa ze skargi polskich obrońców praw człowieka. Wykazali oni przed Trybunałem, że w Polsce każdy i każda może być obiektem bezpodstawnej inwigilacji służb. Bowiem nie da się sprawdzić, czy i jakie informacje na jego temat zebrały służby.
Tymczasem obowiązek informowania o inwigilacji jest cywilizowaną metoda powstrzymywania służb przed nadużyciami. Po zakończeniu kontroli operacyjnej, jeśli sprawa nie trafi do sądu, człowiek musi się dowiedzieć, że służby go kontrolowały i co zrobiły z zebranym materiałem.
ETPCz przyznał im rację i nakazał Polsce zmianę przepisów. Tuż po wyroku ministrowie: spraw wewnętrznych Siemoniak i sprawiedliwości Adam Bodnar ogłosili na konferencji, że przystępują do zmian prawa.
Na razie o informowaniu obywateli nie ma mowy. O zgodę na inwigilację ma być jednak trudniej.
Skalę problemu w Polsce poznaliśmy dopiero niedawno. W maju minister sprawiedliwości Adam Bodnar przedstawił w Senacie informację o liczbie osób, wobec których w 2023 roku stosowana była kontrola operacyjna. Okazało się, że
do sądów trafiły 5973 wnioski od wszystkich służb o zezwolenie na podjęcie takiej kontroli.
Sądy zaakceptowały aż 5835 wniosków. Odmówiły jedynie dwanaście razy. 116 razy zgody nie wydała prokuratura. Najwięcej wniosków złożyła policja (5233). Na drugim miejscu znalazło się ABW (220 wniosków) i CBA (145 wniosków).
Choć już te liczby pokazują, jak wiele osób inwigilowano, dane za poprzednie lata są jeszcze wyższe. W 2022 roku służby prowadziły kontrolę operacyjną wobec ponad sześciu tysięcy osób, a jeszcze wcześniej – sprawdzano około siedmiu tysięcy obywateli.
Tylko za pomocą programu szpiegującego Pegasus służby inwigilowały w Polsce 578 osób, łącznie w latach 2017-2022. Najwięcej w latach 2020-2021 (ok. 160 osób rocznie).
Jak pisał w OKO.press Leonard Osiadło, minister Bodnar podkreślał w Senacie, że „mimo wątpliwości prawnych dotyczących korzystania z takiego oprogramowania jak Pegasus, nie zawsze cel jego użycia był naganny”. Ale jednocześnie obiecał stworzenie „kodeksu pracy operacyjnej służb”, który zwiększałby nadzór nad ich działaniami.
Problem była bowiem nie tylko sama skala inwigilacji, ale też fatalny nadzór nad nią. Sprawdziła to Najwyższa Izba Kontroli, która w swoim raporcie informowała o rażącym braku kontroli nad działaniami służb. Skutkowało to nieprzestrzeganiem obowiązujących przepisów prawa i łamaniem praw obywateli.
Co nowego pojawi się w przepisach? Funkcjonariusze służb, składając wnioski do sądów o kontrolę operacyjną, będą mieli więcej roboty. Zmienią się bowiem wypełniane przez nich formularze, do tej pory bardzo proste. Funkcjonariusze będą musieli podać w nich:
Obecnie we wnioskach wpisuje się rodzaj kontroli operacyjnej (np. podsłuch na telefon). Nie są natomiast wymagane informacje na temat narzędzi, za pomocą których kontrola jest wykonywana. Jeśli sąd o to nie dopyta, nie wie, czy funkcjonariusze użyją choćby takiego narzędzia jak Pegasus. A ten ma bardzo szeroki zakres funkcjonalności, często wykraczający poza zakres wnioskowanej kontroli operacyjnej.
Chodzi o to, by sędziowie oraz prokuratorzy, podejmujący decyzję, czy zgodzić się na inwigilację, mieli szerszą niż dotychczas wiedzę na temat prowadzonej operacji.
A także, aby mogli ocenić, czy wnioskowana kontrola nie jest nadmierna wobec prowadzonego śledztwa.
Ostatnia z planowanych zmian będzie dotyczyć sędziów. Jest ona zgodna z rekomendacją pokontrolną NIK (tak samo jak zmiany dotyczące formularzy), który uznał, że sądy powinny uzasadniać zarówno pozytywne, jak i negatywne decyzje dotyczące kontroli operacyjnej. W tej chwili sędziowie muszą uzasadnić pisemnie jedynie decyzję odmowną. Co oznacza, że gdy nie wydają zgody na choćby założenie podsłuchu, mają więcej pracy, niż gdy się na ten podsłuch zgadzają. W przypadku zgody bowiem uzasadnienie nie jest wymagane.
Po zmianach przepisów obciążenie sędziów wyrówna się niezależnie od rodzaju podejmowanej decyzji:
zarówno zgoda na kontrolę operacyjną, jak i odmowa będą musiały być uzasadnione przez sędziego.
Na razie nie ma mowy o informowaniu obywateli o inwigilacji. Do tego potrzebna byłaby zmiana ustawy. Jednak obecna władza właśnie to zapisała w umowie koalicyjnej. Że wprowadzi realną kontrolę nad służbami. Jej elementem miał być właśnie obowiązek informowania o inwigilacji po jej zakończeniu.
Ten postulat nie wziął się znikąd. Sformułowali go m.in. autorzy raportu „Osiodłać Pegaza”, przygotowanego pod auspicjami Adama Bodnara jako Rzecznika Praw Człowieka. Raport – co istotne – przygotowali obrońcy praw człowieka, którzy wygrali potem sprawę przed ETPCz.
Ale także ludzie służb.
Podkreślali oni, że cywilna kontrola nad służbami nie tylko chroni obywateli. Działa też na korzyść służb: nie pozwala przełożonym na nieprzemyślane akcje, głupie, niezasadne polecenia i polityczne wybryki. Daje czas na przemyślane akcje.
„Problem nie zaczął się razem z PiS – mówił latem OKO.press ekspert fundacji Panoptykon, jeden z wnioskodawców sprawy przed ETPCz, Wojciech Klicki. – On się tylko cały czas pogłębiał – od lat 90., czyli od początku istnienia demokratycznych służb specjalnych i policyjnych. Kiedyś służby opierały się w dużej mierze na wywiadowcach. Dziś sami nosimy ze sobą nadajniki informujące, gdzie jesteśmy i z kim się kontaktujemy. Rozwojowi technologii towarzyszyło pogarszanie się stanu prawnego. Rosły uprawnienia służb. Tymczasem nic nie zmieniało się po stronie nadzoru nad tym, co służby z danymi obywateli robią. Najbardziej spektakularnym skutkiem tego był atak służb w 2019 roku na szefa sztabu wyborczego Koalicji Obywatelskiej Krzysztofa Brejzę przy pomocy Pegasusa”.
W lipcu okazało się, że sprawą zajmuje już nie minister Bodnar, ale tylko sam Siemoniak jako szef MSWiA. Przez dwa miesiące biuro prasowe MSWiA informowało nas, że wyrok ETPCz jest analizowany (owszem, ma ponad sto stron, bo jest szczegółową analizą polskiego prawa).
Potem, w październiku, że w sprawie zostały zamówione analizy ("Minister Spraw Wewnętrznych i Administracji oraz Minister Koordynator ds. Służb Specjalnych, a także w Minister Sprawiedliwości, Szef Krajowej Administracji Skarbowej i Komendant Główny Żandarmerii Wojskowej zostali poproszeni o przygotowanie swoich opinii, które posłużą do sporządzenia zbiorczego oficjalnego stanowiska Polski określającego kierunki przyszłych działań.).
Wyglądało to źle. Zwłaszcza że w Europie cywilna kontrola nad służbami nie uchodzi za ekstrawagancję. Konieczność zmiany prawa wynika nie tylko z orzeczeń ETPCz, ale także Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej w kolejnych wyrokach.
Na przykład 4 października TSUE (w sprawie niemieckiej policji C-548/21) orzekł, że policja, przeciwdziałając przestępczości, nie może dowolnie pobierać sobie danych z telefonów komórkowych podejrzanych o przestępstwa. Takie operacje mogą być przeprowadzane tylko w przypadku przestępstw z precyzyjnie stworzonego katalogu. Przestępstw poważnych. I po zakończeniu postępowania osoba, której dane dotyczą, musi się dowiedzieć o tym, że była sprawdzana.
Po prostu – jak zauważył TSUE – nasze telefony zawierają tyle różnych danych, że obracanie nimi może się skończyć bardzo poważnymi konsekwencjami. Można z nich bowiem wyciągać wiele wniosków na temat naszego życia prywatnego, zupełnie bez związku z prowadzonym postępowaniem. Zwłaszcza jeśli dane są pobierane, przetrzymywane i przetwarzane przez służby bez żadnej kontroli.
Wdrożenie takiego wyroku do polskiego prawa – tak jak w przypadku „polskiego” wyroku ETPCz wymaga jednak zmiany ustawy. Na razie zmieniamy rozporządzenia, bo to rządowi pójdzie łatwiej. Dobre i to. Na początek.
Afery
Policja i służby
Prawa człowieka
Władza
Tomasz Siemoniak
Donald Tusk
Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego
CBA
inwigiliacja
kontrola operacyjna
kontrwywiad
Pegasus
podsłuchiwanie
podsłuchy
SKW
Analizuje funkcjonowanie polityki w sieci. Specjalistka marketingu sektora publicznego, pracuje dla instytucji publicznych, uczelni wyższych i organizacji pozarządowych. Stała współpracowniczka OKO.press
Analizuje funkcjonowanie polityki w sieci. Specjalistka marketingu sektora publicznego, pracuje dla instytucji publicznych, uczelni wyższych i organizacji pozarządowych. Stała współpracowniczka OKO.press
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Komentarze